środa, 25 czerwca 2014

14.

ANKIETA! PO BOKU! --------------------------------------------------------------->

PROSIMY JEŚLI CZYTACIE, A NIE KOMENTUJCIE ZAGŁOSUJCIE!


Hey!
Ten rozdział jakoś trudno nam się pisało... Więc nie jest (naszym zdaniem) jakiś najlepszy. Ale chciałyśmy go już dodać, so...
Przepraszamy za poniższe :<

Zayn

Matko, nie mogłem spać. Szyja mnie tak napierdzielała, że masakra. Powoli próbowałem wstać, nie budząc przy tym nikogo. Rozejrzałem się po całej polanie. Każdy spał jak zabity. Zastanawiam się skąd oni tyle piwa wzięli. Ciężarówką przywieźli? Spojrzałem się na Darcy. Tak słodko spała. Przytuliła się do koca i.... Nie myśl o niej! Boże nie rozumiem sam siebie. Ona mi się nawet nie podoba! Dobra muszę się przyznać, że na początku mnie tak jakby oczarowała.  Jest piękna, to musze przyznać. Chciałem ją po prostu bliżej poznać.
Okazało się to nie być takie łatwe. Ignorowała mnie przez cały czas. Więc odpuściłem sobie podrywanie. Tak, flirtowałem z nią. Aż wstyd mi się do tego przyznać przed samym sobą. No ale ja jestem tylko facetem. Po jakimś czasie myślałem, że udaje taką nienormalną, żeby.. sam nie wiem, mnie poznać? Pochwalić się, że poznała gwiazdę? Nie to, że uważam się za kogoś wielkiego. Nie lubię tak mówić i nie lubię jeśli ktoś tak mówi. Po prostu robie to co kocham. Nie spodobało mi się, to że chciała mnie wykorzystać… Zmieniłem zdanie po jednym dniu.
Później poznałem ją. Znaczy nie całkowicie, ale po części. Szczególnie jej charakter. Wkurza nie miłosiernie. Ja chciałem po prostu kogoś poznać. Od, tak. Nudziło mi się trochę. Co ja wygaduje? Przecież mogę robić, co chce.. w miarę  możliwości. No ale, myślałem że może jest fanką. To chciałem zobaczyć jak wygląda takie życie, od innej strony. Chciałem się dowiedzieć, jak to jest.. się ubóstwiać. W sensie jak to jest mieć mnie za idola. Jak to dziwnie brzmi... Nigdy nie miałem jakiegoś takiego wielkiego idola.  No ale pomyliłem się. I to jak! Ona się ze mnie nabija. I jest taka frustrująca. Na każdym kroku musimy się wyzywać. Chciałem się zemścić, tylko że nie wiedziałem na czym. Bo w końcu to ja ją zaczepiłem. Czy ja zawsze muszę być taki głupi?! Nie wiem nawet dlaczego jej teraz nienawidzę. To przyszło tak z dnia na dzień. Muszę dać sobie z nią spokój.
Przyrzekam sobie, że już więcej nie będę do niej startował. Po prostu puszczę ją w nie pamięć. Jezu, przez te parę dni zachowywałem się jak mrówka podczas okresu. NIGDY WIĘCEJ.
Obudziłem dziewczynę, a raczej budziłem. Próbowałem wszystkiego. Krzyczałem jej do ucha, zdjąłem z niej koc, nawet ciągnąłem ją za nogi przez całą polanę. A ona nic, śpi jak zabita. Myślałem nad zdjęciem jej bluzki, ale to by była przesada. Tym bardziej, że jest gorąco, więc i tak by się nie obudziła. Zrezygnowany, pociągnąłem za koc, na którym spała Darcy. Miałem nadzieję, że może teraz łaskawie wstanie. Ale nie, jak to mówią nadzieja umiera ostatnia. Zebrałem wszystko co tutaj przywiozłem i zaniosłem do bagażnika. Dziewczyna jak wcześniej, nadal leżała. Wziąłem ją na ręce i położyłem na tylnych siedzeniach. A może położyć ją na asfalcie i zatrąbić parę razy? Niee, jeszcze by mnie zabiła. Usiadłem za kierownicą i chciałem odpalić samochód. Ale nic, się nie działo. Kurwa jeszcze auto przeciw mnie!! Ja pierdole co za dzień. Odwróciłem się do tyłu, a „królewna” przewróciła się na drugi bok. Mam dość. Przerzuciłem ją sobie przez ramię i pobiegłem do basenu. Wrzuciłem ją do niego.
WRESZCIE!! Czemu o tym wcześniej nie pomyślałem?!
- CO TY ROBISZ?!?!?!  NIEDOROBIENIEC, JEBANY. Nie mogłeś mnie normalnie obudzić!! Co ty w ogóle sobie myślisz?!?!- darła się, a ja sobie po prostu stałem i patrzyłem się na nią. Ty, se kuźwa nawet nie zdajesz sprawy co ja robiłem żeby cię obudzić.
- Wojna by mogła tutaj być a ty byś się nie obudziła, tak dla twojej wiadomości!
- Tsa, jasne. Ty to niby lepszy. Chrapiesz jak cholera. Nie mogłam usnąć!
- Jakoś ci to nie przeszkadzało, w przytuleniu się do mnie! Oddychać nie mogłem!
- YGHR!!! DUPEK!!!- ha i mam cię! Pff, ja chrapie, na pewno. Dobrze, że siebie nie słyszysz.
Podszedłem do samochodu i podniosłem maskę. A Darcy weszła do środka. Sprawdzałem wszystko po kolei, ale nic nie mogłem znaleźć, co by było usterką. No, ale też nie mogłem się skupić, bo Smith cały czas wsiadała i wysiadała z samochodu trzaskając drzwiami. W końcu oparła się o nie i zaczęła się wszystkiemu przyglądać. Wróciłem do przeglądu i czułem jak się na mnie gapi. Uśmieszek wstąpił na moją twarz. A ona od razu się odwróciła. Słyszałem jak burczało jej w brzuchu.
- Jak chcesz to w bagażniku zostało jeszcze trochę jedzenia.
- Nie jestem głodna- odburknęła
- Jak chcesz.
W końcu się przełamała i wzięła sobie coś do jedzenia. Czułem się zwycięzcą. Ale szybko to minęło, bowiem nadal nie mogłem naprawić samochodu. Zamknąłem maskę i sam coś zjadłem. Dzisiaj było tu tak upalnie. Chyba ze 30 stopni. Myślałem, że zaraz się roztopię, więc zdjąłem koszulkę. Dziewczyna zatrzymała się w połowie z kanapką. Hahahahah, jej mina była nie do opisania.
- Co, podobam ci się?- poruszyłem znacząco brwiami, a ta ciekła do samochodu. Hahah, zarumieniła się! O boże, nie sądziłem, że tak łatwo ją rozproszyć. Po chwili usłyszałem ponowny trzask drzwiami. I zobaczyłem dziewczynę. Oniemiałem. Ciężko przełknąłem ślinę i zmierzyłem ją od góry do dołu. Miała na sobie krótkie spodenki. One były naprawdę krótkie! I zgaduję, że od w-f. Dół bluzki był przeciągnięty przez kołnierz, przez co wyglądało to jak by miała top. Muszę przyznać, że jej figura robi na mnie wrażenie. Ale miałem nadzieję, że nie będę miał za czym tęsknić, kiedy postanowiłem sobie, że dam sobie z nią spokój. Tym razem na jej twarzy widział ten uśmiech zwycięstwa. Odszedłem od niej  i poszedłem się przejść. Po drodze kopnąłem kamyk. Co to kurna była jakaś gra? Zawsze musi mi dogryźć. ZAWSZE. Oparłem się o drzewo i zacząłem  jej się przyglądać. Oparta była o samochód i jadła kanapki. Zauważyłem, że związała sobie włosy w koka. Po chwili zaczęła pić wod… DOSYĆ. Muszę ochłonąć. Ona jest teraz taka.. inna, seksowna. Przestań o niej myśleć Malik! Zebrałem się w garść i już byłem gotów aby pójść. Do czasu, aż się znowu odwróciłem. Weź przynajmniej zmień te spodenki, no ludzie! Minęło 5 minut i zdecydowałem się wrócić. Przygryzłem wargę widząc, jak odpycha się od samochodu. Podeszła do mnie.
- Czemu nie jedziemy?- spytała się, tak spokojnie. Tak nie naturalnie.
- Bo samochód nie chce odpalić- starałem się być chłodny, ale mi nie wyszło.
- O matko i nic nie zrobiłeś?!- stała i patrzyła się na moją klatę i tatuaże. Nie na moją twarz. Chyba nie tylko ja nie mogłem ochłonąć. Ponownie się uśmiechnąłem wiedząc, że na nią tak działam.
- Próbowałem- odparłem ze stoickim spokojem.
