czwartek, 5 lutego 2015

25.

Hey!

WSZEM I WOBEC CHCEMY OGŁOSIĆ, ŻE 'SEVEN OF HEARTS - ONE STORY' MA JUŻ ROK!









05.02.2014- TO DATA ZAŁOŻENIA BLOGA :) Naprawdę nie wiemy, kiedy ten rok minął... W każdym razie, dziękujemy za każdy komentarz, każdy głos, każde wejście :) Kochamy Was wszystkich całymi sercami!

Ale cóż, już nie zanudzamy. Mamy nadzieję, że dwudziestka piątka Wam się spodoba :)




Darcy


Staliśmy z Zaynem na korytarzu, czekając aż wszyscy wyjdą z szatni. Nie mogliśmy wejść ani do męskiej, ani do damskiej przebieralni. Dziewczyny by nas pozabijały, a chłopaki zgwałcili mnie wzrokiem. Żadne z nas się nie odzywało, słychać było tylko rozmowy osób za drzwiami. Na korytarzu panowała totalna pustka. Ani jednej osoby, oprócz nas.

Zastanawiałam się co powiedzieć panu Collinsowi- mojemu nauczycielowi. W końcu to była moja pierwsza lekcja, na której bym ćwiczyła, ale w zaistniałej sytuacji było to po prostu nie możliwe. Miałam nadzieję, że nauczyciel mnie wysłucha i zrozumie. W końcu nie codziennie się takie coś zdarza. ''Błagam niech okaże się litościwy. Proszę Boże udowodnij, że istniejesz...''

Gdy wszystko opustoszało, weszliśmy do środka. Odstawiłam swoje rzeczy i myślałam czy dalibyśmy radę się przebrać. Spojrzałam się na nasze ubrania i stwierdziłam, że było to nie możliwe. Jedynie spodnie mogliśmy zmienić, ale nie chciałam przepocić bluzki.

Ustaliliśmy, że się nie przebieramy, lecz mój wuefista był spleśniałą kupą, która lustra nie widziała. Kazał nam się przebrać na tyle na ile możemy, bo będziemy biegać, a w przyszłym tygodniu zdawać. ''Niech zgnije w piekle chuj. Jeszcze tego pożałuje.'' W tamtym momencie moja wiara poszła się pieprzyć.

- Niby kurwa jak ja mam się przebrać?- powiedziałam podnosząc głos. Wolałam nie patrzeć w lustro, bo sama siebie pewnie bym zabiła. Zgadywałam ze moja mimika zabijała ludzi z odległości kilometra. ''Szkoda, że nie tego krowiego placka Collinsa.''
- Idź nago. Może wtedy zgodzi się abyśmy nie ćwiczyli- chłopak puścił mi oczko. Powinnam mu przywalić albo coś, ale wyobraziłam sobie tą scenkę i miałam ochotę zwymiotować. ''Jeszcze sam by się rozebrał mówiąc że samej tak paradować to trochę smutno.'' Aż dostałam drgawek na widok tej sytuacji rozgrywającej się w mojej głowie.
- Odwróć się- nakazałam chłopakowi, wyjmując szorty z mojej torby.
- Po co? Chyba jest na co popatrzeć, prawda?- zaśmiał się- No chyba, że tam kryją się same fałdki tłuszczyku- bezczelny dupek się ze mnie naśmiewał. Rozegrałam małą bitwę na wzrok. Zayn przegrał- niestety. Zaczął się gapić na moje piersi, a później całą mnie obczajać, przygryzając wargę. Prychnęłam pod nosem. ''Zboczeniec.''
- Odwrócisz się?- zapytałam po raz ostatni milutkim głosem.
- Nie- stał przy swoim mulat. ''Nie będę się powtarzać.''

Wzruszyłam ramionami i zaczęłam zdejmować spodnie, przez co moje majtki się trochę osunęły, ale na szczęście nie na tyle, aby coś było widać. Chłopak był zaskoczony tym co zrobiłam, tym bardziej, że musiał się schylać razem ze mną. Jego dłoń przez przypadek przejechała po mojej łydce. Dostałam dreszczy, ale nie wiedziałam czy to przez obrzydzenie, czy przez zimne ręce. Usłyszałam jak wciągnął powietrze.

