środa, 26 marca 2014

INFORMACJA

Wczoraj zmieniłyśmy adres bloga!
Było to konieczne, więc nie miałyśmy wyboru.
Postarałyśmy się dotrzeć do każdego kogo mogłyśmy z tą informacją osobiście!

A tak na marginesie...
O CHOLERA ILE WYŚWIETLEŃ.
*-*



 
DZIĘKUJĘMY!!!

poniedziałek, 24 marca 2014

5.

Hey...
Dzięki za to, że ktoś to jednak czyta, i dziękujemy za ten komentarz <3 Mamy nadzieję, że i ten rozdział komuś się spodoba! Do następnego. ;*


Niall


Kiedy się do mnie odwróciła na moją twarz wkradł się uśmiech, którego za cholerę nie mogłem powstrzymać. Mówią, że nieodwzajemniona miłość boli najbardziej. Ale ja się z tym nie zgadzałem. Tęsknota za kimś jest bardziej bolesna. I uświadomiłem sobie to, patrząc na dziewczynę przede mną. Bo to była Alex. Alex Morgan. ''Moja mała Alex...''

Nagle dotarło do mnie, że stoję i gapię się na nią, a ona milczy. ''Dziwisz się jej?'' 

- Nie zgubiłaś kogoś?- zapytałem, wciąż obserwując jej twarz.
Sam nie wiedziałem, czego niby oczekiwałem z jej strony. Bo to wszystko co miałem... To ona mnie pchnęła w tą stronę. I teraz miałem chłopaków, fanów, śpiewanie, koncerty... Jednak nie miałem już jej. Nie widzieliśmy się prawie cztery lata. Ale ja nie zapomniałem. ''Nigdy nie zapomniałem.''
- Niall...- wyszeptała prawie niesłyszalnie.
Szybko wstała, patrząc mi w oczy.
Mogła mnie potem znienawidzić, uderzyć, co tylko chciała, ale niczego nie zapragnąłem bardziej niż zamknąć ją w uścisku. Zrobiłem krok do przodu, ale zanim zdążyłem ją objąć, ona zrobiła krok do tyłu. Poczułem się jak idiota. ''Cholera, ona mnie nienawidzi.''
Niepewnie spojrzałem w jej oczy. W świetle latarni całe się świeciły. I to nie normalnie, ale od łez. "Błagam tylko nie płacz..."Jednak po chwili zobaczyłem jak łzy spływają z jej oczu. 

Nie wiedziałem co mam zrobić. Staliśmy w całkowitej ciszy. Bałem się nawet odezwać. Nie dlatego, że mogłem dostać po twarzy. Nie chciałem, aby znowu zniknęła. I w końcu, tak po prostu zacząłem dokładnie przyglądać się jej twarzy. Prawie się nie zmieniła. Z jej różowych, delikatnie zarysowanych ustach nie mogłem nic wyczytać. Ani radość, ani śmiech, smutek czy złość.  Jej policzki pokryte rumieńcem kontrastowały z dość jasną cerą, której kiedyś nienawidziła i narzekała, że jest blada jak ściana. Jak zawsze cała twarz pokryta pojedynczymi piegami, a szczególnie nos. W końcu natrafiłem na jej oczy. Duże zielone tęczówki wpatrywały się w moje. I to sprawiło, że lekko się uśmiechnąłem.

Pewnie wciąż trwalibyśmy w ciszy. gdyby nie odkaszlnęła cicho i starła dłonią łzy.
- Co ty tutaj robisz?- wyszeptała, znów ledwo dosłyszalnie. Albo wokół nas było cholernie cicho, albo nauczyłem się czytać z ruchu warg. Cóż... Są dwie opcje.
- Wróciłem do domu, mam wolne- wzruszyłem ramionami.
Znów nastała cisza. Brązowowłosa chyba chciała coś powiedzieć, ale za każdym razem, kiedy rozchylała wargi ponownie je zamykała. Pewnie miała do mnie żal, ale bała mi się o tym powiedzieć. ''Kurwa nienawidzę swoich myśli...''
- Dziękuje, bałam się, że już go nie zobaczę...- wyszeptała zniżając się i zapinając Buddy'iego na smycz.
Wciąż nie wiedziałem co powiedzieć. Cholera tak wiele razy  myślałem nad tym co bym powiedział gdybym ja znowu spotkał. A teraz, kiedy stała przede mną, nie mogłem nic z siebie wydusić. W gardle stanęła mi gula, której nie mogłem powstrzymać. 

Nagle wstała i spojrzała mi w oczy. Miałem wrażenie, że oczekuje iż coś powiem...
- Jeszcze raz dzięki- uśmiechnęła się i zaczęła iść w stronę domu.

- Alex...- zwołałem za nią.
- Tak?- odwróciła się na pięcie
- Idziesz do domu?- "A gdzie do cholery ma niby iść debilu?"
- Chcesz iść ze mną?- uśmiechnęła się.
- Tak- wyszczerzyłem się. Podbiegłem i wyrównałem z nią kroku.
Przez chwilę szliśmy w ciszy. Nikogo wokół praktycznie nie było, a spokój przerywały tylko nasze oddechy oraz sapanie psa.
- Jak ci idzie w tym wilkiem świecie gwiazd?- odezwała się pierwsza.
- Chyba dobrze, jeśli patrząc na to, że jesteśmy dość znani- zaśmiałem się a ona mi zawtórowała.
- Poza tym, że większość nastolatek dostaje orgazmu od samego patrzenia na wasze plakaty, to tak Niall, dość znani.
- A ty? Co robisz?- pominąłem zboczoną część jej wypowiedzi i śmiejąc się pod nosem, spojrzałem na nią.
- Jestem w grupie tanecznej...
- To gratuluję!- podniosłem z lekka głos, aby ukazać mój entuzjazm. "Albo głupotę".

