niedziela, 23 listopada 2014

20.

ANKIETA! PO BOKU! --------------------------------------------------------------->

PROSIMY JEŚLI CZYTACIE, A NIE KOMENTUJECIE ZAGŁOSUJCIE!
HEY!
OMFG! TO JUŻ DWUDZIESTY ROZDZIAŁ! :)
Cóż rozdziału dawnooo nie było za co bardzo przepraszamy :c Brak czasu i weny. Nic na to nie poradzimy.
Ostrzegamy również, że kolejny rozdział szybko się nie pojawi. Obje nie będziemy miały dostępu do laptopów w najbliższym czasie :c (Wiemy, że czytacie coś takiego w co drugim blogu, uwierzcie nie jesteśmy inne, ale naprawdę wypadła taka beznadziejna sytuacja!)
Także mamy nadzieję, że nie jesteście źli :) Kooochamy was!
Miłego czytania, oby wam się spodobało ;3
ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZANY-MOGĄ POJAWIĆ SIĘ BŁĘDY PISOWNI I ORTOGRAFICZNE.
NO I MAMY HARREGO, DARCY I NIALLA !!!!! :3
Darcy
Okay.. tylko spokojne. Nie mogę się denerwować, bo wtedy nie myślę trzeźwo.  Musze sobie wszystko poukładać. Wdech i wydech. Mama wraca za.. Za ile ona wraca? Kurde nie pamiętam. Musze sporządzić listę. Wdech i wydech.
1. Zadzwonić do mamyi spytać się o powrót. Udawać, że wszystko jest w porządku.
2. Oddychać. Myśleć trzeźwo. Jak ja będę chodzić do szkoły? Jezus, przecież nie mogę z nim tak łazić. Co teraz? Okay, zachowaj spokój Darcy, wszystko będzie w porządku. Wdech i wydech. A może już dzisiaj nas wypuszczą? Boże jaka jestem głupia! Przecież zaraz może nas rozkuć, co nie? Musi mieć zapasowy kluczyk!!
- Może nas pan rozkuć?- spytałam, mając nadzieję na lepsze godziny mojego życia. Sekundy teraz trwają dłużej, czy mi tylko tak się zdaje?
- A niby czym?- człowieku, ogarnij dupe, skup się i normalnie odpowiedz na moje pytania. Takimi wypowiedziami daleko nie zajdziesz.
- Kluczykami? To chyba nie jest tak trudne do zrozumienia? Myślałam, że plotki o niezdanych testach egzaminacyjnych przez policjantów to nie prawda. Widocznie się myliłam.- wdech i wydech.
 3. Zachować spokój mimo wszystko.
- Młoda damo uważaj na swój język..
- Wiem że młoda, co wyglądam na 40-stke?- jeszcze obraża. Co z niego, za oficer?!
- Powiedziałem coś takiego?- a co głuchy jesteś? ADHD ci się włączyło? Jakieś zaburzenia pamięci? Słuchaj tumanie co sam mówisz!
- A nie?
- Dobra, spokój- przerwał Zayn- Wielki pogromca, pogrążających się strażników swojego pączka. Hahahha, to było dobre. Ciekawe czy to tylko brzmi tak w mojej głowie..
- Kluczyki, o które m-ł-o-d-a pani pytała, były przyczepione do tamtych- jego głupota powala na kilometry.
- No dobra a co z innymi? Przecież to nie jedyna para kajdanek
- Każde kajdanki mają inne kluczyki, nie jesteśmy głupcami- tylko pan tak uważa.
- A więc co teraz mamy zrobić- spytał się pogromca.
- Cóż, ja mogę powiedzieć..- z takim orzeszkiem w głowie zamiast mózgu, to zgaduje że nie wiele.- Proszę podać swoje numery. Zgłoszę tę sprawę i niedługo powinienem się z państwem skontaktować. Myślę że to nie powinno trwać dłużej niż do 2 tygodni- DO JASNEJ, ŚWIECĄCEJ DUPY ORANGUTANA, ŻE CO?! ILE?!
- Słucham! Czy pana…
- Do widzenia! Miłego dnia- Zayn złapał mnie w pasie i biegiem ruszył ze mną do samochodu.
- Jego do reszty popierdoliło!
- Spokojnie..
4. Głęboko oddychać. Muszę się uspokoić
Cały czas chodziłam w kółko, co oznaczało, że Zayn łaził za mną. Najwidoczniej mu się to nie spodobało, bo po dwóch minutach sobie usiadł. Niestety był za ciężki, dlatego targałam tylko jego rękę. Mimo wszystko nawet jego ręka była ciężka. Ale nie mogłam przestać chodzić. Musiałam to robić, bo miałam wrażenie, że jak tego nie zrobię to zwariuje.
Okay… Więc musze ustalić z Zaynem co dalej zrobimy. Gdzie będziemy spać? Dobra to oczywiste, że u mnie. Nie chce umrzeć, w smrodzie jego skarpet.  A tak w ogóle, to co powiemy jego rodzinie? Czy już wyjechali? Błagam żeby tak, nie chce się tłumaczyć.. Pff, nawet nie wiedziałabym jak! Ja nie chce żeby to ktokolwiek zobaczył! O boże, prasa! Oni nie mogą nas zobaczyć. Jeszcze wymyślą, bóg jeden wie co. Wtedy miałabym przechlapane.  Niee, nie może do tego dojść..
- Darcy
6. Upewnić się o pozostaniu u mnie w domu.
7. Dowiedzieć się kiedy wyjeżdża rodzina Malików
8. Ukrywać się przed prasą. Znowu szkoła! I znowu jak ja będę tam chodzić? Może będę mogła wziąć wolne? Patrząc na moją dotychczasową frekwencję, to mam marne szanse. To oznacza, że będziemy musieli chodzić tam.. będziemy musieli tam chodzić… chodzić tam.. Ra..razem. O boże ja tego nie wytrzymam…
-Daarcy.
9. Załatwić wszystko w szkole. Ukrywać się przed wszystkimi. Matko, ja się martwię co mam zrobić, a tak naprawdę to powinnam sobie zadać pytanie, jak ja mam z nim żyć! Wdech i wydech
-Darcy!!!- coś mną potrząsnęło i sprawiło, że upadłam na ziemię. Nie powiem żeby to było miłe. Jak się okazało tym czymś, był chłopak, mający drugą połówkę kajdanek na swojej ręce.
- Czego? Ja tu myślę, jak mamy sobie z tym- wskazałam na kajdanki- poradzić.
- Ty już lepiej, za dużo nie myśl. Musimy zapłacić za rzeczy, które zepsuła…- on już nie żyje- ..zepsuliśmy.- poprawił się- I musimy zabrać twoje zakupy. I uciekać za paparazzi, właśnie tutaj jadącymi. Biegnij!
Biegliśmy, jakby nas miś gryzzli gonił. Wpadając do sklepu, od razu skierowaliśmy się do kas. Załatwiliśmy wszystkie sprawy i wyszliśmy tylnym wyjściem. Tam podstawiono nam samochód. Czasami zazdroszczę gwiazdom takiej swobody. Mogą bardzo wiele rzeczy, chociaż  zabrano też im dużo. Ale nie powiem nagrodę mają za to wielką i opłacalną.
Bałam się z nim jechać. Tym bardziej, że byliśmy skuci. Starałam się rozluźnić, opanować buzujące we mnie emocje. Nie dawałam sobie za bardzo z tym rady. To było gorsze nić matematyka. Ale małymi kroczkami, minuta po minucie… mój plan rozpieprzył się w sekundę. Bowiem Trafiliśmy w kosz na śmieci. Nie tracąc czasu chłopak uciekł z miejsca zdarzenia. Miałam taki natłok myśli, że zaczęłam się śmiać. Za dużo wrażeń na jeden dzień i coś mi się zdaje, że to dopiero połowa.
Podjeżdżając pod mój dom, zastanawiałam się nad tym jak my wysiądziemy. Bo w sumie to jak my wsiedliśmy? Ja pierdziele, jak my tu weszliśmy. Przecież się nie rozłączyliśmy na 5 sekund. Nie to nie możliwe. Dla upewnienia pociągnęłam kilka razy za metal. Ani drgnął. Nadzieja umiera ostatnia. Mulat, patrzył się na mnie jakbym była kosmitką. Chociaż, może nią jestem? Kto wie, może się ukrywam pod postacią człowieka? A może mam skrzydła? Ta… hahah i frytki na głowie do tego. Moje własne myśli doprowadzają mnie do szału.
