PROSIMY JEŚLI CZYTACIE, A NIE KOMENTUJECIE ZAGŁOSUJCIE!
Hey!
Jak tam po rozpoczęciu nowego roku szkolnego? :) Mamy nadzieję, że dajecie radę ;)
Jeśli ktoś miał zły poniedziałek, to może ten rozdział choć trochę poprawi wam humor !
Dziś trochę się dzieje... A właściwie to dużo się dzieje :)
I prosimy o komentarze! Nie chcemy robić czegoś typu ''10 komentarzy = next'', bo to nie o to chodzi, prawda? :) Wystarczy zwykłe ''fajny'' albo '':)'' to naprawdę daje nam motywację i chęci do pisania!
To miłego czytania <3
PS. Dziewczyny chyba zaczynają tutaj rządzić haha :)
Louis
-Louis do cholery!
Dotarł do mnie głos mojej
dziewczyny. Zatrzymałem się w połowie drogi do drzwi i odwróciłem do niej.
-Co znowu?- zapytałem najspokojniej jak umiałem.
-Może z łaski swojej panie Louis Mam Wszystko W Swoim Sexownym Tyłku
Tomlinson pomógłbyś mi z tymi walizkami?- Cassie stanęła z założonymi rękami
obok samochodu.
-A wiesz, jest takie… Mam sexowny tyłek?- uniosłem brwi do góry, a na
usta wkradał mi się mały uśmieszek.
-Jak zwykle słyszysz to co chcesz- warknęła i otworzyła bagażnik.
-Nie. Ja słyszę to co powinienem usłyszeć, skarbie- wyszczerzyłem się i
podszedłem do niej.
Ta tylko przeklęła mnie pod nosem i złapała jakieś dwie walizki.
Zaśmiałem się cicho i również wziąłem jakieś torby. Które okazały się cholernie
ciężkie.
-Kobieto, co ty masz w tych torbach?!- wydarłem się, usiłując dojść w
całości do drzwi mojego domu.
-Akurat to co niesiesz, to ubrania- uśmiechnęła się i usiadła na
walizce.
-Ja pierdolę, nawet moje siostry nie mają takich bagaży- jęknąłem
odkładając to cholerstwo na ziemię.
-Siostry raczej się do ciebie nie wprowadzały idioto.
Zignorowałem nazwanie mnie ''idiotą'' i zacząłem grzebać w kieszeni w
poszukiwaniu klucza. Kiedy wreszcie go znalazłem otworzyłem drzwi i weszliśmy
do środka.
-Przypomnij mi, dlaczego muszę się do ciebie wprowadzić?- jęknęła Cas,
gdy przekroczyła próg od teraz naszego
domu.
-Żeby nasz związek, był
bardziej realny. A mi wystarczy, że muszę już w ogóle udawać. Nie zniósłbym
mieszkania u ciebie w domu.- odpowiedziałem spokojnie, wzruszając ramionami.
Blondynka rzuciła torby na podłogę i gwałtownie odwróciła się w moją
stronę. ''Znowu się zaczyna…''
-Myślisz, że mi to jest na rękę, tak?- zaczęła podnosić głos- Że chcę być tą twoją pierdoloną dziewczyną?!
Że chcę z tobą mieszkać, kiedy oboje szczerze za sobą nie przepadamy!? Że z
własnej inicjatywy tutaj jestem?!
-To co do cholery tu robisz?! Zawsze kiedy się o to pytam, zamykasz się
nagle i nie odpowiadasz!- teraz i ja wybuchłem.
Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię i odwróciła się do mnie
plecami. ''Nie kurwa, nie tym razem!''
-Odpowiedz mi do cholery! Czemu akurat ty musisz być tą, z którą muszę
udawać związek?!- krzyknąłem nie przejmując się tym, że drzwi są otwarte, a
ktoś może nas usłyszeć, bądź zobaczyć. W odpowiedzi dostałem ciche
westchnienie.
-Mój ojciec to wymyślił… Powiedział, że jeśli podołam temu i będę
udawać twoją dziewczynę, to zapłaci za moje studia aktorskie…- odwróciła się do
mnie- To moje największe marzenie, ale to też masz pewnie w głęboki poważaniu.
-Cassie, ja nie…
-Daj spokój. Po prostu…- uniosła dłonie do góry- Zapomnij.
Po chwili westchnąłem zrezygnowany i pokiwałem głową.
-Gdzie będę spać?
-Schodami do góry i drugie drzwi na lewo-
przeniosłem dłoń na kark.
-Dzięki- mruknęła i skierowała się w stronę schodów.
***
Otworzyłem piwo i szybko przyłożyłem butelkę do ust.
Tak skierowałem się w stronę salonu, gdzie telewizję oglądała Cas. Od tej
kłótni rano nie odzywaliśmy się do siebie i było mi głupio. Choć tak naprawdę
nie wiem czemu. W końcu nic nie zrobiłem… prawda?
-Co oglądasz?- zagadnąłem, gdy usiadłem obok niej na
kanapie.
-Jakaś denna komedia- odpowiedziała głosem wypranym
z uczuć.
Między nami nastała głucha cisza, przerywana jedynie
dźwiękami z telewizora. Poprawiłem się na kanapie i wziąłem kolejny łyk piwa.
-Chcesz? Mam jeszcze jakieś w lodówce…- zapytałem
wskazując na butelkę w mojej dłoni.