- Dzięki. Chyba oboje spełniliśmy swoje marzenia, prawda?- spojrzała, tym razem, ona na mnie.
- Chyba tak...-odpowiedziałem i spuściłem głowę. Moje buty wydają się tak bardzo interesujące.

Zayn

Nie wiedziałem czemu, ale dzisiaj wszyscy się na mnie uwzięli. Matka od rana mi truła dupę, żebym gdzieś poszedł. Doniya cały czas wrzeszczała, żebym jej w czymś pomógł, bo jak zwykle ja 'nic nie robię'. To kazali mi umyć samochód, to znowu posprzątać swój pokój, w którym spałem pierwszy raz od sześciu miesięcy. To znowu Waliyha chciała, żebym ją gdzieś zawiózł, bo kurwa ja to taksówkarz jestem. ''W jej wieku to na piechotę musiałem zapierdalać.'' No ale przecież to moja siostra, wystarczyły oczy kota ze shreka i już się jej nie dało odmówić.
Teraz jak o tym myślę, w szopie za starą szafą, to nawet miło sobie przypomnieć jak kiedyś żyłem. I pomyśleć, że skrytka za wielkim pudłem z drewna z gratami w środku, czyli starymi suszarkami, odkurzaczami i wszystkimi zepsutymi rzeczami, których nikt nie pamięta, ale oczywiście się do czegoś przydadzą według toku myślenia mamy, stanie się przydatny.

W sumie nie wiedziałem ile już tu siedziałem. Wyjąłem telefon z kieszeni i widząc, że minęła już godzina, westchnąłem. Nagle usłyszałem kroki. ''Kurwa, znaleźli mnie!''
- Zayn, wyłaź stamtąd!- ''Może jak się nie odezwę to pomyśli, że mnie nie ma?''- ZAYN!

- Już idę, idę!- odkrzyknąłem.
- Jest już obiad, a później pójdziesz do sąsiadki oddać jej sweter, bo zapomniała go wczoraj wziąć!
- Jesteś pewna, że tylko dlatego?- zapytałem, wychodząc z ukrycia.

- Ugh- jęknęła- No dobra, wymyśliłam nowe danie, a ona zawsze ocenia, moje dania obiektywnie- zaczęła się tłumaczyć- Czasami dodaje co mogę poprawić, to jest miłe z jej strony.
- I jeszcze się nie otruła?!- zaśmiałem się, a ona zgromiła mnie wzrokiem.

Często wymiotowałem, po zjedzeniu obiadu, ale nic nie mówiłem, bo mama oczywiście zaraz do lekarza chciałaby mnie odesłać.

Mogłem się założyć, że sąsiadka brała jakieś tabletki, wymiotowała tak jak ja, albo miała stalowy żołądek. Choć moim zdaniem najbardziej prawdopodobną odpowiedzią była ta druga opcja.

***

Im bliżej byłem domu, tym głośniej słyszałem muzykę. Prawie się wyjebałem na chodniku. ''Mam nadzieję, że nikt mnie nie widział.'' Przyśpieszyłem kroku, uważając, aby znowu się nie potknąć. 

Kiedy byłem już przy drzwiach zapukałem w drzwi. Jednak, gdy po pięciu minutach nikt mi nie otworzył, postanowiłem użyć dzwonka.
Czekałem wtedy chyba dziesięć minut i myślałem, że nogi mi zaraz odpadną. Zirytowany, nacisnąłem klamkę, mając nadzieję, że drzwi są może otwarte. Los chyba mnie dzisiaj lubił, ponieważ drzwi ustąpiły.

Niepewnie wszedłem do środka, rozglądając się po wnętrzu. Przeszedłem przez korytarz, patrząc się na boki. Nagle coś mi mignęło na schodach. Szybko skierowałem się w ich stronę.

Zobaczyłem tam dziewczynę, lecz jej twarz była zakryta włosami. Zjeżdżała ze schodów, śpiewając na cały dom. "Jakim cudem gardło się jej jeszcze nie zdarło?". Pewnie dlatego nie słyszała, że ktoś czeka na nią, aż łaskawie otworzy drzwi. Obserwowałem ją od samej góry, aż po sam dół. I na końcu nie wiedziałem czy się śmiać czy płakać. Bowiem dziewczyna, runęła jak ten śledź na podłogę. ''Mój śmiech już chyba radio przebił.'' Musiałem kucnąć, żeby się nie przewrócić, tym bardziej że trzymałem danie od mamy.

Spojrzałem się na nią spod przymrużonych i załzawionych od śmiechu oczu, po czym wybuchłem jeszcze większym śmiechem. Drżącą ręką wyjąłem telefon z kieszeni i szybko włączyłem aparat. Nie zdążyłem tego nagrać, więc zrobiłem zdjęcie. "A szkoda, bo na pewno miałaby więcej wyświetleń niż kot na kiblu."
- Hej- odkaszlnąłem i dotknąłem jej ramienia- Wszystko okay?- zapytałem, gdy zaczęła powoli otwierać oczy.
- Chyba tak- westchnęła- Co ty tutaj robisz?- pomogłem jej, podając dłoń, którą szybko chwyciła.