Siedziałam tak 5 minut, tępo wpatrując się przed siebie. I nagle BUM! Znalazłam się na dworze. Teraz się skapnęłam, że wyniósł mnie na rękach.  Byłam pewna że będę miała guza na czoło. Zdawało mi się ze samochód się rusza, ale myślałam, że mam jakieś omamy. Ale jednak się nie myliłam, najwidoczniej musiałam biodrem ruszyć sprzęgło. Dlatego to miejsce mnie tak bolało Zawsze spoko. Niech sobie teraz biegnie sam. Chwila.. teraz jak on się rusza to ja też. Czyli że jak on biegnie to .. Kurwa!! Moje nogi nie wytrzymają dzisiejszego dnia. Na szczęście Zayn szybko dopadł samochód i go zatrzymał. Pomińmy to, że biegłam obok schylając się na jego kolanach żeby mógł ruszyć ręką.
Po jakże ciężkim wysiłku, ze spokojem mogłam odetchnąć. Niby to był krótki odcinek, ale zmęczyłam się bardziej niż w całym moim życiu. Nie miałam siły już na nic, więc po prostu klapnęłam sobie na krawężniku. Miałam nadzieję, że urwałam rękę Zaynowi, przynajmniej łatwiej było by mi chodzić. Niestety miał niewymiarowe ręce, jakby się rozciągały jak sprężynki.
Zayn, nie bardzo wiedział co miał zrobić, więc po prostu przysiadł się do mnie.
- To co teraz zrobimy?- spytał się mnie
- A co ja córka Einsteina jestem?- spojrzał się na mnie z ukosa- No dobra.. Ale jestem dzisiaj nie w humorze. Raz na ruski rok mogę być- odpowiedziałam oburzona.
- Jeśli według ciebie masz zły humor raz na ruski rok to ja jestem kretem w sutannie.
- Odpierdziel się ode mnie
Zaczął wiać wiatr a ja siedziałam na betonie, który był cholernie zimny. Wolałam nie mieć powtórki z rozrywki i mieć chory pęcherz. Ugh, sikać co pięć minut to jest piekło. Poprosiłam chłopaka abyśmy wstali i poszli do domu. Otrzepałam spodnie, przez co jego ręka otarła się o moje dżinsy. Chciałam ruszyć do siebie, ale Malik mną szarpnął. Wtedy zaczęła się kolejna kłótnia- nie liczę, która to już dzisiaj z kolei- o to do, którego domu idziemy. Padałam na twarz dlatego mu odpuściłam i wynegocjowałam tylko że teraz pomieszkamy trochę u niego a potem u mnie. Na szczęście się zgodził, inaczej położyłabym się na asfalcie i musiałby mnie siłą stamtąd zabierać. Chociaż toby było za łatwe. Przywiązałabym się do znaku, wtedy musiałby przystać na moje warunki.
Z niechęcią ruszyłam swój zacny tyłek i weszliśmy do jego domu. Zdjęłam buty.. i resztę w sumie nie miałam jak zdjąć więc.. ''O kurwa jak ja teraz będę się przebierać ?'' Musiałam to z nim później obgadać.
Weszliśmy do salonu i od razu klapnęliśmy na kanapę. Biorąc przykład z Malika, rozsiadłam się wygodnie. Zamknęłam na chwile oczy rozkoszując się chwilą ciszy. Słyszałam jak zegar tyka, a pralka chodzi na górze. Słyszałam też jak miarowo oddychamy. Było tak spokojnie. Nie zdawałam sobie sprawy ile miałam przez ostatnie parę dni na głowie. Spojrzałam się na Zayna. Spał.
Ilekroć sama próbowałam się zdrzemnąć, coś mi przeszkadzało. Jak wcześniej upajałam się tą chwilą ciszy tak teraz chce żeby ją szlak trafił. Nie wiedziałam czym się zająć. Chciałam pooglądać telewizję ale bym go obudziła, gdybym słuchała muzyki też bym przeszkodziła. Moje oczy skupiły się na jednym punkcie. A mianowicie na szafce. Oglądałam co jest na niej poustawiane. Parę książek, zdjęcia w ramkach. Jakiś figurki, które mi przypominały tylko jakieś kamienie. Były również albumy i płyty.
Z braku laku postanowiłam wziąć album. Moje kończyny wcale mi nie pomagały. Szafka była trochę daleko. ''Ale może gdyby wziąć nogą?'' Trochę się powyginałam i już dosięgałam dużym palcem u nogi. Dzięki temu zsunęłam album, spadł na podłogę. Odwróciłam głowę by sprawdzić czy chłopak nadal spał. Na szczęście  tylko chrapnął.
Wzięłam album do rąk i otworzyłam go na byle jakiej stronie. Przyjrzałam się zdjęciom i miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Niestety musiałam się powstrzymać. Nie mogę dopuścić do tego aby zabronił mi go oglądać. Musze się dowiedzieć jakie jeszcze ma żenujące zdjęcia. Domyślam się że na tym zdjęciu był na jakiejś imprezie.
Niall
-Alex?
Tyle czasu o niej myślałem. Tyle razy wyłączałem się, myśląc co właśnie robi. Często zastanawiałem się czy też myśli o mnie, tak jak ja o niej. Wyobrażałem sobie jej uśmiech, oczy, włosy… Tak wiele razy. W sumie dlaczego nie zadzwoniłem, prawda? Ale cóż, oboje jesteśmy tak mądrzy, że nie wzięliśmy od siebie numerów.
-Co ty tutaj robisz?- usłyszałem jej głos. Uśmiechnąłem się i podniosłem dłoń, w której trzymałem piwo- Oh, no tak- mruknęła i widziałem jak jej blade policzki robią się lekko czerwone.
-Tobie widzę potrzebne większe zapotrzebowanie- skinąłem głową na jej koszyk wypchany po brzegi.
-Pusta lodówka- wzruszyła ramionami- A i dziękuję- wskazała na opakowanie żelek.
-Nie ma za co mikrusie- zaśmiałem się pod nosem.
-Nie jestem mikrusem- warknęła i złapała swój koszyk.
-Powiedz to swojemu metr sześćdziesiąt- prychnąłem.
-Metr sześćdziesiąt pięć!- spojrzała na mnie, a pomiędzy jej brwiami pojawiła się zmarszczka. Już podnosiłem dłoń, aby dotknąć jej palcem i wygładzić, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili.
-Idziesz do kasy?- odkaszlnąłem, kiedy usłyszałem swój głos.
-Tak, chodźmy- westchnęła i ruszyła w stronę kas.
***
Szliśmy ramię w ramię, w zupełnej ciszy. W sumie nie wiedziałem co miałbym powiedzieć. Bo: Wiesz, że odkąd wyleciałem z Mullingar to cały czas o tobie myślę? raczej nie wchodziło w grę. Chyba po raz pierwszy w życiu, w towarzystwie Morgan nie wiedziałem co powiedzieć. I chyba ona też miała ten problem.
Czasem, gdy dotknęła mnie niechcący, oczywiście przez materiał swojej bluzy, mojej kurtki, a potem jeszcze koszulki, przechodził mnie dziwny dreszcz. Który tłumaczyłem sobie nie najcieplejszą temperaturą.
Podniosłem głowę i rozejrzałem się dookoła. Było już dość ciemno. Ulice były oświetlone przez lampy. Niewielu ludzi kręciło się wokół nas. Widziałem tylko kobietę z wózkiem, chłopaka na spacerze z psem, dwie nastolatki, które sądząc po ich ubiorze zmierzały na imprezę, starszą parę i bezdomnego kota, który krążył sam po ulicy. Na niebie nie było żadnej chmury, więc widać było wszystkie gwiazdy.
Co jakiś czas patrzyłem kątem oka na Alex. Jej policzki i nos zrobiły się już całe czerwone. Włosy, które były rozpuszczone, żyły własnym życiem, rozwiewane przez wiatr. Widziałem też jak naciąga rękawy bluzy i pociera o siebie dłonie.
