poniedziałek, 26 maja 2014

12.

Hej! :)
Jesteśmy z nowym rozdziałem! Mamy wrażenie, że nie jest jakiś najgorszy. Soo.. Mamy nadzieję, że wam się spodoba :)
A i powiedzcie, czy te gify wam się podobają? Może waszym zadaniem są zbędne? :)
Dzisiaj nie mamy chyba nic więcej do dodania ;)
No to... Do następnego.


Liam



Jeszcze raz sprawdziłem, czy aby wszystko ze sobą zabrałem. Niby zazwyczaj wszystko było, ale ja zawsze o czymś zapominałem. Tylko, że tym razem musiało być idealnie. Po prostu musiało. ''Czemu ci tak zależy?'' ''W sumie to sam nie wiem...''

Jakąś godzinę siedziałem przed tym durnym lustrem i zastanawiałem się co założyć. Chyba gorzej niż dziewczyna. Tylko, że one nie powinny mieć z tym większego problemu. Przecież jeśli to chłopak zaprosił ją na randkę to nie ma większego znaczenia, to co na siebie założy. Jeśli mu się podoba, to we wszystkim dla niego będzie piękna. Ale za to jak już chłopak się ubierze ma znaczenie. To pierwsze co zazwyczaj widzi dziewczyna. Po tym stwierdza, czy masz styl, czy nie. A jak nie masz już tracisz punkty. ''Boże zaczynam gadać jak Zayn.''

W skrócie założyłem te czarne rurki, czarną koszulkę, przewiesiłem sobie przez pas koszulę w kratę i do tego wcisnąłem się w białe conversy.


Spojrzałem jeszcze raz na zegarek. ''Będę punktualnie.'' Zamknąłem drzwi i sprawdziłem, czy na pewno są zamknięte. Byłem przezorny. Jak zawsze.


Odpaliłem samochód, od razu ruszając w stronę domu Danielle. W pewnym momencie w radiu zaczęła lecieć piosenka Eda.


Ale kiedy się obudzę i twój makijaż jest na moim ramieniu
I powiedz mi, jeśli się położę, czy zostaniesz?
Pozwól mi cię trzymać, ohh *


Zacząłem sobie podśpiewywać razem z przyjacielem.


Ale jeśli cię pocałuję, czy twoje usta odczytają tę prawdę
Kochanie, jak bardzo za tobą tęsknię, usta smakują jak truskawki
I to nie jest jeszcze kompletne, nie musimy moczyć naszych stóp
Ponieważ to prowadzi do żalu, za wczesne zanurzanie się
I wszystko ci zawdzięczam, oh, moja mała ptaszyno

Wtedy zatrzymałem się przed domem Dan. Szybko stanąłem na podjeździe, zaciągając ręczny. Wysiadłem z samochodu i wręcz podbiegłem pod drzwi. Nawet nie zdążyłem podnieść ręki, aby zapukać. Drzwi otworzyły się przede mną. ''Czemu zrobiło mi się jakoś tak nie naturalnie gorąco?'' Stałem oniemiały przed Danielle, patrząc się na nią. Wyglądała... ''Gorąco? Seksownie?'' Po raz pierwszy zgodzę się ze swoim zboczonym ja. Próbowałem jakoś się ogarnąć, ale ta bluzka odsłaniająca jej brzuch wcale mi kurwa nie pomagała.


- Liam...- szturchnęła mnie.
- Tak?- zapytałem jakby nie swoim głosem.
- Wszystko dobrze?- zapytała rumieniąc się.

I wtedy spojrzałem na jej twarz. Oczy miała tak bardzo brązowe i piękne, że miałem wrażenie, że jeszcze chwila i mógłbym w nich utonąć. Z racji tego zjechałem wzrokiem na jej usta. A kiedy przejechała po nich delikatnie językiem... ''Rób tak dalej, a na pewno stanie mi serce'' ''Albo coś innego...''

- Liam, zrobiłeś się blady...- dotknęła mojego ramienia i lekko mną potrząsnęła.
- To nic...- odkaszlnąłem- Jedziemy?- podniosłem wzrok tak, aby tylko nie patrzeć na jej usta.
- Tak- westchnęła i wyszła z domu.

Odwróciła się do mnie tyłem, aby zamknąć drzwi. A mój wzrok automatycznie poleciał na jej... część poniżej pleców. Jak ona może oddychać w tych spodniach? ''Tak obcisłe jeansy powinny być zabronione. Oczywiście dla zdrowia. Głównie to mojego.''


Kiedy zamknęła dom, otworzyłem jej drzwi od samochodu. ''I wcale nie patrzyłeś się perfidnie na jej tyłek.'' Chyba przydałby mi się zimny prysznic. Wskoczyłem na miejsce kierowcy i odpaliłem auto.


***


- No, ale dlaczego nie?- zapytałem, zerkając na kolejkę górską.
- Dlaczego?! Człowieku to zapierdala jakieś sto na godzinę w dół i w górę. Dziękuję, ja mam ochotę jeszcze trochę pożyć- założyła dłonie na piersiach.
- Nie przesadzaj... No chodź.- uśmiechnąłem się szeroko.
- Czemu akurat tam?- jęknęła.- Zobacz ile tu jest fajnych innych rzeczy- wskazała dłońmi na otaczającą nas przestrzeń wesołego miasteczka.
- Jeśli się boisz...
- Ja? Boję? Nie. Ja chcę po prostu żyć- wzruszyła ramionami.
- Boisz się- stwierdziłem, patrząc na nią rozbawiony.
- Nie!- zaprotestowała głośno.
- Tak. Mała Danielle się boi- zrobiłem słodką minkę.
- Nie! I ci to udowodnię!

Złapała mnie mocno za dłoń i pociągnęła do kolejki. Spojrzałem na nią kpiarsko.

- Jeśli umrę, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina- warknęła do mnie, a ja wybuchłem śmiechem.


Wtedy kolejka przed nami ruszyła się i mogliśmy wejść do wagonika. Widziałem niepewność w jej oczach, ale mimo to weszła do środka i zapięła pas bezpieczeństwa. Usiadłem obok i zrobiłem to samo. Po pięciu minutach powoli zaczęliśmy ruszać. I kiedy poczułem jak jej palce niepewnie ściskają moją dłoń, poczułem się jak bym nobla dostał. ''I całkiem bezinteresownie zaciągnąłem ją na tą kolejkę''


***


Od tej przejażdżki nie odezwała się do mnie słowem. Nie wiem czy to dlatego, że jest zła. Czy może dlatego, że w pewnym momencie schowała twarz w mojej koszulce i złapała się jej jak ostatniej deski ratunku. ''Choć mi się to całkiem podobało...''

