sobota, 20 września 2014

19.

ANKIETA! PO BOKU! --------------------------------------------------------------->

PROSIMY JEŚLI CZYTACIE, A NIE KOMENTUJECIE ZAGŁOSUJCIE!



Heeey!
Dzisiaj rozdział z Alex (...znowu...) i Liamem!
Trochę zaskoczenia i słodkości? Nie wiemy jaki wyszedł, ocenę zostawiamy wam!
I prosimy o komentarze! (...znowu...) Nie chcemy robić czegoś typu ''10 komentarzy = next'', bo to nie o to chodzi, prawda? :) Wystarczy zwykłe ''fajny'' albo '':)'' to naprawdę daje nam motywację i chęci do pisania! Naprawdę bardzo bardzo prosimy :)
To miłego czytania <3

ROZDZIAŁ DEDYKUJEMY (zwłaszcza Alex) NASZEJ KOCHANEJ @crazymofo_yep ZA TWOJE CUDOWNE KOMENTARZE <3

Liam

Stanąłem ostatni raz w przejściu do salonu i zacząłem się zastanawiać, czy na pewno wszystko ze sobą wziąłem. Zadowolony skierowałem się po swoją kurtkę.

-Liam, słuchasz ty mnie w ogóle?!- usłyszałem w telefonie zirytowany głos Nialla.
-Tak- odpowiedziałem szybko- Znów nawijasz o Alex- pokręciłem głową rozbawiony. ''Gada o niej cały czas odkąd wrócił.''
-A ty znów się ze mnie przez to nabijasz- jęknął- Chciałem tylko niewielkiego zrozumienia, a oczywiście…

Znów przestałem słuchać przyjaciela i przejrzałem się w lustrze. Luźne, szare spodnie i czarna koszulka, chyba nie wyglądały tak źle. Uśmiechnąłem się do siebie i wyszedłem na zewnątrz.

-Payne, zabiję cię. TY ZNOWU MNIE NIE SŁUCHASZ!
-Taak, też cię kocham Niall.- zaśmiałem się i zamknąłem drzwi na klucz.
-Spieprzaj- prychnął- Dobra, to czemu mnie tak zlewasz?
-Od razu zlewam- zaśmiałem się, wsiadając do samochodu.
-Danielle, zgadłem?- usłyszałem jego śmiech.
-Sherlock się znalazł- prychnąłem i włożyłem kluczyk do stacyjki.
-Ale widzisz? Zgadłem!- zaśmiał się- Dobra, jedź Romeo do Julki. Pewnie się doczekać nie może!
-Mówiłem ci kiedyś, że jesteś wkurwiający Horan?
-Żeby to raz- znów się zaśmiał- To zobaczenia Payne.
-Tak, do zobaczenia.

Nacisnąłem czerwoną słuchawkę i odpaliłem samochód.

***

-Liiiiiam…

Po raz kolejny usłyszałem głos Danielle przeciągający moje imię. Uśmiechnąłem się szeroko i zatrzymałem na czerwonym świetle.

-Słucham?- odwróciłem się w jej stronę.
-Powiedz mi gdzie jedziemy-poprosiła chyba z dziesiąty raz.
-To niespodzianka.
-Ugh!- westchnęła i opadła na siedzenie.
-Jesteś bardzo niecierpliwa- zaśmiałem się, skręcając w prawo.
-Po prostu nie lubię niespodzianek- jęknęła.

Pokręciłem głową rozbawiony, ciągle patrząc się na drogę.

-No to może chociaż powiesz mi kiedy zgadnę?- zapytała z nadzieją w głosie.
-Okey.
-Tak!
Dan wyprostowała się i złączyła dłonie.
-Kino- zasugerowała. Pokręciłem przecząco głową.- Restauracja.
-Nie.- uśmiechnąłem się pod nosem.
-Park, to na pewno jakiś park- spojrzała na mnie.
-Pudło.
-Jeeeezu!- westchnęła- Koncert?
-Nie.
-Studio tatuażu.
-Też nie.
-Centrum handlowe.
-Nie-e.

Po tej szybkiej wymianie krótkich zdań, moja piękna towarzyszka ponownie opadła zrezygnowana na siedzenie. Zaśmiałem się cicho i położyłem dłoń na jej kolanie.

-Jesteśmy.

Wyszczerzyłem się i zjechałem na parking.

-Schronisko?- zapytała cicho Dan.
-Bingo!

***

Usiadłem na drewnianej podłodze i zacząłem się przyglądać Danielle. Miała na sobie szary, długi sweter i po raz kolejny te cholernie obcisłe spodnie. ''Spokojnie Liam, wszystko będzie dobrze, tylko nie patrz na jej dolną część pleców, nie patrz.'' Odetchnąłem i wróciłem do przyglądania jej się. Na nogi założyła trampki a włosy spięła w krótkiego warkoczyka. Uśmiechnąłem się widząc jej szeroki uśmiech i małe iskierki w oczach, gdy szczeniaki rasy Golden Retriever wręcz ją oblegały. ''Ona jest taka piękna…'' 

Podniosłem tyłek i usiadłem obok niej.

-Zobacz jaki on jest słodki- przycisnęła do siebie jednego pieska i spojrzała na mnie.
-Tak, bardzo- wyszczerzyłem się.
-Mówiłam do szczeniaczka- puściła mi oczko i zaczęła głaskać zwierze. ''Zaraz, skoro ona mówiła do szczenia… Mówiła o mnie?!''
-Ja nie mogę być słodki, jestem facetem- zaśmiałem się.
-Dla mnie jesteś- podniosła głowę i spojrzała na mnie, uśmiechając się uroczo. ''Czy tylko nagle tak gorąco się zrobiło?''

Już chciałem jej odpowiedzieć, gdy obok nas pojawiła się Maddie, właścicielka schroniska.

-Wszystko w porządku?- uśmiechnęła się do nas.
-Tak, one są cudowne- Danielle wskazała na małe zwierzątka.
-Dopóki są zmęczone, uwierz mi na słowo- zaśmiała się.
-A co to za maleństwo?

Spojrzałem w kierunku, który wskazała moja towarzyszka. W kącie siedział przestraszony piesek.

-To szczeniak, którego znaleźliśmy przy ulicy. Ktoś go wyrzucił. Był sam zapewne przez parę dni, a ma dopiero niecałe sześć miesięcy. Strasznie boi się ludzi- odpowiedziała blondynka.

Wstałem i usiadłem niedaleko szczeniaka. Wystawiłem do niego dłoń i czekałem. Mały patrzył się na mnie przez chwilę, a zaraz po tym niepewnie zaczął iść w moją stronę. Najpierw powąchał moją dłoń, a potem obszedł mnie dookoła. Na koniec wszedł mi na nogi i zaczął machać ogonkiem. Uśmiechnąłem się i zacząłem delikatnie go głaskać.

-Nie wiem jak to zrobiłeś, ale jesteś pierwszą osobą, do której podszedł sam.- stwierdziła Maddie.
-Trzeba mieć to coś- zaśmiałem się i podszedłem do nich ze szczeniakiem na rękach.
-Jaki on słodki!- Dan szybko się podniosła i zaczęła głaskać zwierzątko.
-Ja czy pies?- uniosłem brwi do góry.
-Idiota- zaśmiała się cicho i wzięła ode mnie pieska.- Weźmy go- uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na mnie.
-Mówisz poważnie?- pisnęła blondynka.
-Tak- moja towarzyszka posłała jej piękny uśmiech- Liam?
-Jeśli tego chcesz to…
-Już lecę po papiery!- krzyknęła Maddie i właściwie po sekundzie już jej nie było.