-Zimno ci?- zapytałem szturchając ją delikatnie.
-Może trochę- westchnęła oplatając się dłońmi.
Szybko wyciągnąłem jedną rękę z rękawa, przełożyłem torbę do drugiej dłoni i wyciągnąłem drugą rękę, tym samym zdejmując z siebie kurtkę. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, kiedy zimne powietrze zetknęło się z moimi gołymi ramionami. Zignorowałem to jednak i nałożyłem kurtkę na ramiona dziewczyny, po czym zabrałem jej torbę z zakupami, a kiedy poczułem jak ciężka ona jest, walnąłem się w myślach otwartą dłonią w czoło za to, że wcześniej nie wziąłem jej od Alex.
-Ale tobie jest teraz zimno- spojrzałem na Morgan, która właśnie zdejmowała kurtkę.
-Nie, zostaw- szybko zabrałem jej dłonie i spowrotem nałożyłem materiał na jej ramiona- Mi nie jest zimno- uśmiechnąłem się.
-Okey, dziękuję- uśmiechnęła się i przytuliła do mojego boku.
-Nie ma za co- wolną dłonią objąłem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Przyszła mi do głowy myśl, że Clarie nigdy nie pozwalała mi tak robić. ''Tylko dlaczego porównałem Alex do Clarie?'' Potrząsnąłem głową, chcą wyrzucić to z myśli i wróciłem wzrokiem do brunetki, która właśnie szła ze mną.
-Cieplej?- zapytałem jeżdżąc dłonią po jej boku. W odpowiedzi uzyskałem ciche mruknięcie i poczułem jak jej dłonie mocniej zaciskają się na materiale mojej koszulki. I wreszcie, po raz pierwszy od dawna, poczułem uczucie ulgi. Jakby kamień spadł mi z serca.
Szliśmy tak, obok siebie, nadal zupełnie nic nie mówiąc. Dla ludzi mogliśmy wyglądać jak para, która wracała właśnie ze wspaniałej randki. Ale nic bardziej mylnego. Bo byliśmy przyjaciółmi, którzy przypadkiem spotkali się w supermarkecie.  Żadne z nas nie czuło do drugiego nic więcej niż przyjaźń, która trwała przez prawie całe nasze życie, prawda? Bo Alex zawsze była moją przyjaciółką. Gdy byliśmy mali, zawsze wolałem wyjść z nią, niż iść na boisko z chłopakami. Oczywiście czasem zostawałem zmuszony grać w piłkę przez Alex, która mówiła, że nie mogę zadawać się tylko z nią. Przez całą podstawówkę na każdej przerwie biegałem do niej. Co się nie zmieniło w szkole średniej. Nawet kiedy ona była dwie klasy niżej, w innej szkole. Zawsze byliśmy razem. Nawet w pewnym momencie ludzie mówili, że jesteśmy razem. Ale nigdy nie byliśmy. W sumie miałem kilka dziewczyn, moje życie było bardziej towarzyskie niż Alex. Ona wolała zostać w domu i obejrzeć film, niż iść na jakąś domówkę. Kiedyś próbowałem ją przekonać do moich znajomych, ale nigdy mi się to nie udało. Była miła, ale nie lubiła ich towarzystwa. Nigdy w sumie mi tego nie powiedziała, ale ja to wiedziałem. Mimo różnicy wieku, zawsze doskonale się rozumieliśmy.
-To tutaj- usłyszałem, po czym poczułem zimno, gdzie przed chwilą czułem ciepło Alex.
Spojrzałem na dziewczynę, która właśnie weszła na pierwszy schodek i mimo to, nadal była ode mnie trochę niższa.
-Dziękuję, że mnie odprowadziłeś- uśmiechnęła się delikatnie.
-Nie ma za co- odwzajemniłem uśmiech.
Staliśmy w ciszy. Kolejny raz oboje nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Alex chyba zaczęło to przeszkadzać, bo spuściła głowę i wpatrywała się w swoje buty. Przejechałem dłonią po włosach, ciągnąc za nie. ''Odezwij się idioto! Powiedz cokolwiek!'' Już otwierałem usta, kiedy usłyszeliśmy damki głos. Może krzyk?
-Alex! Alex kochana!- dziewczyna, która wołała ciemnowłosą stała za nią, więc Morgan musiała się odwrócić. Westchnąłem zrezygnowany.- Zapomniałam kluczy! Masz swoje, prawda?!
-Tak, mam- odpowiedziała Alex i odwróciła się spowrotem do mnie- Wybacz, ale…
-Nie szkodzi. Rozumiem- wymusiłem uśmiech, mając nadzieję, że nie wygląda on sztucznie.
-Dobranoc Niall- uśmiechnęła się i ruszyła w stronę koleżanki.
Patrząc jak wchodzi za bramę i kieruje się do klatki, przypomniałem sobie, że mam jej zakupy. ''Moja niezawodna pamięć…'' Nie chciałem krzyczeć, więc po prostu ruszyłem w stronę dziewczyn. Kiedy byłem już obok nich położyłem rękę na ramieniu koleżanki Alex.
-Zapo…- zacząłem, ale przerwał mi krzyk dziewczyny.
-ZOSTAW MNIE ZBOCZEŃCU!
Odwróciła się gwałtownie i nawet na mnie chyba do końca nie spojrzała, bo nagle poczułem piekący ból w okolicach oka. ''Czy ona mi przywaliła?!''
-Lucy!- usłyszałem krzyk Alex.
-O kurwa. Przepraszam!- zaczęła blondynka.
-Boże, Niall, nic ci nie jest?- Morgan podeszła do mnie i spojrzała na moją twarz. Szepnęła pod nosem jakieś przekleństwo- Leci ci krew- westchnęła i odwróciła się do koleżanki- CZY TY JESTEŚ NORMALNA?!- krzyknęła.
Dziewczyny przez chwile sprzeczały się. Dotknąłem miejsca gdzie pięść tej… Lucy. Gdzie pięść Lucy spotkała się z moją twarzą. Jednak jak szybko przyłożyłem palce do skóry, tak szybko je zabrałem. Spojrzałem na nie i rzeczywiście, leciała mi krew. ''Ma dziewczyna siłę…''
-Dobra, pogadamy o tym później- jęknęła Alex i odwróciła się do mnie- Chodź, opatrzymy ci to- wzięła moją rękę i pociągnęła za sobą, w górę schodów.
Kiedy doszliśmy na trzecie piętro, Morgan zatrzymała się i szybko otworzyła drzwi. Nie zdążyłem nawet zobaczyć jaki mają numer, bo zostałem wciągnięty do środka. Alex zabrała ode mnie torby i położyła je szybko na ziemi.
-Idź do mojego pokoju, a ja wezmę apteczkę. Drzwi na prawo.
Rzuciła i poszła w nieznanym mi kierunku. Zsunąłem buty ze stóp, po czym ruszyłem do pokoju dziewczyny. Pchnąłem delikatnie drzwi i wszedłem do środka, zapalając światło. Pokój był zwyczajny. Normalne łóżko z paroma poduszkami i pluszakiem, komoda, szafa, biurko, tablica korkowa z kolorowymi karteczkami, fotel, trochę książek i ramki ze zdjęciami. Podszedłem bliżej i przyjrzałem się im. Na większości byli zapewne jej przyjaciele, a na paru byli jej rodzice. Jednak jedno zdjęcie przykuło moją uwagę trochę bardziej. Wyszczerzyłem się, mimo że oko bolało mnie niemiłosiernie. Nagle poczułem tak wielką radość. Bo jedna ramka zawierała zdjęcie inne niż wszystkie inne. To było piękne zdjęcie. ''Nasze zdjęcie…'' Miałem wtedy piętnaście lat, a Alex trzynaście. I to były jej urodziny. Całą noc oglądaliśmy głupie filmy, śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Spojrzałem jeszcze raz na zdjęcie i podszedłem do komody. Stały na niej różne medale i statuetki za wygrane w konkursach tanecznych. Pamiętam jak zawsze mówiła mi, że zostanie najsłynniejszą tancerką na świecie. Wierzyła w to z całego serca.