-Niech ci przypadkiem nie stanie- powiedziałam schylona, wiążąc sznurówki. Zgadywałam, że nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nie wstydziłam się przed nim rozebrać, w końcu nie takie rzeczy się robiło, ale nie chciałam żeby każdy mógł sobie patrzeć na co chce i kiedy chce. Nie byłam puszczalska - Coś nie tak?- spytałam się, patrząc na niego z dołu. Chłopak, potrząsnął głową i szybko zmienił spodnie. Nie mógł ćwiczyć w swoich jeansach, ale nie miał zmiennych, dlatego łaskawy trener dał mu jakieś spodenki z szatni. Musiałam przyznać, że miał zgrabne nogi. ''Cholera, mam nadzieję, że nie są chudsze od moich.'' Patrzyłam na jego nogi dłuższą chwilę, póki nie pociągnął mnie do góry, z głupim uśmieszkiem na twarzy.

Przeszliśmy na bieżnie i dołączyliśmy do rozgrzewki. Obydwoje się ociągaliśmy. Jedno co chwila zaczepiało się o drugie.

- No wreszcie jesteście. Miło, że zaszczyciliście nas swoją obecnością- odrzekł sarkastycznie krowi placek.
- Ależ nie ma za co- mówiłam z pogardą w głosie- Autografy po lewej, zdjęcia po prawej- odpowiedziałam, udając wielką gwiazdę.

Przeklinałam Collinsa na każdym możliwym kroku. Nie przejmowałam się, że mnie słyszał, bo chodziło mi właśnie o to, żeby wiedział jakie miałam o nim zdanie.

Doszliśmy do reszty osób, zaczynając rozgrzewkę. Parę razy dostałam ręką w twarz od Zayna, przez co 'przypadkowo' nadeptywałam mu na stopy. Po skończonym rozciąganiu wszyscy zaczęli biegać. Ja nie miałam takiego zamiaru. Spokojnie sobie szłam i podziwiałam ogrodzenia. Było to dużo ciekawsze, kiedy przebiegali jacyś przystojniacy.

- Czekaj, pójdę po śliniak- powiedział Zayn, gapiąc się na mnie. Nie zrozumiałam o co mu chodzi póki nie zawiesiłam wzroku na brązowookim blondynie.
- Okay, tylko po taki dłuży- zaśmiałam się.
- SMITH! Zacznij biegać, bo ci wpiszę uwagę!- ''Nie będę się pocić staro kupo.'' Od tamtej chwili ' kupa' było jego nowym przezwiskiem, nadanym przeze mnie. Powinien mi się kłaniać do nóg.
- Nie!- odkrzyknęłam. O dziwo mulat cały czas chodził za mną w ciszy.
- Nie zdasz, zobaczysz!- krzyczał nauczyciel z drugiego końca boiska. ''Zedrzyj sobie to gardło, cioto.''
- Nie strasz, nie strasz, bo się w portki zesrasz- powiedziałam, będąc blisko niego.
- Uważaj na słowa- syknął- Należy mi się szacunek. Jestem starszy od ciebie.
- No właśnie, nie za stary na tą robotę?- odpyskowałam.

Dalej szliśmy, mając nadzieję na jak najszybsze zakończenie lekcji. Obserwowałam jak każdy biegał, a my im torowaliśmy drogę, pomału spacerując. W pewnym momencie, usłyszałam krzyk trenera. Kazał ustawić się wszystkim w lini poziomej przy nim. Podeszliśmy tam i każdy miał się dobrać w pary. Nie mieliśmy z Malikiem zbyt dużego wyboru. Każdy miał się ścigać, tylko że w parach. Nie ważne, czy ktoś był noszony czy nie. Najważniejsze było to, że pierwsze trzy miejsca miały mieć zaliczony bieg i mogły iść od razu do domu, a reszta zostawała po lekcji dwadzieścia minut.