Darcy, jakby mi nie wierzyła podniosła maskę samochodu  i przyglądała się. Po czasie zamknęła ją. I co nie udało się? Pff, nie jestem taki głupi żeby czegoś nie zauważyć. Ale jak to ona, nie dała za wygraną i wsiadła za kierownicę, starając się odpalić samochód. Nagle ją oświeciło. Wybiegła ze środka i podbiegła do tyłu.
- WIEDZIAŁAM!!!- krzyczała w niebogłosy, tańcząc jakiś taniec. Z przykrością muszę stwierdzić, że nie umie tańczyć.
Popatrzyłem się na nią, a ona wskazała mi rurę od silnika, w której utkwiony był ziemniak. Moja buzia sama się otworzyła. Serio?!!! ZIEMNIAK?!?  Skąd tu do kurwy nędzy ziemniak!?!? Ja pierdolę, co za dzieci się tak bawią!! Gdybym tylko wiedział, który to zrobił. Spojrzałem na Darcy, a ona uśmiechała się jak głupi do sera. Byłem wkurzony? Już nie. Wystarczyło, że spojrzałem na ten jej uśmie...  Jezu jak ta dziewczyna, na mnie działa. Byłem zażenowany. Ale nie tym, że sam na to nie wpadłem.
Raczej tym, że ona tak cholernie zajebiście wygląda. Wyjąłem kartofla i usiadłem na miejscu kierowcy. Poczekałem, aż dziewczyna wsiądzie i ruszyłem do domu. Przez całą drogę się nie odzywałem, a ona jak nigdy cały czas się uśmiechała. Tak ładnie wygląda jak się uśmiecha. STOP! Masz sobie dać spokój idioto!
Odwiozłem dziewczynę do domu, i pojechałem do siebie. W pokoju upadłem na łóżko, i krzyknąłem w poduszkę. Zachowuję się jak nastolatka. Muszę z kimś pogadać. Może Lou? Chyba mi poprawi humor. Przecież to Louis. On na pewno coś wymyśli. Później zadzwonię do Nialla, opowiadając mu dziwny kawał Louisa, i usłyszę jego śmiech, przez co sam się będę śmiał. I dzień nie okaże się całkiem do dupy. Wybrałem numer Tommo i zadzwoniłem. To już chyba trzeci raz! Ludzie, ratujcie mnie. Ileż można odbierać telefon?! Ja się pytam! Dzwonię ostatni raz, jak nie odbierze to dzwonię do Harrego. Lou błagam odbierz. Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci sygnał. Już tracę nadzieję.
- Co tam Malik?- dziękuję!!! Nie muszę się już bać Harrego. Znając go to na pewno pierwsze pytanie byłoby „ Przespałeś się z nią?”
- No wreszcie!!! Dłużej się nie dało?!- niech następnym razem szybciej odbiera ten telefon, bo po co go w końcu ma? Do grania w sudoku?
- Ciesz się, że w ogóle odebrałem.- mówił zbyt pewny siebie i był też zirytowany.
- Dzięki jesteś taki miły i łaskawy- wielbić Louisa! O mój Tomlinsonie jesteś moim panem!
- I dzwonisz, żeby mi to powiedzieć?- coraz bardziej się irytuje.
- Egh, nie. Potrzebuje z kimś pogadać a właściwie to się wygadać- nie jestem już taki pewny co do tej rozmowy.
- I to ja jestem tym szczęściarzem? Oh Malik... No dawaj.
- Nie pomagasz- tym razem ja byłem zirytowany
- Sory, sam jestem trochę... Nie ważne. Mów, poważnie.- oj Lou nie w sosie. Może kiedy indziej z nim pogadam? Nie będę musiał się tłumaczyć, Tommo mnie nie zbeszta i wszyscy szczęśliwi!
- Coś się kroi. Czy na pewno jest u ciebie wszystko ok?
- Teraz nie mówimy o mnie. Czekaj... Nie mów, że chodzi o dziewczynę- zaśmiał się. I wszystko prysło jak bańka mydlana. Nie wywinę się już.
- Nie dobijaj mnie-westchnąłem- tak chodzi o dziewczynę
- ZAMIENIAM SIĘ W SŁUCH.- już słyszałem to jego podekscytowanie
- No więc...- próbowałem jakoś zacząć
 -Zayn, wyduś to z siebie- jeśli będziesz mi tak przerywał to na pewno ci nie powiem idioto!
- Nie przerywaj mi.. No więc poznałem dziewczynę, i ona jest taka fajna i ładna...- opowiedziałem mu wszystko po kolei. To jak ją poznałem, to jak za nią chodziłem. Wszystkie wypadki, wpadki, upadki itd. I to jak spędziliśmy wczorajsze popołudnie i wieczór. Oczywiście nie ominąłem dzisiejszego poranka. Chłopak wybuch śmiechem słysząc o ziemniaku utkwionym w rurze i tym, że to nie ja naprawiłem samochód.
- Ona musi być jakaś... No jak można się oprzeć Zaynowi Sam Seks Malik?- czuję się zażenowany, choć był to dla mnie komplement.
- Ha ha ha bardzo śmieszne. No ale sam nie wiem czemu jej nie lubię. Wkurza mnie to że nie zwraca na nic uwagi.- chyba raczej na ciebie, o teraz to się odezwałeś mózgownico!- Musze odpuścić..
- Odpuścić? Hahaha boże. Od kiedy ty odpuszczasz?- nigdy, tak dla twojej wiadomości.
- Zamknij się, ten jedyny raz chyba mogę...-chyba.
- Pewnie masz racje, nawet TY nie dałbyś rady jej poderwać- słyszałem to wyzwanie w jego głosie. Nie ma mowy, nie mogę się poddać!
- Lou, nawet nie zaczynaj-próbowałem ratować sytuację- Jestem pewien, że ty byś na pewno nie dał rady- no ale co ja poradzę że nie umiem przegrywać?
- To co? Może zakład, Malik?- wiedziałem, po prostu wiedziałem.
- Jesteś beznadziejny wiesz? Przyrzekłem  że ją sobie odpuszczę....- mówiłem coraz ciszej
- Serio? Ale ty jesteś głupi... Próbowałem cię jakoś zmobilizować człowieku! Kurna ty nigdy się nie poddajesz! Jak dziewczyna ci się podoba to coś z tym zrób! A nie ''odpuszczam sobie'' rozumiesz?! Każda inna rzuciłaby ci się w ramiona. Niech ona będzie dla ciebie wyzwaniem.- filozof się znalazł
- Ja pierdole i co mam niby zrobić, czekoladki jej kupić?
- To może być dobry początek. Co ja mam cię uczyć jak dziewczynę poderwać? Jak tak, to lepiej zadzwoń do Styles, wiesz on jest doświadczony.- nabijał się ze mnie. Taa oby tak dalej stary! Na pewno wyjdę z dołka.
- Jestem lepszy w podrywaniu od ciebie, pff.. A Styles  to prędzej ciebie poderwie niż jakąś dziewczynę, haha.
- Nawet mi nie wspominaj o Larrym- warknął- Ale no weź Malik! Co ty baba?! Leć tam do tej jak jej tam.. Darcy? Włącz swój urok osobisty...
- Hahah, boże i po co ja dzwoniłem, miałeś mi powiedzieć żebym dał sobie spokój. Kurna mogłem się domyśleć, że ty to zaraz tylko o zakładach myślisz, choć i tak wiesz, że przegrasz.
- Jeszcze zobaczymy. Przegrany... Przez całą trasę ścieli łóżko wygranego!
- Dobra! A tak w ogóle to o co jest zakład? Bo cię nie rozumiem. Kto pierwszy z nas ją poderwie?
- Nieee. Moim zdaniem ci się nie uda. Jak jej nie poderwiesz będziesz mi ścielił łóżeczko hahah
- Zdziwisz się jeszcze. Czyli co, muszę ją poderwać żebym wygrał? Nie ma sprawy
- Haha i wrócił pewny siebie Malik. Takiego cię znam i lubię, stary
- Taa, dzięki - zaśmiałem się- no ale co tam u ciebie? Coś się na pewnie stało, hmm?
- Mówiłem ci już, że nienawidzę Modestu?- oho, znowu coś zrąbali.
- Co tym razem?
- Cóż... Teraz bym ich chętnie zajebał i zakopał w rowie.- matko jaki wściekły się zrobił.
- Widzę że to coś poważnego
- Chodzi o to...- czy ja usłyszałem jego imię wypowiedziane damskim głosem?- Idę już! Nie drzyj się! Boże, zabiję się...- westchnął- Dobra Zayn, ja muszę lecieć. Pozdrów tą twoją ukochaną. Trzymaj się, stary!- „ukochaną”, ona nie jest moją ukochaną!!
- Ty też, stary i dzięki poprawiłeś mi humor ale pamiętaj że ciebie też czeka rozmowa!- nie odpuszczę ci, co to, to nie.
- Tak tak, jasne. Kocham cię i tak dalej.-znów ten głos- IDĘ!!!!!!!!- rozłączył się