-Nie, dzięki.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem i wróciłem wzrokiem
do telewizora. Usiłowałem zrozumieć ten film, ale słabo mi szło. No, bo co jest
niby śmiesznego w tym, że facet poślizgnął się na skórce od banana? ''Nie,
dobra. To jest śmieszne…'' Zaśmiałem się pod nosem i zerknąłem kątem oka na
Cassie, która wpatrywała się beznamiętnie w ekran. Musiałem przyznać, że była
ładna. Blond włosy, były spięte w kucyka na czubku głowy. Jej duże brązowe oczy,
były okalane długimi, czarnymi rzęsami. Pełne, różowe usta, zostały pokryte
niewielką ilością błyszczyku. Cerę miała dość bladą, a policzki lekko
zaróżowione. Chyba po raz pierwszy widziałem ją bez zbędnego makijażu.
Wyglądała nawet lepiej, niż w moich porąbanych snach…
-Czemu mi się tak przyglądasz?- usłyszałem cichy
głos dziewczyny.
- Zastanawiam sie jak to możliwe, że tak chamska i
zgryźliwa osoba, wygląda jak niewinny anioł…- ''Czy ja to powiedziałem na głos?
Ja pierdolę…''- Znaczy…- zamknąłem się widząc czerwone plamy na jej policzkach.
-Dziękuję- wyszeptała mocno zawstydzona. ''To
całkiem słodkie.'' Powoli odwróciła się w moją stronę i zeskanowała moją twarz,
na co uśmiechnąłem się pod nosem- Ty też nie wyglądasz najgorzej- posłała mi
mały uśmiech i wstała z kanapy- Pójdę pod prysznic.
Oznajmiła po czym zniknęła mi z zasięgu wzroku. I
właściwie po raz pierwszy od początku naszej znajomości, trwającej jakiś
tydzień, przez głowę przeszła mi myśl. Bardzo mała. Można by powiedzieć, że nic
nie znacząca. Bo tak jak szybko się pojawiła, tak szybko też zniknęła.
Pomyślałem, że może jednak jakoś przeżyję ten związek.
Darcy
Zapowiadał się taki piękny dzień. Ptaszki ćwierkały- wkurwiając mnie
nie miłosiernie, no ale taka natura, więc wybaczyłam. Lekki wiaterek sobie
wiał- kołysząc drzewami, które robiły cienie w moim pokoju, więc musiałam wstać
i zasunąć żaluzje, ale okay, jeszcze
wytrzymywałam. Pospałam sobie jakieś 15 minut i zaczęło mżyć, robiąc hałas, który
przy tej ciszy był wyjątkowo głośny- lekko się zdenerwowałam, ale myśląc, że
będzie lepiej ponownie się położyłam, oczywiście nie zapominając o zatyczkach
do uszu. Następnie zadzwoniła do mnie mama z pytaniem czy jestem już w szkole.
Pomyliły się jej godziny- i to mnie już zdenerwowało. Nie mogłam normalnie
usnąć. Leżałam z pół godziny myśląc o tym jaki to świat jest niesprawiedliwy. O
sprawach, które mnie nigdy jakoś specjalnie nie interesowały… ''Co samotność
robi z człowiekiem.'' Na szczęście, w końcu nastał spokój. Ptaszki odleciały
lub przestały gadać, bo ich gardełka rozbolały, wiatr ucichł, drzewa się
uspokoiły, deszcz przestał padać. Wydawało się, że będzie dobrze, niestety… Po
zaledwie 5 minutach.. SĄSIAD DO HUJA PANA ZACZĄŁ KOSIĆ JEBANĄ, KURWA MAĆ TRAWĘ.
Padłam, już nie dałam rady.
Zwlekłam się łóżka i z zamkniętymi oczami, zaczęłam
szukać stopami moich puchatych ciapów. Ślamazarnie podeszłam odsłonić i uchylić
okna. Szanowne słońce szanownie oślepiło moje szanowne oczy. ''Tak bardzo się
cieszę, naprawdę.'' Chyba aż w Grenlandii
słychać było mój sarkastyczny entuzjazm. Wzięłam głęboki wdech świeżego
powietrza, aby się choć trochę orzeźwić. Moje powieki były tak ociężałe jakbym
kamienie na nich wieszała.
Słuchając warkotu kosiarki ruszyłam do łazienki. Po
drodze oczywiście nie zabrakło atrakcji. Uderzyłam się w małego palca o kant
łóżka, a następnie wpadłam na komodę przy drzwiach. Dusząc moje emocje w środku,
aby nie wybuchnąć, przemyłam twarz wodą i spojrzałam się w lustro. Włosy
poczochrane jak po spadaniu na spadochronie w czasie burzy. Odbite kanty
poduszki na policzku, suche usta.. ALE! Na szczęście nie miałam dużych worów
pod oczami jak się spodziewałam. Przynajmniej jedna dobra rzecz jak do teraz. ''Tak
się zastanawiam czy nie wstałam lewą nogą, ale niestety nie pamiętam.''
Głodna zeszłam do kuchni, włączyłam radio i otworzyłam lodówkę. To
według mnie było przesadą jak na poranek. Wielkie wiejące zimnem, białe pudło,
umiejące zrobić kostki lodu, świeciło pustkami. Do rozpoczęcia zajęć została mi
godzina, więc stwierdziłam, że zdążę sobie coś kupić na mieście.