-Co robisz?- usłyszałem za sobą głos Alex, więc szybko się odwróciłem.
-Oglądam- uśmiechnąłem się- Udało ci się.
-Co mi się udało?- uniosła brwi do góry- Usiądź na łóżku.
Skinąłem i ruszyłem w stronę łóżka. Usiadłem i obserwowałem poczynania dziewczyny. Wzięła do ręki wacik, który namoczyła wodą utlenioną, po czym stanęła przede mną. Przymierzała się do mnie parę razy. Nachyliła się, potem usiadła obok, potem znów nachyliła, aż w końcu westchnęła zrezygnowana. Zaśmiałem się i pociągnąłem ją za rękę tak, że usiadła okrakiem na moich kolanach.
-No więc…- odkaszlnęła- Co mi się udało?- podniosła powoli rękę z wacikiem i dotknęła rozciętej skóry, na co jęknąłem- Przepraszam- posłała mi delikatny uśmiech i dalej czyściła moją twarz.
-Jesteś świetną tancerką- przymknąłem oczy.
-Nie widziałeś jak tańczę.
-Ale te nagrody mówią same za siebie- uśmiechnąłem się.
Skupiłem się na tym jak delikatnie dotykała mojej twarzy. Jedną dłonią oczyszczała ranę, a drugą przytrzymywała mój policzek. ''Jej dłonie są takie miłe…’’
-Tobie też się udało- usłyszałem i otworzyłem oczy- Jesteś jednym z najsłynniejszych piosenkarzy i zostałeś bożyszczem nastolatek- uśmiechnęła się delikatnie.
-Nad tym drugim bym podyskutował.
-Oh, błagam cię- prychnęła- Która nastolatka na tym świecie nie leci na wasze śliczne buźki?
-Mam ładną buźkę?- wyszczerzyłem się. Spojrzałem na jej twarz, która zaczęła się robić trochę czerwona.
-Znaczy… Nie to…- zacinała się- Ugh!
-Dobra, nie odpowiadaj- zaśmiałem się.
-Dzięki- mruknęła.
Ostatni raz przejechała wacikiem po mojej twarzy i odłożyła go na bok. Wzięła z apteczki plaster, po czym przykleiła mi go na ranę. Już chciała zejść z moich kolan, ale objąłem ją w talii ramionami.
-Co ty robisz?- zapytała unosząc brwi do góry.
-Nie pocałowałaś- powiedziałem szczerząc się, jednak ona dalej patrzyła na mnie jak na idiotę- Zawsze jak byliśmy mali, a ja coś sobie zrobiłem, to kiedy ty mnie opatrywałaś, na koniec całowałaś mnie w ranę.
-Niall, masz dwadzieścia jeden lat- jęknęła.
-Jak chcesz, mi tu wygodnie- przyciągnąłem ją trochę bliżej.
Spojrzała na mnie i wywróciła oczami. Po chwili jednak nachyliła się i delikatnie pocałowała miejsce, gdzie przyklejony był plaster. Poczułem się jak kiedyś. Jakbyśmy nigdy się nie rozstawali. ''Jakby cały czas była przy mnie…'' Poczułem jak dziewczyna chce zejść, lecz szybko zacisnąłem ramiona i przyciągnąłem ją do siebie.
-Niall, wszystko okey?- zapytała z troską w głosie.
Nie odpowiedziałem przez chwile. Zamiast tego rozluźniłem uścisk i wtuliłem się w nią. Przez chwilę chyba się wahała, lecz w końcu objęła mnie swoimi drobnymi ramionami i przytuliła mnie. Zaraz po tym trzy słowa opuściły moje usta.
-Tęskniłem za tobą...
Harry
Lot był do bani. Nie mieli ani dobrej wody ani pieprzonych orzeszków ziemnych. A to, to jest chyba wszędzie! Zdenerwowany wyszedłem z samolotu i natychmiast skierowałem się do tylnego wejścia. Tam odebrałem swoje bagaże. Sprawdziłem dokładnie czy wszystko mam i podziękowałem pracownikom za pomoc w przedostaniu się bez zbędnych dziennikarzy.
Podszedłem do samochodu o który prosiłem aby mi podstawili i wsadziłem do niego wszystkie walizki. Obszedłem go dookoła i wsiadłem od strony kierowcy. Bogu dzięki że mam prawo jazdy. Nie zniósł bym kierowcy. Kiedy sam prowadzę jestem pewniejszy. No chyba że jeżdżę z chłopakami. Ale to jest całkiem inna sytuacja.
Włączyłem GPS w telefonie i wpisałem najbliższy hotel znajdujący się tutaj. Po chwili już miałem drogę prowadzącą do wyznaczonego miejsca. Z tego co tutaj pisze dotrę tam za jakieś pół godziny.
Jaa, już zapomniałem jakie tu jest życie. Gdyby rozmyślać to jest szaro i ponuro. Każdy ma swoje sprawy do załatwienia i idzie w wyznaczonym kierunku. Ale gdy się patrzy na to z innej strony to, to miasto tętni życiem. Wszędzie pełno ludzi. Wesołe miasteczka. Wszystko zapełnione. Fajnie jest być w zaciszu i odpocząć ale ja czasami potrzebuje się wyszaleć. Przecież jeszcze młody jestem.
Głos wydobywający się z urządzenia kierującego mnie do hotelu powiedział że mam skręcić w lewo na następnych światłach i już będę na miejscu. Nie mylił się, już stąd widziałem ten wieżowiec.
Zaparkowałem samochód i otworzyłem bagażnik. Wyciągnąłem wszystkie bagaże i wcisnąłem guzik zamykający pojazd. Wziąłem moje rzeczy w ręce i poszedłem się zameldować. Otrzymałem kartę i wsiadłem do windy wiozącej mnie na 7 piętro.
Wszedłem do mojego pokoju w którym będę przebywał prawdopodobnie gdzieś około 2 tygodni. Pomieszczenie było bardzo ładnie urządzone. Panowały tu stonowane kolory, ale żeby nie było melancholijnie dodatki były w żywych kolorach jak pomarańcz i granat. Posiadałem jedną łazienkę, mini kuchnie w której był blat zapewne służący również jako stół. Ale i tak pewnie będę jadł przed telewizorem w salonie. Ogólnie to wszystko było w dobrym stanie więc nie miałem na co narzekać.
Skoro nie miałem za bardzo co robić postanowiłem się rozpakować. Znaczy wyjąć najważniejsze rzeczy jak na przykład sprzęty elektryczne typu laptop. No i wyjąłem jeszcze bieliznę żeby później jej nie szukać. Reszty nawet nie opłacało się mi wyjmować. Dłużej by mi to zajęło a pewnie pakowanie jeszcze dłużej.
Gdy już skończyłem poszedłem się umyć. Nie czułem się dobrze taki spocony i zmęczony po locie. Ale chyba nie jestem pierwszą taką osobą.
***
Nie chciało mi się siedzieć w pokoju skoro tu jest ciepło i aż żal tego nie wykorzystać. Chodziłem uliczkami, zwiedzając okolice. Stwierdziłem że nie będę tracił paliwa, tym bardziej że nie będę chodził daleko.