Każdy się ustawił i czekał na dźwięk gwizdka.

- Od razu ci mówię, że nie będę biegł- ostrzegł mnie Zayn.
- Jeśli tego nie zrobisz to przysięgam, że ci łeb urwę- zgromiłam go wzrokiem.
- Dawaj- opowiedział nonszalancko, a ja myślałam, że zwariuję. Zależało mi abym iść stąd jak najszybciej się dało, a on sobie po prostu stwierdził, że mu się nie chcę biegać.
- Zayn proszę cię...- westchnęłam.
- Nie.

Usłyszałam gwizd i jak najszybciej potrafiłam zerwałam się do biegu. Nie trwało to długo, ponieważ chłopak sobie po prostu stał i nie miał zamiaru się ruszyć. Ciągnęłam go na tyle na ile miałam sił. Do zrobienia było dwa okrążenia. Wszyscy byli w połowie, a my ledwo zaczęliśmy.

- No proszę cię...- zrobiłam słodką minkę. Malik westchnął.
- Tylko potem mi nie mów, że cię coś boli- poddał się, na co wyszczerzyłam się do niego.
 Gdy zaczął biec, pomału doganialiśmy resztę. Kiedy byliśmy blisko nich, chłopak spowolnił, na co spojrzałam na niego dziwnie.
- Nie powiedziałem, że wygramy- stwierdził gdy biegliśmy za resztą. Prychnęłam, ciągle brnąc przed siebie.

Nie zwracając na niego uwagi, zaczęłam siłą biec jeszcze szybciej. W końcu czarnowłosy mi uległ, mówiąc pod nosem, że jestem najbardziej upartą kobietą pod słońcem. ''Jakbym nie wiedziała.'' W końcu wyprzedziliśmy wszystkich, lecz złapała mnie kolka, przez co musiałam spowolnić. Dwie pary nas minęły, ścigając się między sobą. Chłopak ciągnął mnie za sobą, a jak to zwykle bywa, miał więcej siły, przez co byłam zmuszona biec. Nie nadążałam ruszać nogami. On miał je zdecydowanie za długie i za szybko się ruszające. Lecz dzięki niemu dogoniliśmy tamtych, wymijając w ostatnim momencie jedną z par i zyskaliśmy drugie miejsce. Miałam taką zadyszkę, że nie mogłam mówić, a najbardziej wkurzyło mnie to, że Zayn wziął parę wdechów i nie widać było że był zmęczony, a tym bardziej, że w ogóle biegał. Znając mnie, wyglądałam jak pudel w czasie burzy.

Zadowolona z zaliczonego biegu i zobaczenia zdziwionej gęby wuefisty zaprowadziłam chłopaka do szatni.

***

Szliśmy piechotą w stronę domu, gdy chłopak naglę skręcił. Dowiedziałam się, że szliśmy na policję, zapytać czy mieli już kluczyk. Zastanawiałam się, czemu sama na to wcześniej nie wpadłam. W końcu nie musiałabym jechać z nim do Londynu.

Piętnaście minut po przyjściu na komisariat wreszcie obsłużył nas policjant, stwierdzając głupotę swego współpracownika. ''Tak, zgadzam się z nim.'' Wrócił z pękiem kluczy w którym był gdzieś, ten do otwarcia kajdanek. Odetchnęłam z ulgą na ten widok.
Niestety trochę się przeliczyłam, mając nadzieję, że zaraz będę wolna. Policjant wypróbował wszystkie klucze i żaden nie pasował. Zauważyłam, że był zmieszany całą sytuacją. Na nieszczęście, kazał nam podać dane i obiecał, że się z nami skontaktuje. Nie wiedziałam jak można nie mieć klucza od kajdanek. Mieli od wszystkich, a od tych jebanych nie. ''Myślałam, że od wszystkich mają jeden klucz...''

- Czyli jesteśmy na siebie skazani- obydwoje westchnęliśmy w tym samym momencie.