Po rozmowie, myślałem przez godzinę, jak mogłem się tak wkopać. Zawsze musi się ze mną założyć, wie że nie odmówię. Cholera, moje obietnice szlak trafił. I co teraz? Będę jej pilnował jak psa? To będzie męczarnia.

Niall

Odkąd Clarie przyjechała minęły dwa dni. Od tego czasu też nie widziałem Alex. Właściwie to od momentu, gdy moja dziewczyna w dość dziwnym momencie nas zobaczyła. Tak, słuchałem potem jej gadaniny przez jakieś cztery godziny. Choć wiem, że to tylko i wyłącznie moja wina. Bo przecież to JA prawie POCAŁOWAŁEM ALEX. Przez to moja dziewczyna myśli, że ją zdradziłem, a moja przyjaciółka chyba mnie unika. ''Ty zawsze potrafisz wszystko spieprzyć''. ''Może choć raz zamiast mnie dołować, pocieszyłbyś co?''. ''Po co? Stary, zawaliłeś. Koniec, kropka''.
-Niall!
Dopiero teraz usłyszałem głos Clarie. Spojrzałem na blondynkę przede mną.
-Wreszcie. Wróciłeś już na ziemię?- uniosła jedną brew do góry. Normalnie rozbawiłoby mnie to, ale teraz…- Dobra mniejsza o to. Zaraz jedziemy.
Pokiwałem głową. Chciałem złapać ją za rękę, lecz ona szybko ją zabrała i wyszła z pokoju. Wypuściłem ciężko powietrze z ust i skierowałem się na schody. ''Muszę to jakoś naprawić…''

***
Spojrzałem na mojego brata i znów wybuchłem śmiechem. Nadal nie rozumiem jak Denise go do tego namówiła.
-No weź, ta koszula nie jest taka zła…- szturchnąłem go.
-I wcale ten różowy nie jest oczojebny.- powiedział z sarkazmem.
-Było się przeciwstawić. Przecież jesteś facetem.- wzruszyłem ramionami. Ten spojrzał na mnie i jestem pewien, że gdyby mógł, jego wzrok już by mnie zabił.
-Pogadamy jak będziesz miał żonę- warknął.
Jego ton znów wywołał u mnie śmiech. Bo rzeczywiście od patrzenia na koszulę Grega oczy zaczynały boleć. Nagle przy naszym boku pojawiła się moja mama i Denise.
-Widzieliście gdzieś Alex?- zapytała moja bratowa.
Pokręciłem przecząco głową, a Greg wskazał kierunek za mną. Denise od razu tam pobiegła. 

Odwróciłem się i mogę przysiąc, że moje oczy powiększyły się parę razy. ''Cholera jasna''. Patrzyłem się na Alex i jestem prawie pewien, że nie tylko mój wzrok przyciągnęła.
-Niall, przynieść ci papier?- z zamyślenia wyrwał mnie Greg.
-Co? Nie… Po co mi papier?- spojrzałem na niego jak na idiotę.
-Bo wyglądasz jakbyś się posrał na jej widok.
Wywróciłem oczami, a mój braciszek dostał ataku śmiechu. Choć bardziej to wyglądało jakby coś go opętało. ''Dziwne poczucie humoru''.
Moje oczy mimowolnie powędrowały do dziewczyny w beżowej sukience. Którą ja wybrałem. ''Należy mi się medal''. Jej pokręcone włosy i szpilki dopełniały stroju.
-Ślinisz się- wydusił Greg pomiędzy śmiechem.
Spojrzałem na niego z pod byka i walnąłem w ramię. Jego przeciągły jęk dostarczył mi sporej satysfakcji.

Znów wróciłem wzrokiem do Alex. Tym razem i ona patrzyła się na mnie. Zauważyłem jej delikatny uśmiech i nieme ''hey''. Uśmiechnąłem się szeroko i pomachałem jej. A jej uśmiech tylko się poszerzył. ''Może nie wszystko zepsułem…?''

***
Nie sądziłem, że Denise i Greg zaprosili prawie całą rodzinę. Na sali było około stu osób. Choć praktycznie wszyscy szaleli na parkiecie. A impreza dopiero się zaczęła. Siedziałem przy stole pomiędzy Clarie i jakąś moją kuzynką Marry. Która jak się okazało ma piętnaście lat i kocha naszego Payna. Normalnie lałem ze śmiechu jak widziałem jej świecące oczy, kiedy mówiłem jej o Liamie. Obiecałem jej, że kiedyś wezmę jakąś rzecz Daddyego i jej dam. Chociaż znając Liama to sam chętnie jej coś takiego przekaże.

Spojrzałem w lewo, ale nie znalazłem tam mojej blondynki. Wstałem i zacząłem się kręcić pomiędzy ludźmi. Co było niemałym wyczynem, zważając na to, że ludzie kręcili się we wszystkie strony świata. Miałem nadzieję, że znajdę gdzieś tam Clarie. Nadal była na mnie zła, ale szczerze jej się nie dziwię. Sam dałbym sobie po mordzie. ''Ale właściwie do niczego nie doszło…''. ''Prawie''. I dodać do tego zazdrość mojej dziewczyny… Mam przejebane przez najbliższe dni.

Nagle trafiłem na beżową sukienkę. Uśmiechnąłem się pod nosem. Rozejrzałem się jeszcze wokół, ale nigdzie nie znalazłem tych blond włosów. Zrezygnowany oparłem się o ścianę i przypatrywałem dziewczynie. Alex tańczyła z Theo. Zaśmiałem się pod nosem, gdy zauważyłem, że dziewczyna nie ma już swoich szpilek. Tańczyła boso. A mój bratanek stawał na palcach, żeby choć trochę dorównać swojej partnerce. ''Zdecydowanie polubił Alex…''. ''Chyba nie tylko on, nie uważasz?''. Potrząsnąłem głową chcąc wyrzucić to pytanie z głowy. Wróciłem spojrzeniem do tańczących. Theo zaśmiał się, a Alex schyliła się, aby go usłyszeć. ''Tak cholernie urocze…''. Po chwili Morgan odwróciła się i szeroko do mnie uśmiechnęła. 

Theo puścił jej dłoń i pobiegł do Denise, a Alex skierowała się w moją stronę. Szczerząc się, odepchnąłem się od ściany i też ruszyłem w jej stronę. Tak właściwie to nadal nie rozmawialiśmy od tej sytuacji z potknięciem.