Rozglądałem się w około, i gdy trafiłem przed restauracją mój wygłodniały brzuch dał mi o sobie znać. Nie tracąc czasu wszedłem do środka i usiadłem przy najbliższym wolnym stoliku. Kelner przyniósł mi menu które od razu zacząłem przeglądać. ''Zupa z ryżem, sałatka rybna, makaron z pulpecikami..'' Chyba nie mam na takie coś ochoty. Zastanawiałem się czy to tak ładnie wyjść od razu. Chyba nie.. Ale co mnie to w sumie obchodzi?  Nie no dobra trochę poudaję że się interesuję tymi daniami. Przeglądałem kartę w ciszy i nagle ktoś zaczął bić sztućcem w kieliszek. O będzie ciekawie. Facet, około dwudziestki zaczął przemawiać. Mówił na temat swojego związku z dziewczyną. W pewnym momencie przerwał na chwile, stanął przed sympatią- jestem samotny- i klęknął na kolano. Wyjął pudełeczko, zgaduje że z pierścionkiem zaręczynowym i wypowiedział trzy słowa: Wyjdziesz za mnie? Każdy będący w tym pomieszczeniu bił brawa. Reakcja dziewczyny była natychmiastowa, a mianowicie popłakała się. Jak słodko. Przytulili się a ona powiedziała mu coś na ucho. Następnie pokręciła głową, na nie.. Zaraz co? Nie zgodziła się? Ale jak to? Chłopak był załamany, pojedyncza łza mu pociekła po policzku. Współczuję, nie chciałbym być na jego miejscu. Chłopak jeszcze tylko powiedział „Pragę tylko żebyś była szczęśliwa”. I dziewczyna wpadła mu w ramiona a następnie odeszła od niego. Teraz było mi smutno, ja nie lubię takich scen. Wolę szczęśliwe zakończenia.
Wyszedłem stamtąd i zacząłem szukać jakiegoś fastfooda lub pizzerii.  Idąc szybkim krokiem trafiłem na „Franco Manca”. Nie miałem bladego pojęcia co to jest, ale wszedłem tam, dłużej już nie wytrzymam głodny.
Usiadłem byle gdzie, i od razu zamówiłem pizze. Nawet nie wiedziałem jaką, poprosiłem kelnera żeby dał mi jakąś najbardziej dobrze ocenianą. Taką którą będzie się dało zjeść.
***
Po zjedzonym posiłku ruszyłem w stronę hotelu. Tym razem jednak wybrałem te boczne uliczki. Mało ludzi między nimi chodziło i dzięki temu różniły się od tych wszystkich zapchanych ulic. Mógłbym teraz powiedzieć jakie to one są piękne, nowoczesne i zadbane, że mają swój urok. Ale nie. Bo kurwa jakaś babka mnie potrąciła, dziecko się do mnie nie uśmiechnęło i wlazłem w kałużę. W końcu dotarłem pod swój hotel. Już miałem przejść przez drzwi, kiedy poczułem szarpnięcie. Odwróciłem się i zobaczyłem chłopaka mniej więcej w moim wieku.
- Wow, coś ty sobie zrobił z włosami?- koleś spojrzał na moje włosy.
- Znamy się?- kim on do cholery jest? Niby go kojarzę, ale nie nadal sobie nie mogę przypomnieć.
- Ja pierdole, masz ty coś tam?- tknął moje czoło palcem- Fajnie, tak pamiętasz o kumplach?
- O ja cię nie mogę, Jason?- jak ja mogłem go zapomnieć! Przecież z nim były najlepsze imprezy pod słońcem
- Ale ty jesteś tępy- zaśmiał się- Co robisz w LA?
- Dobrze że ty nie jesteś- odgryzłem mu się- A przyjechałem sobie odpocząć. Parę dni wolnego to czemu nie skorzystać?
- Racja, jednak masz mózg. Tylko częściej go używaj- klepnął mnie w ramię.
- Tak, tak brawo dla ciebie, jeszcze krzyknij "eureka!" i będzie idealnie- wywróciłem oczami- a co ty tutaj robisz?
- Mieszkam?- spojrzał na mnie dziwnie- A właśnie idę do mojej dziewczyny, bo wieczorem idziemy na imprezkę.
- Matko to ciebie jeszcze jakaś chciała?- zaśmiałem się
- Ha, ha, ha! Normalnie jakie to śmieszne! Harry ale z ciebie kawalarz!- idiota. Tylko tak go można nazwać.- A nie sory ty się w ogóle nie znasz na kawałach.
- Moje kawały są dla inteligentnych ludzi, więc sory ale nie zaliczasz się do tej partii
- Tak sobie tłumacz Haroldzie- jak ja nienawidzę kiedy ktoś używa mojego pełnego imienia.- A tak przypadkiem może znalazł byś czas dla starego kumpla i wybrał się z nim pobalować? I tak przy okazji poznałbyś moją dziewczynę- Hmm, kusząca propozycja. Lepsze to niż siedzenie na dupie przed telewizorem
- Jasne, to o której?
- Wiesz co chciałbym sobie jeszcze z tobą trochę pogadać, więc jakbyś mógł się ruszyć teraz i się przebrać to by było dobrze.- wywróciłem oczami.
Zgodnie z prośbą przyjaciela, ruszyłem się odświeżyć i od razu zszedłem do niego na dół. Zamówiliśmy taksówkę i pojechaliśmy do jego domu. Skoro chciał pogadać to lepiej w domu przy piwku niż w klubie gdzie będzie tłoczno i głośno. Ale nie mieliśmy się co martwić to klubu też pójdziemy.
Godzinę później byliśmy już „przygotowani” to imprezowania, dlatego pojechaliśmy po jego dziewczynę i ruszyliśmy na podbój miasta. Nie powiem to miasto nocą jest jeszcze fajniejsze. Już zapomniałem jak to jest tutaj żyć. Wieczne imprezy, spotkania, plaża, odpoczynek. ale też fanki paparazzi, bilbordy i gazety ze swoją podobizną, większość ludzi mnie kojarzy. No ale skupiajmy się na tych dobrych rzeczach. Zajechaliśmy pod wyznaczone miejsce i zapłacimy za podwózkę. Przy wejściu stała duża kolejka, ale czym by była moja sława gdybym nie mógł wejść bez czekania? No właśnie..
W środku było przestronnie, nowocześnie, tłoczno i co najważniejsze w chuj ciemno. O swoje własne nogi można było się potknąć. Przeciskając się przez ludzi doszliśmy do baru. Każdy z nas zamówił swojego drinka. Nie bardzo wiedziałam co wybrać- nie pierwszy raz dzisiaj- na szczęście z pomocą przyszedł mi Jason. Ale spokojnie, jeszcze parę dni i przebije wszystkich ludzi tutaj będących.  Zabierając swoje trunki poszliśmy do loży i zasiedliśmy na niej. Zapoznałem się z wybranką Jasona. Miała na imię Luna. Ładnie. Zresztą ona też była ładna, nie moje klimaty ale dla niego w sam raz. Cieszę się że kogoś znalazł i z tego że jest jego godna a on niej. I znowu wychodzi na to że jestem sam. Zapijałem swoje smutki w alkoholu. Po paru drinkach zaczęło mi się kręcić w głowie. Dochodzili do nas znajomi, w pewnym momencie nie wiedziałem z kim rozmawiam. To był moment w którym musiałem sobie powiedzieć stop.
Wyszedłem do łazienki aby się trochę orzeźwić. Szedłem po ścianie, aby nie upaść ani nie zgubić drogi. Było ciężko, biorąc pod uwagę wszędzie miziające się pary. Starałem się wszystkich omijać i uważać na wszystko. Niestety nic nie poradzę że światła nie były zaświecone. Potknąłem się i runąłem jak długi na ziemię. Leżałem przez chwilę w tej pozycji-  najpewniej wyglądałem jak ryba na lądzie- i w końcu się podniosłem, nie chciałem aby ktoś jeszcze po mnie deptał. Sprawdziłem mniej więcej czy wszystko mam. Jak się okazało telefon wypadł mi z kieszeni. Więc uklęknąłem i na czworakach począłem go szukać. Macałem podłogę praktycznie wszędzie gdzie była możliwość aby mi spadł. Równie dobrze mogłem sobie jeszcze wziąć ścierkę i robić za sprzątaczkę. Przynajmniej bym się do czegoś przysłużył. Nagle natknąłem się na coś o kształcie kwadratu. Nie był to mój telefon. Było to za grube i się chyba dało otworzyć. Hmm, widocznie ktoś też coś zgubił. Szukałem dalej, i wreszcie znalazłem mój sprzęt. Szybko wstałem, otrzepałem kolana i spokojnie poszedłem do łazienki. Tym razem wszystko trzymałem w rękach, włącznie z tym otwieranym czymś. ''Idioto, to może być książka, albo jakiś zeszyt! Nigdy więcej nie pije alkoholu..''