Loki
Zaśmialiśmy się i stanąłem naprzeciwko Peazer. Spojrzałem na maleństwo w jej dłoniach. Piesek miał zamknięte oczy i zapewne chciał usnąć. ''W takich ramionach to i ja bym sobie pospał…'' Jego sierść była czarna, a gdzie niegdzie miał białe plamy. Głównie na pyszczku i łapkach.

-To jak go nazwiesz?- spojrzałem na Dan, która uśmiechnęła się patrząc mi w oczy.

-Loki.





Alex

Leżałam na łóżku już dobrą godzinę i nadal nie mogłam się zebrać, aby wstać. Łóżko było moim azylem. Ucieczką od wszystkiego co złe. Schronem przed całym światem. I problemami.

Wpatrywałam się w biały sufit, tak jakby nagle miała mi na nim wyskoczyć odpowiedź co mam zrobić.
Z jednej strony rzeczywiście praca choreografa to świetna sprawa i pieniądze, których akurat nigdy nie jest za dużo. Z drugiej strony co z moimi przyjaciółmi? Co z naszą grupą? Ze wszystkim?

Rozmawiałam z Higginsem. Powiedział, że wynagrodzenie jest do ustalenia, pracowałabym z jakimiś chłopakami, o których Paul powiedział, że poznam ich dopiero na próbie, bo nie chce robić wokół tego szumu, więc nie wypytywałam już i miałabym wyjechać z nimi w trasę za jakiś miesiąc. Trasę koncertową. Po cały świecie. Na około rok. Oczywiście stwierdziłam, że sama sobie nie poradzę. Ale Paul zaproponował mi, abym wzięła sobie kogoś znajomego do pomocy.

Tak, więc siedziałam i zastanawiałam się nad tym co ja mam do jasnej cholery zrobić?

-Alex, zjesz płatki z mlekiem?!- usłyszałam krzyk Lucy z kuchni.
Po chwili zastanowienia westchnęłam cicho i usiadłam na łóżku.
-Tak!- odkrzyknęłam.

Mozolnie podniosłam tyłek z łóżka i podreptałam do szuflady. Wygrzebałam z niej skarpetki, po czym szybko wciągnęłam je na stopy. Przetarłam twarz dłońmi i skierowałam się do kuchni, gdzie Green czytała jakąś gazetę. Wdrapałam się na krzesełko naprzeciw niej i przysunęłam do siebie miskę z mlekiem.

-Dzień dobry- ziewnęłam, sypiąc sobie płatki.
-Hey śpiąca królewno- zaśmiała się odkładając pismo na stół- Wiesz, która godzina?
-Jest sobota, mam to gdzieś- wzruszyłam ramionami i zaczęłam jeść.
-Masz na dzisiaj jakieś plany?- zatrzymałam rękę w połowie drogi do ust. ''Tylko nie ten błysk w oku…''
-Nie, ale nie pójdę z tobą do żadnego klubu.
Widziałam jak entuzjazm z niej ulatuje, a na twarz wstępuje grymas.
-Aleeeeeex, prooooooszę…
-Nie. Dobrze wiesz, że nie pójdę z tobą po tym co stało się ostatnim razem.- wzdrygnęłam się na niemiłe wspomnienie.
-Ile razy już cię przepraszałam?
-Zapomniałaś o mnie i musiałam wracać sama. Nie miałam pieniędzy, więc poszłam piechotą. A dzięki bogu, że szybko biegam, bo tamten zboczeniec był nieobliczalny. A jak wróciłam nie spałam całą noc, przez to, że za ścianą zabawiałaś się z jakimś facetem.
-O Jezu, raz się zdarzyło.
-Wasze jęki nadal śnią mi się po nocach- prychnęłam- Nie możesz poprosić Van, albo Dan?- ponownie zanurzyłam łyżkę w mleku.
-Nie to nie, łaski bez- fuknęła i wstała od stołu, odkładając swoją miskę do zlewu.- Dzisiaj ty zmywasz- puściła mi oczko.
-Taa wiem- wybełkotałam z pełną buzią.
-Ciągle się zastanawiam jak możesz tyle jeść i mieć taka figurę.
-Przemiana materii, to rodzinne- wyszczerzyłam się- A właśnie, mam sprawę.- odsunęłam od siebie miskę i wyprostowałam się.
-Mów- oparła się biodrem o szafkę.
-Po konkursie, przyszedł do mnie menager jakiegoś boy bandu, nazywa się Paul Higgins, kojarzysz?- spojrzałam na nią pytająco, na co ta pokręciła przecząco głową- Zaproponował mi pracę choreografa jego grupy. I miałabym spore wynagrodzenie…
-To nad czym ty się jeszcze zastanawiasz?!- powiedzieć, że oczy dziewczyny powiększyły się dwa razy to mało powiedziane.
-Daj mi skończyć. Wszystko okey, ale miałabym jechać z nimi w trasę po całym świecie na około rok…
-I nadal nie widzę żadnych przeszkód.
-ALE- pokreśliłam, aby dała mi dokończyć- Mogę wziąć kogoś ze sobą, aby mi pomógł. I pomyślałam o tobie. To co ty na to?- uśmiechnęłam się. Lucy jednak mina zrzedła co mnie trochę zaniepokoiło.
-Alex, ja ci jeszcze nie powiedziałam…- splotła swoje dłonie- Wyjeżdżam do Stanów, przyjęli mnie na studia.- uśmiechnęła się niepewnie.
Ja za to uśmiechnęłam się szeroko i podbiegłam do niej, mocno ją przytulając.
-Boże Lucy! Tak się cieszę!- pisnęłam.
-Ja też- odetchnęła i objęła mnie ramionami.- Przepraszam, że nie pojadę z tobą.
-Nie szkodzi, zapytam Danielle- odsunęłam się kawałek od niej.
-A Van?- uniosła brwi do góry.
-Błagam cię, ona miałaby gdzieś jechać bez Codyego? Prędzej przemaluję się na blond- zaśmiałam się a po chwili dołączyła do mnie przyjaciółka. ''Boże, będzie mi jej tak brakować…''

***

Cały dzień przeleżałam w łóżku oglądając jakieś filmy i przeglądając Twittera. Po tym jak zadzwoniłam do Danielle z propozycją tego wyjazdu, na który od razu się zgodziła, nie chciało mi się kompletnie nic. Jednak mój brzuch w końcu dał o sobie znać i musiałam się podnieść, aby coś zjeść. Już wchodziłam do kuchni, gdy nagle zobaczyłam Lucy, która zakładała buty.

-Jednak idziesz do tego klubu?- zaśmiałam się.
-Tak, namówiłam chłopaków- wyszczerzyła się.
-Nie ochlaj się- puściłam jej oczko.
-Tak mamo!- krzyknęła znikając za drzwiami.

Pokręciłam rozbawiona głową i podeszłam do lodówki. Otwierając ją zaczynałam mieć ochotę na budyń. Ale okazało się, że nie było mleka. Zrezygnowana zamknęłam i oparłam się o nią plecami. ''Może kanapki?'' Z tą myślą otworzyłam odpowiednią szafkę, ale chleba też nie było. ''Dobra, serek.'' Ponownie zajrzałam do lodówki, jednak ponownie z negatywnym skutkiem. ''Ja pierdzielę…'' Jęknęłam i spojrzałam na zegarek. ''Może o dziewiętnastej w sobotę będzie jeszcze coś otwarte?''