Żeby zapełnić tą krępującą ciszę włączyłem radio. Po chwili w samochodzie znów zabrzmiał głos Eda Sheerana.


Ustatkuj się ze mną
Okryj mnie
Przytul mnie
Połóż się ze mną
I trzymaj mnie w swoich ramionach **


Ukradkiem spojrzałem na Danielle. Uśmiechała się.
-Lubię tą piosenkę...- odwróciła się do mnie.
-Ja też- odwzajemniłem uśmiech.
Odwróciłem się w stronę ulicy. Nagle usłyszałem cichy śpiew Dan.


Twoje serce na przeciw mojej piersi
Twoje usta przyciśnięte do mojej szyi
Zakochuję się w twoich oczach, ale jeszcze mnie nie znają
I z uczuciem zapomnę, jestem teraz zakochany


Uśmiechnąłem się szerzej i zacząłem śpiewać razem z nią.


 Pocałuj mnie tak, jakbyś chciała być kochana
Chciała być kochana
Chciała być kochana
Wydaje mi się, że się zakochujemy
Zakochujemy się
Zakochujemy się w sobie...


*Ed Sheeran- Little Bird
**Ed Sheeran- Kiss Me


Zayn



Leżałem obok  Darcy, zastanawiając się czemu mnie tak nienawidziła. Kobiety są tak trudne do zrozumienia. Między nami a nimi, to jak między młotem a kowadłem. Nie jesteśmy w niczym podobni, a jednak lecimy do siebie jak muchy do gówna. Głównie to faceci, ale to dziewczyny są wszystkiemu winne. Najpierw uwodzą, czasami nawet o tym nie wiedząc, bo po prostu idą sobie po chodniku, kręcąc tyłkiem.

- HAAAALOOOOOOO!- usłyszałem ryk, przy uchu.
- Co się dzieje?- westchnąłem, spoglądając na Darcy.
- Gadam do ciebie od pięciu minut, a ty leżysz jak słup soli. Jakbyś zamiast tylko włosów to wyżelował całego siebie- zaśmiała się.
- Dobra skończ  już, wiem o co ci chodzi- wywróciłem oczami. Wstałem z trawnika, otrzepując się z trawy i... W sumie nie wiedziałem co miałbym zrobić dalej, więc po prostu patrzyłem się na Smith.
- Nie gap się tak, bo ci jeszcze oczy na orbitę wyskoczą- czyli wracamy do punktu wyjścia. ''Dlaczego ona mnie tak nienawidzi?''
- Martwisz się o mnie? Jak słodko.
- Chciałbyś- prychnęła.
- No pewnie, że bym chciał- uśmiechnąłem się, czym zdezorientowałem dziewczynę. ''Jeden- zero dla mnie, kochanie.''

Darcy szybko wstała, odwracając się do mnie tyłem i ruszyła przed siebie.

- Gdzie tak pędzisz? Zapomniałaś o umowie?- podbiegłem, dorównując jej kroku.
- Niestety, ale twój zbyt niski iloraz inteligencji oraz niezdolność do zadawania konkretnych pytań zniechęca mnie do prowadzenia konwersacji z tobą.
- Zajechało wiochą- zaśmiałem się.
- Jeśli masz coś mądrego do powiedzenia to mów. Ale jak nie, to zamilknij.
- Ja pierdolę- westchnąłem.
- To lepiej nie pierdol, bo ci się rodzina powiększy.

''Dobra koniec tego biadolenia do cholery.''  Złapałem ją za nadgarstek i mimo jej oporów jakoś zaciągnąłem do samochodu.

- Wsiadaj- otworzyłem drzwi od strony pasażera.
- Nie- ''Nie denerwuj mnie dziewczyno!''
- Tak- syknąłem.
- Umyj sobie uszy, bo chyba niedosłyszysz. Nigdzie nie jadę- wywróciłem oczami.
- Zachowujesz się gorzej niż dziecko półtora letnie- oparłem się o blachę.
- I tak to jest nic w porównaniu do ciebie- prychnęła.
- Maruda.
- Paskuda.
- Jełop.
- Idiotka.
- Ćwok.
- Wariatka.
- Patafian.
- Krowa.

Wtedy zauważyłem, że zaczęła myśleć nad odpowiedzią. Szybko podniosłem ją do góry i wsadziłem do samochodu, wykorzystując jej zdezorientowanie. Biegiem okrążyłem auto, siadając na miejscu kierowcy. Zablokowałem zamki od środka.

- Zatkało kakao?- parsknąłem, wkładając kluczyki do stacyjki.
- Nie. Przed chwilą głowa mnie zaczęła boleć od twojej głupoty- odpowiedziała, rzucając torbę na tylne siedzenia.

Nie odezwałem się już, odpalając samochód i usiłując wycofać z zatłoczonego parkingu. Miałem zamiar zabrać ją daleko, tak dla ubezpieczenia, żeby mi nie zwiała.

***

Po jakiejś godzinie dojechaliśmy na plac, gdzie już rozkładali się ludzie. Było to pole na biwak. Zaplanowałem piknik. Mogłem być pewny, że będzie niezadowolona, że zaraz mi dogryzie, że wymyśli jakąś wymówkę aby wrócić do domu, ale ja miałem to gdzieś. Było to zaplanowane, więc musiała to przeżyć. Wiedziałem, że w pewnym stopniu będę cierpieć, ale nie mogłem dać się pokonać.

Wyszedłem z samochodu, obchodząc samochód. Podszedłem do jej drzwi, aby je otworzyć. Niestety, jak w parodii zmierzchu 'Bella' trzepnęła drzwiami 'Jackoba'. Nie powiem, bolało. I to jak cholera. Głowa mi trochę pulsowała, ale zacisnąłem zęby i wyjąłem koszyk z bagażnika.

Zerknąłem na Darcy. I szczerze się zdziwiłem. Nie było po niej widać żadnych odznak, że była znudzona czy niezadowolona. Zauważyłem tylko zachwyt tym miejscem i szeroki uśmiech. Swoją drogą to miała piękny uśmiech. Chyba powinienem być z siebie dumny. W końcu pierwszy raz sprawiłem, że szczerze się przy mnie uśmiechała. Chociaż śmiała się jeszcze wtedy, kiedy wylała na mnie herbatę. Nie było to przyjemne doznanie.