Gdy stawiałem kolejny krok poczułem palce zaciskające się na moim nadgarstku. Ktoś pociągnął mnie do boku i po chwili ujrzałem przed sobą twarz Claire. Zmierzyłem ją wzrokiem. Można śmiało powiedzieć, że wyróżniała się w tłumie. Miała fioletową, połyskującą i dodam, że obcisłą sukienkę. Byłem pewien, że każdy z facetów na tej sali, choć raz na nią spojrzał. I ich myśli pewnie nie były zbyt … grzeczne. Puściła mój nadgarstek i złapała za kołnierz mojej koszuli. Po chwili mocno wbiła się w moje usta. Oplotłem ręce wokół jej talii i przyciągnąłem do siebie. Kiedy odsunąłem się, aby nabrać powietrza, blondynka spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się.
-Kocham cię, słyszysz?- powiedziała po chwili.
-Ja ciebie też…- westchnąłem.
Miałem wrażenie, że brzmiałem tak, jakbym próbował przekonać sam siebie. ''Smutne''. Oczywiście drugie ja uwielbia mnie krytykować. Ale przecież ja wiem co czuję… prawda?
***
Po długiej rozmowie z Clarie na temat tego, że jestem idiotą, a Alex to tylko przyjaciółka, moja dziewczyna stwierdziła, że pójdzie sobie potańczyć. Do stołu natomiast powróciła większość gości płci męskiej. No i impreza rozkręciła się na całego. Po jakiejś godzinie, byłem lekko wstawiony. Co zawdzięczam mojemu kochanemu wujkowi. Ma facet spust, nie wiem nawet czy popijał to świństwo. Ogólnie nie przepadam za wódką, ale byłem tak szczęśliwy, że byłem zdolny do wszystkiego.

W pewnym momencie zostałem sam przy stole. No nie licząc jakiegoś dalekiego kuzyna, który spał na stole. Dosłownie. Zaśmiałem się i pokierowałem w stronę parkietu. 
Parę razy się potknąłem, może dwa upadłem, ale mniejsza o to. Przepychałem się pomiędzy tańczącymi ludźmi, w poszukiwaniu mojej dziewczyny. ''Normalnie deja vu''. Nagle wpadłem na kogoś. Okazała się to właścicielka beżowej sukienki. Odsunąłem się lekko i uśmiechnąłem do dziewczyny.
-Zatańczysz?- w odpowiedzi dostałem piękny uśmiech i skinienie głowy.

Złapałem Alex w talii i przyciągnąłem do siebie, a ona oplotła dłońmi moją szyję. Poczułem miły zapach słodkich perfum i trochę... alkoholu? ''A może to ode mnie?''. Patrzyłem się prosto w zielono brązowe tęczówki. Były lekko zaszklone, ale to pewnie efekt procentów. Najbardziej ciekawiło mnie to, co myśli ona patrząc w moje oczy. Podniosłem dłoń i delikatnie założyłem jej za ucho kosmyk włosów. Uważnie obserwowała mój każdy ruch. Co było cholernie…  ''Ogarnij się chłopie!''.  Czy ludzie podpici słuchają swojego sumienia? Mam nadzieję, że nie, bo ja nie miałem takiego zamiaru.

-Niall…?- usłyszałem jej delikatny głos.
-Tak?- spytałem nadal nie odrywając wzroku od jej oczu.
-Kochasz mnie?
Czy mogłem powiedzieć, że nie? Kochałem ją. Nie wiem w jaki sposób. Jako przyjaciółkę? Jako siostrę? Jako kogoś więcej? Może wszystkiego po trochu?
-Tak- wyszczerzyłem się mówiąc prawdę.
Podniosłem dłoń a dziewczyna zakręciła się wokół własnej osi. Kiedy wpadła w moje ramiona, padło kolejne pytanie.
-Jak długo będziesz mnie kochał?- chwilę zastanowiłem się nad racjonalną odpowiedzią.
-Tak długo jak nad tobą będą gwiazdy…- ''Ale z ciebie poeta''.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Chciałem jeszcze coś powiedzieć, ale przerwała mi Clarie. Stanęła obok Alex i spojrzała na mnie,
-Odbijany- uśmiechnęła się blondynka, a Alex zeszła jej z drogi. Lecz ani na chwilę nie przestawała się uśmiechać.
Blondynka złapała mnie za dłonie, a Morgan zaczęła się oddalać. Jednak mając nadzieję, że może mnie jeszcze usłyszy krzyknąłem za nią.

-I dłużej jeśli mi pozwolisz.



Podoba ci się? Skomentuj !

środa, 11 czerwca 2014

13.

ANKIETA! PO BOKU! --------------------------------------------------------------->
PROSIMY JEŚLI CZYTACIE, A NIE KOMENTUJCIE ZAGŁOSUJCIE!

HEEY!
Rozdział trochę później dodany niż zwykle, ale wiecie. Teraz koniec roku, poprawy itd. Nie będziemy się tłumaczyć, po prostu nie miałyśmy czasu.
Teraz chyba rozjaśni się wam trochę sytuacja Lou i Hazzy!
Miłego czytania. 

ROZDZIAŁ DEDYKUJEMY LADY IN RED. (ZWŁASZCZA HARRUSIA). DAJESZ NAM KOPA DO PISANIA I KOCHAMY TWOJE KOMENTARZE! <3


Harry

Nie wiedziałem co mam zrobić. Serce mi stanęło, a oczy to chyba na orbitę wyleciały. Byłem cały sparaliżowany. Boże, ja nawet nie wiedziałem jak ona się tam dostała. No bo jak przekabaciła ochroniarzy. W OGÓLE JAK WESZŁA DO DOMU!!! A okno jest otwarte… Ale choćby nawet to… Jezus. Czy ja jeszcze żyje? 

Byłem tak przerażony, że aż nie czułem ciała. Dopiero po 2 minutach, poczułem mrowienie. Czyli że kończyny mi zdrętwiały, nie wiem czy ze strachu czy może z pozy w której leżałem. Jest ona nie możliwa do opisania, więc to raczej przez moją postawę podczas snu. Kilka razy jeszcze sprawdzałem czy jestem w swoim pokoju, bo przecież nigdy nie wiadomo. Mogła mnie uprowadzić, albo zgwałcić! Nie no dobra nie przesadzajmy.

- Dziewczyno co ty tutaj robisz?!- Wreszcie się zebrałem, aby coś z siebie wykrzesać. W końcu nie codziennie widzi się nastolatkę, wiszącą nad tobą i wlepiającą swoje oczy w ciebie. Wiadomo że można się przestraszyć, ja się prawie zesrałem w majtki.
- O MÓJ BOŻE! TO NAPRAWDĘ TY!- oj, mam kłopoty. Nie może uwierzyć że to ja bo będzie mnie jeszcze śledzić.
- Ja? Czyli kto?- musze sam siebie kryć, nieźle.
- Boże, moja siostra mi nie uwierzy!- To jest tych psychofanek więcej?!!
- Yyy, ale tak właściwie to co ty robisz w moim pokoju i jak się tu do cho.. ho ho, dostałaś.- trochę się zagalopowałem z tymi słowami.
- No, jak to? Weszłam od strony ogrodu, i wspięłam się do twojego okna. Było otwarte więc weszłam. Proste.- i ten jej psychiczny uśmiech. Echh, będę miał koszmary.
- Taa, ale po co ty tutaj jesteś?- z takimi jak ona trzeba na spokojnie. Ja rozumiem nas lubić. Lubić naszą muzykę, no ale do cholery nie rozumiem wkradania się człowiekowi do pokoju kiedy on śpi!
- Musiałam cię z-zo-zobaczyć!- i pisnęła mi do ucha. AŁĆ.- Bo przecież, nie mogłam poczekać do rana. Wtedy mógłbyś wyjechać, albo coś i straciłabym swoją życiową szansę, na zobaczenie cię! A mogła to być tylko jedna szansa w życiu! Bo to co innego widzieć cię na scenie, a co innego widzieć na żywo. Tutaj mogę cie dotknąć…- wystawiła ręce. Ale szybko je złapałem. Chyba zrozumiała o co mi chodzi, bo szybko je zabrała, ale niestety miała się znowu szatańsko uśmiechnąć.-No ale wracając, to byłam na waszym KAŻDYM koncercie. KAŻDYM! Nie wiarygodne prawda? Moi rodzice są nadziani, więc na szczęście mogą tak jeździć za wami!- nie musisz się chwalić. Przewróciłem oczami.- A zdajesz sobie sprawę z tego jak się zmieniliście? Masakra. Ale oczywiście w dobrym znaczeniu…- i gadała tak chyba z godzinę. I mogłem przysiądz że usnąłem w połowie, ale obudziłem się kiedy dziewczyna wstała i zaczęła mi chodzić po pokoju. Jeszcze chwila i zacznie mi grzebać w szafkach, i ukradnie mi slipy od Calvin Klein’a które miałem na jakimś koncercie. I jeszcze mi powie datę i godzinę koncertu, i godzinę kiedy mi się bluzka podwinęła i zobaczyła te majtki. Jezus, już nawet zapomniałam że się tu wkradła i mogła mi coś zrobić. Chciałem po prostu żeby stąd wyszła.
- Czekaj! STOP. Daj mi dojść do słowa- starałem się mówić ze stoickim spokojem.
- Oczywiście-  posłusznie wróciła do siedzenie przy moim łóżku. Momentalnie się odsunąłem. Na nieszczęście ona to zobaczyła i się przysunęła. Dajcie mi tlenu!
- A więc.. Co. Mogę. Zrobić. Abyś. Stąd. Wyszła.- po chwili się skapnąłem że to brzmiało trochę chamsko. Ale przecież ona wkradła mi się do domu.- B-bb-o- zaciąłem się- Mam. Pewnesprawydozałatwienia.- nie wiem czy mnie zrozumiała, ale mam nadzieję że nie będę musiał się powtarzać.
- Och, rozumiem, przecież ty jesteś gwiazdą, i masz tyle spraw że..
- Przejdź do rzeczy- mam już dość. Chamski czy nie, niech ona stąd wyjdzie!
- Mam pewien pomysł. Chce mieć z tobą zdjęcie  abyś podpisał mi się na rzeczach, kiedy przyjdziesz do mnie do domu na kolację- zatkało mnie kakao. No ale jak wtedy się ode mnie odczepi to… DAM RADĘ! Jeśli będę to sobie wmawiał to tak będzie. Taa..
- No ok- przełknąłem ślinę- a o której?
- Naprawdę się zgadzasz!!?? Myślałam że powiesz, że mogę tylko autograf, albo że mnie z domu wywalisz?!-kuźwa czemu o tym wcześniej nie pomyślałem!- To przyjdź o 18. O mamciu, nie zdążę. Jezu ty naprawdę przyjdziesz do mnie do domu. AAA jezu, zaraz zemdleje- obserwowałem ją z daleka. Bałem się podejść. Jeszcze mi by coś zrobiła.
- Taa, jej! A teraz wyjdziesz i spokojnie poczekasz w swoim domu, dobrze?
- TAK!! AAA, a adres?- kurwa a miałem taką nadzieję.
- Yyy masz napisz mi na telefonie.- Jezu chyba nie tylko ja popuściłem w majtki. Tylko że ona z podekscytowania, a ja ze strachu o swoje życie przez cały jej pobyt u mnie.
- M-mm-masz- oddała mi telefon i podeszła do okna
- Czekaj! Wiesz że są drzwi, nie?
- No jasne że wiem- nie byłbym tego taki pewien- ale tak jest fajniej, wiesz tak romantycznie. Jak to chłopaki skradają się do dziewczyn i w ogóle.  Tylko że tu jest na odwrót, ale co tam.- uśmiechnęła się i wyszła przez okno. Nawet jej uśmiech świadczy, że jest wariatką.