Szybko powędrowałam do swojego pokoju. Zrzuciłam spodenki i porozciąganą bluzkę. Wyciągnęłam z szafki grubszy sweter i jasne jeasny, po czym z niemały trudem się w nie wcisnęłam. ''Niestety, preferuję tylko rurki.'' Złapałam telefon razem z portfelem i kluczami z szafki, i wyszłam na przedpokój. Zawiązałam czarne, znoszone tenisówki, po czym związałam włosy w kitkę. Zgasiłam wszystkie światła i wyszłam, zamykając drzwi na klucz.

***

Przechodziłam przez kolejne działy sklepu, szukając słodyczy.

Jedynym otwartym sklepem o tej porze okazało się Tesco. Na moje nieszczęście, aby do niego dotrzeć trzeba iść jakieś dwadzieścia minut piechotą. Jednak nie miałam wyboru. Stwierdziłam, że od razu zrobię zakupy na śniadanie, bo Lucy nie wstanie przed dwunastą, a mi nie chce się rano zapierdzielać tutaj po raz drugi. Także wzięłam chleb, bułki, serki, mleko, sok i na koniec zachciało mi się czegoś słodkiego.

Także właśnie przemierzałam najcudowniejszy dział w całym sklepie gapiąc się na wszystkie słodkości i zastanawiając się co bym zjadła. W końcu padło na żelki. A kiedy zobaczyłam na najwyższej półce kwaśne miśki, nie mogłam ich nie wziąć. Uśmiechnięta stanęłam na palcach, chcąc dosięgnąć jedno opakowanie. Jednak, kiedy matka natura dawała wzrost ja chyba byłam na wakacjach. Westchnęłam i postawiłam nogę na jednej z półek. Lecz nadal byłam za nisko. ''No to są jakieś żarty!''

-Może pomóc?

Usłyszałam za sobą i za nim się zorientowałam, ktoś trochę wyższy ode mnie zabrał mi sprzed nosa opakowanie.

Zawstydzona odwróciłam się i nieśmiało spojrzałam na osobę za mną. I nagle coś co budowałam przez ten tydzień, coś o czym starałam się za cholerę nie myśleć, coś co miało mnie chronić przed rozpadnięciem się, coś co nazywałam murem, rozsypało się. A to za jednym spojrzeniem tych cholernie niebieskich oczu.

-Niall James Horan…

Podoba ci się? Skomentuj !

poniedziałek, 8 września 2014

18.

ANKIETA! PO BOKU! --------------------------------------------------------------->

PROSIMY JEŚLI CZYTACIE, A NIE KOMENTUJECIE ZAGŁOSUJCIE!


Hey!
Jak tam po rozpoczęciu nowego roku szkolnego? :) Mamy nadzieję, że dajecie radę ;)
Jeśli ktoś miał zły poniedziałek, to może ten rozdział choć trochę poprawi wam humor !
Dziś trochę się dzieje... A właściwie to dużo się dzieje :)
I prosimy o komentarze! Nie chcemy robić czegoś typu ''10 komentarzy = next'', bo to nie o to chodzi, prawda? :) Wystarczy zwykłe ''fajny'' albo '':)'' to naprawdę daje nam motywację i chęci do pisania!
To miłego czytania <3

PS. Dziewczyny chyba zaczynają tutaj rządzić haha :)


Louis



-Louis do cholery!

Dotarł do mnie głos mojej dziewczyny. Zatrzymałem się w połowie drogi do drzwi i odwróciłem do niej.

-Co znowu?- zapytałem najspokojniej jak umiałem.
-Może z łaski swojej panie Louis Mam Wszystko W Swoim Sexownym Tyłku Tomlinson pomógłbyś mi z tymi walizkami?- Cassie stanęła z założonymi rękami obok samochodu.
-A wiesz, jest takie… Mam sexowny tyłek?- uniosłem brwi do góry, a na usta wkradał mi się mały uśmieszek.
-Jak zwykle słyszysz to co chcesz- warknęła i otworzyła bagażnik.
-Nie. Ja słyszę to co powinienem usłyszeć, skarbie- wyszczerzyłem się i podszedłem do niej.

Ta tylko przeklęła mnie pod nosem i złapała jakieś dwie walizki. Zaśmiałem się cicho i również wziąłem jakieś torby. Które okazały się cholernie ciężkie.

-Kobieto, co ty masz w tych torbach?!- wydarłem się, usiłując dojść w całości do drzwi mojego domu.
-Akurat to co niesiesz, to ubrania- uśmiechnęła się i usiadła na walizce.
-Ja pierdolę, nawet moje siostry nie mają takich bagaży- jęknąłem odkładając to cholerstwo na ziemię.
-Siostry raczej się do ciebie nie wprowadzały idioto.

Zignorowałem nazwanie mnie ''idiotą'' i zacząłem grzebać w kieszeni w poszukiwaniu klucza. Kiedy wreszcie go znalazłem otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka.

-Przypomnij mi, dlaczego muszę się do ciebie wprowadzić?- jęknęła Cas, gdy przekroczyła próg od teraz naszego domu.
-Żeby nasz związek, był bardziej realny. A mi wystarczy, że muszę już w ogóle udawać. Nie zniósłbym mieszkania u ciebie w domu.- odpowiedziałem spokojnie, wzruszając ramionami.

Blondynka rzuciła torby na podłogę i gwałtownie odwróciła się w moją stronę. ''Znowu się zaczyna…''

-Myślisz, że mi to jest na rękę, tak?- zaczęła podnosić głos-  Że chcę być tą twoją pierdoloną dziewczyną?! Że chcę z tobą mieszkać, kiedy oboje szczerze za sobą nie przepadamy!? Że z własnej inicjatywy tutaj jestem?!
-To co do cholery tu robisz?! Zawsze kiedy się o to pytam, zamykasz się nagle i nie odpowiadasz!- teraz i ja wybuchłem.

Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię i odwróciła się do mnie plecami. ''Nie kurwa, nie tym razem!''

-Odpowiedz mi do cholery! Czemu akurat ty musisz być tą, z którą muszę udawać związek?!- krzyknąłem nie przejmując się tym, że drzwi są otwarte, a ktoś może nas usłyszeć, bądź zobaczyć. W odpowiedzi dostałem ciche westchnienie.
-Mój ojciec to wymyślił… Powiedział, że jeśli podołam temu i będę udawać twoją dziewczynę, to zapłaci za moje studia aktorskie…- odwróciła się do mnie- To moje największe marzenie, ale to też masz pewnie w głęboki poważaniu.
-Cassie, ja nie…
-Daj spokój. Po prostu…- uniosła dłonie do góry- Zapomnij.

Po chwili westchnąłem zrezygnowany i pokiwałem głową.

-Gdzie będę spać?
-Schodami do góry i drugie drzwi na lewo- przeniosłem dłoń na kark.
-Dzięki- mruknęła i skierowała się w stronę schodów.

***

Otworzyłem piwo i szybko przyłożyłem butelkę do ust. Tak skierowałem się w stronę salonu, gdzie telewizję oglądała Cas. Od tej kłótni rano nie odzywaliśmy się do siebie i było mi głupio. Choć tak naprawdę nie wiem czemu. W końcu nic nie zrobiłem… prawda?

-Co oglądasz?- zagadnąłem, gdy usiadłem obok niej na kanapie.
-Jakaś denna komedia- odpowiedziała głosem wypranym z uczuć.