- Chodź tam, do cienia-skinąłem głową- Nie chcę żebyś się spaliła na słońcu. Chociaż chętnie bym cię zobaczył w kostiumie.

Nie zwróciła uwagi na moją zaczepkę. Zaśmiała się tylko cicho, idąc za mną. ''Powinienem się bać?''

Westchnąwszy, podszedłem do drzewa. Rozwinąłem koc i położyłem na ziemi. Smith zaczęła grzebać w swojej dziurze nieskończoności. ''Bo chyba mogę tak nazwać, te wszystkie torebki dziewczyn?'' Mieści się tam milion rzeczy i nigdy nie można nic znaleźć. Głupota. Mi wystarczała moja kieszeń od spodni lub bluzy. W końcu nie potrzebne mi jakieś pierdoły typu kosmetyki, chusteczki i nie wiem co jeszcze. Mi starczył telefon, portfel i klucze. Same konkrety.

Zacząłem rozkładać jedzenie na kocu, a Darcy cały czas szukała. Zauważyłem jak powoli się irytowała, mrucząc coś pod nosem. Po wyłożeniu wszystkiego usiadłem, opierając się o drzewo. Przyglądałem się poczynaniom dziewczyny, zżerając porzeczki. W pewnym momencie Smith krzyknęła tak głośno, że podskoczyłem do góry. Zadowolona z siebie, wstała i ruszyła w stronę jeziora. Szybko popędziłem za nią, będąc ciekawym, co miała zamiar zrobić i dowiedzieć się czego tak bardzo szukała. Nagle stanęła, przez co prawie na nią wpadłem, ale nie wzruszona, olała to. Cały czas ją obserwowałem. Podniosła rękę, w której trzymała aparat i zaczęła coś w nim ustawiać. ''To tego tak bardzo szukała.'' Chodziło tylko o aparat. Wydawała się być podekscytowana tym co zaraz zrobi. Parę zdjęć tak bardzo ją ucieszyło, ja tyle czasu starałem się jej zaimponować. ''Jako przyjaciel.''

Odwróciła się do mnie przodem i pstryknęła mi zdjęcie z zaskoczenia. Uśmiechnęła się szeroko, oglądając zdjęcie. Chciałem je zobaczyć, dlatego zbliżyłem się, ale nie dała mi go zobaczyć. Westchnąłem, poddając się.

Gdy Darcy skończyła fotografować, ruszyliśmy coś zjeść. Na pierwszy ogień poszła sałatka, o nazwie gyros. Uwielbiałem ją. "Ta sałatka jest zdecydowanie moją ulubioną." Później zjedliśmy szaszłyki owocowe. Miałem przy tym niezwykły ubaw, bo przy każdym ugryzieniu pomarańczy lub czegokolwiek soczystego, sok pryskał w dziewczynę. A ona sfrustrowana, nie nadążała wycierać twarzy. W pewnym momencie, nie wytrzymała i zaczęła się śmiać, przykuwając uwagę wszystkich dookoła.

Pełni, położyliśmy się na kocu, aby odsapnąć. Resztę pożywienia schowałem do koszyka, aby móc zjeść to później.

Godzinę zeszło na samym śmianiu się z samych siebie. Obserwowaliśmy chmury, a właściwie obrazki, w które się układały. Nasza wyobraźnia działała bez zarzutów. Według nas jedna z nich była podobna do Hitlera, który goni za kotem w samych bokserkach. Nie mogliśmy zapomnieć o tym widoku.

Zadowolony z siebie, usiadłem i wyjąłem torcik oraz talerzyki ze sztućcami. Podzieliłem go na dwie części i podałem jedną z nich Darcy. Gdy wzięła pierwszy gryz, umazała się czekoladą na nosie. Udając, że chce jej to zmyć, wziąłem mój kawałek ciasta i wysmarowałem nim jej twarz. Zaskoczona na początku nie wiedziała co się stało. Śmiałem się jak opętany. Na szczęście w porę zauważyłem, że się do mnie zbliża i uchroniłem się przed plackiem na mojej twarzy. Niestety z moją koszulką nie było tak dobrze.

Zacząłem uciekać do jakiegoś basenu. Nie zważałem na to, że nie jest mój, i że jezioro było blisko. "Przecież basen jest fajniejszy." Wpadłem do niego, mając nadzieję, że uchronię się przed Darcy. Gdy wyłoniłem się z wody, nigdzie nie mogłem jej znaleźć.

Powoli wyszedłem z basenu i ruszyłem w stronę samochodu, aby wziąć suche ubrania. Trochę się przeliczyłem, ze spokojnego powrotu do samochodu, ponieważ dziewczyna wyskoczyła nagle i zaczęła lać mnie z pistoletu na wodę. Szybko podbiegłem do stolika, na którym leżało ich pełno i odwdzięczyłem się jej tym samym. Po całej naszej plątaninie dróg, oblaliśmy chyba wszystkich dlatego i oni dołączyli do naszej zabawy. Dawno się tak nie bawiłem, nie licząc wygłupów z chłopakami. Zdecydowanie potrzebowałem takiej chwili, gdzie nikt nie zwracał uwagi na to, że byłem sławny.

Kończąc naszą grę, poszliśmy do ogniska, aby się wysuszyć. Zauważyłem dwie drużyny zbierające się do grania w piłkę nożną, więc założyłem się ze Smith, że przegra już po pierwszych dwudziestu minutach. Ona przyjmując zakład od razu poszła dołączyć do drużyny.

Tej gry nie można było nazwać piłką nożną. Cały czas zostawały zmieniane zasady na jakieś wymyślone na poczekaniu. "Strzelisz gola nogą to przegrywasz, trzeba łokciem." Każdy co chwila się wywalał i śmiał. Nikt nie zwracał uwagi na to kto wygra. Liczył się ubaw.


Zmęczony tym wszystkim zawołałem Darcy. Podeszliśmy do naszego miejsca na trawie, aby usiąść i odpocząć. Wyjąłem jeszcze dwa koce, jeden położyłem na ziemi, na którym się ułożyliśmy a drugim nas przykryłem. Znowu patrzyliśmy w niebo tylko, że tym razem widzieliśmy gwiazdy.

- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś- wyszeptała i pokazała mi moje zdjęcie. 

Uśmiechnąłem się do niej, po chwili wracając do obserwowania gwiazd. Dziewczyna po chwili zrobiła to samo.



Niall



- Alex! Poczekaj! Jeszcze ta!- krzyknęła Denise.
- Ale jest ich już z dziesięć!- chciała zaprotestować Alex, kiedy kolejna sukienka została położona na jej ramionach. Jej zrezygnowana mina wywołała u mnie śmiech. Za co oczywiście dziewczyna chciała mnie zabić wzrokiem.
- Poczekaj jeszcze!- krzyknąłem ze śmiechem i podbiegłem do niej z jakąś beżową sukienką, którą sekundę temu zwinąłem z przypadkowego wieszaka.
- Zabiję cię kiedyś Horan- warknęła i zniknęła w przebieralni.
- Naprawdę umiałabyś mnie tak po prostu zabić?- zaśmiałem się, opierając plecami o ścianę obok.
- Nie no coś ty! Niall..- powiedziała to tak słodko, że po prostu już słodziej się chyba nie dało- Najpierw bym cię trochę wykorzystała...
- W łóżku? Nie pogardzę...- zaśmiałem się.
- Nie zboczeńcu! Boże z kim ja żyję...- westchnęła.
- No pokaż się!- zawołała wesoło moja mama, a za nią przybyła zaraz Denise i mama Alex.


Wszystkie usiadły na kanapie obok mnie i patrzyły na kotarę, za którą stała dziewczyna. Po chwili wyszła w jakiejś mocno czerwonej sukience i jak na mój gust dość za długiej.

- Poważnie?- jęknęła.
- No, ale zobacz jaki ładny krój!- zawołała Denise.

Alex spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Zmierzyłem ją jeszcze raz od góry do dołu i pokazałem kciuk do dołu. Ona szybko zniknęła znów za kotarą.

- Ale przecież ta sukienka tak ładnie leży- nadal broniła się moja bratowa.
- Moim zdaniem trochę za mocny kolor...- dodała swoje trzy grosze pani Morgan.
- No i za długa- stwierdziła moja rodzicielka. ''No wiedziałem!'' Uśmiechnąłem się, dumny z siebie.

Wtedy wyszła Alex. Teraz miała na sobie jakąś różową, połyskującą sukienkę.

- Wyglądasz jak barbie!- wybuchłem śmiechem. Nawet nie dała nic powiedzieć naszym znawczyniom mody. Po prostu szybko zniknęła w przebieralni. Moja mama spojrzała na mnie z dezaprobatą- No przecież prawdę powiedziałem- wydusiłem pomiędzy kolejną salwą śmiechu.
- A ta?- usłyszałem cichy  głos Alex. Spojrzałem na sukienkę. Od góry była taka zwykła, ale ledwo zakrywała jej...
- Nie- stwierdziła pani Morgan.
- No ale czemu?- postanowiłem szybko zainterweniować- Przecież ma taki ładny kolor i w ogóle tak ładnie leży...
- Proszę cię! Ledwo jej tyłek zakrywa.
- Boże...- jęknęła Alex i wręcz wbiegła spowrotem za kotarę.


Potem była kolejna, kolejna i kolejna. Myślałem, że tam umrę. Cały czas albo 'nie, brzydki kolor'  albo 'no zobacz jak ona w tym wygląda'. Naprawdę miałem już dość. I do tego byłem sam. A zdradził mnie mój własny brat. ''To jest rodzina?!''

Chyba bardziej wolałem, jak Paul się na nas wkurwiał i kazał po pięć godzin zapierdzielać z choreografem. Nadal się dziwię jak on z nami wytrzymywał. Zwłaszcza kiedy coś zepsujemy, co zdarza się non stop. Ostatnio Louis kłócił się z Harrym i rozpierdolili łóżko w hotelu. Do dzisiaj nie wiemy jak to się stało. Hazz twierdzi, że tak po prostu chciał zabić Lou i rzucił się na niego. A to nie ich wina, że łóżko było za mało wytrzymałe. Albo jak rozwaliłem krzesło w kuchni. Tak, to był wyczyn. No ale skąd miałem wiedzieć, że ono się wywali jak na nim stanę? A chciałem tylko sięgnąć po żelki, które zostały perfidnie przede mną schowane na najwyższej półce, przez Liama.


- Niall? Śpisz?- wyrwał mnie z myślenia głos Alex.
- Co?- spojrzałem na nią.
- Eee... Zasuniesz mi suwak...?- zapytała rumieniąc się.


Teraz dopiero zauważyłem, że siedziałem tu już sam. Więc nie mogła poprosić o to kogoś innego. ''A tobie wcale się to nie podoba, wcale''.

-Jasne- odpowiedziałem z uśmiechem i wstałem.

Podszedłem do niej, a ona odwróciła się do mnie plecami. Odgarnąłem jej włosy i zasunąłem sukienkę.

- Dzięki- powiedziała chyba jeszcze bardziej zarumieniona.
- Weź tą- powiedziałem, patrząc na jej odbicie w lustrze. W tej beżowej sukience wyglądała tak... Ładnie? ''Gorąco?''
- Niall odsłoń ją- usłyszałem głos Denise za sobą.

Odsunąłem się a wśród kobiet rozległ się zachwyt. Zaraz... Przecież to ta sukienka,  którą wziąłem ja. Mam zadatki na stylistę. Jeszcze kiedy zadecydowane zostało, że biorą tą sukienkę, taka duma mnie ogarnęła... ''Muszę poważnie pogadać z naszą stylistką.''


***


Kiedy wreszcie usadowiłem się w samochodzie, z moich ust wydobył się jęk ulgi. Zauważyłem, że Alex podobnie jak ja miała już dość zakupów.