- Aktualnie, to pomagam ci wstać.
- Tyle to ja wiem- mruknęła, stając na nogach.

- Wole się upewnić. Po takim upadku, to mogło cię nieźle wstrząsnąć. Będziesz miała guza jak piłka do tenisa- nie mogłem się powstrzymać. Już mnie warga bolała od ciągłego przygryzania, żeby się tylko nie zaśmiać.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne, gdybyś mnie nie wystraszył to by się tak nie stało- posłała mi mordercze spojrzenie.

- Mogłaś otworzyć drzwi- wzruszyłem ramionami.
- Mogłeś zadzwonić dzwonkiem- uśmiechnęła się wrednie.

- Czekałem dziesięć minut.

Nie odzywała się, gapiąc na mnie jakby zobaczyła ducha. Patrzyła się jakbym był jakimś wielkim misiem, z puchatą sierścią i chciałaby mnie pogłaskać. ''W sumie chyba bym nie narzekał...''

- Mam coś na twarzy?- uniosłem brwi do góry.
- Tak, masz coś na twarzy, a właściwie masz twarz kogoś- przybliżyła się, łapiąc w dłonie moją twarz i wytrzeszczyła po chwili oczy, macając moje policzki- TY JESTEŚ ZAYN MALIK!
- Tak to ja, ale teraz oddychaj, okay?- lekko złapałem jej dłonie i odsunąłem od siebie.
- Za kogo ty mnie masz? Nie jestem waszą fanką- prychnęła- Ja po prostu widzę gwiazdę.
- Domyślam się, że nie słuchasz, bo cały czas się tylko we mnie wpatrujesz- zaśmiałem się.
- Nie za wysokie ego masz koleżko?- pokręciła zabawnie głową.

- A może byś tak kulturą zabłysnęła- uniosłem brwi.

Zaprowadziła mnie do kuchni, po drodze wyłączając telewizor. Oddałem od razu sweter jej mamy i obiad mojej. Chciała spróbować, ale ją uprzedziłem przed konsekwencjami. Potem zapytała się czy chce herbaty. Chociaż po tym co odwaliła to myślałem, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
Po pięciu minutach ciszy, zbombardowała mnie pytaniami. Nie wiedziałem co jej się nagle stało, ale musiałem być miły, bo jeszcze by mnie wzięła za jakąś niedojebaną gwiazdkę. Niektóre pytania, zbiły mnie z tropu, ale i rozbawiły. Najlepsze było 'Czy naprawdę jesteście gejami?' Nie wiedziałem czy sobie ze mnie jaja robiła, czy mówiła poważnie. Jakoś przebrnąłem przez jej ciekawość.

Chciałem ja ją teraz powypytywać, ale jak na złość, cały czas coś mi w tym przeszkadzało. To ktoś do mnie zadzwonił, to za dwie minuty mama zadzwoniła gdzie jestem, to znowu woda się zagotowała, a potem ktoś do niej zadzwonił. Jakby coś specjalnie chciało nam przeszkodzić. 

wtorek, 18 marca 2014

4.

Dobra po pierwsze.
O CHOLERA PRAWIE 600 WYŚWIETLEŃ. JESTEŚCIE NAJLEPSZE. I do tego te 2 komentarze i obserwator. Bardzo dziękujemy!! <3 Czekamy na więcej komentarzy z waszej strony, chcemy znać wasze opinie! To nas bardzo motywuje ;3
Po drugie.
Jeśli chcecie podawajcie w komentarzach swoje blogi, na każdy zajrzymy ;3
Po trzecie.Przypominamy jest nas dwie ;3 Od teraz będziemy się podpisywać odpisując na komentarze czy pytania. Tusiak i Malikowa.
Czwarte.
ANKIETA. Jeśli nie chce ci się komentować, to chociaż naciśnij, że czytasz i nie komentujesz, PROSIMY. ;) (ANKIETA PO PRAWEJ STRONIE U GÓRY BLOGA)
Kończymy przynudzać ;* Mamy nadzieję, że i ten rozdział komuś się spodoba. To do następnego ;3

Darcy


- Boże moje oczy! Czemu nie zasłoniłam tych głupich rolet?!- warknęłam.

Kiedy chciałam wstać, poczułam, albo raczej nie poczułam ręki. W ogóle nie mogłam nią ruszać. Pierwsze co wpadło mi do głowy było to, że ją sobie obezwładniłam przez sen. Ale zaraz uświadomiłam sobie, że to głupie i po prostu mi zdrętwiała. Musiałam ją rozruszać. Najpierw próbowałam ruszać palcami, aż w końcu udało mi się zgiąć dłoń. ''Boże jak to łaskocze!'' Po dziesięciu minutach śmiania się i prób rozprostowania dłoni, odzyskałam czucie.

Pamiętam jak kiedyś koleżanka z sąsiedztwa rzuciła zieloną zabawką na moje drzewo- nie miałam bladego pojęcia, dlaczego to zrobiła- i myślałam, że to ufoludek. Trwałam w tym przekonaniu przez tydzień, bo następnego dnia zobaczyłam na niebie helikopter sterowany przez mojego kuzyna, więc myślałam, że to statek kosmity. Miałam bardzo bujną wyobraźnię. ''I w sumie mi to zostało...''