Biegiem
weszłam po schodach, prawie zabijając się na ostatnim stopniu. Odzyskując
równowagę wpadłam do pokoju, przebrałam się i poszłam coś zrobić z tym gniazdem
dla bocianów na głowie. Pomijając fakt, że wyrwałam mniejszą połowę włosów, to
nawet nieźle mi wyszło. Minusem było to, że strasznie się naelektryzowały, więc
związałam je w koka.
Upewniając się, że wszystko spakowałam, aby uniknąć kolejnych
niespodzianek, spokojna wyszłam z domu. Miałam nadzieję, że reszta dnia minie
spokojnie. Nie wiedziałam jak bardzo się myliłam.
Idąc na autobus spotkałam panią Patricie MALIK. Szlag mnie trafił
prosto w głowę. ''Na szczęście dobrze ukrywam złość.''
-Dzień dobry kochanie!! Twoja mama nadal na wyjeździe? Radzisz sobie?
Co robisz tak wcześnie na nogach? Wszystko u ciebie dobrze? Jak na studiach?-
więcej pytań się nie dało, nie? No ale nie mogę zaprzeczyć, że ta pani jest
przemiła.
-Dzień dobry- ''Bądź miła!'' Powtarzałam, sobie cały czas w myślach, aby
zachować spokój- Tak, nadal jest poza domem, ale jest dobrze, radzę sobie.
Zajęcia zaczynam za 40 minut, przez wakacje przyzwyczaiłam się do
leniuchowania, no ale cóż poradzić, chcąc mieć prace trzeba się uczyć. A teraz
to ja naprawdę się śpieszę, zaraz autobus mi ucieknie i muszę jechać coś zjeść
na mieście, ponieważ zapomniałam zrobić zakupy do domu. Wie pani tyle zajęć, że
człowiek wszystkiego zapomina- uśmiechnęłam się lekko. Wszystko co powiedziałam
było po części prawdą i kłamstwem. Starałam się na wszystko odpowiedzieć, jak
najmilej potrafiłam. Nie chciałam wyjść na jakąś świruskę. Próbowałam również
się jakoś wyrwać spod jej pytań.
-Oh, nie ma mowy!! Nie będziesz włóczyła się po mieście tak rano. Nie
wiadomo co ci się może stać!! Zjesz śniadanie z nami w rodzinnej atmosferze. - chciałam
się wtrącić, ale jak to kobieta…- I nie przyjmuje odmowy, to już postanowione!!
Zayn cię później podwiezie- …nie da sobie przetłumaczyć.
Popełniłam błąd mówiąc jej o zakupach. Jeden głupi błąd, a tyle
narobił. I jeszcze ON ma mnie odwieźć, to chyba jakieś żarty. Jest tu jakaś
kamera? Co to ''goło i wesoło''? Zaraz przyjdzie facet ze striptizu? Błagam
zabierzcie mnie stąd.
Zrezygnowana, wzięłam jedną torbę od kobiety i poszłam z nią do jej
domu. Nie chcąc być nie miła, zaproponowałam pomoc, ale oczywiście, odmówiła. Z
jednej strony to dobrze, biorąc fakt, że dzisiaj mam pierdolonego pecha i
puściłabym kuchnię z dymem gotując zwykłą wodę na herbatę. Grzecznie usiadłam
na stołku i się przyglądałam.
-Czy mogłabyś mi pomóc nakryć do stołu?- matko u mnie to było ''Schodzisz? To se zrób śniadanie sama i jedz w ciszy i spokoju''
-Oczywiście- starałam się przyjaźnie uśmiechnąć, aby uniknąć skwaszonej
miny.
Pani Malik zawołała resztę i kazała mi zająć miejsce przy stole. Usiadłam
na brzegu, po dłuższej stronie ławy. Cierpliwie czekałam, aż wszyscy zajmą
swoje miejsca. Pierwsza zeszła Waliyha w swojej czerwonej piżamce w białe kropki
z motywem myszki miki. Śmiesznie to wyglądało w jej wieku, ale wyjątkowo jej to
dodawało uroku. Aż sama chciałam taką.
Później zszedł Zayn, miał białe skarpety, długie czarne dresy i... O
kuźwa… ON NIE MIAŁ KOSZULKI. Wędrowałam wzrokiem po jego tatuażach i umięśnionej
klatce. Przełknęłam ślinę i starałam się skupić na czymś innym. Oczywiście
marnie mi szło. Chcąc przynajmniej odwrócić swoją uwagę od jego ciała,
przyjrzałam się jego twarzy. Pełne ust miał delikatnie rozchylone, oczy lekko
przymknięte i czarne jak smoła włosy były słodko opadnięte na czoło. Bóg jest
cholera niesprawiedliwy. Czemu wszyscy bogaci są piękni i seksowni, a ci mniej
bogaci mają ryj jak stara świnia?
Co ja w ogóle wygaduje przecież on wcale się fajnie nie ubrał, tylko ma
ubrania jak pijak wyciągnięte ze śmietnika, jego ''umięśniona klatka'' to tak
naprawdę jeden wieli tłusty flak, piękne tatuaże to zwykłe kreski, a idealna
twarz.. została przejechana przez ciężarówkę. Nie będę gadać o włosach, bo to
skandal, że jest chłopakiem, a one są takie piękne. Dobra, przyznaję się bez
bicia, że ubóstwiam jego włosy.
Przełknęłam ślinę i postanowiłam skupić się na śniadaniu. Wyglądało to
jak szwedzki stół, każdy brał co chciał. Tylko nadal jednego nie rozumiem. Po
co tyle wszystkiego skoro jest tu nas czwórka?