niedziela, 2 listopada 2014

Dodatek Halloween

ANKIETA! PO BOKU! --------------------------------------------------------------->

PROSIMY JEŚLI CZYTACIE, A NIE KOMENTUJECIE ZAGŁOSUJCIE!

Heeeeey!
Jak pewnie może już zauważyliście nie jest to kolejny rozdział. Jest to dodatek z okazji Halloween! (może trochę spóźniony, ale naprawdę długo to pisałyśmy!)
Więc tak...
To nie jest przyszłość bloga. To takie odciągnięcie od historii. Bohaterowie są ci sami, jednak mogą zachowywać się inaczej, niż normalnie w opowiadaniu. Przykładowo tutaj Louis i Cassie są normalną parą, która się kocha, a w opowiadaniu nie przepadają szczególnie za sobą. Także nie porównujcie za bardzo tego dodatku do opowiadania. Imiona i wygląd bohaterów tak, ale nie wszystkie uczucia i zachowania.
A teraz...
Jest 31 października, Halloween i zapowiada się impreza stulecia...
Miłego czytania!

Louis

Zbiegłem po schodach i wleciałem do kuchni, gdzie stała moja dziewczyna.

-Już wszystko?- zapytałem zaglądając jej przez ramię i obejmując ją w talii.
-Tak, tylko zanieś jeszcze to- odwróciła się do mnie z miską i uśmiechnęła szeroko- Ja idę się przebrać.
-Okey- nachyliłem się, po czym pocałowałem ją w policzek.

Dziewczyna uśmiechnięta wyminęła mnie i ruszyła w stronę schodów, a ja skierowałem się do salonu.

-A Louis!- usłyszałem za sobą, więc odwróciłem się szybko.
-Tak, Cassie?
-Te rajstopy świetnie opinają twój tyłek, kochanie- puściła mi oczko i wbiegła na schody.
-TO NIE SĄ RAJSTOPY!- krzyknąłem za nią roześmiany.
-Tak, jasne!- odkrzyknęła, zanim usłyszałem zatrzaskiwanie drzwi.

Pokręciłem rozbawiony głową i podszedłem do stołu. Rozejrzałem się dookoła. Przede mną na drewnianym blacie stało od cholery jedzenia i picia. Wszystko było tematycznie udekorowane, a w ogródku stały przeróżne stoły z Halloweenowymi zabawami. I żeby tego było mało wynajęliśmy ludzi, którzy postawili nam dom strachów. W sumie brakowało tylko gości, którzy za piętnaście minut powinni się zjawić. Akurat stwierdziliśmy, że Halloween to dobry pretekst, aby się zabawić. Ale nie w klubie, gdzie czasem, bywamy. Może częściej niż czasem, ale to nie jest ważne. Tym razem woleliśmy spędzić czas wszyscy razem, tylko w swoim gronie. Więc razem z Cassie zadeklarowaliśmy się do urządzenia imprezy w naszym domu. Oczywiście umówiliśmy się, że wszyscy musimy się obowiązkowo przebrać. Bo przecież bez tego nie byłoby Halloween, prawda?

Więc tak właśnie siedziałem na kanapie, przeglądając telefon, przebrany za Supermana i czekałem na przyjaciół.

Po jakiś piętnastu minutach usłyszałem dzwonek. Wyszczerzyłem się i podbiegłem do drzwi, w których zastałem czerwono- białą parę. A mianowicie Alex, która była aniołem i Nialla przebranego za diabła.

-Widzę, oryginalne stroje - zaśmiałem się.
-Powiedział mi Superman- prychnął Horan.
-Doobra, wy się sprzeczajcie, ale ja nie chcę tu stać- Alex uśmiechnęła się i weszła do środka. Obejrzałem się za nią, bo musiałem przyznać, że ta sukienka wcale nie była taka długa.
-Łapy i wzrok przy sobie Tomlinson- usłyszałem głos Nialla, na co wybuchłem śmiechem.

Wpuściłem przyjaciela do środka i zamknąłem za nim drzwi. Już kierowałem się do salonu, ale znów usłyszałem dzwonek. Tym razem w drzwiach ujrzałem Harrego.