Po tym, stwierdziłam, że muszę się umyć, bo śmierdziałam, jakbym maraton przebiegła, co oczywiście było rzeczą niemożliwą. Może trochę przesadzałam, ale to mi dawało motywację do działania. Kiedy znalazłam się w łazience, spojrzałam na wannę. Pomyślałam, że pewnie szybko bym z niej nie wyszła, więc został mi prysznic. Szybko rozebrałam się i wskoczyłam po ciepły strumień wody. 

Po około piętnastu minutach nie waliło ode mnie zdechłym kotem, byłam czysta oraz ubrana. Czyli wyglądałam jak cywylizowany człowiek. Co świadczyło o tym, że mogłam spokojnie zejść na dół zjeść śniadanie. Mój posiłek składał się z miski, zimnego mleka i musli.

Oczywiście nie mogłam tego zjeść normalnie, ponieważ leżałam na kanapie, z nogami na oparciu i oglądałam program zwierzęcy. W sumie, to ten program był bardzo ciekawy. Najbardziej zainteresowały mnie kociaki pijące mleko z miski. Zawsze byłam ciekawa jak to jest, a teraz miałam szansę to wypróbować. Dobrze, że nikogo nie było w domu. Mimo wszystko rozejrzałam się jeszcze wokół siebie, aby upewnić się, że nikt mnie nie podglądał. Spojrzałam na miskę i przechyliłam ją delikatnie. Trochę poleciało mi na język, a reszta na podłogę. ''Zajebiście.''

- Dziecko co ty robisz?- usłyszałam głos rodzicielki i szybko odwróciłam się w jej stronę.
- Mama?! Co ty tutaj robisz, przecież..- zacięłam się- Myślałam, że cię nie ma- ''Ale wtopa.'' Pewnie byłam już czerwona na całej twarzy. A do tego miałam koka.
- To lepiej nie myśl, nie jesteś w tym dobra- westchnęła.
- Dzięki mamuś- mruknęłam i odstawiłam naczynie na stół.
- A właśnie, chciałabym z tobą o czymś ważnym porozmawiać.
- No słucham- przejechał dłonią po twarzy i spojrzałam na nią.
- Do sąsiadki przyjechał syn i...
- Mamo daj sobie spokój, spokojnie będę wychodziła, rozmawiała z innymi ludźmi w moim wieku i nie będę aspołeczna- wyrecytowałam to co zawsze mi powtarzała- Tylko mnie z nikim nie swataj, okey?
- Już dobrze, dobrze- wywróciła oczami- Masz chłopaka?- ''Ale z niej dociekliwa kobieta.''
- Skąd takie pytania?- uniosłam brwi.
- No, bo jeśli chciałabyś się coś dowiedzieć, może o pierwszym razie czy coś…- zakrztusiłam się powietrzem. ''Nie wiem czy to możliwe, ale tak było.''
- A skąd wiesz, że już go nie miałam?- uśmiechnęłam się.
- Co?!- wytrzeszczyła oczy.
- Co?!- powtórzyłam.
- Co, co?!
- No co?!- wstałam.
- Uprawiałaś już sex?!- prawie, że pisnęła.
- A kto tak powiedział?!- spojrzałam na nią dziwnie. ''Tak mamo, besztam cię.''
- Ty. Przed chwilą!- wyrzuciła ręce do góry.
- A niee- machnęłam dłonią i walnęłam się na kanapę- Tylko żartowałam.
- Dziecko, ja zawału przez ciebie dostanę!
- Mamo mam dziewiętnaście lat do cholery jasnej! Przeprowadzasz ze mną tą rozmowę co rok. Nie powiem ci z kim się całowałam czy ilu miałam chłopaków. Odpuść wreszcie- spojrzałam na nią błagalnie.
- No widzisz, to skoro cię męczę co rok, to w końcu mogła byś powiedzieć- ''Boże mamo nie dobijaj mnie, proszę.''
- JA IDE NA GÓRĘ!- szybko wstałam i przeszłam na schody- Nie mam zamiaru rozmawiać o tych sprawach!

To było żenujące. Na szczęście już się skończyło. Byłam pewna, że przeprowadzimy taką rozmowę jeszcze nie raz, nie dwa. To było po prostu okropne.

Musiałam się przewietrzyć. Stwierdziłam, że pozwiedzam trochę okolicę, odwiedzę moje miejsca, które znalazłam podczas wakacji. Znowu wspominałam. ''Co mnie dzisiaj na to wzięło?''

***

Nogi mi już z dupy odpadały, musiałam usiąść. ''Błagam, dajcie mi tu jakąś ładną ławeczkę.'' Jak na zawołanie, parę metrów dalej stała nówka, nie śmigana. ''Albo raczej nie siadana... Mniejsza o to.'' Wszystko mnie bolało, ale to nie znaczyło, że brakowało mi energii. Po raz pierwszy w życiu, chyba się wyspałam.

- Wracam do domu, napiję się herbaty i będę leżeć na kanapie, oglądając telewizję- mruknęłam do siebie pod nosem. ''Ale się rozleniwiłam.''

Podczas powrotu podsłuchałam rozmowę małych dziewczynek. Zachwycały się nowym wyglądem Kena i Barbie. Myślałam, że tam jebnę. Słyszałam, jak mówiły jeszcze, że muszą jutro iść na plac zabaw, bo dobudowali nową zjeżdżalnię. 