- Musicie wziąć te pudełka do środka, bo w bagażniku nie ma miejsca- szybko powiedziała Denise i walnęła wszystko na moje kolana.
- Poważnie?! To co jest w tym bagażniku!?
- No zakupy... A i zapomniałam wyjąć wózek Theo...- uśmiechnęła się niewinnie- No przesuńcie się...
- Nie mamy już miejsca...- jęknąłem usiłując się wcisnąć jeszcze głębiej. Ale te ważące tonę pudełka i torby wcale mi nie pomagały. Wolałbym mieć Alex na kolanach. ''Chociaż chwilę...''
- Denise weź to- podałem jej te całe pudła. Parę wepchnąłem sobie jeszcze między nogi. Szybko złapałem Alex za rękę, a kiedy wypadła na mnie, posadziłem ją sobie na kolana.
- Boże ty w ogóle coś ważysz?- zapytałem, patrząc na jej zaczerwienioną twarz.
- Niall, mówiłam ci, że kobiet nie pyta się o wagę- zaśmiała się moja mama.
Denise walnęła obok wszystkie torby i sama weszła do środka.
- Jesteś pewny, że ci wygodnie...?-zapytała niepewnie, odwracając się do mnie.
- Tak i przestań się czerwienić- wyszeptałem, na co szybko się odwróciła.


***


Pomogłem Alex i jej mamie zabrać się z zakupami do ich domu, kiedy moja mama i Denise poszły zagonić Grega do noszenia. ''Dobrze, że jest jeszcze sprawiedliwość na tym świecie.''


- Dzięki, wezmę to już sama- Alex uśmiechnęła się i wzięła ode mnie torbę.
- Nie sądziłem, że można tyle kupić jednego dnia- zaśmiałem się.
- Wątpiłeś w nasze matki?- też się zaśmiała
- Tak, masz rację.- uśmiechnąłem się szeroko.

Alex odwzajemniła uśmiech i już chciała się odwrócić, ale potknęła się. I gdyby nie moja szybka koordynacja ruchowa, teraz leżałaby na betonie.

Pewnie ciekawie wyglądaliśmy. Patrzyłem się w te duże, zielone oczy przez chwilę, a następnie mój wzrok przykuły usta. Dolna warga była delikatnie przygryzana białymi ząbkami. I aż błagała żeby ją uwolnić...

- Niall?- usłyszałem za plecami.

Szybko się odwróciłem. I zamarłem.

- Clarie?

środa, 14 maja 2014

11.

Hej! :)
No i jest ten jedenasty :) Mamy wrażenie, że lepszy od poprzedniego.
LADY IN RED. JEST TWÓJ HARRY ! Jak obiecałyśmy nie jest zgwałcony, pobity czy uszkodzony. Jest cały i zdrowy. (No może tylko fizycznie, bo psychicznie raczej nie XD )
Prosimy o komentarze jeśli ktoś czyta! To naprawdę dużo dla nas znaczy! I dziękujemy za wszystkie wejścia! <3
Życzymy (mamy nadzieję) miłego czytania ;) 
So...

Harry

To było niemożliwe żebym jej nie zauważył. ''To jest kurwa nie możliwe.''

- GEMMA! Przysięgam że kiedyś cię zabije!- warknąłem, opierając się o ścianę. ''Jak można tak straszyć człowieka?!''
- No nie mów, że się przestraszyłeś braciszku- zaśmiała się.
- Jesteś nie normalna psychicznie- pokręciłem głową, normując oddech.
- Oj nie przesadzaj. Nie mów, że bałeś się swojej własnej siostry.
- Jasne, że się przestraszyłem. Twoja twarz jest przerażająca siostra- wystawiłem jej język- Przypominasz mi zgredka... Jako zombie.
- Debil- prychnęła, wchodząc do środka.

Wszedłem do domu za Gemmą. Pierwsze czego zapragnąłem to długa, gorąca kąpiel. Tak, to było mi cholernie potrzebne. Uśmiechnięty już kierowałem się do łazienki. Niestety mój zamiar pękł jak bańka mydlana. I przyczyną tego była moja mama. Zawsze potrafiła znaleźć coś co musiałem zrobić. ''Bo przecież to ja jestem tutaj mężczyzną.''

***

Kiedy wreszcie byłem wolny, wziąłem długi prysznic i walnąłem się na łóżko. Klapnąłem na materac i próbowałem usnąć. Jednak jak na złość, gdy tylko moja głowa spotkała się z poduszką, odechciało mi się spać.

Rozglądałem się dłuższą chwilę po pokoju, aż mój wzrok wpadł mi laptop. Sięgnąłem po urządzenie. Po chwili już leżał na moich kolanach, ładując stronę startową. Z nudów włączyłem twittera i zacząłem czytać różne tweety. Dowiedziałem się, że przesiaduję w Irlandii w barze razem z Niallem. Zayn wziął zapewne potajemny ślub z jakąś blondynką, a Liam ma zamiar odejść z zespołu. Chociaż i tak najlepszy był hashtag '#WhereIsLouis?'. ''Ciekawe czy oni zdają sobie sprawę, że my to widzimy...'' Zaśmiałem się cicho, podając jeden z tweetów. W pewnym momencie zaciekawiło mnie jedno konto z odzywkami. Czytałem wszystkie po kolei, ale zacząłem naprawdę się śmiać, dopiero na przedostatnim.
''-Co się gapisz?
- Bo mam oczy?
- Niech ci żaba wskoczy.
- A tobie żmija do ryja''- czytałem sobie pod nosem, dodając do ulubionych.

Nie wiedziałem czemu, ale zacząłem się tak śmiać, że aż obudziłem mamę. To nie było aż takie dobre, ale po prostu, byłem zmęczony i wszystko mnie rozśmieszało.

***

Obudziłem się z laptopem na kolanach. ''Chyba chciałem sobie obejrzeć film, ale mi się nie udało.'' Zeszedłem z łóżka, aby odstawić komputer. Gdy byłem już blisko biurka, przywaliłem w krzesło małym palcem.

- KURWA!- wydarłem się i złapałem za stopę.

Przez pięć minut skakałem ja jednej nodze, ściskając mocno palec. Kiedy ból ustał, poczułem burczenie w brzuchu i jak na skrzydłach poleciałem na dół.

Na stole leżała kartka od mamy. Wreszcie dowiedziałem się dlaczego wczoraj tak wariowała w nocy. Przychodził jakiś facet, który miał coś podpisać, a mama miała się tym zająć. Może to dlatego wczoraj dostała pierdolca, żeby wszędzie sprzątać.  ''Tylko ona chciała mu cały dom pokazywać, czy co?''

***

Po dwóch godzinach przygotowywania obiadu i godzinie sprzątania, wszystko było gotowe.