Między nami nastała głucha cisza, przerywana jedynie dźwiękami z telewizora. Poprawiłem się na kanapie i wziąłem kolejny łyk piwa.

-Chcesz? Mam jeszcze jakieś w lodówce…- zapytałem wskazując na butelkę w mojej dłoni.
-Nie, dzięki.

Pokiwałem głową ze zrozumieniem i wróciłem wzrokiem do telewizora. Usiłowałem zrozumieć ten film, ale słabo mi szło. No, bo co jest niby śmiesznego w tym, że facet poślizgnął się na skórce od banana? ''Nie, dobra. To jest śmieszne…'' Zaśmiałem się pod nosem i zerknąłem kątem oka na Cassie, która wpatrywała się beznamiętnie w ekran. Musiałem przyznać, że była ładna. Blond włosy, były spięte w kucyka na czubku głowy. Jej duże brązowe oczy, były okalane długimi, czarnymi rzęsami. Pełne, różowe usta, zostały pokryte niewielką ilością błyszczyku. Cerę miała dość bladą, a policzki lekko zaróżowione. Chyba po raz pierwszy widziałem ją bez zbędnego makijażu. Wyglądała nawet lepiej, niż w moich porąbanych snach…

-Czemu mi się tak przyglądasz?- usłyszałem cichy głos dziewczyny.
- Zastanawiam sie jak to możliwe, że tak chamska i zgryźliwa osoba, wygląda jak niewinny anioł…- ''Czy ja to powiedziałem na głos? Ja pierdolę…''- Znaczy…- zamknąłem się widząc czerwone plamy na jej policzkach.
-Dziękuję- wyszeptała mocno zawstydzona. ''To całkiem słodkie.'' Powoli odwróciła się w moją stronę i zeskanowała moją twarz, na co uśmiechnąłem się pod nosem- Ty też nie wyglądasz najgorzej- posłała mi mały uśmiech i wstała z kanapy- Pójdę pod prysznic.

Oznajmiła po czym zniknęła mi z zasięgu wzroku. I właściwie po raz pierwszy od początku naszej znajomości, trwającej jakiś tydzień, przez głowę przeszła mi myśl. Bardzo mała. Można by powiedzieć, że nic nie znacząca. Bo tak jak szybko się pojawiła, tak szybko też zniknęła.

Pomyślałem, że może jednak jakoś przeżyję ten związek.



Darcy

Zapowiadał się taki piękny dzień. Ptaszki ćwierkały- wkurwiając mnie nie miłosiernie, no ale taka natura, więc wybaczyłam. Lekki wiaterek sobie wiał- kołysząc drzewami, które robiły cienie w moim pokoju, więc musiałam wstać i zasunąć żaluzje, ale okay,  jeszcze wytrzymywałam. Pospałam sobie jakieś 15 minut i zaczęło mżyć, robiąc hałas, który przy tej ciszy był wyjątkowo głośny- lekko się zdenerwowałam, ale myśląc, że będzie lepiej ponownie się położyłam, oczywiście nie zapominając o zatyczkach do uszu. Następnie zadzwoniła do mnie mama z pytaniem czy jestem już w szkole. Pomyliły się jej godziny- i to mnie już zdenerwowało. Nie mogłam normalnie usnąć. Leżałam z pół godziny myśląc o tym jaki to świat jest niesprawiedliwy. O sprawach, które mnie nigdy jakoś specjalnie nie interesowały… ''Co samotność robi z człowiekiem.'' Na szczęście, w końcu nastał spokój. Ptaszki odleciały lub przestały gadać, bo ich gardełka rozbolały, wiatr ucichł, drzewa się uspokoiły, deszcz przestał padać. Wydawało się, że będzie dobrze, niestety… Po zaledwie 5 minutach.. SĄSIAD DO HUJA PANA ZACZĄŁ KOSIĆ JEBANĄ, KURWA MAĆ TRAWĘ. Padłam, już nie dałam rady. 

Zwlekłam się łóżka i z zamkniętymi oczami, zaczęłam szukać stopami moich puchatych ciapów. Ślamazarnie podeszłam odsłonić i uchylić okna. Szanowne słońce szanownie oślepiło moje szanowne oczy. ''Tak bardzo się cieszę, naprawdę.'' Chyba aż w Grenlandii  słychać było mój sarkastyczny entuzjazm. Wzięłam głęboki wdech świeżego powietrza, aby się choć trochę orzeźwić. Moje powieki były tak ociężałe jakbym kamienie na nich wieszała. 

Słuchając warkotu kosiarki ruszyłam do łazienki. Po drodze oczywiście nie zabrakło atrakcji. Uderzyłam się w małego palca o kant łóżka, a następnie wpadłam na komodę przy drzwiach. Dusząc moje emocje w środku, aby nie wybuchnąć, przemyłam twarz wodą i spojrzałam się w lustro. Włosy poczochrane jak po spadaniu na spadochronie w czasie burzy. Odbite kanty poduszki na policzku, suche usta.. ALE! Na szczęście nie miałam dużych worów pod oczami jak się spodziewałam. Przynajmniej jedna dobra rzecz jak do teraz. ''Tak się zastanawiam czy nie wstałam lewą nogą, ale niestety nie pamiętam.''

Głodna zeszłam do kuchni, włączyłam radio i otworzyłam lodówkę. To według mnie było przesadą jak na poranek. Wielkie wiejące zimnem, białe pudło, umiejące zrobić kostki lodu, świeciło pustkami. Do rozpoczęcia zajęć została mi godzina, więc stwierdziłam, że zdążę sobie coś kupić na mieście. 

Biegiem weszłam po schodach, prawie zabijając się na ostatnim stopniu. Odzyskując równowagę wpadłam do pokoju, przebrałam się i poszłam coś zrobić z tym gniazdem dla bocianów na głowie. Pomijając fakt, że wyrwałam mniejszą połowę włosów, to nawet nieźle mi wyszło. Minusem było to, że strasznie się naelektryzowały, więc związałam je w koka.

Upewniając się, że wszystko spakowałam, aby uniknąć kolejnych niespodzianek, spokojna wyszłam z domu. Miałam nadzieję, że reszta dnia minie spokojnie. Nie wiedziałam jak bardzo się myliłam.

Idąc na autobus spotkałam panią Patricie MALIK. Szlag mnie trafił prosto w głowę. ''Na szczęście dobrze ukrywam złość.''

-Dzień dobry kochanie!! Twoja mama nadal na wyjeździe? Radzisz sobie? Co robisz tak wcześnie na nogach? Wszystko u ciebie dobrze? Jak na studiach?- więcej pytań się nie dało, nie? No ale nie mogę zaprzeczyć, że ta pani jest przemiła.
-Dzień dobry- ''Bądź miła!'' Powtarzałam, sobie cały czas w myślach, aby zachować spokój- Tak, nadal jest poza domem, ale jest dobrze, radzę sobie. Zajęcia zaczynam za 40 minut, przez wakacje przyzwyczaiłam się do leniuchowania, no ale cóż poradzić, chcąc mieć prace trzeba się uczyć. A teraz to ja naprawdę się śpieszę, zaraz autobus mi ucieknie i muszę jechać coś zjeść na mieście, ponieważ zapomniałam zrobić zakupy do domu. Wie pani tyle zajęć, że człowiek wszystkiego zapomina- uśmiechnęłam się lekko. Wszystko co powiedziałam było po części prawdą i kłamstwem. Starałam się na wszystko odpowiedzieć, jak najmilej potrafiłam. Nie chciałam wyjść na jakąś świruskę. Próbowałam również się jakoś wyrwać spod jej pytań.