Dużo nowych rzeczy tutaj zrobili. Dwie nowe lalki i zjeżdżalnia. Choć dla mnie zawsze najlepsze zostaną schody. Te czasy kiedy się zjeżdżało na poduszce, ze schodów, albo na barierce. Mi tam nie potrzebne były luksusy.

''Ja tak bardzo szybko chodzę, czy tak wolno myślę?'' Nie mam pojęcia, ale doszłam w pięć minut z parku oddalonego o około osiemset metrów, do domu. A dla mnie był to nie lada wyczyn, ponieważ zazwyczaj chodziłam wolniej niż żółwia.

Od razu po wejściu do domu poszłam nastawić wodę na herbatę. Przebrałam się w jakieś luźne dresy i wróciłam do salonu. Prawie bym usnęła, gdyby nie gwizdek czajnika. W sumie to dobrze, że go miał, bo dom by poszedł z dymem. Jako, że nie mogłam ponownie usnąć, zaczęłam tańczyć. ''Chociaż nie wiem czy to co robiłam zasługuje na miano tańca.''

Nagle przypomniałam sobie o sytuacji z poranka. Natychmiast przeszukałam dom i krzyknęłam parę razy upewniając się czy nie było mamy. Wolałam uniknąć kolejnej wpadki.

Dwie małe dziewczynki ze spaceru, wdarły mi się nieproszone w myśli. Przez nie nagle miałam ochotę pobawić się lalkami. Niestety żadnych nie miałam, więc pozostała mi schodowa zjeżdżalnia. 

Pogłośniłam muzykę, wzięłam poduszkę i skierowałam się na korytarz. Wdrapałam się na górę i zaczęłam zjeżdżać. Znowu poczułam się jak pięciolatka. ''Nie musisz się przejmować niczym, nie myślisz, że ci się coś stanie, nie zastanawiasz się czy coś zrobić czy nie, po prostu działasz.'' To było właśnie najlepsze w dzieciństwie.

Zjeżdżałam kilka razy i za każdym razem chciałam zrobić to ponownie . Już byłam w połowie schodów, jak nagle kogoś zauważyłam. Straciłam kontrolę i spadłam na sam dół. Ostatnie co widziałam, to zaskoczonego z bananem na twarzy, chłopaka o czarnych włosach. Reszty nie dane było mi zobaczyć, bo wszystko zaczęło mi wirować i nagle nastała ciemność.


Louis


- Spier...- wysyczałem, wyłączając ten cholerny budzik.

Matko, ale mnie łeb bolał. ''Co ja wczoraj robiłem?'' 

- Szedłem do Stana- powiedziałem sam do siebie.

Przyszedłem jako pierwszy. Potem przyszło jeszcze z dziesięć, albo piętnaście osób. Parę meczów w piłkarzyki- oczywiście wygrałem ja, bo jestem nie pokonany, jakiś denny film, głośna muzyka, jedno piwo, drugie, potem barek rodziców Stana... ''I film mi się urwał.'' Musiała być dobra impreza. Muszę się dopytać co wczoraj się działo. Zaraz, ale czemu mój budzik dzwo... 

- Dzisiaj ja miałem zawieść dziewczyny do szkół. Cholera! Jestem już trzeźwy? Tak, marzenie- zacząłem gadać jak jakiś psychol.

''Spokojnie, spokojnie. Wdech, wydech.'' Zlazłem z łóżka, ubrałem się w jakieś przypadkowe ubrania i obudziłem dziewczyny. "Fizzy i Charlie same się przygotują, ale bliźniaczki..."

***

- Louis pomóż mi!- błagała Phoebe trzymając w rączkach bluzkę.
- Już, już- uśmiechnąłem się, mimo wielkiego bólu głowy.


Skończyłem ubierać Daisy i podszedłem do drugiej siostry.


- Louis, ale te skarpetki są różne...-skarżyła się pierwsza.

- Ustanowisz nowy trend w grupie- westchnąłem i złapałem się za łeb. "Kac morderca, nie ma serca


Ubrałem obie i zeszliśmy na dół. Dzięki Bogu Charlotte zrobiła śniadanie. Jeden problem był z głowy.


Zacząłem przekopywać szafkę z lekami. Parędziesiąt pudełek z tabletkami, lecz nie przeciwbólowymi, jakieś cztery opakowania z paczuszkami do tych spraw. "Wiem już gdzie szukać, tak na przyszłość". Jakieś syropy, bandaże, woda utleniona i wreszcie tabletki przeciwbólowe. Szybko chwyciłem pudełeczko i wyciągnąłem blaszkę. Wziąłem chyba ze trzy kapsułki, popijając je wodą.


- Louis zaraz się spóźnimy!- krzyknęła Fizzy, a ja myślałem, że zaraz umrę. ''Dziewczyno ja mam teraz wyczulone nerwy! Nie drzyj się na mnie!''
- Już idę..- wysapałem. Jak najszybciej umiałem ubrałem się i wyleciałem z domu.


Wziąłem parę głębokich oddechów. Odpaliłem samochód i ruszyliśmy. Starałem się tak przepisowo jechać, jak jeszcze nigdy w życiu. Teraz najmniejszy błąd mógł spowodować, że zrobiłoby się nieciekawie. Kiedy już wszystkie dziewczyny znalazły się w szkołach, odetchnąłem trochę. Ruszyłem spod szkoły Charlotte i skierowałem się do domu.