Stwierdziłem, że skoro mama i Gemma były dzisiaj zajęte, to ja mogłem zrobić obiad. Przygotowałem spaghetti, a na deser gofry z owocami. Zeszło mi z tym trochę, bo musiałem zapierdzielać do sklepu. Jak wróciłem do domu, okazało się, że zapomniałem o kupieniu makaronu. Więc musiałem się wracać. Po upewnieniu się że żadnego składnika mi nie brakuje, rozpocząłem przygotowywać obiad. Krojąc warzywa dwa razy rozwaliłem sobie palca i przywaliłem głową w szafki. ''W tym domu wszystko jest tak nisko powieszone.''

Stwierdziłem, że mama będzie mogła już sama nakryć do stołu. Kiedy ja to robiłem, zawsze coś jej nie pasowało. To nie po tej stronie widelec, to nie wytarta szklanka, to łyżka od złego kompletu.

Tak więc, gdy już wszystko skończyłem walnąłem się na kanapę, włączając telewizję. Akurat do domu weszły kobiety.

- Cześć kochanie!- krzyknęła mama.
- Cześć młody- powiedziała Gemma.
- Hey mamo, cześć stara!- odkrzyknąłem, skupiając się na kolorowym ekranie przede mną.
- Kupiłam chińszczyznę, żeby była jakaś obiadokolacja. Chcesz synku?- usłyszałem mamę obok siebie.
- Co?!- odwróciłem się do niej- To po ja się męczyłem z tym obiadem?!
- Naprawdę gotowałeś?- ''Dziękuję za wiarę matko.''
- Jeszcze mi nie wierzysz?- prychnąłem- Okey, sam zjem sobie spaghetti i napcham się goframi. Nie ma problemu- szybko wstałem, kierując się do kuchni/
- Zaraz synku, poczekaj!- rodzicielka wystrzeliła jak torpeda zaraz za mną- Może masz ochotę na chińszczyznę?- uśmiechnęła się szeroko.
- Yhym, jasne jak sobie kupiłaś to sobie sama zjesz.
- Ależ kochanie, tak się natrudziłeś i wszystko pójdzie na marne? No daj spokój- zaśmiała się, klepiąc mnie po ramieniu.
- Taak, teraz to kochanie- prychnąłem.
- To jak? Masz tą chińszczyznę, a ja rozstawię twój obiad, okay?- spojrzała na mnie pytająco, lecz za nim otworzyłem usta, ona już sobie odpowiedziała- To super tam leżą opakowania.

***

O godzinie osiemnastej przyjechał adorator dla mamy. Jak na pierwsze wrażenie wyglądał dobrze. Przyniósł mamie kwiatki, którymi była zachwycona. Potem poszliśmy do jadalni, usiedliśmy i zaczęliśmy jeść.

''Zaraz usnę z nudów. '' Nie wiedziałem co się wokół mnie działo. Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy Gemma kopnęła mnie pod stołem. Popatrzyłem na nią i pomachała przecząco głową. ''Czyli, że facet jest do dupy.'' Nie chciało mi się już tam siedzieć. Spróbowałem wszystkiego co przygotowałem. Właściwie to drugi raz próbowałem, bo to raczej nie możliwe żebym się powstrzymał przed zjedzeniem tego trochę wcześniej. Przeprosiłem ładnie wszystkich i pomaszerowałem do swojego pokoju.

Od razu poszedłem się umyć, ponieważ później by mi się nie chciało. Nie mogłem znaleźć koszulki, więc założyłem same dresy. Przez ten cały czas miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwował, ale zignorowałem to.

Już się miałem położyć, gdy mój telefon zaczął wibrować. Dzwonił Bobby. Rozmawialiśmy dość długo, bo dawno się nie widzieliśmy. Rzadko przyjeżdżałem do domu, więc nie miałem się z nim jak spotkać, a byliśmy dobrymi kumplami w szkole. Nasze tematy rozmów były dość dziwne i miałem nadzieję, że nikt nas nie podsłuchiwał. Brakowało mi takich męskich rozmów. Tu były same kobiety, nawet jak poszedłem się przejść spotykałem same znajome.

Po dość długiej rozmowie z przyjacielem, szybko usnąłem. 

***

Rano obudziło mnie światło, wpadające przez okno. Musiałem wczoraj nie zasunąć rolet. Nie chciało mi się wstawać, więc po prostu odwróciłem się na drugi bok. Nagle padł na mnie cień, zasłaniając słońce. Czułem, że ktoś się na mnie, a raczej na moje plecy, gapi. ''Pewnie Gemma chce mnie znowu nastraszyć.''

- Gemma dałabyś sobie już spokój- powoli otworzyłem  oczy, odwracając się.


Alex


Wzięłam Theo na ręce i poszłam z nim do jego pokoiku. Że też taki mały brzdąc potrafi napędzić tyle strachu. Prawie zawału dostałam jak zobaczyłam, że go nie było na tej kanapie. ''Nigdy więcej…'' Poczułam lekkie pociągnięcie za włosy i spojrzałam na chłopczyka. Trzymał moje włosy i bawił się nimi. Przez zabawę trzeba rozumieć plątanie je i ciągnięcie we wszystkie możliwe strony.

- Theo puść…- chciałam zabrać jego rączkę, ale on odsunął ją, jeszcze bardziej ciągnąc moje włosy- Dobra, trzymaj je, ale nie ciągnij!

Przyspieszyłam kroku, żeby szybciej trafić do jego pokoiku w tym domu. Ale kiedy stanęłam na korytarzu nie miałam pojęcia, które to drzwi.

- Niall…- jęknęłam.
- Co? Theo znowu zwiał?!- w jakąś sekundę znalazł się obok mnie. Spojrzał na malca i szybko się uspokoił.
- Teraz będziesz przewrażliwiony?- zaśmiałam się. Wtedy Theo pociągnął znów moje włosy uśmiechając się przy tym, a z moich ust wydobył się cichy pisk.
- Było się ze mnie śmiać?- wystawił mi język.
- Błagam powiedz tylko, które to drzwi? Bo moje włosy długo tego nie wytrzymają…- spojrzałam na niego błagalnie, a on wybuchł śmiechem. ''Rzeczywiście bardzo zabawne.''

Podszedł do jednych i otworzył je przede mną, a ja szybko przez nie przeszłam. Wzrokiem z prędkością światła namierzyłam łóżeczko i wręcz do niego skoczyłam.