Wzięłam dwa tosty, położyłam na nie inne składniki i wzięłam kęsa. ''Matko
jaki oni dobry ser mają!!'' Pychota. Pierwszy raz w życiu tak bardzo miałam
ochotę coś zjeść.
-Zayn, mam nadzieję, że będziesz tak miły i podwieziesz Darcy na
zajęcia- zaczęła Pani Malik.
-Och nie, nie trzeba, naprawdę. Dam sobie radę- próbowałam
interweniować..
-Chyba już to przerobiłyśmy, prawda?-.. ale na marne, jak było widać.
-Z wielką chęcią ją odwiozę- spojrzałam się na niego groźnie, ale on
się tylko wyszczerzył. Coś za chytry był
ten jego uśmieszek.
Patricia uśmiechnęła się przyjaźnie dumna, że dopięła swego. Skończyłam
pić herbatę i poprosiłam, aby Zayn już mnie podwiózł. Chwilę jeszcze czekałam,
aż skończy rozmawiać z mamą, na temat tego, o której wyjeżdża. Aaa, no tak, ona
miała jechać.. gdzieś tam. ‘’Ale to nie miało być parę dni temu?’’ Hmm, może
coś im się plany zmienił. Ale w sumie to by tłumaczyło, dlaczego nie ma reszty.
Wyszliśmy z domu i pokierowaliśmy się na podjazd. Podczas jazdy,
myślałam nad tym, że Zayn będzie sam. Sama nie wiem dlaczego. Chociaż nie, jednak wiem dlaczego. Jestem ciekawa, jak
długo zajmie mu puszczenie domu z dymem.
Haha, to by było dobre. Święty synek, został diabełkiem. Haha, jak to debilnie
brzmi.
Podrzucił mnie pod wejście do szkoły i odjechał. Oczywiście mu
podziękowałam, a mój los nie zapomniał mi dać o sobie znać. Dlatego, gdy
wychodziłam z pojazdu uderzyłam się głową o dach i zapomniałam odpiąć pasów. Na
szczęście jestem już do tego przyzwyczajona.
***
Powolnym krokiem szłam w stronę mieszkania. Jak sobie przysięgłam, że
nigdy więcej nie wsiądę do autobusu to tak ma być. Pomińmy to, że się na niego
spóźniłam. To był znak od boga, dlatego teraz oficjalnie będę chodzić piechotą.
''O kurwa! Zapomniałam iść na zakupy!'' Zła na samą siebie wróciłam się
i skierowała się w stronę centrum handlowego.
Gdy byłam już przy wejściu wpadłam na kogoś. Nie byłam bardzo zdziwiona
tym kogo zobaczyłam. Przede mną stał, sam w sobie cały i okazały pan Zayn
Malik.
-Hej!- prawie, że krzyknął mi do ucha. A no tak ma słuchawki w uszach.
-Hej- grzecznie odpowiedziałam. Widząc, że chce coś powiedzieć,
pociągnęłam za kabel co sprawiło, że odetkałam mu uszy. To dla dobra jego i
mojego.
-Na zakupy idziesz?- ''A co? Nie widać?''
-Tak- mówiłam jedno sylabami.
-Fajnie ja też- o, nieee. Już mam
dość na dziś.
-Nom- westchnęłam, a on uśmiechnął się i przepuścił mnie w wejściu.
Weszliśmy na spożywczy i przeszliśmy przez wszystkie stoiska. Każdy
brał to czego potrzebował. On to chyba robił zapasy na zimę. Jeszcze trochę bym
poczekała i by cały sklep wykupił.
Podeszłam do kasy i zaczęłam wyjmować wszystkie moje produkty.
Oczywiście on szedł za mną jakby przyszyty do mnie był. Czekałam, aż kasjerka
wszystko skasuje i zapłaciłam jej podaną kwotę. Spokojna przeszłam przez
bramki, ale oczywiście moje diabelskie szczęście jest takie, że zaczęły
piszczeć. Ten dzień chyba nie może być gorszy. ''Jeśli dowiem się po kim ten
posrany pech odziedziczyłam to go zajebię.''
Głęboko oddychając czekałam, aż przyjdzie ochroniarz. Wszyscy się na
mnie gapili. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. ''Szkoda, że nie jestem
strusiem- schowałabym głowę w piachu, albo bym spieprzała jak najszybciej bym
potrafiła.'' Starałam się przypomnieć czy czegoś nie schowałam, ale przecież wszystko wyjęłam! Zaraz… To mógł być on! On mógł mi coś podrzucić. Przecież nie
wiem jak bardzo może być posrany. Pierdolony gnojek. Nieźle to wszystko
wymyślił. Żeby tylko w kłopoty mnie wpakować. To wszystko to jego wina.
-Proszę pokazać torebkę.- oznajmił mi nowo przybyły ochroniarz.
Mocno wkurzona podałam mu torbę i zaczęłam się wydzierać na Zayna.
-To wszystko twoja wina! Wszystko to ukartowałeś. Ty mi coś
podrzuciłeś. Chcesz się mnie pozbyć! Wiem to!- jeszcze zdziwionego zaczął
udawać. Niezły z niego aktor.
-O co ci chodzi?- Kurwa, jego spokój jeszcze bardziej mnie wnerwił.
-No tak teraz udawaj! Przecież ty jesteś taki święty!- prychnęłam.