Powróciliśmy do naszych domów zmęczeni, aby zacząć się pakować na jutrzejszy, poranny wylot do Londynu.


Harry


Obudziłem się z dziennikiem na brzuchu. Czytałem drugą stronę wczoraj jakieś dziesięć razy i nie mogłem zrozumieć o co w niej chodziło. Wpatrywałem się godzinami w rząd literek ustawionych poziomo na kartce papieru, aż w końcu musiałem usnąć.. Wiedziałem, że nie mogłem zajrzeć dalej. ''Ale w sumie przecież ona mnie nie obserwuje...'' Zrezygnowany, zabrałem czyste ubrania z walizki i poszedłem wziąć zimny prysznic.

Po piętnastu minutach porannej kąpieli, wszedłem ponownie do pokoju, sprawdzając na telefonie nowe wiadomości. ''Trzeba będzie ogarnąć ten pokój.'' Włączyłem telewizor i ustawiłem na kanał muzyczny. W rytmach muzyki sprzątałem pomieszczenie. Niepotrzebne rzeczy razem ze śmieciami wrzucałem do śmietnika. Gdy walające się rzeczy były pochowane, zacząłem pakować moją walizkę. Nie miałem dużo roboty, bo nie rozpakowywałem się za bardzo po przyjeździe tutaj. ''Szkoda, że muszę już wyjechać.'' 

Spakowany, odetchnąłem i wyłączyłem telewizję. Wziąłem do rąk książkę, a telefon i klucz od pokoju schowałem do kieszeni. Wychodząc, zamknąłem drzwi i skierowałem się do recepcjonistki z prośbą o przechowanie klucza.

Spokojnie ruszyłem do parku. Przechadzając się wąskimi uliczkami, obserwowałem otoczenie. Mało ludzi tędy przechodziło. Lecz nie mogłem mieć tej pewności, że nikt mnie nie rozpozna, i że nie będę w gazetach. Znając życie od razu po wyjściu z hotelu miałem już zrobione kilka zdjęć.
Rozmyślając nad swoim losem, doszedłem do strumyka. Nie było to szczególnie piękne miejsce, ludzi też było sporo, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi. Plusem była również cisza, panująca wokoło. Każdy pochłonięty był swoimi sprawami. Jedni jedli śniadanie, drudzy słuchali muzyki, a jeszcze inni coś czytali. ''I zaraz do nich dołączę.'' Podszedłem jak najbliżej wody i ułożyłem się wygodnie na miękkiej trawie. Otworzyłem dziennik na drugiej stronie  i ponownie zatraciłem się w rozmyślaniach. Było tam dużymi literami napisane :

Jeśli odnalazłeś odwagę swą,
Staraj się zatrzymać ją,
Mogą się zdarzyć chwile złe,
Lecz i te dobre  są tu w tle. '

Nie mogłem rozgryź o co tej kobiecie chodziło. Zamknąłem zeszyt i położyłem się na ziemi, opierając głowę na dłoniach. Rozglądałem się po całym parku, wciąż myśląc o słowach z notatki. Przybywało coraz więcej ludzi. Nie zdziwiło mnie to za bardzo. Zgadywałem, że im późniejsza była pora tym więcej ludzi przybędzie. Mój wzrok padł na dziewczynę biegnącą za psem. Jego smycz wlokła się po trawie, co oznaczało, że zapewne uciekł swojej właścicielce. W pewnym momencie zwierze usiadło zapatrzone w wiewiórkę na drzewie, natomiast brązowowłosa nie zdążyła zahamować i wpadła na chłopaka. Mężczyzna był wyższy od niej, więc zdołał utrzymać równowagę. Ta sytuacja wyglądała komicznie. Niedobry pies uciekł, ale dzięki temu ona być może znalazła swoją miłość życia. ''Ale mnie na romantyzm wzięło.''