-Oh, nie ma mowy!! Nie będziesz włóczyła się po mieście tak rano. Nie wiadomo co ci się może stać!! Zjesz śniadanie z nami w rodzinnej atmosferze. - chciałam się wtrącić, ale jak to kobieta…- I nie przyjmuje odmowy, to już postanowione!! Zayn cię później podwiezie- …nie da sobie przetłumaczyć.

Popełniłam błąd mówiąc jej o zakupach. Jeden głupi błąd, a tyle narobił. I jeszcze ON ma mnie odwieźć, to chyba jakieś żarty. Jest tu jakaś kamera? Co to ''goło i wesoło''? Zaraz przyjdzie facet ze striptizu? Błagam zabierzcie mnie stąd.

Zrezygnowana, wzięłam jedną torbę od kobiety i poszłam z nią do jej domu. Nie chcąc być nie miła, zaproponowałam pomoc, ale oczywiście, odmówiła. Z jednej strony to dobrze, biorąc fakt, że dzisiaj mam pierdolonego pecha i puściłabym kuchnię z dymem gotując zwykłą wodę na herbatę. Grzecznie usiadłam na stołku i się przyglądałam.

-Czy mogłabyś mi pomóc nakryć do stołu?- matko u mnie to było ''Schodzisz? To se zrób śniadanie sama i jedz w ciszy i spokoju''
-Oczywiście- starałam się przyjaźnie uśmiechnąć, aby uniknąć skwaszonej miny.

Pani Malik zawołała resztę i kazała mi zająć miejsce przy stole. Usiadłam na brzegu, po dłuższej stronie ławy. Cierpliwie czekałam, aż wszyscy zajmą swoje miejsca. Pierwsza zeszła Waliyha w swojej czerwonej piżamce w białe kropki z motywem myszki miki. Śmiesznie to wyglądało w jej wieku, ale wyjątkowo jej to dodawało uroku. Aż sama chciałam taką.

Później zszedł Zayn, miał białe skarpety, długie czarne dresy i... O kuźwa… ON NIE MIAŁ KOSZULKI. Wędrowałam wzrokiem po jego tatuażach i umięśnionej klatce. Przełknęłam ślinę i starałam się skupić na czymś innym. Oczywiście marnie mi szło. Chcąc przynajmniej odwrócić swoją uwagę od jego ciała, przyjrzałam się jego twarzy. Pełne ust miał delikatnie rozchylone, oczy lekko przymknięte i czarne jak smoła włosy były słodko opadnięte na czoło. Bóg jest cholera niesprawiedliwy. Czemu wszyscy bogaci są piękni i seksowni, a ci mniej bogaci mają ryj jak stara świnia?

Co ja w ogóle wygaduje przecież on wcale się fajnie nie ubrał, tylko ma ubrania jak pijak wyciągnięte ze śmietnika, jego ''umięśniona klatka'' to tak naprawdę jeden wieli tłusty flak, piękne tatuaże to zwykłe kreski, a idealna twarz.. została przejechana przez ciężarówkę. Nie będę gadać o włosach, bo to skandal, że jest chłopakiem, a one są takie piękne. Dobra, przyznaję się bez bicia, że ubóstwiam jego włosy.

Przełknęłam ślinę i postanowiłam skupić się na śniadaniu. Wyglądało to jak szwedzki stół, każdy brał co chciał. Tylko nadal jednego nie rozumiem. Po co tyle wszystkiego skoro jest tu nas czwórka?
Wzięłam dwa tosty, położyłam na nie inne składniki i wzięłam kęsa. ''Matko jaki oni dobry ser mają!!'' Pychota. Pierwszy raz w życiu tak bardzo miałam ochotę coś zjeść.

-Zayn, mam nadzieję, że będziesz tak miły i podwieziesz Darcy na zajęcia- zaczęła Pani Malik.
-Och nie, nie trzeba, naprawdę. Dam sobie radę- próbowałam interweniować..
-Chyba już to przerobiłyśmy, prawda?-.. ale na marne, jak było widać.
-Z wielką chęcią ją odwiozę- spojrzałam się na niego groźnie, ale on się tylko wyszczerzył. Coś za chytry był
ten jego uśmieszek.

Patricia uśmiechnęła się przyjaźnie dumna, że dopięła swego. Skończyłam pić herbatę i poprosiłam, aby Zayn już mnie podwiózł. Chwilę jeszcze czekałam, aż skończy rozmawiać z mamą, na temat tego, o której wyjeżdża. Aaa, no tak, ona miała jechać.. gdzieś tam. ‘’Ale to nie miało być parę dni temu?’’ Hmm, może coś im się plany zmienił. Ale w sumie to by tłumaczyło, dlaczego nie ma reszty.

Wyszliśmy z domu i pokierowaliśmy się na podjazd. Podczas jazdy, myślałam nad tym, że Zayn będzie sam. Sama nie wiem dlaczego. Chociaż nie,  jednak wiem dlaczego. Jestem ciekawa, jak długo zajmie mu puszczenie domu z  dymem. Haha, to by było dobre. Święty synek, został diabełkiem. Haha, jak to debilnie brzmi.

Podrzucił mnie pod wejście do szkoły i odjechał. Oczywiście mu podziękowałam, a mój los nie zapomniał mi dać o sobie znać. Dlatego, gdy wychodziłam z pojazdu uderzyłam się głową o dach i zapomniałam odpiąć pasów. Na szczęście jestem już do tego przyzwyczajona.

***

Powolnym krokiem szłam w stronę mieszkania. Jak sobie przysięgłam, że nigdy więcej nie wsiądę do autobusu to tak ma być. Pomińmy to, że się na niego spóźniłam. To był znak od boga, dlatego teraz oficjalnie będę chodzić piechotą.

''O kurwa! Zapomniałam iść na zakupy!'' Zła na samą siebie wróciłam się i skierowała się w stronę centrum handlowego.

Gdy byłam już przy wejściu wpadłam na kogoś. Nie byłam bardzo zdziwiona tym kogo zobaczyłam. Przede mną stał, sam w sobie cały i okazały pan Zayn Malik.

-Hej!- prawie, że krzyknął mi do ucha. A no tak ma słuchawki w uszach.
-Hej- grzecznie odpowiedziałam. Widząc, że chce coś powiedzieć, pociągnęłam za kabel co sprawiło, że odetkałam mu uszy. To dla dobra jego i mojego.
-Na zakupy idziesz?- ''A co? Nie widać?''
-Tak- mówiłam jedno sylabami.
-Fajnie ja też- o, nieee.  Już mam dość na dziś.
-Nom- westchnęłam, a on uśmiechnął się i przepuścił mnie w wejściu.

Weszliśmy na spożywczy i przeszliśmy przez wszystkie stoiska. Każdy brał to czego potrzebował. On to chyba robił zapasy na zimę. Jeszcze trochę bym poczekała i by cały sklep wykupił.