-Uspokój się! O co ci kurwa chodzi, ciągle się mnie czepiasz!
-Proszę nie krzycze..- ochroniarz próbował interweniować, jednak na
marne.
-O co mi chodzi? O CO MI CHODZI?! Jakbyś kurwa nie wiedział! Od
początku nic, tylko coś knujesz!- patrzyliśmy na siebie zawzięcie. Jakoś nie
obchodziło mnie w tamtym momencie to, że robimy scenę w sklepie.
-Proszę wyjść! Za mną- próbował nas przekrzyczeć.
W końcu złapał nas za ramiona i wyciągnął na
dwór od strony dostawczej.
-Przestaniesz się wydzierać?! Co ja ci takiego zrobiłem, że mnie tak
nie cierpisz?!
-To raczej ja powinnam się o to
spytać! Wszędzie się tylko wtrącasz! Nie jestem taka głupia jak myślisz!
-A skąd ty do kurwy nędzy możesz wiedzieć co ja myślę?!
-Proszę o spokój!- mundurowy po raz kolejny usiłował nas uspokoić.
-Nie wiem! Ale mam cię dość!- jego wzrok śledził mój każdy, nawet
najmniejszy ruch.. tak samo jak ja jego.
-Uwierz mi ja ciebie też!
-To po jakiego się do mnie przystawiasz?!
-Przystawiam?!- pisnął.
-Nie kurwa, wprowadzasz!
Nagle poczułam metal na mojej prawej ręce. Automatycznie się tam
spojrzałam. Moja ręka była skuta z lewą chłopaka.
-A teraz cisza!- wydarł się mężczyzna, który nas skuł- Pani, nic nie
ukradła, a to znaczy, że on nic pani nie podrzucił! A pan ma iść i zapłacić za
zakupy. I jeszcze jedno, macie zapłacić za wszystkie szkody jakie narobiliście.
A teraz was rozkuje ale ma być spokój.- westchnął i zaczął nas rozkuwać.
-No chyba se pan jaja robi!- zaczęłam gestykulować rękami- Jakie niby
szkody, co?! Kwiatka złamałam?!- podniosłam rękę, która była skuta.
-I widzi pani co narobiła!- wydarł się ochroniarz i wskazał na
kajdanki. ''O co mu chodzi?''
-Proszę na nią nie krzyczeć!- wielki obrońca Malik się znalazł.
-Co znowu się stało?- ‘’Spokojnie, oddychaj…’’
-Machając rękami wytrąciła pani kluczyk z mojej dłoni, który spadł do
studzienki. Więc są państwo skuci.
Spojrzałam się na Zayna z rozdziawioną buzią. ''NO KURWA CHYBA NIE!''
Alex
Zrobiłam błąd. Pomyliłam kroki. Wszystko niby okey, prawda? Ale ja
pomyliłam się już pierdyliard razy! A już jutro zawody! ''Zajebię się.''
-Alex, może zróbmy przerwę?- usłyszałam za sobą spokojny głos Lucy.
-Nie!- podniosłam nieświadomie głos- Znaczy nie, jest okey-
powiedziałam już ciszej, ciężko wzdychając.
-Mówisz tak od dwóch godzin, a cały czas się mylisz- jęknął Cody, na co
spiorunowałam go wzrokiem.
-Jak jesteś taki mądry, to może pokaż nam swój pomysł, hmn?- założyłam
ręce przed sobą.
-Cody- nagle usłyszeliśmy Danielle- Zamknij tą uroczą mordkę, a ty-
wskazała na mnie- Usiądź i odpocznij.
Oboje prychnęliśmy, ale zrobiliśmy to co kazała nam Peazer. Niechętnie
podeszłam do swojej torby i wyjęłam z niej butelkę wody.
Oparłam się o jedno z
luster i zsunęłam się na drewnianą podłogę. Odkręciłam kurek i przyłożyłam
butelkę do ust. Kiedy poczułam, że woda przyjemnie rozlewa się w moim gardle,
przymknęłam oczy. I ponownie ukazała mi się postać uśmiechniętego Nialla.
Znowu: niby okey, prawda? Ale mam tak za każdym razem, kiedy zamknę oczy. Od
dwóch dni! I do cholery, nie wiem czemu tak się dzieje. Jakoś nie widziałam go
te cztery lata i tak, brakowało mi go czasem. ''Może częściej niż czasem, ale
nigdy tak jak teraz…''
-O czym myślisz?
Otworzyłam oczy i zobaczyłam siadającą obok Lucy.
-Wiesz, że mi możesz powiedzieć?- uśmiechnęła się lekko, a ja
przytaknęłam.- No więc, o co chodzi?
Przyłożyłam dłonie do twarzy i westchnęłam ciężko.
-O Nialla.- jęknęłam.
-A co nim nie tak?- zmarszczyła brwi.
-Powinnaś spytać co jest ze mną nie tak. Ja…- zacięłam się i położyłam
ręce na nogach- Ja cały czas o nim myślę…- spuściłam wzrok na dłonie- Wcześniej
nie widziałam go bardzo długo, jakoś mi go brakowało, ale teraz… Nigdy bardziej
tak tego nie odczuwałam.
-Może się zako…
-Nie. Nie zakochałam się w nim. To nie możliwe, rozumiesz? Nie
widziałam go cztery pierzone lata, a teraz spędziłam z nim ledwo trzy tygodnie.