Kark zaczął mnie boleć od podnoszenia głowy gdy leżałem i zaczęło mi burczeć w brzuchu. Z tego, jakże ważnego powodu, podniosłem  tyłek i otrzepałem ubranie z trawy. Podniosłem swoje rzeczy, po czym ruszyłem w stronę kawiarni, po drodze zakładając okulary, które miałem zawieszone na bluzce.

Parę minut później dotarłem do wybranego miejsca. Nawet nie patrząc w menu, zamówiłem sobie danie. Tutaj każdy mnie znał, było to moje ulubione miejsce. Za każdym razem gdy przyjeżdżałem do LA, musiałem tutaj przyjść choć raz.

Gdy dostałem swój posiłek, zabrałem się za jedzenie i  otworzyłem znów dziennik. Przejeżdżałem wzrokiem po stronie wstępu. Zatrzymałem się gdy zobaczyłem, że napisane było, iż to będzie wymagało odwagi. Natychmiast powiązałem to z wierszem, którego zrozumieć nie mogłem. Kolejne dwa wersy były poświęcone chwilom. Jak na zawołanie przypomniała mi się sytuacja z parku, o uciekającym psie. Znałem znaczenie wiersza, ale nadal nie mogłem zrozumieć. Chyba że chodziło o to, że podjąłem się pomocy nieznajomej, i że mogę być sfrustrowany tym co tam pisze, ale musiałem wiedzieć, że później, będzie lepiej. ''Ja to jestem jednak głupim człowiekiem. Czemu do cholery na to wcześniej nie wpadłem?'' Przewinąłem kartkę dalej i zacząłem snuć wzrokiem po kolejnym, jak się okazało, wierszu.

' Zbierz swoje siły,
I choćby ściany się waliły,
Przeglądaj mój miły,
I dostrzeż świt zawiły. '

Wziąłem kęs jajecznicy i popiłem herbatą. Przez przypadek usłyszałem rozmowę dwóch dziewczyn, siedzących przede mną.

- Co ja mam zrobić, przecież ja go kocham nad życie- mówiła załamana blondynka.
- Kochanie, może to jest tylko zauroczenie-  pocieszała jedna drugą.
- Czemu on mi do cholery wcześniej nie powiedział?!- wzburzyła się dziewczyna.
- Może się bał?- zasugerowała koleżanka.
- Czego? Przecież wiedział, że ja nic do tego nie mam. I nadal bym go lubiła mimo wszystko, tyle że bym się nie zakochała!- z jej oczu poleciało parę łez- A on mnie upokorzył.
- Mia, spokojnie. Chyba nie chcesz zniszczyć tego co zbudowaliście? To co do niego czujesz jest raczej miłością jak do brata- tłumaczyła kręcono włosa.
-  Taaa- prychnęła- Do brata geja- wywróciła oczami, a ja oplułem się herbatą. ''Zakochała się w geju? Nie żebym podsłuchiwał...''
- Ej, a mówisz, że tolerancyjna jesteś- zaśmiała się szatynka- Wracając do tematu widzę, jak patrzysz na Scoota. Oczy ci się wtedy świecą jak światła samochodowe.
- Nie prawda!- roześmiała się blondynka.

Przestałem skupiać się na rozmowie dziewczyn i wstałem z krzesła, zostawiając banknoty na stoliku. Nawiązując do drugiego wiersza, pewnie chodziło o to abym przygotował się na wszystko. Nigdy nie mogłem być pewny co będę musiał zrobić, albo czego się dowiem. Musiałem zacząć postrzegać świat inaczej. Tak samo jak ta dziewczyna. Nie mogła odrzucić kogoś przez to, że dowiedziała się kim jest. Tym bardziej, że się w nim zakochała. Jedna głupia rzecz, choć bardzo ważna, nie zmieniła jej uczuć. ''Rozwiązałem zagadkę... Czyli mogę przejść dalej?''