Gdy wreszcie zapanowała cisza, spokojnie mogłem pójść do łazienki. Wziąłem ze sobą czyste ubrania, i położyłem je na umywalce. Spojrzałem w lustro i upadłem na ziemię. Na lustrze było napisane „ Harry I LOVE YOU, please call me 236 406 783 295*” a pod spodem mnóstwo serc i odbić ust. Szybko wziąłem pierwsze co mi wpadło w ręce i zacząłem to wycierać. Okazało się że to moją bluzką. Pięknie. Wrzuciłem ją do prania i wziąłem drugą.

***
Była już 17. Cały dzień spędziłem w swoim pokoju odrabiając swój stracony czas przez tą dziewczynę na spaniu. Oczywiście nie obeszło się bez koszmarów. Pierwszy raz w życiu miałem takie sny. No dobra kiedy miałem 5 lat to pan od lodów dał mi więcej o jedną gałkę i wtedy mnie trochę zmroziło, a w nocy śniło mi się że mnie lody gonią. Niby śmieszne ale dla pięciolatka to jest horror, bo ulubiona rzecz cię goni żeby cię zjeść. Zresztą tym razem nie było lepiej. Śniło mi się na początku że elfy porwali tą dziewczynę i ona podała im na mnie namiary że ją uratuje. I te elfy mnie śledziły, ale nie mogły znaleźć, aż w końcu fanka się wydostała i za mną chodziła mówiąc „ Dlaczego mnie nie uratowałeś? Harry!! Ja ciebie kocham a ty mnie porzuciłeś! .. Ale wybaczam ci. Bo będziemy świetną rodziną z piątką dzieci i trzema kotami, prawda HAROLD?”. Wtedy spadłem z łóżka i przed oczami miałem już tylko jej szatański wyszczerz. Później było lepiej bo śniło mi się że chodzę po tęczy śpiewając „It’s a beautiful life o oo och!”.

Najlepiej byłoby gdybym zapomniał już o tych snach. Wreszcie ruszyłem swój tłusty tyłek i wstałem z łóżka. Stojąc przed szafą, zastanawiałem się czy iść na kolację. Chyba nie był to dobry pomysł, ale jeśli wtedy się ode mnie odczepi, to trzeba zaryzykować. Założyłem zwykłą białą bluzkę i czarne rurki. W sumie to przydało by mi się, kupić jeszcze jakieś spodnie.

Nie wiedziałem co zrobić z włosami, więc zwyczajnie obwiązałem włosy ”Bandamą” z koszuli. Równo o 18:40 wyszedłem z domu i wsiadłem do samochodu. Sprawdziłem czy na pewno mam jej adres, choć w duchu modliłem się żeby go nie było.  Niestety adres  tam był. Wyraźny, bez żadnych błędów. Z ciekawości sprawdziłem swoje kontakty. Jak się okazało, dobrze myślałem. Zapisała mi swój numer i dodała go do ulubionych. Przynajmniej wiem jak ma na imię. Glenda.  Hahah, jak zrzęda.  Dobra jadę już bo się załamie jeszcze dziewuszyna.
Włączyłem GPS, i ruszyłem. Jakieś dwa razy wjechałem w złą ulicę, ale nie moja wina że co jakieś 8 metrów jest następna ulica.
Na nieszczęście dojechałem pod jej dom. Jak najwolniej wyszedłem z samochodu podchodząc do drzwi. Starałem się to robić naprawdę bardzo wolno. Już podnosiłem rękę aby zapukać, a drzwi się otworzyły. A stała w nich normalnie cała rodzinka. Mam nadzieję że jej rodzice są normalni. Niepewnie wszedłem do salonu, a mama Glendy zaprowadziła mnie do jadalni. Wszystko było już naszykowane, więc każdy usiadł na swoim miejscu.

Czułem się tak trochę jak wielkolud, bo wbrew pozorom ta rodzina była bardzo niska. Ojciec miał max 1,70m. A mama 1,65m.  Masakra, każdy musiał się patrzyć bardziej w górę. Nagrałbym to i wrzucił na instagrama, ale nie będę już taki złośliwy hah
.
Przez cały obiad, Glenda i jej siostra, Thelma (wole nie wiedzieć jak nazywają się ich rodzice) wypytywały się mnie o wszystko. Nawet o to jakie majtki noszę, i czy gdy są brudne to rzucam je w kąt. A ich rodzice nawet nie reagowali, po prostu wgapiali się w moje oczy i mruczeli coś pod nosem, że jeszcze nie widzieli zielonych tęczówek. To co oni w Narnii mieszkali? A tak swoją drogą, to mieli nieźle wyposażony dom.

Po posiłku miałem nadzieję że będę mógł iść już do domu, ale dziewczyny miały już inne plany. Żeby od nich trochę odpocząć wszedłem do łazienki. Thelma, nie pogardziła sobie mnie do niej odprowadzić i zamknąć za mną drzwi, jakbym rąk nie miał. Załatwiłem swoje potrzeby, i nagle usłyszałem jakieś bzyczenie. Myślałem że kibel popsułem. Deska zaczęła się obracać, woda się sama spuściła i odświeżacz został wlany. Miałem odczucie jakbym był na postoju w Niemczech. Bo przecież u nich taki mechanizm, jest. Na szczęście z umywalką było już normalnie.

Będąc w pokoju, po raz pierwszy się bałem patrzeć. Wszędzie były nasze plakaty, na każdej ścianie, na każdym przedmiocie. Można było oczopląsu dostać. Dostałem do rąk marker, a Glenda i Thelma podawały mi rzeczy aby dać im autograf. Aż mnie ręka rozbolała.