Możliwe, że teraz tak naprawdę go nie znam- nagle poczułam pieczenie pod
powiekami. ''Nie, nie teraz, nie rozklejaj się…''
-Serce nie sługa, Alex. Okey, może teoretycznie go nie kochasz. Ale w
praktyce coś jednak do niego czujesz. Gdyby było inaczej, raczej byś tyle o nim
nie myślała, prawda?
Nie odpowiedziałam. Siedziałyśmy chwilę w ciszy, którą przerwał głos
Danielle.
-Dziewczyny, chodźcie!
Pierwsza ruszyła się Lucy, która podała mi dłoń. Szybko ją chwyciłam i
z jej pomocą po chwili stałam na nogach.
-Dasz radę, mała. Wierzę w ciebie.- Green posłała mi delikatny uśmiech,
po czym pobiegła w stronę Peazer.
***
Po kolejnych dwóch godzinach prób, czterech kłótniach z Codym i
pouczeniach Danielle, wyszłam ze studia. Pogoda była dzisiaj pod psem. Słońce
chyba zrobiło sobie wolne, a inicjatywę przejęły chmury. Wyjęłam z torby szarą
beanie i nałożyłam ją na głowę. Schowawszy dłonie do kieszeni płaszcza,
ruszyłam do najbliższego Starbucksa oddalonego o jakieś 10 minut piechotą.
Kiedy wreszcie przekroczyłam próg kawiarni, poczułam uderzające we mnie
ciepło. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do lady.
-Poproszę bezkofeinową Decaf Espresso Roast- oznajmiłam dziewczynie za
ladą, po czym zaczęłam szukać portfela w torbie.
-Alex? Alex Morgan?- spojrzałam przed siebie z uniesionymi brwiami.- To
ja, Jade Harrison- dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
-O mój boże! Jade!- wykrzyknęłam i mimo dzielącej nas szerokości blatu,
uścisnęłam ją mocno.- Ja pierdzielę, ale jesteś śliczna! Co ty robisz w Londynie?-
uśmiechnęłam się, przyglądając dziewczynie, która przygotowywała moją kawę.
-Dziękuję, ty też- zarumieniła się lekko- Cóż, aktualnie pracuję. Muszę
zarabiać na mieszkanie- uśmiechnęła się ciepło- A ty?
-Tańczę w grupie.
-Wow, pamiętam jak o tym marzyłaś- postawiła przede mną kawę- To będzie
osiem czterdzieści.
-Tak, a ty poszłaś na tego wymarzonego psychologa?- podałam jej
pieniądze, a ona włożyła je do kasy, po czym oparła się uśmiechnięta o blat.
-Jestem na pierwszym roku- skinęłam głową i chwyciłam tekturowy kubek z
kawą w dłonie- A ty nie studiujesz?- moje ręce zastygły w połowie drogi do
moich ust. ''O kurwa.''- Coś się stało?- doszedł do mnie zmartwiony głos
przyjaciółki z gimnazjum.
-Właściwie nie, ale przypomniałaś mi, że muszę iść złożyć papiery na
uczelnię- posłałam jej uspokajający uśmiech i wzięłam łyka kawy- Mmm, jaka
dobra…
-Dziękuję- zachichotała- Gdzie składasz papiery?
-Mayer Dance Studio*- uśmiechnęłam się delikatnie.
-Mam nadzieję, że się dostaniesz. Podobno to najlepsze studia taneczne
w Londynie…
-Tak, wiem- spojrzałam na zegarek- Wybacz, ale muszę jeszcze zajść na
tą uczelnię.
-Rozumiem- skinęła- To do zobaczenia Alex.
Po przytuleniu, wymienieniu się telefonami i rzuceniu ''pa'' wyszłam z
kawiarni, z gorącym napojem w dłoni. Skierowałam się prosto na uczelnię.
***
Stanęłam przed bramą, która prowadziła na kampus. Wzięłam głęboki wdech
i weszłam na teren uczelni. Wszystkie budynki, a było ich około pięciu były
utrzymane w staroświeckim stylu. Podobnie jak teren dookoła. Gdzie niegdzie
ustawione były różne rzeźby. Ale najpiękniejszy był ogród na samym środku
kampusu. Niewielka fontanna była otoczona przez parę ławek i cudowne krzewy
kwiatów. I do tego ludzie, którzy tam byli. Na widok tych wszystkich dla mnie
nieznajomych twarzy, poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku. Ludzie tutaj
najwidoczniej dobrze się znali, a ja… Znowu musiałabym być tą ''nową''. Większość
ludzi siedziała na trawie i jadła lunch, a inni tańczyli. Można było zauważyć
tutaj wszystkie style taneczne. Przejechałam dłonią po moich włosach i
poprawiłam skórzaną, beżową torbę na ramieniu. ''Dobra, tylko gdzie jest jakaś rejestracja czy coś?'' Zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony.
-Hey, może pomóc?- usłyszałam za sobą i szybko się odwróciłam. Stał za
mną uśmiechnięty chłopak.
-Oh… Chciałabym zapytać się o przyjęcie tutaj, ale kompletnie nie wiem
gdzie mam iść…- poczułam jak moje policzki oblewa czerwień.
-Jasne, chodź za mną- uśmiechnął się szerzej i zaczął iść w bliżej
nieznanym mi kierunku. Szybko podbiegłam i dorównałam mu kroku.- Więc chcesz
tutaj studiować?- spojrzał na mnie.