Uradowany jak dziecko, byłem przyszykowany, aby czytać dalej. Niestety gdy zauważyłem na zegarku, która była godzina, zacząłem biec między ludźmi. Zostały mi dwie godziny do odlotu samolotu. W pośpiechu wbiegłem do hotelu, zabrałem klucz i pobiegłem po moje rzeczy. Od razu po wejściu do mojego tymczasowego mieszkania, zadzwoniłem po ochroniarza, by po mnie przyjechali. Tłum fanek zbierał się przed wejściem, dlatego umówiliśmy się, że podjedzie pode mnie od tyłu. Zacząłem się zastanawiać jakim cudem dostałem się tak szybko między tymi dziewczynami do wejścia.

Gdy usłyszałem dźwięk dzwonka, wiedziałem, że już na mnie czekali, dlatego wziąłem walizki i wyszedłem z pokoju, kierując się do wyjścia. Po drodze zostałem obdarzony uśmiechem pracowników a także kierownika i dostałem zaproszenie na nocleg, gdybym kolejny raz tam przyjechał. ''To jest raczej pewne, że przyjadę jeszcze do Los Angeles.'' Mój ochroniarz podszedł do mnie i pokierował w stronę samochodu. Usiadłem na miejscu pasażera, po czym ruszyliśmy na lotnisko. Tam przeszedłem odprawę i pozostało mi czekać na wylot.

Pół godziny później siedziałem już w samolocie, patrząc przez okno. Wisiałem na telefonie, przeglądając zdjęcia. Widząc niektóre z nich, nie miałem bladego pojęcia skąd się wzięły. Nagle przypomniałem sobie o książce i szybko wyciągnąłem ją z torby, otwierając na kolejnej stornie.

Dotarłeś daleko w przemyśleniach swych,
Należą ci się brawa z rąk mych.
Odnalazłeś sens bycia tutaj
Więc nie marnuj czasu. Ruszaj! '

Przeczytałem to trzy razy, aby dobrze zrozumieć sens. Lecz nic dobrego nie wymyśliłem. ''Żadnych zagadek? Mogę od razu przejść dalej?'' Zdziwiony tym co zastałem odłożyłem z powrotem zeszyt. Nie miałem siły na myślenie. Potrzebowałem snu, bo znając życie niedługo będzie się on ograniczał do paru godzin. Oparłem głowę o szybę, zsunąłem się trochę na fotelu i liczyłem w myślach, aby szybciej zasnąć. ''W końcu na matmie najłatwiej się usypia.''

Louis

Zasunąłem ostatnią walizkę i usiadłem na łóżku, wzdychając. Chwyciłem telefon, który leżał na poduszce, sprawdzając godzinę. Jeśli chcieliśmy dojechać do Londynu przed północą, to musieliśmy wyjechać za niecałą godzinę. Ociągając się, wstałem i chwyciłem swoje torby. Cas spakowała się rano, ja odkładałem to do ostatniej chwili. Mając, jak zawsze zresztą, wrażenie, że czegoś nie wziąłem ze sobą, ruszyłem na dół. Zbiegłem po schodach i postawiłem wszystko obok walizek King.
Szczerze myślałem, że ten przyjazd do mojej rodziny będzie totalną katastrofą. ''Jak bardzo się pomyliłem...'' Moja mama polubiła dziewczynę, a dziewczynki wprost ją pokochały. Miała cholernie dobre do nich podejście. I aż zacząłem się zastanawiać, czy sama nie miała młodszego rodzeństwa. Wtedy właśnie doszedłem do wniosku, że nic o niej tak naprawdę nie wiedziałem. Było mi z tym trochę głupio, bo mimo wszystko musieliśmy trwać w tej relacji, chuj wie ile jeszcze, a znaliśmy się już trochę. Nawet mieszkaliśmy ze sobą. ''To popierdolone.''

Wszedłem do salonu, gdzie siedzieli dosłownie wszyscy. Mama z Danem na kanapie, Charlie i Fizzy  na podłodze, a Daisy i Phoebe za Cassie. Z tego co zauważyłem, chyba próbowały ją uczesać. I widziałem jej minę, gdy pociągnęły jedno z pasm trochę mocniej. Mimo że tego po sobie nie pokazała, ja zauważyłem jak na sekundę przymknęła powieki, wzdychając. Zaśmiałem się pod nosem i usiadłem obok mamy, na oparciu. Za co oczywiście skarciła mnie wzrokiem. ''Nie mam już pięciu lat!''