-Co tam mój grubasie? O boże! Ty masz sexi rajstopy!- krzyknął Styles.
-Czym ty w ogóle jesteś?- spojrzałem na niego krzywo.
-Latającą świnią, nie widać?- powiedział i spojrzał na mnie z politowaniem, na co się zaśmiałem.
-Ale tym jesteś na co dzień. Za co się przebrałeś?
-Zaraz twoja niezniszczalna zbroja będzie zniszczona- pogroził mi palcem- Przebrałem się za Jacka Sparrowa, idioto. Z kim ja żyje!- westchnął i wepchnął się do środka- LUDZIE BALAAANGA!- krzyknął, na co zaśmiałem się głośno. 

Już miałem zamykać, kiedy nagle pojawili się Liam i Danielle. Spojrzałem na dziewczynę i wyszczerzyłem się.
-Diablica, hmn? Ładny strój Dan- wyszczerzyłem się.
-Dziękuję, Louis. Ty też nieźle wyglądasz Supermenie- zaśmiała się.
-I te mięśnie, co nie?- napiąłem rękę.
-Ja nic nie widzę- prychnął Liam.
-Zamknij się Batman- wystawiłem mu język i wpuściłem ich do środka.

Zamknąłem za nimi drzwi i pognałem do salonu. Danielle zacięcie prowadziła dyskusję z Niallem. Zabawne, że oboje wpadli na to samo przebranie. Zaśmiałem się pod nosem i spojrzałem na Liama, który właśnie nabijał się z fryzury Harrego. Chociaż nie wiele różniła się od tej, którą miał codziennie. Przy stole siedziała Alex, która właśnie wpatrywała się w Horana i Dan. Zauważyłem, że brakuje mi tu Cassie. 

Szybko pokonałem schody i wszedłem do sypialni. Przed lustrem stała dziewczyna ubrana w krótką, różową sukienkę. Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy zauważyłem na jej głowie koronę. Podszedłem do niej od tyłu i objąłem ją w pasie.

-Co tam księżniczko?- pocałowałem delikatnie jej policzek.
-Już wszyscy są?- spojrzała na mnie w odbiciu lustra.
-Brakuje tylko Darcy i Zayna- mruknąłem i znów pocałowałem jej policzek.
-Pocałowałabym cię, ale mam czerwoną szminkę- zaśmiała się.
-Mi to w sumie nie przeszkadza- uśmiechnąłem się i odwróciłem ja w swoją stronę, następnie łącząc nasze usta. Dziewczyna od razu oddała pocałunek, przez co nie mogłem się nie uśmiechnąć. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.
-Masz czerwone usta- dotknęła palcem mojej dolnej wargi.
-Warto było- wyszczerzyłem się.
-Jesteś idiotą- pokręciła głową uśmiechając się.
-Dlatego mnie kochasz, skarbie- pocałowałem ją jeszcze raz, na co z jej ust wydobył się cichy śmiech.
-Chodźmy do przyjaciół- wyszeptała odsuwając się ode mnie powoli.
Złapała moją dłoń i razem wyszliśmy z pokoju.

Imprezę czas zaczynać.

Niall

-Harry, twoje kawały nie są śmieszne- powiedziałem, patrząc na przyjaciela.
-Ale posłuchaj tego! Ten jest mega śmieszny!- uśmiechnął się.
-Mów- westchnąłem.
-Tak!- klasnął w dłonie- Co robi Harry w pracy?- spojrzał na mnie wyczekująco.
-Nie wiem, pracuje?- zmarszczyłem brwi.
-Harruje!- krzyknął i zaczął się śmiać. Jako jedyny.
-Harry…- zacząłem, ale przerwało mi uderzenie w ramię. Odwróciłem się i spojrzałem na Alex, która posłała mi wymowne spojrzenie. Wywróciłem oczami i spojrzałem na Stylesa- To było śmieszne- pokiwałem i uśmiechnąłem się.
-Chrzanisz- zmarszczył brwi i przymrużył oczy- Ale wiem!- od razu zmieniła mu się mina- Ten cię rozśmieszy!
-Harry, nie sądzę…
-Jak nazywa się Harry na diecie?- uniósł uśmiechnięty brwi do góry.
-Nie wiem- westchnąłem.
-SucHarry!- wybuchł śmiechem. Po paru sekundach opanował się i spojrzał na mnie. Gdy zobaczył moje pełne politowania spojrzenie wykrzywił usta w grymasie- Nienawidzę cię- prychnął.
-Po prostu te kawały nikogo nie śmieszą- wzruszyłem ramionami.
-Alex?- spojrzał z nadzieją na moją dziewczynę.
-Nie wciągajcie mnie w to znowu- zastrzegła i złapała swoją szklankę.
-Widzisz? Wymyśl coś, co będzie śmieszne, Harry- poklepałem go po ramieniu.
-Tak, jasne- mruknął i rozejrzał się po pokoju. Jego wzrok padł na Cassie- Cass! Słyszałaś mój nowy kawał!?- krzyknął, szybko wstając i podchodząc do blondynki.

Zaśmiałem się pod nosem i odwróciłem w stronę Alex. Złapałem jej dłoń i splotłem nasze palce.

-Mówiłem ci już, że ślicznie wyglądasz?- wyszczerzyłem się, znów podziwiając jak jej policzki przybierają czerwony kolor.
-Tak- uśmiechnęła się lekko i spojrzała mi w oczy.
-Trudno. Powiem ci to znowu. Ślicznie wyglądasz- ścisnąłem delikatnie jej dłoń.

Dziewczyna spuściła głowę, ukrywając twarz za ścianą długich włosów. Zaśmiałem się cicho na jej reakcję. Zawsze była taka sama. Uniosłem dłoń i dotknąłem jej policzka, delikatnie go gładząc. Dzięki temu podniosła głowę i spojrzała na mnie. Wykorzystałem okazję i zbliżyłem się do niej, aby po chwili złączyć razem nasze usta. Alex odwzajemniła pocałunek, wyjmując swoją dłoń z mojego uścisku i położyła ją na moim policzku. Już wyciągałem rękę, aby ją objąć, ale nagle usłyszeliśmy krzyki. Szybko odsunęliśmy się od siebie patrząc na źródło hałasu, którym okazali się Darcy i Zayn.

-Zayn ty idioto mówiłam ci, że się spóźnimy!!!- krzyknęła Darcy, przebijając nawet muzykę lecącą z głośników.
-Gdybyś się tak nie grzebała to byłoby szybciej!!!!! A TERAZ POTRAFISZ TYLKO NARZEKAĆ!- odpowiedział Zayn.
-TO TY SIEDZIAŁEŚ GODZINE PRZED LUSTERKIEM!
-A TY DWIE, I CO?!
-I gówno jak nie wiesz co!
Nagle wszyscy wpatrywaliśmy się w tą dwójkę nic nie mówiąc.
-A IDŹ ŻESZ TY DO DIABŁA!!
-I PÓJDE!! A nawet do DWÓCH!!
-I bardzo dobrze!!
-Super.
-Świetnie!- prychnął Malik.
-Jesteś mocno popierdolony. Czy ty przypadkiem nie wypadłeś z wózka jak byłeś mały?!- odpowiedziała Darcy wyrzucając ręce do góry.
-A ty nie spadłaś z nieba?
-Z nieba?- zapytała unosząc brwi do góry.
-Tak, bo masz taki ryj, że aż szkoda gadać!- prychnął Zayn.
-Wypierdalaj!
-Ty też!- odwrócili się od siebie i poszli w dwie inne strony. Potem zawrócili i minęli się szturchnięciem. 