"Kurwa was tu brakowało?!" Na zajezdni czaiła się policja i wyłapywała samochody! 

- Pas?! Jest. Prędkość?! Ok. Nie wzbudzaj podejrzeń, spokojnie- westchnąłem i zacisnąłem dłonie na kierownicy.

Przejechałem spokojnie obok nich, starając się zachować opanowanie. Ale odetchnąłem dopiero, kiedy znalazłem się na podjeździe.

***

Walnąłem tyłek na kanapę i zacząłem przelatywać między kanałami. Powieki stawały się coraz cięższe. ''Nic dziwnego po takiej dawce tabletek przeciwbólowych...'' W pewnym momencie pogrążyłem się w śnie.


Szedłem korytarzem jakiegoś budynku. Trudno mi było określić, nie kojarzyłem go za bardzo. Albo po prostu nie przyjrzałem się wcześniej. Nie było tu żadnych drzwi. Cały czas goniłem przed siebie mając nadzieję, że kogoś spotkam, albo znajdę wyjście. ''Boże ale ten korytarz jest długi...'' Nagle zauważyłem kogoś...
- Hej poczekaj!- krzyknąłem i zacząłem biec za nieznaną mi osobą. 

Miała długie blond włosy, po czym stwierdziłem, że to chyba dziewczyna. Kiedy podbiegłem do niej i złapałem ją za ramię, ona nagle wyparowała. Kurwa normalnie jak żarcie zostawione na stole, kiedy Niall jest w domu. I znowu zostałem sam jak palec. 

- Dobra pasowałoby się stąd jakoś wydostać, prawda? Kogo do cholery ja o to pytam?!- westchnąłem i znów zacząłem błądzić po korytarzach. 

Nagle zobaczyłem masywne, brązowe drzwi...


- Lou, Lou..
- Co?- wyjąkałem i spojrzałem spod przymkniętych oczu na osobę, która raczyła przerwać moją drzemkę.
- Pójdziesz ze mną na lody?- uśmiechnęła się Daisy.
- A jak bardzo chcesz iść?- westchnąłem, siadając prosto i przecierając twarz dłońmi.
- Bardzoooo- zaczęła przeciągać "o". Znałem ją, to oznaczało, że to było teraz jej największym marzeniem.
- Już dobrze, pójdę z tobą. Zapytaj się sióstr czy nie chcą iść, a ja się ubiorę- ziewnąłem i zanim skończyłem, małej już nie było w pokoju. "Jak można mieć tyle energii?"

Leniwie wstałem i ruszyłem do przedpokoju. Spojrzałem na telefon. Było już południe. ''Co kac robi z człowiekiem...'' Ubrałem kurtkę i buty. Kiedy siostrzyczka zeszła na dół, zaraz za nią podbiegła Phoebe. Najwidoczniej tej też się lodów zachciało. Pomogłem im się ubrać i ruszyliśmy do cukierni. Była na końcu naszej ulicy, więc piętnaście minut drogi, bardzo leniwym chodem. W mojej obecnej sytuacji zejdzie z tym zapewne jeszcze dłużej, ale trudno. Obie złapały mnie za ręce i zaczęły wesoło iść przed siebie.

poniedziałek, 10 marca 2014

3.

Hey...
Od teraz postaramy się dodawać rozdziały w poniedziałki. I prosimy (jeśli ktoś to czyta) o komentarze. Dzisiaj Harry i Liam.
To miłego czytania i do następnego rozdziału. ;3


Liam


Zawsze lubiłem odpocząć od tego całego zgiełku ciągłej pracy i często nachalnych fanów, ale brakowało mi też całej ekipy, studia i tych przydupasów. Teraz nie było inaczej. ''Boże chyba za nimi tęsknię...'' Tak cicho było bez nich w Londynie. Jednak plus był taki, że nic mnie rano nie obudziło, więc było dobrze. W ich obecności, nie można spać spokojnie. Nigdy nie wiesz co może ci się stać. I wcale nie przesadzałem.

Andy miał dzisiaj urodziny, a ja oczywiście nie miałem jeszcze prezentu. ''Czyli to najlepszy moment, by zebrać swoją dupę i wyjść z łóżka.''

Zjadłem coś na szybko, ubrałem jeansy, bluzę i wyszedłem z domu. ''Kierunek, galeria handlowa.'' Nie żeby coś, ale to było ostatnie miejsce, jakie miałem teraz ochotę odwiedzać...

***

Po czterech godzinach, tak kurwa PO CZTERECH GODZINACH znalazłem prezent, który powinien mu się spodobać. Nie ma wyboru. "Inaczej nie ręczę za siebie..."

Zmęczony wlazłem do domu. Rzuciłem klucze na komodę i zsunąłem buty. Po odłożeniu torebki z prezentem, zdjąłem kurtkę i walnąłem się na kanapę. Przelatywałem pomiędzy kolejnymi kanałami. Nic ciekawego nie leciało, zresztą jak zwyk... 

-TOY STORY! O CHOLERA!- krzyknąłem na cały dom.

"Opanuj się, nie jesteś dzieckiem... Ja zawsze będę dzieckiem.''