Posiedzieliśmy wszyscy razem jakieś pół godziny. To cholernie mało, jeśli miało mi wystarczyć na parę miesięcy. Tak, były przerwy w trasie, tak, oni mogli do mnie przylecieć w trakcie. ''Ale to już nie to samo...'' Mimo że do trasy został jakiś miesiąc, to był on przeznaczony na próby i wszystkie formalności.

Nie chciałem wychodzić. Może nie dlatego, że się bałem. Bo tak nie było. Nie chciałem momentu, kiedy wszyscy się ze mną żegnali na długi czas. ''Nie ma nic gorszego.'' Jednak i ta chwila musiała wreszcie nastać.

Z Danem poszło najszybciej, uścisk i parę słów. Charlie jeszcze raz powtórzyła mi, że chciałaby kiedyś pojechać w trasę ze mną. Fizzy prawie się popłakała, ale jak zawsze wstrzymała uczucia. Bliźniaczki za to nie chciały mnie puścić. Ale to wszystko nie łamało mi tak serca, jak widok płaczącej mamy.

Westchnąłem i przytuliłem ją mocno.

- Masz codziennie dzwonić- mruknęła w moje ramię.
- Może co drugi dzień?- zaśmiałem się, ale zaraz dostałem po głowie- Żartowałem!
- Głupie masz poczucie humoru- uśmiechnęła się, co było zaprzeczeniem jej słów.
- Kocham cię mamo- pocałowałem jej policzek, przytulając mocno ostatni raz.

Gdy udało mi się przeżyć wszystkie pocałunki, przytulasy i słowa, złapałem walizki, po czym skierowałem się do samochodu, gdzie czekała już na mnie Cassie. Wyszła przede mną, mówiąc, że nie chce przeszkadzać w rodzinnej chwili. Co było w sumie z jej strony bardzo miłe.

Po ułożeniu wszystkiego w bagażniku, zamknąłem go, pomachałem ostatni raz rodzinie i wsiadłem na miejsce kierowcy. Rzuciłem kurtkę na tylnie siedzenie, przy czym spojrzałem na Cassie. Zdjęła buty, podkulając nogi i oplotła je ramionami, wcześniej okrywając się kocem. Uśmiechnąłem się lekko, sam zapiąłem pas i ruszyliśmy w drogę powrotną.

***

Po jakiś dwóch godzinach jazdy, zaczęło mnie nużyć. Nie wystarczała mi kawa w termosie, ani grająca muzyka. Cały czas pocierałem oczy, aby tylko nie usnąć.

- Może cię zmienić?- usłyszałem głos blondynki obok.
- Nie- ziewnąłem- Ale możesz ze mną rozmawiać, żebym nie usnął.
- Okey- kątem oka zauważyłem jak przekręcała się w moją stronę- To... Powiedz co jutro będziesz robić.
- Naprawdę akurat to cię interesuje?- uśmiechnąłem się pod nosem.
- Jak nie chcesz...- wzruszyła ramionami, patrząc na drogę przed nami.
- Chcę- odpowiedziałem szybko, co spowodowało, że znów na mnie spojrzała- Idę na spotkanie z nowymi choreografkami.
- Dlaczego nowymi?
- Bo większość woli ludzi, którzy naprawdę umieją tańczyć- wzruszyłem ramionami, a po chwili samochód wypełnił śmiech dziewczyny.
- To mi tak do was pasuje- powiedziała, opanowując się.
- Dzięki- prychnąłem- A ty co będziesz jutro robić?
- Idę spotkać się z ojcem.
- Coś ważnego?- zerknąłem na nią.
- Nie wiem.

Właśnie tak zleciała nam reszta drogi. Na rozmawianiu o niczym. Jeszcze nigdy nie rozmawialiśmy tak... normalnie. Bez pyskowania czy obrażania drugiego. ''Miła odmiana...''