Podeszłam do kasy i zaczęłam wyjmować wszystkie moje produkty. Oczywiście on szedł za mną jakby przyszyty do mnie był. Czekałam, aż kasjerka wszystko skasuje i zapłaciłam jej podaną kwotę. Spokojna przeszłam przez bramki, ale oczywiście moje diabelskie szczęście jest takie, że zaczęły piszczeć. Ten dzień chyba nie może być gorszy. ''Jeśli dowiem się po kim ten posrany pech odziedziczyłam to go zajebię.''
Głęboko oddychając czekałam, aż przyjdzie ochroniarz. Wszyscy się na mnie gapili. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. ''Szkoda, że nie jestem strusiem- schowałabym głowę w piachu, albo bym spieprzała jak najszybciej bym potrafiła.'' Starałam się przypomnieć czy czegoś nie schowałam, ale przecież wszystko wyjęłam! Zaraz… To mógł być on! On mógł mi coś podrzucić. Przecież nie wiem jak bardzo może być posrany. Pierdolony gnojek. Nieźle to wszystko wymyślił. Żeby tylko w kłopoty mnie wpakować. To wszystko to jego wina.

-Proszę pokazać torebkę.- oznajmił mi nowo przybyły ochroniarz.

Mocno wkurzona podałam mu torbę i zaczęłam się wydzierać na Zayna.

-To wszystko twoja wina! Wszystko to ukartowałeś. Ty mi coś podrzuciłeś. Chcesz się mnie pozbyć! Wiem to!- jeszcze zdziwionego zaczął udawać. Niezły z niego aktor.
-O co ci chodzi?- Kurwa, jego spokój jeszcze bardziej mnie wnerwił.
-No tak teraz udawaj! Przecież ty jesteś taki święty!- prychnęłam.
-Uspokój się! O co ci kurwa chodzi, ciągle się mnie czepiasz!
-Proszę nie krzycze..- ochroniarz próbował interweniować, jednak na marne.
-O co mi chodzi? O CO MI CHODZI?! Jakbyś kurwa nie wiedział! Od początku nic, tylko coś knujesz!- patrzyliśmy na siebie zawzięcie. Jakoś nie obchodziło mnie w tamtym momencie to, że robimy scenę w sklepie.
-Proszę wyjść! Za mną- próbował nas przekrzyczeć. 

W końcu złapał nas za ramiona i wyciągnął na dwór od strony dostawczej.

-Przestaniesz się wydzierać?! Co ja ci takiego zrobiłem, że mnie tak nie cierpisz?!
-To raczej ja powinnam się  o to spytać! Wszędzie się tylko wtrącasz! Nie jestem taka głupia jak myślisz!
-A skąd ty do kurwy nędzy możesz wiedzieć co ja myślę?!
-Proszę o spokój!- mundurowy po raz kolejny usiłował nas uspokoić.
-Nie wiem! Ale mam cię dość!- jego wzrok śledził mój każdy, nawet najmniejszy ruch.. tak samo jak ja jego.
-Uwierz mi ja ciebie też!
-To po jakiego się do mnie przystawiasz?!
-Przystawiam?!- pisnął.
-Nie kurwa, wprowadzasz!
Nagle poczułam metal na mojej prawej ręce. Automatycznie się tam spojrzałam. Moja ręka była skuta z lewą chłopaka.
-A teraz cisza!- wydarł się mężczyzna, który nas skuł- Pani, nic nie ukradła, a to znaczy, że on nic pani nie podrzucił! A pan ma iść i zapłacić za zakupy. I jeszcze jedno, macie zapłacić za wszystkie szkody jakie narobiliście. A teraz was rozkuje ale ma być spokój.- westchnął i zaczął nas rozkuwać.
-No chyba se pan jaja robi!- zaczęłam gestykulować rękami- Jakie niby szkody, co?! Kwiatka złamałam?!- podniosłam rękę, która była skuta.
-I widzi pani co narobiła!- wydarł się ochroniarz i wskazał na kajdanki. ''O co mu chodzi?''
-Proszę na nią nie krzyczeć!- wielki obrońca Malik się znalazł.
-Co znowu się stało?- ‘’Spokojnie, oddychaj…’’
-Machając rękami wytrąciła pani kluczyk z mojej dłoni, który spadł do studzienki. Więc są państwo skuci.



Spojrzałam się na Zayna z rozdziawioną buzią. ''NO KURWA CHYBA NIE!''


Alex



Zrobiłam błąd. Pomyliłam kroki. Wszystko niby okey, prawda? Ale ja pomyliłam się już pierdyliard razy! A już jutro zawody! ''Zajebię się.''

-Alex, może zróbmy przerwę?- usłyszałam za sobą spokojny głos Lucy.
-Nie!- podniosłam nieświadomie głos- Znaczy nie, jest okey- powiedziałam już ciszej, ciężko wzdychając.
-Mówisz tak od dwóch godzin, a cały czas się mylisz- jęknął Cody, na co spiorunowałam go wzrokiem.
-Jak jesteś taki mądry, to może pokaż nam swój pomysł, hmn?- założyłam ręce przed sobą.
-Cody- nagle usłyszeliśmy Danielle- Zamknij tą uroczą mordkę, a ty- wskazała na mnie- Usiądź i odpocznij.

Oboje prychnęliśmy, ale zrobiliśmy to co kazała nam Peazer. Niechętnie podeszłam do swojej torby i wyjęłam z niej butelkę wody. 

Oparłam się o jedno z luster i zsunęłam się na drewnianą podłogę. Odkręciłam kurek i przyłożyłam butelkę do ust. Kiedy poczułam, że woda przyjemnie rozlewa się w moim gardle, przymknęłam oczy. I ponownie ukazała mi się postać uśmiechniętego Nialla. Znowu: niby okey, prawda? Ale mam tak za każdym razem, kiedy zamknę oczy. Od dwóch dni! I do cholery, nie wiem czemu tak się dzieje. Jakoś nie widziałam go te cztery lata i tak, brakowało mi go czasem. ''Może częściej niż czasem, ale nigdy tak jak teraz…''

-O czym myślisz?

Otworzyłam oczy i zobaczyłam siadającą obok Lucy.

-Wiesz, że mi możesz powiedzieć?- uśmiechnęła się lekko, a ja przytaknęłam.- No więc, o co chodzi?
Przyłożyłam dłonie do twarzy i westchnęłam ciężko.
-O Nialla.- jęknęłam.                                                      
-A co nim nie tak?- zmarszczyła brwi.
-Powinnaś spytać co jest ze mną nie tak. Ja…- zacięłam się i położyłam ręce na nogach- Ja cały czas o nim myślę…- spuściłam wzrok na dłonie- Wcześniej nie widziałam go bardzo długo, jakoś mi go brakowało, ale teraz… Nigdy bardziej tak tego nie odczuwałam.
-Może się zako…
-Nie. Nie zakochałam się w nim. To nie możliwe, rozumiesz? Nie widziałam go cztery pierzone lata, a teraz spędziłam z nim ledwo trzy tygodnie. Możliwe, że teraz tak naprawdę go nie znam- nagle poczułam pieczenie pod powiekami. ''Nie, nie teraz, nie rozklejaj się…''
-Serce nie sługa, Alex. Okey, może teoretycznie go nie kochasz. Ale w praktyce coś jednak do niego czujesz. Gdyby było inaczej, raczej byś tyle o nim nie myślała, prawda?

Nie odpowiedziałam. Siedziałyśmy chwilę w ciszy, którą przerwał głos Danielle.

-Dziewczyny, chodźcie!
Pierwsza ruszyła się Lucy, która podała mi dłoń. Szybko ją chwyciłam i z jej pomocą po chwili stałam na nogach.

-Dasz radę, mała. Wierzę w ciebie.- Green posłała mi delikatny uśmiech, po czym pobiegła w stronę Peazer.