- Thelma ja nadal nie wierze że on tu jest- gadały tak jakby mnie tu nie było. Spoko.
- Ja też.
- Ekhm, wiecie dziewczyny ja już będę się zbierał, dobrze.? Chcę się stąd jak najszybciej wydostać.
- Nie! Jeszcze zdjęcie!- o matko.
- No właśnie! Jak mogłam zapomnieć. Dobrze że codziennie ładuję aparat z nadzieją że cię spotkam. I proszę, spotkałam!
- Ja też lecę po swój!- krzyknęła Thelma. A raczej pisnęła.
Teraz  obydwie siostry stały przede mną z aparatami w rękach, i robiły mi na zmianę zdjęcia.
- Teraz razem. MAMO!! CHODŹ TUTAJ ZROBIĆ NAM ZDJĘCIA.- przełknąłem ślinę
- Już jestem kochanie. Córcie stańcie sobie tutaj, a ty dziubku w środku. –ona mówi do mnie? Nieważne, jak kazała tak zrobiłem. – Emm..
- O co chodzi mamo- wypytywała się Thlema
- Em Harry?
- Tak? – jestem ciekawy o co chodzi.
- Mógłbyś-zaczęła machać ręką. Skrzywiłem minę, bo nie wiedziałem o co jej chodzi.- Mógłbyś się zniżyć? Aparat nie łapie was całych, bo jestem za blisko.- jak to usłyszałem to myślałem że padnę. Chyba będzie to jedyne zdjęcie ze szczerym uśmiechem.
- Oczywiście- na początku ugiąłem tylko kolana, ale pani zaczęła znowu machać ręką, więc po prostu kucnąłem. Wtedy ich mama pokazała kciuk w górę.

Po sesji (mojej najcięższej w życiu) dziewczynom zachciało się jeszcze jednego selfie. Nie zgodziłem się już na więcej bo moje policzki już odpadły. Glenda musiała iść na chwilę na dół, więc młoda wykorzystała sytuację i zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Jej pokój nie wiele się różnił od Glendy. Dziewczynka zaczęła mi odpowiadać o swoich przeżyciach, aż przerwała jej siostra, ciągnąc mnie znowu do jej pokoju. Tam znowu ona zaczęła gadać, a ja już pomału usypiałem. Po raz kolejny. Glenda zaczęła mówić o jakimś
chłopaku który się za nią uganiał, w co osobiście trochę trudno mi uwierzyć, no ale przecież miłość sama wybiera. Wtedy Thelma która cały czas siedziała u mnie na kolanach zaczęła się wiercić, aż wreszcie zeskoczyła mi z nóg. Potruchtała do swojego pokoju i przyniosła jakiś zeszyt. Mówiła że to jej pamiętnik i że tylko mi go pozwoli przeczytać.

Mama zawołała dziewczyny na chwile aby w czymś pomogły. W tym czasie z nudów otworzyłem zeszyt na przypadkowej stronie i zacząłem czytać „Dzisiaj ten ciota Elliot, wywalił na mnie swoją wodę! Byłam cała mokra! Echh, a później jeszcze się pytał że gdzieś z nim pójdę. Co za palant…” No, ta Thelma to jest wygadana. Ciekawe co było dalej. „ .. Jak on w ogóle śmiał się do mnie odzywać! Czy nikt nie rozumie że ja mam HARREGO? Harrego Stylesa. Mojego Hazzę, pączusia-kiciusia. Z tego wszystkiego zdałam sobie sprawę o ile lat jestem młodsza od mojego ukochanego. To była różnica aż 11 lat!  Aż ułożyłam wierszyk:
Dlaczego to musi być on?
Przecież on jest jak ten słoń!
Wolałabym, żeby to był Harry!
Ale Harry, jest za stary.”**

Byłem nieco zdziwiony i zaskoczony jej twórczością. Ale jeszcze bardziej bałem się przebywać w ich domu. Dlatego zszedłem na dół i wymyśliłem wymówkę że moja mama dzwoniła abym jej pomógł w zmywaniu. Później się skapnąłem co ja palnąłem, ale o dziwo nikt nie był zaskoczony. Wręcz przeciwnie, każdy mi uwierzył i dziękował za przyjście, i że rozumieją to że muszę już iść. Dziewczyny jeszcze mnie uściskały (czyt. prawie udusiły) i rodzice po nich to powtórzyli. Oczywiście musiałem się schylać. Było to trochę nie zręczne, ale im to najwyraźniej nie przeszkadzało.

Zostawiając ich dom za sobą, odetchnąłem z ulgą.
Siedziałem tam bite 3 godziny!

*przypadkowe cyfry
**via. Milena :)

Alex

-Clarie?- usłyszałam głos Nialla. Po chwili miałam spotkanie trzeciego stopnia z betonem.- Boże, Alex przepraszam...- zaczął nawijać blondyn. ''Wiesz co se zrób z tymi przeprosinami?''
-Spoko... Żyję...- złapałam jego dłoń i stanęłam na nogach.

Otrzepałam ubranie i spojrzałam na dziewczynę chłopaka. Szczerze? Poczułam się jak ofiara. Długie blond włosy sięgały jej aż do pasa. Sukienka, którą miała na sobie... Chyba przez całe życie bym na taką nie zarobiła. Wyglądała na cholernie drogą i pewnie taka była. Stroju dopełniały szpilki i mnóstwo bransoletek na ręce. A ja? Włosy koloru, którego nigdy jakoś szczególnie nie kochałam, miałam potargane i rozwiane we wszystkie możliwe strony świata. A moja koszulka i krótkie spodenki nie miały szans z jej strojem. ''I ty się dziwisz, że woli ją" Czasami mam ochotę przywalić sobie samej. Choć tym razem... Moje drugie ja miało rację.

-Na pewno? Wyglądasz trochę blado...- usłyszałam troskę w jego głosie?
-Tak na pewno... To ja już będę całować.- uśmiechnęłam się, ale... Kurwa co ja powiedziałam?!- Znaczy lecieć. Będę lecieć- szybko się poprawiłam.
-Ale jesteś pew...- zaczął znów Niall.
-Tak spokojnie. To do przytulenia!- przeklęłam pod nosem- Znaczy do zobaczenia.- sprostowałam i szybko złapałam torby leżące obok mnie.
Zanim się odwróciłam zarejestrowałam jeszcze nie dość przyjazne spojrzenie Clarie. ''To sie kurwa nazywa dobre pierwsze wrażenie'' Tylko czy właściwie chciałam zrobić na dziewczynie Nialla dobre wrażenie?