Zatrzymałem film i pognałem po coś do jedzenia. Przeszukałem lodówkę i prawie wszystkie szafki, aż w końcu natrafiłem na paczkę popcornu. Czekając aż kukurydza zacznie strzelać, chwyciłem za telefon. Przejeżdżałem pomiędzy dobrze znanymi mi numerami. Wybrałem jeden z nich i przyłożyłem urządzenie do ucha. Po trzecim sygnale usłyszałem głos z drugiej strony telefonu.

- Co tam Payno?- zaśmiał się do słuchawki, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Oglądam Toy Story, ale teraz czekam na popcorn, a ty Louis?- oparłem się tyłkiem o blat i patrzyłem na mikrofalę.
- Człowieku oglądałeś to milion...- zatrzymał się- NIE! Miliard razy! Ile można?!- wywróciłem oczami na jego słowa. "Pierdol, pierdol ja słucham."
- W nieskończoność!- zaśmiałem się.
- Jesteś chory- westchnął.
- Zaraziłem się od ciebie- zaśmiałem się znwou, a Louis razem ze mną.
- Ja jestem na lodach- wybuchłem śmiechem- Nie Liam. Na takich z automatu- znowu się zaciął- Znaczy na takich z mleka co się robi- zaśmiał się.
- Tylko ty masz skojarzenia Tomlinson- pokręciłem głową.
- Tak jasneee- wtedy usłyszałem dźwięk, oznajmujący, że moja przekąska jest gotowa.
- Louis pozdrów siostry, ja kończę.
- Tak, jasne, jasne. Phoebe! Zostaw to!- uśmiechnąłem się i nacisnąłem czerwoną słuchawkę.

***

W domu przyjaciela znalazłem się dużo szybciej niż się spodziewałem. W drzwiach zaatakował mnie Andy. Złożyłem mu najdłuższe w moim życiu życzenia urodzinowe i wręczyłem prezent. Oczywiście on twierdził, że nie potrzebne mu żadne prezenty i odłożył go na jakąś półkę. "Zajebię go, przyrzekam". W dość sporym mieszkaniu były około piętnaście osób. Znałem prawie wszystkich. ''Właśnie. Prawie.''
-LUDZIE! CHCĘ WZNIEŚĆ TOAST ZA NASZEGO SOLENIZANTA!- wydarł się jeden z chłopaków, a wszyscy zebrali się w kółku. 

Nagle moją uwagę przyciągnęła wysoka dziewczyna, z długimi kręconymi włosami i uroczym uśmiechem...



Harry


- Harry- poczułem szturchanie- Harry, wstawaj- mruknąłem i odwróciłem się na brugi bok, zakrywając się cały kołdrą. ''Ludzie, dajcie mi spaaać!'' Kiedy usłyszałem oddalające się kroki, uśmiechnąłem się zwycięsko. Już nawet zapadałem znów w sen, kiedy nagle poczułem coś cholernie zimnego na głowie.
- KURWA!- pisnąłem i stanąłem na łóżku.
- Nie chciałeś obudzić, więc musiałam interweniować- Gemma uśmiechnęła się słodko. ''Diabeł wcielony.''

- I musiałaś oblać mnie lodowatą wodą?!
- Przynajmniej się obudziłeś- wzruszyła ramionami.
- Menda- mruknąłem zeskakując na podłogę.

- Co?- spojrzała na mnie, na co wystawiłem jej tylko język. W odpowiedzi dostałem piękny, umalowany na czerwono, środkowy palec.

Zacząłem wybierać ubrania z szafy, podczas gdy Gemma wychodziła z mojego pokoju. Zabrałem wszystkie potrzebne mi rzeczy i ruszyłem do łazienki. "Bo sokoro już jestem mokry to czemu się nie umyć?

Odłożyłem wszystko na umywalkę i spojrzałem w lustro. Widząc swoje odbicie, aż się wystraszyłem. Przekrwione oczy, pościel odbita na prawym policzku i spuchnięte usta... "Nie wiem co ja robiłem w nocy." Kiedy zobaczyłem włosy, zamarłem. Wyglądały jak siedem nieszczęść! ''A już na pewno przypominały kudły przemoczonego psa.'' Westchnąłem tylko i wszedłem pod prysznic.


Cały czysty i wytarty, ubrałem się w świeże ubrania. Pachniały płynem do prania, co lekko drażniło mnie po zmieszaniu się z moimi perfumami. Brudne rzeczy wrzuciłem do kosza na pranie i zszedłem na dół, aby zjeść śniadanie.

Po długim dylemacie 'płatki z mlekiem czy tosty' wypadło na to pierwsze. Wyjąłem pudełko z kanguskami, karton z mlekiem i miskę.

- Harry!- usłyszałem głos siostry.
- Nie teraz Gemma- odkrzyknąłem z pełną buzią- Jem śnia…- zatrzymałem się, patrząc na zegarek- Jem obiad!
- Harry!- tym razem głos mamy. Szybko przełknąłem mleko i wydarłem się.
- CO?!

Kiedy nie uzyskałem odpowiedzi, wzruszyłem ramionami i wróciłem do jedzenia. Po chwili w kuchni pojawiła się moja rodzicielka.