-Tak- odpowiedziałam od razu- A ty? Studiujesz tutaj?
-Jestem na trzecim roku.
-Oh…- spuściłam wzrok na swoje buty.
-A tak właściwie to jestem James- chłopak wystawił do mnie dłoń, którą
delikatnie ścisnęłam.
-Alex- uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na jego twarz.
Dziwne, że dopiero teraz zauważyłam fakt, że był przystojny. Miał
ciemne włosy, postawione na żel, lekki zarost, odznaczające się kości
policzkowe, przyjazny uśmiech i ciemne, zielone oczy. Chłopak widząc, że mu się
przyglądam tylko powiększył swój uśmiech, a ja pewnie jeszcze bardziej zrobiłam
się czerwona.
-Jesteśmy- oznajmił James i zatrzymał się.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam wchodzić po schodach.
-Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczmy!- usłyszałam jeszcze za sobą.
-Tak, na pewno!- odpowiedziałam i weszłam przez szklane drzwi do
budynku.
*NASTĘPNEGO DNIA*
Dzisiaj miały się odbyć zawody.
Kiedy dowiedziałam się, że jest szansa, że Mayer Dance Studio przyjmą mnie na
następny rok, cały wieczór siedziałam nad papierami i tymi wszystkimi
formalnościami, więc udało mi się to wysłać późnym wieczorem. W mailu
powiedzieli, że dadzą mi odpowiedź, lecz nie są niczego pewni. W wyniku czego
zostało mi się tylko modlić, by mnie przyjęli.
Od szóstej rano byłam na chodzie i dopinałam z dziewczynami wszystko na
ostatni guzik. Musiałyśmy uzgodnić stroje, podwózkę i miliard innych rzeczy.
Kiedy wreszcie udało nam się wszystko ogarnąć, pobiegłyśmy na próbę.
Zapierdalaliśmy razem równe cztery godziny, zanim stwierdziliśmy, że wszystko
jest idealnie. Umówiliśmy się, że chłopaki pojadą samochodem Kevina, a ja i
dziewczyny załadujemy się do auta Danielle.
Razem z Lucy od jakiś piętnastu minut siedziałyśmy na kanapie,
niecierpliwie czekając na Peazer i Rox. Jeszcze raz poprawiłam kucyka na samym
czubku głowy i wygładziłam materiał moich zwężanych dresów.
-Wyglądasz idealnie Alex- usłyszałam głos przyjaciółki.
-Dziękuję- odpowiedziałam cicho, zarumieniona- Ty też- posłałam jej
niewielki uśmiech.
-Wiem, bo ty mnie przyszykowałaś- wyszczerzyła się- Zdenerwowana?
-Jak cholera- wypuściłam powietrze z ust- Już raz przegraliście i…-
zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć, gdyż Lucy weszła mi w słowo.
-I to się nie powtórzy, bo teraz mamy ciebie- usiadła obok i objęła mnie
ramieniem.- Rozumiesz?
Pokiwałam niepewnie głową, a po chwili usłyszałyśmy dźwięk dzwonka do
drzwi.
Obie szybko zerwałyśmy się na równe nogi i pobiegłyśmy do wyjścia. Kiedy
otworzyłam, ukazała mi się uśmiechnięta buźka Vanessy.
-Hey- wyszczerzyła się. ''No tak, Vanessa Rox- wieczna optymistka.''
-Cześć- odpowiedziałyśmy równo.
-Gotowe?- zapytała robiąc nam miejsce w przejściu.
-Jak nigdy- uśmiechnęła się Lucy, zamykając drzwi.
''Jak nigdy.'' Powtarzałam sobie jak mantrę przez całą drogę do
samochodu.
Po jakiejś godzinie byłyśmy na miejscu. Oczywiście jako uczestniczki,
mogłyśmy zaparkować na tyłach niewielkiego jak na arenę budynku. Kiedy Danielle
zaciągnęła hamulec ręczny, wszystkie jak poparzone wyskoczyłyśmy z samochodu.
-Gdzie chłopaki?- zainteresowała się Lucy.
Zaczęłam się rozglądać, a po chwili zauważyłam opartego o maskę auta
Codyego.
-Tam są- wskazałam jej chłopaków i sięgnęłam po swoją torbę.
Przewiesiłam ją sobie przez ramię, po czym powoli skierowałam się w
stronę wejścia. Po chwili dotarła do mnie reszta ekipy.
***
Gdy Danielle skończyła mój makijaż, zwolniłam miejsce Van. Do naszego
występu mieliśmy jakieś piętnaście minut. Szczerze? Z każdą minutą czułam coraz
większą niepewność. Cały czas wycierałam spocone dłonie o spodnie. Denerwowałam
się niemiłosiernie. Nie chciałam zawieść nikogo. Sędziów, Lucy, Danielle, Van,
Codyego, Zacka, Kevina, Charliego… Siebie. ''Przede wszystkim nie chciałam
zawieść samej siebie.''
Wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się dookoła. Chłopaki znów
powtarzali układ, a Danielle malowała Rox.
I brakowało mi tu tylko jednej osoby. Mianowicie Lucy. Zaczęłam szukać
jej wzrokiem, aż natrafiłam na długie czarne włosy. Ruszyłam w jej kierunku, a
kiedy znalazłam się obok, położyłam dłoń na jej ramieniu. Gdy na mnie nie spojrzała,
skierowałam wzrok na punkt, w którym były utkwione jej oczy.