***
-Co ty pierdzielisz?!- krzyknęła do mikrofonu Lucy.
-No tak...- westchnęłam i spojrzałam na dziewczynę na ekranie.  Jej mina... Była po prostu bezcenna.
-Czekaj, czekaj jeszcze raz- wyprostowała się i zaczęła wyliczać na palcach- Spotkaliście się w parku, tak właściwie to jak do tego doszło? Wpadłaś na niego? A może on na ciebie? Dobra mam dziwne skojarzenia... Nie ważne- jeden palec- Potem opiekowaliście się jego bratankiem, wiesz to takie słoooodkie. A podobny jest do Nialla? Pewnie jest uroczy! - drugi paluszek- Zgubiliście go, no i odpowiedz mi jak można dziecko zgubić? No serio? Przecież to dziecko do jasnej anielki- trzeci- Pogodziliście się co jest meega super fajne, no ale w sumie to zaraz po kłótni, więc mniejsza o to- czwarty i piąty- Potem zakupy, boże jak ja bym poszła na zakupy. Ale jestem spłukana. Chociaż... Babcia. Muszę pojechać do babci. Tak to jest to!- teraz musiała dołożyć drugą dłoń- Czekaj! Jeszcze obudziłaś się na jego kolanach! Kurna czemu mnie tam nie było?! Zrobiłabym wam zdjęcie! Musieliście cholernie słodko wyglądać!- pisnęła i odhaczyła kolejny palec- No i na tych zakupach! Musiałaś przymierzyć tyyyyyyyle pięknych sukienek. I ty jeszcze wybrałaś tą co wziął on! To takie... Awwww- siódmy palec- Potem ten prawie pocałunek... Bożeeee ja chcę na randkę!- zrobiła tą swoją minę z uniesionymi brwiami- I ty mi mówisz, że tobie w ogóle na nim nie zależy?! Taaa jassneee to tak zwane pierdol pierdol ja posłucham.
-Lucy... To nie tak, że mi nie zależy w ogóle...- oczywiście nie dane było mi dokończyć.
-O boże! Wiedziałam! Czyli jednak ci zależy? Alex się zakochała! Zakochała się! I to w kim... O mój boże! musisz mnie z nim poznać! Czekaj! Jeszcze z tym jak mu... Louisem! On jest taki uroczy... I słodki... O i z Zaynem! Jego włosy no to po prostu bóstwo! A ten Harry! Ja pierdzielę jego dołecz...
-Lucy! Błagam! Posłuchaj mnie!
-Ok już- zakryła sobie usta dłonią.
-Słuchaj, bo to bardzo ważne, dobrze?- powiedziałam powoli a ona przytaknęła- Niall. Ma. Dziewczynę...- podkreśliłam każde słowo, aby koleżanka zrozumiała treść mojej wypowiedzi.
-Co?! Jak to?! Przecież... To nie ma tak być! Wy macie wziąć ślub, zamieszkać w domku na plaży i mieć
czwórkę dzieci! A nie 'on ma dziewczynę'! Zresztą założę się, że to jakaś lala. Wiesz drogie ubrania, trzynastocentymetrowe szpilki i pełno tapety na twarzy!
-Boże...- zaśmiałam się- Czasem kocham tą twoją paplaninę, wiesz?
-Wiem, wiem. Ale tak na serio... Alex ty... Tak go lubisz? Czy no wiesz... Lubisz, lubisz?
-Nie wiem sama- westchnęłam- Muszę to przemyśleć. Bo kiedy go zobaczyłam...- ''Nie rumień się, błagam nie rumień się!''
-Rumienisz się kochana- zaśmiała się Lucy prosto do kamerki. ''Cholera!''
-A potem ta Clarie... Lucy ja nie mam z nią żadnych szans.- jęknęłam.
-Czy ja dobrze słyszę? Ta Alex Morgan mówi, że może przegrać? W takim razie ty nie jesteś moją Alex. Moja Alex nie zna słowa niemożliwe i nigdy, przenigdy się nie poddaje.
-Zawsze musi być ten pierwszy raz- wzruszyłam rękami- Dobra nie chcę już o tym gadać. Jak tam próby z Van?
-Ty sobie żartujesz? Błagam cię! Nie wiem czy to można nazwać próbami. Ona nie ma bladego pojęcia o niczym!
I tutaj Lucy zaczęła jeździć po naszej koleżance. Haha brakowało mi jej. No i jej biadolenia. Nie znam osoby, która by ją przegadała.

***
Po rozmowie na skype jakieś dwie godziny ogarniałam ten układ. No ale wreszcie go skończyłam! Jeszcze będę musiała go trochę popoprawiać, ale to już w studiu z resztą ekipy.

Szybko złapałam jakąś koszulkę ze spodenkami i pognałam do łazienki. Mam wrażenie, że prysznic jest dobry na wszystko. Choć przez chwilę można odciąć się od świata. Wskoczyłam szybko pod strumień ciepłej wody i dałam sobie zapomnieć o tym wszystkim. Skupiłam się na wodzie, która była tak cholernie kojąca, że nie chciałam nigdy stamtąd wychodzić. ''Nic nie trwa wiecznie'' Westchnęłam i niechętnie wyszłam z kabiny. Owinęłam się ręcznikiem i rozczesałam włosy. Nie sądziłam, że są już tak długie. Prawie dosięgały mi tyłka. Umyłam jeszcze twarz i zęby. Wytarłam mokre ciało ręcznikiem i ubrałam się. Oczywiście kiedy wychodziłam, moja mama musiała mi wytknąć, że nie wiadomo ile tam siedziałam, i że pewnie zużyłam jej całą ciepłą wodę bla bla bla.

Walnęłam się na łóżko i patrzyłam na biały sufit. Po chwili poczułam uginający się materac i coś ciężkiego na moim brzuchu.

-Hej piesku- podniosłam się i oparłam o poduszki- Ty też nie w humorze?- podniósł na mnie te swoje brązowe oczy- Wiem co czujesz- westchnęłam i zaczęłam go głaskać- Nie wiem co robić... Jestem w kropce- jęknęłam- A ty jak myślisz Buddy?- spojrzałam na niego z nadzieją, że się odezwie i powie mi co mam zrobić- Nie twoja wina, że nie możesz mówić...- opadłam ciężko na poduszki- Przecież jesteś tylko psem...- podniósł się i położył łeb zaraz obok mojej głowy.- Ale wiedz, że...- pocałowałam go w mokry nosek i przytuliłam mocno.- To nie jest tak, że się poddaję. Po prostu wiem, że to bez sensu...- wyszeptałam sama chcąc w to uwierzyć.

Schyliłam się i zgasiłam lampkę. Nakryłam się kocem i przytuliłam do psa. Może to głupie, ale ja wiem, że on mnie słucha. A że już odpowiedzieć nie może, to nie jego wina.

Kiedyś wszystko było prostsze. Pamiętam, kiedy byłam mała leżałam w nocy na łóżku, zamykałam oczy i całkowicie, niezaprzeczalnie wierzyłam w bajki. Święty Mikołaj, Zębowa Wróżka, książę z bajki - byli na wyciągnięcie mojej ręki. Pewnego dnia jednak otwiera się oczy, a bajki znikają. Ludzie nie mają już czasu na marzenia. Ale prawie każdy nadal chowa w sobie iskierkę nadziei, że któregoś dnia obudzi się i to wszystko stanie się prawdą. Piękna suknia, buty i książę, który zaniesie mnie do zamku na wzgórzu... ''Jednak zamki są drogie, buty nie wygodne a księcia jak nie było, tak nie ma.'' 


Louis

Ściszyłem Bruno Marsa w słuchawkach i spojrzałem na Marka.
-Coś mówiłeś?
-Tak Lou. Mówiłem, że zaraz będziemy pod studiem- westchnął i skupił się na drodze przed nami.

Powróciłem do patrzenia na widok za oknem. Właściwie jeśli wieżowce i biurowce można nazwać widokiem. Cholernie nudno jeździć do studia bez chłopaków. Zawsze jest nas co najmniej dwóch na samochód. Właśnie…

-Mark, Paul wezwał też resztę?- zwróciłem się do ochroniarza za kierownicą.
-Chyba nie. Wspominał tylko o tobie.- wzruszył ramionami nie odrywając wzroku od drogi.
Cholera, co ja zrobiłem? Bardzo rzadko byliśmy wzywani pojedynczo.

Po chwili przez przyciemnioną szybę zobaczyłem niewielki tłum dziewczyn przed wejściem do studia. Niby nic dziwnego, ale prawie wszystkie miały bluzki z nazwą zespołu.. Zdziwiony spojrzałem na zegarek. ''One nie mają co robić o wpół do czwartej nad ranem?'' Westchnąłem i sięgnąłem po czapkę. No właściwie to czapeczkę Nialla. Nieformalnie ją sobie pożyczyłem. ''Czyli nie pytałeś go o zdanie.'' Tak, często mi się to zdarza.

Wtedy samochód się zatrzymał. Założyłem ową czapeczkę i przejechałem dłońmi po twarzy. ''Wracamy do pracy''.
-Poczekaj, wezmę najpierw twoją walizkę.-oznajmił Mark zaciągając hamulec.
-Nie trzeba, poradzę sobie- uśmiechnąłem się i otworzyłem drzwi.

Moje bębenki gotowe na krzyki i piski nie doczekały się ich. Znaczy nie tak głośnych jak zazwyczaj. Uśmiechnąłem się szeroko i skierowałem do bagażnika. Czasem zastanawiam się skąd one wiedzą gdzie nas szukać. ''To studio jełopie. To miejsce gdzie jesteście najczęściej'' Mówiłem już jak bardzo kocham ten głos w mojej głowie? Nie? A tak. To dlatego, że go nawet nie lubię. Przewiesiłem sobie walizkę przez ramię i usłyszałem głos ochroniarza przy uchu.

-Idziemy prosto do studia, czy podejdziesz do nich?
Miałbym je zawieść? Nie wiem ile one tu czekały, ale jest cholernie wcześnie i zimno, a one tu stoją tylko po to, żeby zrobić sobie ze mną zdjęcie. Normalnie niby już powinienem przywyknąć, ale to zawsze będzie mnie zadziwiać.
-Podejdę- wyszczerzyłem się i skierowałem do nawet niewielkiego tłumu dziewczyn.