- Pomożesz nam w ogrodzie, kochanie- uśmiechnęła się szeroko.
- Jak zjem, okey?
- Znając życie to zjesz i pójdziesz spać, leniu- nagle wkroczyła Gemma.
- Miło, że tak o mnie myślisz- prychnąłem-Niby ja jestem leniem?
- Tak- prychnęła i zaczęła się śmiać.
- Boże, co z was za dzieci. Do roboty, a nie kłócić się- mama pokręciła głową i zniknęła za drzwiami na taras.
- Czekamy na ciebie deklu- siostrzyczka pogroziła mi palcem.
- Wiesz co ci powiem?- uśmiechnąłem się szeroko, a ona spojrzała na mnie zdezorientowana- Pocałuj mnie w...
- HARRY!- usłyszałem głos rodzicielki.
- W PALEC MAMO! W PALEC!
- Debil- Gemma pokręciła głową i wyszła za mamą.


Gdy zostałem już sam w kuchni, podparłem się ręką i zacząłem grzebać łyżką w misce. "Byle jak najwolniej jeść...". Parę razy, nabierałem na łyżkę mleka i wlewałem spowrotem. Dopiero po około trzecim razie brałem do buzi łyżkę. Nie byłem zbyt rozbudzony, a tym bardziej nie paliło mi się, aby iść i sprzątać na podwórzu.

Po ociąganiu się z jedzeniem, w reszcie je skończyłem. Leniwie wstałem i włożyłem naczynie do zmywarki, razem z łyżką. Schowałem wcześniej wyjęte produkty i pobiegłem schodami  na górę.

Ponownie wszedłem dzisiaj do łazienki, lecz tym razem wziąłem szczoteczkę do zębów i nałożyłem na nią pastę do zębów. Szorowałem dokładnie moje perełki, aby były jeszcze bielsze. Po dokładnym wypłukaniu buzi, zastanawiałem się co zrobić z przeszkadzającymi włosami.Wpadłem na pomysł, aby wziąć jakąś opaskę mamy lub siostry, ale nie mogłem żadnej znaleźć. "W sumie , jestem w domu, kto mi się przyglądać będzie jak w ogrodzie pracuje?". Wziąłem moją koszulę i oderwałem od niej rękaw. Zawiązałem go na czole w supeł tak, aby włosy mi nie przeszkadzały. Gotowy zszedłem na dół i skierowałem się na zewnątrz


- No nareszcie jesteś- westchnęła Gemma.

- Więc co ma robić?- oparłem się o barierkę.
- Idź powynoś wszystkie zbędne rzeczy z garażu- mama wstała i spojrzała na mnie.
- Ale tam wszystko jest potrzebne- zaprzeczyłem.
- Ale tamtych rzeczy nikt nie używa. Są niepotrzebne i się do niczego nie przydadzą- stwierdziła mama.
- Mogę posprzątać, ale nikt ma niczego mi tam nie ruszać, jasne?
- Okay, ale ma być to porządnie zrobione, żeby nic mi nie przeszkadzało. Ostatnio nawet zaparkować nie mogłam- oburzyła się.
- To się naucz parkować- stwierdziłem i skierowałem się do garażu. ''Dobra riposta nie jest zła.''


Wszedłem do garażu i widząc jaki tam jest bajzel, ręce mi opadły. Wszędzie były porozrzucane narzędzia, sprzęty i inne tego typu rzeczy, których w życiu nawet nie tknąłem. Rozejrzałem się po całym pomieszczeniu, zastanawiając się od czego zacząć. "Przecież da się tu parkować. Tylko trzeba to umiejętnie zrobić, aby niczego nie zarysować". 

Potarłem ręce i zacząłem układać rzeczy na półce. Dzięki temu, zrobiło się tam sporo miejsca na porozrzucane rzeczy. Pudło znalezione w kącie, wykorzystałem na narzędzia. Wszystkie śrubokręty schowałem do leżącej na podłodze skrzynki. Przechodziłem od jednej półki do drugiej i przy okazji zbierałem wszystko z podłogi. Na samym końcu zostały mi tylko podarte pudła, stare wiaderka po farbie i śmieci. Wiaderka włożyłem jedno w drugie i ustawiłem pod ścianą, a resztę wyrzuciłem do kosza na śmieci. Gdy wszystkie walające się rzeczy, przeszkadzające w chodzeniu, zostały uporządkowane, zostało mi tylko umyć gdzie niegdzie szafki z zaschniętych płynów. ''Zastanawiam się czego one szukały, albo co robiły żeby aż tak zabrudzić."

Po skończonej pracy, poszedłem zawołać mamę, aby spytać się czy to wszystko. Oczywiście ona musiała wszystko sprawdzić i sama się przekonać. 

Moim zadaniem było jeszcze zgrabić liście z trawnika.. "Szkoda że nasze podwórko nie jest jak przy blokach. Było by mniej do zrobienia." Zmordowany wziąłem grabie i zacząłem od końca. Już po pół godzinie odpadłem, a zgrabiona była dopiero jedna czwarta podwórka. Nie miałem na nic siły, dlatego obiecałem, że zrobię to jutro.

Ledwo żywy poszedłem się obmyć. Nie miałem czucia w rękach przez co nie mogłem utrzymać mydła. Jednak po wielu próbach udało mi się i skończyłem się myć.

Gdy już upewniłem się, że nie śmierdzę potem i nie jestem cały ukurzony, przebrałem się w dresy. Przy łóżku nawet nie chciało mi się zdejmować ciapów. Po prostu walnąłem się na nie i dopiero wtedy strzepnąłem kapcie. 

Nie pamiętam ile zajęło mi uśnięcie, ale zgaduję, że około od trzech do czterech minut.