- Theo, teraz puść...-zero reakcji- Theo... - jęknęłam znowu.
- Zobacz jak to się robi.- uśmiechnął się blondyn i podszedł do nas rozbawiony- Jak puścisz włosy Alex to dostaniesz coś słodkiego…- klasnął w dłonie, a mały automatycznie puścił moje włosy.
-Każdy Horan tak ma z jedzeniem?- zaśmiałam się, układając Theo w łóżeczku. Ten od razu złapał jakiegoś misia i przytulił się do niego.
- Tylko ci najprzystojniejsi- uśmiechnął się dumny. Spojrzałam na niego dziwnie, po czym parsknęłam śmiechem.- Co się śmiejesz? Mówię prawdę!- zmarszczył brwi, patrząc na mnie gniewnie. ''Chyba poruszyłam jego dumę.''

***

- Oj no zostaw ich, zobacz jak słodko wyglądają…
- Ale ja muszę ją o to zapytać!

Usłyszałam nad sobą głosy. Otworzywszy oczy, zobaczyłam Grega, Denise i Maurę, którzy patrzyli na mnie. I zrozumiałam o co im chodziło dopiero wtedy, gdy zorientowałam się, że moja głowa spoczywała na kolanach Nialla, dłoń ściska jego koszulkę, a jego ręka obejmowała mnie w pasie. Szybko się zerwałam do pozycji siedzącej, co też obudziło chłopaka.

- Mówiłem im, żeby dały sobie spokój ale nie...- zaczął brat Nialla.
- Nic się nie stało...- mruknęłam zawstydzona.
- Właśnie, że się stało- jęknął Niall i przetarł dłońmi twarz. Ciekawie wyglądał z potarganymi włosami i tymi podkrążonymi oczami.
- Może się czegoś napijecie?- zaproponowała mama Nialla.
- Ja chyba powinnam już się zbierać- stwierdziłam, patrząc na zegarek, który wisiał na ścianie. Było grubo po drugiej w nocy.
- Pójdę do Theo- oznajmił Greg i wyszedł z salonu.

Szybko wstałam, zgarniając przy tym moją bluzę.

- Alex mam do ciebie prośbę- zaczęła Denise, uśmiechając się. Spojrzałam na nią, dając do zrozumienia, że słucham- Jak wiesz w niedzielę, są chrzciny Theo...
- Tak, mama mi już mówiła- uśmiechnęłam się, przypominając sobie jej radość na wieść o tym wydarzeniu.
- Tak więc chcieliśmy prosić, abyś została jego chrzestną- uśmiechnęła się i zaraz przygryzła niepewnie wargę. ''O cholera.''
- Naprawdę?- zapytałam, a ona pokiwała głową.- Wiesz, ja...
- Nie daj się prosić. To byłoby cudowne!- zachęcała mnie pani Maura.

Spojrzałam na Nialla, który był chyba tak samo zdziwiony jak ja. Po tym wróciłam wzrokiem na Denise. ''Dziewczyno, nie patrz tak na mnie…''

- No… Dobrze- uśmiechnęłam się niepewnie, a kobiety porwały mnie w ramiona.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę!- zaczęła pani Maura.
- Tak… Ja też…- uśmiechnęłam się gdy mnie puściły. Głównie dlatego, że już traciłam powietrze w płucach, a teraz mogłam spokojnie odetchnąć.

Nie żeby coś, ale... ja chrzestną? Parę godzin temu zgubiłam dziecko, a teraz miałam być jego chrzestną?! Theo zasługuje na chrzestną, ale na… Na lepszą niż ja.

- I do tego tak ładnie będziecie z Niallem wyglądać! Już nie mogę się doczekać!- prawie, że pisnęła Denise. ''Chwileczkę...''
- Ale w sensie mamy iść tam razem? W takim sensie razem?- pokreśliłam odpowiednie słowo.
- Nie no co ty!- zaśmiała się mama chłopaka- Niall ma zostać chrzestnym- uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście jeśli chcecie iść tam razem, w takim sensie jak to powiedziałaś, to nie mamy nic przeciwko- zaproponowała Denise.
- Ja... Ja już zaprosiłem Clarie...- odezwał się Niall. ''On ma dziewczynę…?''- Nie będziesz zła?- spojrzał na mnie, pocierając kark.
- Jasne, że nie.- wysiliłam się na uśmiech.- Ja już chyba... Lepiej wrócę do domu...

Powiedziałam jeszcze każdemu dobranoc i wyszłam za drzwi. Na dworze było dość chłodnawo, więc przyspieszyłam kroku. Kiedy wreszcie znalazłam się w domu, pognałam prosto do pokoju.

Zrzuciłam z siebie wszystko i ubrana w uroczą piżamkę, zgasiłam światło i walnęłam się na łóżko.

***

- Alex! Alex!- ''Kto mnie do cholery budzi?!''
- CO?!- wydarłam się i naciągnęłam na siebie kołdrę.
- Alex!
- CO?!?!

Znowu nie doczekałam się odpowiedzi. Wkurzona wstałam i szybko zbiegłam na dół. Totalnie mnie zamurowało. ''Kurwa''.

- Dzień dobry...- wydusiłam, patrząc na panią Maurę.
- Dzień dobry- odpowiedziała i zmierzyła mnie od góry od dołu. A ja automatycznie zrobiłam się cała czerwona.
- Alex ubieraj się szybko, bo jedziemy na zakupy- uśmiechnęła się mama.
- T-Teraz?- wyjąkałam.
- Tak. Denise i Niall już czekają w samochodzie- uśmiechnęła się szerzej pani Maura.
- Szybko zmykaj, ubieraj się, a po drodze coś  zjesz.- ponagliła mnie mama.

Ja oczywiście nie mogłam normalnie dojść do pokoju. Ja odwracając się musiałam przypierdolić w ścianę,  wywołując niekontrolowany śmiech obu kobiet.


Louis


- Louis jak za pięć minut nie zejdziesz na dół nie ręczę za uszczerbki na twoim zdrowiu!- usłyszałem krzyk zdenerwowanej Cas z dołu.
- Oj nie przesadzaj już! Jak ty się musisz ubrać to każesz mi czekać na siebie godzinami!- odkrzyknąłem i założyłem spodnie.
- Zaraz tam pobiegnę i skopię ci tyłek!
- Wiesz jeśli to znaczy, że będziesz musiała dotknąć mojego tyłka to ja nie mam nic przeciwko!- zaśmiałem się, przekładając przez głowę koszulkę.
- Boże czemu ty jesteś takim dupkiem Tomlinson?!- akurat w tym momencie sznurowałem vansy.