-O kurwa- wymsknęło mi się, gdy zobaczyłam tych wszystkich ludzi. Oni wszyscy
oglądali zawody. Oceniali tancerzy. Będą oceniać naszą grupę. Będą oceniać mnie. ''Słabo mi…''
-Lepiej bym tego nie ujęła.- usłyszałam cichy głos przyjaciółki.
-Spójrz na nich- wskazałam aktualnie występującą grupę- Są świetni.
-Ta, ale my jesteśmy lepsi- usłyszałyśmy głos Peazer, na co obie się
odwróciłyśmy.- Chodźcie, zaraz wchodzimy.- posłała nam szeroki uśmiech i
złapała za ręce.
Wszyscy ustawiliśmy się w kółeczku i położyliśmy na sobie nasze dłonie.
-Damy radę, rozumiecie?- zaczął Cody.
-Tak. Jesteśmy świetni.- uśmiechnęła się Van.
-I zajebiści!- zaśmiał się Zack.
-Musimy to wygrać- uśmiechnęła się niepewnie Lucy.
-Na bank to wygramy.- stwierdził Charlie.
-Nie ma innej opcji. Z naszym talentem i układem Alex, mamy wygraną w
kieszeni!- uśmiechnęła się Danielle.
-Alex?- Kevin spojrzał na mnie.- Powiesz coś?
Westchnęłam ciężko i spojrzałam po wszystkich. Wyglądali na
bardzo pewnych siebie. Zazdrościłam im w tej chwili odwagi. Uśmiechnęłam się
delikatnie i odchrząknęłam, próbując pozbyć się niewielkiej guli w gardle.
-Wejdźmy tam i wygrajmy to!- krzyknęłam na co wszyscy równie głośno
zgodzili się ze mną.
Po chwili stanęliśmy przy wyjściu na scenę. Nagle znów poczułam jak
szybko bije mi serce, a dłonie zaczynają się trząś. Krew w żyłach zaczęła mi
szybciej płynąć, a w głowie pojawiały się obrazy, gdy zawsze coś mi się nie
udawało. ''Kurwa, dawno się tak nie denerwowałam…'' Lucy chyba to wyczuła, bo
złapała moją dłoń i ścisnęła, uśmiechając się delikatnie. Próbowałam uspokoić
emocje, co nie przynosiło żadnego skutku. Zamknęłam oczy i zaczęłam odliczać od
pięciu w dół. Wtedy usłyszałam głos prowadzącego.
-A TERAZ NIEPOWTARZALNI…
Pięć.
-NIESAMOWICI…
Cztery.
-OGROMNIE UTALENTOWNI…
Trzy.
-MŁODZI TANCERZE Z LONDYNU…
Dwa.
-PANIE I PANOWIE…
Jeden.
-DANCE UP YOUR LIFE!
Zero.
Usłyszałam muzykę.
Otworzyłam oczy.
I wszystko oprócz moich ruchów przestało mieć znaczenie.
***
Wcisnęłam się w swoje spodnie, co było nie lada wyzwaniem. Nie dość, że
były mega obcisłe, to jeszcze ja byłam cała spocona jak szczur. ''Super
porównanie, nie ma co.'' Zaśmiałam się pod nosem z własnej głupoty.
-Alex! Idziesz?!- wydarła się Lucy, ale mimo wszystko słyszałam tą
radość w jej głosie.
Nie mogłam jej się dziwić. Sama szczerzyłam się jak idiotka. Może nie
wygraliśmy, ale drugie miejsce w zupełności mi wystarczało. A reszta ekipy,
cieszyła się tak samo jak ja. Twierdzą, że to dzięki mnie zaszli tak daleko,
ale ja tak nie uważam. Sami są świetni, ja im nie wiele pomogłam. Ale wracając
do rzeczy, zajęliśmy drugie miejsce i cieszyliśmy się jak pojebani.
-Daj mi dziesięć minut!- odkrzyknęłam.
-Pospiesz się!
Schyliłam się i zaczęłam wiązać moje tenisówki.
-Przepraszam, czy Alex Morgan?- usłyszałam nad sobą niski głos, więc
spojrzałam w górę.
Przede mną stał starszy ode mnie mężczyzna, uśmiechając się przyjaźnie.
-Tak, mogę w czymś pomóc?- zapytałam grzecznie i podniosłam się.
-Właściwie to tak. Mam dla pani propozycję.- złączył przed sobą dłonie.
-Słucham- uśmiechnęłam się, trochę zdezorientowana.
-Czy byłaby pani zainteresowana pracą choreografa?
Pracą? Choreografa? ''Że co?!''
-Chyba nie rozumiem…- założyłam kosmyk włosów za ucho.
-Jestem menagerem, a moja grupa potrzebuje choreografa. Zobaczyłem
panią na scenie i to jak pani tańczy. Zauważyłem u pani potencjał, miłość do
tańca, determinację. I tego właśnie potrzebuję. Jeśli będzie chciała pani
porozmawiać, proszę do mnie zadzwonić.- uśmiechnięty, wyciągnął z kieszeni
wizytówkę z numerem. Po chwili była ona już w mojej dłoni.
-Przepraszam, ale nie ma tu pana nazwiska- stwierdziłam patrząc na
skrawek papieru w mojej dłoni.
-Oh, nazywam się Paul Higgins.
*Mayer Dance Studio- wymyślona nazwa, taka instytucja nie istnieje.
Podoba ci się? Skomentuj !