***

Po kolejnych dwóch godzinach prób, czterech kłótniach z Codym i pouczeniach Danielle, wyszłam ze studia. Pogoda była dzisiaj pod psem. Słońce chyba zrobiło sobie wolne, a inicjatywę przejęły chmury. Wyjęłam z torby szarą beanie i nałożyłam ją na głowę. Schowawszy dłonie do kieszeni płaszcza, ruszyłam do najbliższego Starbucksa oddalonego o jakieś 10 minut piechotą.

Kiedy wreszcie przekroczyłam próg kawiarni, poczułam uderzające we mnie ciepło. Uśmiechnęłam się lekko i podeszłam do lady.

-Poproszę bezkofeinową Decaf Espresso Roast- oznajmiłam dziewczynie za ladą, po czym zaczęłam szukać portfela w torbie.
-Alex? Alex Morgan?- spojrzałam przed siebie z uniesionymi brwiami.- To ja, Jade Harrison- dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
-O mój boże! Jade!- wykrzyknęłam i mimo dzielącej nas szerokości blatu, uścisnęłam ją mocno.- Ja pierdzielę, ale jesteś śliczna! Co ty robisz w Londynie?- uśmiechnęłam się, przyglądając dziewczynie, która przygotowywała moją kawę.
-Dziękuję, ty też- zarumieniła się lekko- Cóż, aktualnie pracuję. Muszę zarabiać na mieszkanie- uśmiechnęła się ciepło- A ty?
-Tańczę w grupie.
-Wow, pamiętam jak o tym marzyłaś- postawiła przede mną kawę- To będzie osiem czterdzieści.
-Tak, a ty poszłaś na tego wymarzonego psychologa?- podałam jej pieniądze, a ona włożyła je do kasy, po czym oparła się uśmiechnięta o blat.
-Jestem na pierwszym roku- skinęłam głową i chwyciłam tekturowy kubek z kawą w dłonie- A ty nie studiujesz?- moje ręce zastygły w połowie drogi do moich ust. ''O kurwa.''- Coś się stało?- doszedł do mnie zmartwiony głos przyjaciółki z gimnazjum.
-Właściwie nie, ale przypomniałaś mi, że muszę iść złożyć papiery na uczelnię- posłałam jej uspokajający uśmiech i wzięłam łyka kawy- Mmm, jaka dobra…
-Dziękuję- zachichotała- Gdzie składasz papiery?
-Mayer Dance Studio*- uśmiechnęłam się delikatnie.
-Mam nadzieję, że się dostaniesz. Podobno to najlepsze studia taneczne w Londynie…
-Tak, wiem- spojrzałam na zegarek- Wybacz, ale muszę jeszcze zajść na tą uczelnię.
-Rozumiem- skinęła- To do zobaczenia Alex.

Po przytuleniu, wymienieniu się telefonami i rzuceniu ''pa'' wyszłam z kawiarni, z gorącym napojem w dłoni. Skierowałam się prosto na uczelnię.

***

Stanęłam przed bramą, która prowadziła na kampus. Wzięłam głęboki wdech i weszłam na teren uczelni. Wszystkie budynki, a było ich około pięciu były utrzymane w staroświeckim stylu. Podobnie jak teren dookoła. Gdzie niegdzie ustawione były różne rzeźby. Ale najpiękniejszy był ogród na samym środku kampusu. Niewielka fontanna była otoczona przez parę ławek i cudowne krzewy kwiatów. I do tego ludzie, którzy tam byli. Na widok tych wszystkich dla mnie nieznajomych twarzy, poczułam nieprzyjemny ucisk w żołądku. Ludzie tutaj najwidoczniej dobrze się znali, a ja… Znowu musiałabym być tą ''nową''. Większość ludzi siedziała na trawie i jadła lunch, a inni tańczyli. Można było zauważyć tutaj wszystkie style taneczne. Przejechałam dłonią po moich włosach i poprawiłam skórzaną, beżową torbę na ramieniu. ''Dobra, tylko gdzie jest jakaś rejestracja czy coś?'' Zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony.

-Hey, może pomóc?- usłyszałam za sobą i szybko się odwróciłam. Stał za mną uśmiechnięty chłopak.
-Oh… Chciałabym zapytać się o przyjęcie tutaj, ale kompletnie nie wiem gdzie mam iść…- poczułam jak moje policzki oblewa czerwień.
-Jasne, chodź za mną- uśmiechnął się szerzej i zaczął iść w bliżej nieznanym mi kierunku. Szybko podbiegłam i dorównałam mu kroku.- Więc chcesz tutaj studiować?- spojrzał na mnie.
-Tak- odpowiedziałam od razu- A ty? Studiujesz tutaj?
-Jestem na trzecim roku.
-Oh…- spuściłam wzrok na swoje buty.
-A tak właściwie to jestem James- chłopak wystawił do mnie dłoń, którą delikatnie ścisnęłam.
-Alex- uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na jego twarz.

Dziwne, że dopiero teraz zauważyłam fakt, że był przystojny. Miał ciemne włosy, postawione na żel, lekki zarost, odznaczające się kości policzkowe, przyjazny uśmiech i ciemne, zielone oczy. Chłopak widząc, że mu się przyglądam tylko powiększył swój uśmiech, a ja pewnie jeszcze bardziej zrobiłam się czerwona.

-Jesteśmy- oznajmił James i zatrzymał się.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam wchodzić po schodach.
-Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczmy!- usłyszałam jeszcze za sobą.


-Tak, na pewno!- odpowiedziałam i weszłam przez szklane drzwi do budynku.

*NASTĘPNEGO DNIA*


Dzisiaj miały się odbyć zawody. 

Kiedy dowiedziałam się, że jest szansa, że Mayer Dance Studio przyjmą mnie na następny rok, cały wieczór siedziałam nad papierami i tymi wszystkimi formalnościami, więc udało mi się to wysłać późnym wieczorem. W mailu powiedzieli, że dadzą mi odpowiedź, lecz nie są niczego pewni. W wyniku czego zostało mi się tylko modlić, by mnie przyjęli.

Od szóstej rano byłam na chodzie i dopinałam z dziewczynami wszystko na ostatni guzik. Musiałyśmy uzgodnić stroje, podwózkę i miliard innych rzeczy. Kiedy wreszcie udało nam się wszystko ogarnąć, pobiegłyśmy na próbę. Zapierdalaliśmy razem równe cztery godziny, zanim stwierdziliśmy, że wszystko jest idealnie. Umówiliśmy się, że chłopaki pojadą samochodem Kevina, a ja i dziewczyny załadujemy się do auta Danielle.

Razem z Lucy od jakiś piętnastu minut siedziałyśmy na kanapie, niecierpliwie czekając na Peazer i Rox. Jeszcze raz poprawiłam kucyka na samym czubku głowy i wygładziłam materiał moich zwężanych dresów.

-Wyglądasz idealnie Alex- usłyszałam głos przyjaciółki.
-Dziękuję- odpowiedziałam cicho, zarumieniona- Ty też- posłałam jej niewielki uśmiech.
-Wiem, bo ty mnie przyszykowałaś- wyszczerzyła się- Zdenerwowana?
-Jak cholera- wypuściłam powietrze z ust- Już raz przegraliście i…- zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć, gdyż Lucy weszła mi w słowo.
-I to się nie powtórzy, bo teraz mamy ciebie- usiadła obok i objęła mnie ramieniem.- Rozumiesz?
Pokiwałam niepewnie głową, a po chwili usłyszałyśmy dźwięk dzwonka do drzwi. 

Obie szybko zerwałyśmy się na równe nogi i pobiegłyśmy do wyjścia. Kiedy otworzyłam, ukazała mi się uśmiechnięta buźka Vanessy.