Kiedy skończyłem szybko zamknąłem pokój i zbiegłem po schodach do dziewczyny. Stała tyłem do mnie szukając czegoś w swojej torebce. ''Wciąż nie ogarniam jak dziewczyny mogą cokolwiek w nich znaleźć''. Mają tam tyle rzeczy jak błyszczyk, jakieś notesy, kartki, chusteczki i huj wie jeszcze co. Normalnie jakby tornado tam przechodziło. Kilka razy. Dzień w dzień.


-Nie wiem, ale podobno taki się urodziłem, skarbie- złapałem swoją kurtkę z wieszaka.

Kiedy się do mnie odwróciła puściłem jej oczko na co ona tylko wywróciła oczami i zarzuciła torebkę na ramie. ''Zawsze taka sama reakcja''

- Że też ja się na to zgodziłam- westchnęła i złapała mnie pod ramię.
- Że też ja muszę to znosić- udałem jej głos, patrząc na nią.
- Louis?- zapytała, niepewnie na mnie patrząc. Zmarszczyłem brwi.
- Tak?
- Louis?
- No co?
- Louis?
- Co chcesz?!

I wtedy otworzyłem oczy. Chwilę potrwało zanim mój wzrok przywykł do światła i zobaczyłem pochyloną nade mną mamę.

- Czemu mnie budzisz?- jęknąłem i zakryłem się kołdrą.
- Bo jest już południe to raz. A dwa dzwonił Paul.
- Mam wolne, nie muszę z nim rozmawiać...- złapałem mocniej kołdrę. ''Już nie można się nawet wyspać.''
- Mówił, że to ważne. Oddzwoń do niego, a potem zejdź na śniadanie.
- Ugh…- jęknąłem i zwaliłem kołdrę na ziemię.
- Jesteś coraz starszy i głupszy kochanie- zaśmiała się moja rodzicielka i zniknęła za drzwiami.

Zwlokłem się mozolnie z łóżka i spojrzałem na zegarek. ''Trochę pospałem''. Przeciągnąłem się po czym założyłem koszulkę, którą wczoraj rzuciłem na podłogę. Po tym upadku tak mnie głowa bolała, że jedyne o czym marzyłem to moje łóżko. Przetarłem dłońmi twarz i złapałem telefon. ''Piętnaście nieodebranych od Paula. Czyli rzeczywiście coś ważnego…'' Szybko wybrałem jego numer i nacisnąłem zieloną słuchawkę.

- No wreszcie! Królewicz już wstał?- usłyszałem po drugiej stronie.
- Tak, ciebie też miło słyszeć- zaśmiałem się.
- Louis- westchnął- Pamiętasz, że obiecałem wam te dwa miesiące praktycznie bez żadnej roboty?
- No tak- szybko odpowiedziałem, przypominając sobie tę rozmowę i nasz entuzjazm.
- No to teraz podkreślam słowo p-r-a-k-t-y-c-z-n-i-e - przeliterował jak do małego dziecka. ''NIE. JA SIĘ NIE ZGADZAM!''
- Nie mów…- jęknąłem.
- Właściwie to nie będzie chyba taka bardzo PRACA, ale o tym później. Musisz przyjechać do Londynu.
- Kiedy?- westchnąłem.
- Jutro rano. Bilet masz wykupiony.
- Żartujesz sobie?! Paul obiecałeś!- jęknąłem jak dziecko.
- Wiem, ale to nie moja wina Lou. Naprawdę… Zresztą mam wrażenie, że jak dowiesz się o co chodzi będziesz bardziej szczęśliwy.
- Dobra do jutra- warknąłem i rozłączyłem się.

Może rzeczywiście to nie jego wina i nie powinienem tak się do niego odzywać, ale teraz najmniej mnie to obchodzi. ''Kurwa!'' Zakładałem, że chłopaki mieli wszystko teraz w dupie i siedzieli sobie spokojnie na tyłkach. Harry pewnie się opierdalał i całymi wieczorami wyrywał jakieś dziewczyny. Horan rozpracowywał tą Alex. Zayn zapewne też balował, a Liam siedział z Andym i popijał sobie piwko.

A ja musiałem oczywiście zapierdalać.

***

- Jeść!- jęknąłem, wkraczając do kuchni, po której roznosił się zapach tostów i kakao.


Szybko usiadłem przy stole obok Lottie i zabrałem jej jedną z kanapek, zapychając sobie nią od razu usta. Siostra tylko spojrzała na mnie z politowaniem i wróciła do jedzenia.

- Co Paul chciał?- zapytała mama.
- Jutro muszę wracać do Londynu. Obstawiam, że Modest znowu coś sobie upierdo…- rodzicielka wysłała mi znaczące spojrzenie i pokręciła głową na dziewczyny- Ubzdurał. Że Modest znowu coś sobie ubzdurał.
- Ale na pewno musisz wracać?- usłyszałem głos Daisy.
- Niestety mała...- uśmiechnąłem się smutno do niej, a ona spuściła wzrok. ''Jak to nie będzie nic ważnego, to im nogi z dupy powyrywam, przyrzekam.''
- To odwieziemy cię na lotnisko- uśmiechnęła się pocieszająco Fizzy.
- Dzięki- odwzajemniłem uśmiech.

Kiedy już wszyscy zjedliśmy, musiałem wdrapać się po schodach do mojego pokoju i spakować swoje rzeczy. Walnąłem wielką, czerwoną walizkę na łóżko i zacząłem wszystko do niej wrzucać. Właściwie to dużo tego nie było. Długo to ja tutaj nie pobyłem. Ledwie tydzień.

Nagle do moich dłoni trafiła koszulka. Ale nie byle koszulka. Ta, którą zakładałem we śnie. Właśnie. Znowu ONA mi się śniła. Przeskanowałem wszystkie dziewczyny jakiekolwiek znam, znałem, spotkałem, rozmawiałem i nie kojarzyłem nikogo takiego. No chyba, że to była jedna z fanek. Chociaż tak patrząc na jej zachowanie w tych snach to raczej nią nie była. Wręcz przeciwnie. Mógłbym chyba stwierdzić, że nie bardzo mnie lubiła. ''Ale czemu? Co ja jej zrobiłem?'' Przecież zawsze zachowywałem się normalnie… Więc o co do cholery chodziło?
Wtedy zauważyłem, że wszystko już spakowałem i byłem już wolny.