***
Wleciałem do windy a zaraz za mną Mark.
-Musiałeś jeszcze zrobić sobie zdjęcie z tą dziewczyną, co nie?- jęknął.
-Weź nie narzekaj. Dzisiaj było bardzo spokojnie- uśmiechnąłem się na wspomnienie tego słodkiego, małego rudzielca.
Ej no ale co? Miałem jej odmówić, kiedy ona miała na sobie bluzkę z ''Jestem żoną Marcheweczki i nic ci do tego''.
-Tu masz rację- westchnął i oparł się o ścianę windy.
Spojrzałem jeszcze raz na książkę w moich dłoniach. Jakaś fanka prosiła bym przekazał to Liamowi. Mówiła, że chce, by Payne pierwszy to zobaczył, a normalnie tak mnie korciło, żeby to zobaczyć… Cóż nie byłbym sobą, gdybym choć trochę nie zobaczył. Delikatnie obróciłem okładkę i parsknąłem śmiechem. To zadziwiające jak te dziewczyny pamiętają takie głupoty, które kiedyś walnęliśmy bez zastanowienia.
-Co się tak ryjesz? Pokaż- spojrzał zaciekawiony na książkę w moich rękach Mark. Podałem mu ją, a on otworzył na pierwszej stronie.- Czemu na tym zdjęciu Liam ucieka przed gigantyczną łyżką?- spytał a ja dostałem ataku śmiechu. ''Te dziewczyny są świetne''

***
Zapukałem, a gdy usłyszałem donośne ''Wejść!'' powoli uchyliłem drzwi od biura, które należało do Paula.

-Louis!- krzyknął i uśmiechnął się wystawiając rękę w moim kierunku.
-Paul!- spróbowałem go przedrzeźnić, ale wnioskując po jego głośnym śmiechu, raczej mi to nie wyszło.
Usiadłem na wygodnym fotelu i oparłem nogi na stoliku, za co oczywiście menager zgromił mnie spojrzeniem. Posłusznie spuściłem nogi na ziemię.
-Więc, możesz mi wreszcie wytłumaczyć, dlaczego siedzę tutaj o tej nieludzkiej godzinie, zamiast smacznie spać, w moim łóżeczku, w Doncaster?- spojrzałem na niego. Paul westchnął i opadł na swój czarny, skórzany fotel.
-Dobra, słuchaj uważnie. Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę o tej akcji z ‘Larrym’?- przytaknąłem- No więc szefostwo stwierdziło, że nie może tak tego zostawić.- nabrał dużo powietrza- I znaleźli ich zdaniem wyjście idealne.
-Czyli?- popędziłem go. ''Coraz bardziej mi się to nie podoba''
-Stwierdzili, że któryś z was, w sensie ty lub Hazz, musicie zacząć pokazywać się z dziewczyną.- znów nabrał nerwowo powietrza.- I padło na ciebie Lou.- spojrzał na mnie niepewnie.
-Spoko- oparłem się na ramionach- Pójdę dzisiaj do klubu i…- nie dane było mi dokończyć.
-Louis, to nie tak. Będziesz w związku, takim ustawionym. Już znaleźli odpowiednią dziewczynę. Chyba jest rok od ciebie młodsza.- patrzyłem na niego jakby mi właśnie oznajmił, że wylatujemy w kosmos.
-A jeśli się nie zgodzę?- spytałem mając nadzieję, że może się z tego wywinę.
-Mają pełne prawo wywalić cię z zespołu. Próbowałem jakoś interweniować, ale ich zdaniem to wyjście idealne.- powiedział to z taką powagą, że zaczęło się we mnie gotować.

Zgodziłem się na tą całą umowę. Chciałem spełnić marzenia. Swoje i chłopaków. Ale kurwa nie zgodzę się na takie gówno! Nie ma mowy! Mam okłamywać fanów? Rodzinę? A zwłaszcza już samego siebie?! No i do cholery a co z tą dziewczyną?! Przecież ona… Chyba, że… Błagam powiedzcie, że nie.

-Co to za dziewczyna?- spojrzałem w oczy Paula.
-Córka twojego i tym samym mojego szefa.- ''Lepiej być nie mogło, prawda?''- I tak właściwie to masz z nim spotkanie za..- spojrzał na zegarek- Piętnaście minut. Lou- spojrzał na mnie- Nie spieprz tego. Błagam cię.-przytaknąłem niechętnie- To ma być umowa na jakiś rok, może krócej. Wybrali ciebie, bo jesteś starszy
i pewnie stwierdzili, że rozsądniejszy. A Harry to… Harry. Wiesz jaki on jest. A ty…- westchnął głęboko- Nie mogłem nic zrobić, Lou.
-Wiem.- rzuciłem i wyszedłem mocno trzaskając drzwiami.

Mark posłał mi pytające spojrzenie, ale zignorowałem to i poszedłem przed siebie. W końcu znalazłem korytarz, na którym nikogo nie było. Stanąłem przy ścianie i powoli zsunąłem się na ziemię. ''Kurwa co robić?'' Miałem taką pustkę w głowie… Zawsze mówili mi, żebym był uczciwy, a teraz… Jeśli się nie zgodzę stracę wszystko. Muzykę i chłopaków. Wiem, że sami nie poszliby dalej. To nie byłoby to samo. Ale cholera… Obiecałem Niallowi, że kiedyś zagramy na Croke Park. Że razem z Malikiem zabalujemy w Miami. I obiecałem sobie, że utopię Harrego jak jeszcze raz pojedzie beze mnie do LA. ''Akurat to możesz zrobić nie będąc w trasie.''. Teraz kurwa to się głosie nie odzywaj! Wyciągnąłem telefon z zamiarem zadzwonienia do, któregoś z chłopaków. Szybko wybrałem numer i przyłożyłem telefon do ucha. ''No błagam.. Odbierz..''

-Tomlinson, zdajesz sobie sprawę, że jest czwarta nad ranem?- jęknął mój ukochany przyjaciel. A mi uśmiech wdarł się sam na twarz.
-Liam, pogadamy?…

***
Wszedłem do kolejnego biura. Z tym wyjątkiem, że to biuro należało do człowieka, który sterował wszystkimi w tym budynku jak tylko chciał. Kazano mi tu na niego poczekać, więc usiadłem na fotelu i zacząłem przyglądać się temu miejscu. Na biurku przede mną leżały stosy jakiś papierów. Dookoła stały półki z przeróżnymi  książkami i segregatorami. ''Skądś kojarzę to miejsce, a jeszcze nigdy tu nie byłem…''

-Louis!- odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętego, wysokiego mężczyznę ubranego w garniak. ''Kurna widziałem go kiedyś?!''
-Dzień dobry...
-Paul mówił ci co i jak?
-Tak mniej więcej…- wysiliłem się na uśmiech. Po rozmowie z Paynem wiedziałem, że nie mogę dać tak po prostu za wygraną. Muszę przystanąć na ich warunki. Właściwie to gdyby nie ten facet, pewnie teraz zapierdzielałbym do jakiejś nudnej roboty, albo na wykład.
-No to wszystko przedstawia się w...- wtedy zza niego wyłoniła się niska brunetka. Zaraz ze świruję. Przecież ja już ją kiedyś widziałem! ''Może na ulicy? Jest milion dziewczyn na tym świecie geniuszu!''
-To papiery, o które pan prosił.- podała mu chyba cztery kolorowe teczki.


-Tak, dziękuję. I Carly, przynieś nam kawę.- uśmiechnął się, a brunetka wyszła. ''Dobra spokojnie Lou''. 

Odprowadziłem ją wzrokiem, a w tym czasie facet usiadł na swoim skórzanym fotelu. Już miałem się odezwać gdy nagle do pokoju wpadła blondynka. I kurwa nie byle jaka blondynka! Trochę niższa ode mnie, długie blond włosy, jasna cera, usta w wyraźnym grymasie, brązowe, ciemne oczy. ''Jestem w ukrytej kamerze czy co?!'' To się nie dzieje naprawdę! To tylko kolejny z moich durnych snów… Prawda?

-Louis to moja córka, Cassie King.


Podoba ci się? Skomentuj !