-Hey- wyszczerzyła się. ''No tak, Vanessa Rox- wieczna optymistka.''
-Cześć- odpowiedziałyśmy równo.
-Gotowe?- zapytała robiąc nam miejsce w przejściu.
-Jak nigdy- uśmiechnęła się Lucy, zamykając drzwi.
''Jak nigdy.'' Powtarzałam sobie jak mantrę przez całą drogę do samochodu.

Po jakiejś godzinie byłyśmy na miejscu. Oczywiście jako uczestniczki, mogłyśmy zaparkować na tyłach niewielkiego jak na arenę budynku. Kiedy Danielle zaciągnęła hamulec ręczny, wszystkie jak poparzone wyskoczyłyśmy z samochodu.

-Gdzie chłopaki?- zainteresowała się Lucy.
Zaczęłam się rozglądać, a po chwili zauważyłam opartego o maskę auta Codyego.
-Tam są- wskazałam jej chłopaków i sięgnęłam po swoją torbę.

Przewiesiłam ją sobie przez ramię, po czym powoli skierowałam się w stronę wejścia. Po chwili dotarła do mnie reszta ekipy.

***

Gdy Danielle skończyła mój makijaż, zwolniłam miejsce Van. Do naszego występu mieliśmy jakieś piętnaście minut. Szczerze? Z każdą minutą czułam coraz większą niepewność. Cały czas wycierałam spocone dłonie o spodnie. Denerwowałam się niemiłosiernie. Nie chciałam zawieść nikogo. Sędziów, Lucy, Danielle, Van, Codyego, Zacka, Kevina, Charliego… Siebie. ''Przede wszystkim nie chciałam zawieść samej siebie.''

Wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się dookoła. Chłopaki znów powtarzali układ, a Danielle malowała Rox.

I brakowało mi tu tylko jednej osoby. Mianowicie Lucy. Zaczęłam szukać jej wzrokiem, aż natrafiłam na długie czarne włosy. Ruszyłam w jej kierunku, a kiedy znalazłam się obok, położyłam dłoń na jej ramieniu. Gdy na mnie nie spojrzała, skierowałam wzrok na punkt, w którym były utkwione jej oczy.

-O kurwa- wymsknęło mi się, gdy zobaczyłam tych wszystkich ludzi. Oni wszyscy oglądali zawody. Oceniali tancerzy. Będą oceniać naszą  grupę. Będą oceniać mnie. ''Słabo mi…''
-Lepiej bym tego nie ujęła.- usłyszałam cichy głos przyjaciółki.
-Spójrz na nich- wskazałam aktualnie występującą grupę- Są świetni.
-Ta, ale my jesteśmy lepsi- usłyszałyśmy głos Peazer, na co obie się odwróciłyśmy.- Chodźcie, zaraz wchodzimy.- posłała nam szeroki uśmiech i złapała za ręce.

Wszyscy ustawiliśmy się w kółeczku i położyliśmy na sobie nasze dłonie.

-Damy radę, rozumiecie?- zaczął Cody.
-Tak. Jesteśmy świetni.- uśmiechnęła się Van.
-I zajebiści!- zaśmiał się Zack.
-Musimy to wygrać- uśmiechnęła się niepewnie Lucy.
-Na bank to wygramy.- stwierdził Charlie.
-Nie ma innej opcji. Z naszym talentem i układem Alex, mamy wygraną w kieszeni!- uśmiechnęła się Danielle.
-Alex?- Kevin spojrzał na mnie.- Powiesz coś?

Westchnęłam ciężko i spojrzałam po wszystkich. Wyglądali na bardzo pewnych siebie. Zazdrościłam im w tej chwili odwagi. Uśmiechnęłam się delikatnie i odchrząknęłam, próbując pozbyć się niewielkiej guli w gardle.

-Wejdźmy tam i wygrajmy to!- krzyknęłam na co wszyscy równie głośno zgodzili się ze mną.

Po chwili stanęliśmy przy wyjściu na scenę. Nagle znów poczułam jak szybko bije mi serce, a dłonie zaczynają się trząś. Krew w żyłach zaczęła mi szybciej płynąć, a w głowie pojawiały się obrazy, gdy zawsze coś mi się nie udawało. ''Kurwa, dawno się tak nie denerwowałam…'' Lucy chyba to wyczuła, bo złapała moją dłoń i ścisnęła, uśmiechając się delikatnie. Próbowałam uspokoić emocje, co nie przynosiło żadnego skutku. Zamknęłam oczy i zaczęłam odliczać od pięciu w dół. Wtedy usłyszałam głos prowadzącego.

-A TERAZ NIEPOWTARZALNI…

Pięć.

-NIESAMOWICI…

Cztery.

-OGROMNIE UTALENTOWNI…

Trzy.

-MŁODZI TANCERZE Z LONDYNU…

Dwa.

-PANIE I PANOWIE…

Jeden.

-DANCE UP YOUR LIFE!

Zero.

Usłyszałam muzykę.
Otworzyłam oczy.
I wszystko oprócz moich ruchów przestało mieć znaczenie.

***

Wcisnęłam się w swoje spodnie, co było nie lada wyzwaniem. Nie dość, że były mega obcisłe, to jeszcze ja byłam cała spocona jak szczur. ''Super porównanie, nie ma co.'' Zaśmiałam się pod nosem z własnej głupoty.

-Alex! Idziesz?!- wydarła się Lucy, ale mimo wszystko słyszałam tą radość w jej głosie.

Nie mogłam jej się dziwić. Sama szczerzyłam się jak idiotka. Może nie wygraliśmy, ale drugie miejsce w zupełności mi wystarczało. A reszta ekipy, cieszyła się tak samo jak ja. Twierdzą, że to dzięki mnie zaszli tak daleko, ale ja tak nie uważam. Sami są świetni, ja im nie wiele pomogłam. Ale wracając do rzeczy, zajęliśmy drugie miejsce i cieszyliśmy się jak pojebani.

-Daj mi dziesięć minut!- odkrzyknęłam.
-Pospiesz się!

Schyliłam się i zaczęłam wiązać moje tenisówki.

-Przepraszam, czy Alex Morgan?- usłyszałam nad sobą niski głos, więc spojrzałam w górę.

Przede mną stał starszy ode mnie mężczyzna, uśmiechając się przyjaźnie.

-Tak, mogę w czymś pomóc?- zapytałam grzecznie i podniosłam się.
-Właściwie to tak. Mam dla pani propozycję.- złączył przed sobą dłonie.
-Słucham- uśmiechnęłam się, trochę zdezorientowana.
-Czy byłaby pani zainteresowana pracą choreografa?
Pracą? Choreografa? ''Że co?!''
-Chyba nie rozumiem…- założyłam kosmyk włosów za ucho.
-Jestem menagerem, a moja grupa potrzebuje choreografa. Zobaczyłem panią na scenie i to jak pani tańczy. Zauważyłem u pani potencjał, miłość do tańca, determinację. I tego właśnie potrzebuję. Jeśli będzie chciała pani porozmawiać, proszę do mnie zadzwonić.- uśmiechnięty, wyciągnął z kieszeni wizytówkę z numerem. Po chwili była ona już w mojej dłoni.
-Przepraszam, ale nie ma tu pana nazwiska- stwierdziłam patrząc na skrawek papieru w mojej dłoni.



-Oh, nazywam się Paul Higgins.

*Mayer Dance Studio- wymyślona nazwa, taka instytucja nie istnieje.



Podoba ci się? Skomentuj !