Oboje prychnęli  i odwrócili się w naszą stronę. A my wszyscy razem wybuchliśmy śmiechem.

Harry

Po odstawieniu cyrku przez Darcy i Zayna, nikt nie mógł przestać się z nich śmiać. A w szczególności ja. Nienawidzą się ponad wszystko, ale zdaje mi się, że lubią jeszcze bardziej. Bo oni to w ogóle są paradoksalni.

Cały czas powtarzając scenkę w głowie podszedłem do barku i zastanawiałem się nad tym czego by się dzisiaj napić. Postanowiłem, że wezmę drinka, ale bo dłuższym gdybaniu zmieniłem zdanie i wziąłem piwo. To było dowodem, że im dłużej się zastanawiamy tym bardziej zmiennymi ludźmi jesteśmy. Pewnie gdybym stał tam dłużej to zmienił bym zdanie jeszcze z pięć razy.

Z napojem w ręce poszedłem podbić parkiet. ''Niech się wszyscy patrzą i uczą jak tańczy mistrz!'' Tylko żeby mi się Alex nie wpierdzieliła, mam nadzieję, że Niall się nią zajął. Ta parka była przesłodka… tak, że aż mnie mdliło, dlatego moim nowym hobby było uprzykrzanie im życia. Tak wiem, wredny ze mnie człowiek, ale to dla ich dobra. Bowiem jeśli dłużej wytrzymają tym bardziej będą chcieli spędzać czas ze sobą.

Tańcząc, wyginałem całe ciało, dlatego niewątpliwie polałem wszystkich wokoło piwem. Skapnąłem się po pustym kubku, który jeszcze niedawno był prawie pełny. Jednak nie traciłem czasu.. poszedłem po drugie. W sumie to z przyzwoitej domówki zrobiła się tu impreza stulecia. Nie wiem ile tu było ludzi, ale połowy z nich w życiu nie widziałem. Wziąłem swoje piwo i oparłem się o ścianę. Tym razem zrezygnowałem z tańczenia. Zacząłem poszukiwania jakiejś ładnej dziewczyny, do której bym mógł zagadać. No bo kurde każdy ma kogoś a ja będę sam?! Nie ma mowy. Rozglądając się wokoło, patrzyłem na każdą i obserwowałem ją od dołu do góry. Jedna była za niska, druga za gruba, trzecia za koścista, czwarta mnie przerażała… Traciłem swe nadzieje na dobre towarzystwo. Jednak kim bym był gdybym się poddał! Nie dając za wygraną patrzyłem dalej.

Nagle mój wzrok przykuła jedna dziewczyna ubrana na czarno. Trochę zasłaniał mi jej widok, hmm.. W sumie to wszyscy mi ją zasłaniali. Przybliżyłem się trochę i oceniłem sytuację, była zgrabna i widać, że oburzona. Nie powiem zainteresowała mnie. Szedłem wolnym krokiem w jej stronę, rozglądając się i przybijając piątki ze znajomymi. Nie chciałem nabrać podejrzeń. Byłem już niedaleko. Kuźwa, wielki jest ten dom, że do niej dojść nie mogę. Chociaż co się dziwić, to mnie Josh zaczepił, to zatańczyłem z dziewczyną i nie pomińmy faktu, że szedłem żółwim krokiem. Byłem już prawie za nią… I  mnie olśniło. TO BYŁA KURWA DARCY. Czy ja aż tyle wypiłem, że jestem ślepy? Nie ma tu nigdzie Zayna? Uff, chyba by mi klejnoty urwał. Może jeszcze zdążę się odwrócić.. Po cichu starałem się wycofać, niestety, zauważyła mnie.. No cóż trzeba sobie radzić. Ja to mam oko, naprawdę.

-Darcy!! Kochanie!! Znasz mój nowy kawał?!- na szczęście, nie było po mnie widać zdenerwowania. W końcu jestem świetnym aktorem.
-Harry!! Poczekaj ja najpierw powiem ci swój, dobrze?- a to nowość, ktoś chce mi opowiedzieć kawał. Jestem pewny, że nie będzie tak dobry jak mój.
-No dobra- przyjąłem propozycję
-Puk, puk- o boże stara śpiewka, no ale dobra dałem szanse dziewczynie.
-Kto tam?
-Opinia ludzi- zdawało mi się, że ten jej kawał nie miał sensu.
-Opinia ludzi, co?
-Opinia ludzi, że twoje kawały nie są śmieszne i nikt nie chce ich słuchać- auć, zabolało. Ale ja się nie dam złamać!
-Jak tak to spieprzaj. Foch. Nie zwracaj się do mnie jak będziesz czegoś chcieć- niech ma za swoje!
-Jak sobie życz..- nie słuchałem jej dalej, tylko odszedłem. Jeszcze mi tu pyskować będzie dziecko niedrobione, pff. Mnie! Haremu Stylesowi!

Nie będę rozpaczał nad tymi fałszywymi ludźmi. Znajdę kogoś kto zrozumie moje kawały. Będę szukał dotąd aż znajdę. Mogę nawet objechać cały kraj, ale w końcu znajdę tą osobę. Mój plan wcieliłem w życie od razu. Zacząłem od góry, ale tam wszyscy byli zajęci sobą, więc wolałem nie przeszkadzać. Zszedłem do kuchni i tam zastałem Zayna, który mordował wzrokiem Louisa. Zgaduje że Lou nabijał się z niego, z szopki, którą odstawił razem ze Smith. Wolałem się nie wtrącać, dlatego po „cichu” wycofałem się, przewalając kosz na śmieci i rozbijając butelkę whisky. ''Kto stawia takie rzeczy w takim miejscu!?'' Udałem, że to nie ja i ruszyłem do salonu. Zacząłem od lewej. Nikt nie rozumiał co mówię i nikt się nie śmiał. Jednak zrzucę to na alkohol, byli nietrzeźwi i nie kapowali  co chodzi. Wybaczam. Na parkiecie nikt nie chciał mnie słuchać, więc dałem sobie spokój. Po prawej każdy czaił co mówię, ale nikt nie rozumiał mojego kawału. Byli to mało inteligentni ludzie. Widać, że się nie uczyli w szkole. Moją ostatnią nadzieją była dziewczyna w masce. 

Podszedłem do niej pewnym krokiem.

-Hej- zacząłem rozmowę. Szkoda, że nie widziałem jej twarzy.
-Hej- odpowiedziała. ''Ooo jaki słodki głosik.''
-Jak się bawisz?- zapytałem uśmiechając się.
-Świetnie, a ty?- to się cieszę. ''Bo skoro się uśmiechasz, to niech tak zostanie, ponieważ wtedy uznam, że mój kawał cię rozśmieszył.''
-Też super- poszerzyłem uśmiech- Mogę ci opowiedzieć kawał? Jesteś moją ostatnią nadzieją. Wszyscy inni mnie olali- zrobiłem smutną minkę.
-Oo, mój ty biedaku. Mów.- uśmiechnęła się. Przynajmniej tak mi się zdaje.

Opowiedziałem jej kawał, bardzo dokładnie i powoli. Pięć minut czekałem i jedynie co otrzymałem to  parę mrugnięć oczami. Powtórzyłem więc jeszcze raz- zero reakcji z jej strony.

-Zdajesz sobie sprawę, że to wcale nie jest śmieszne?
-To jest śmieszne! Po prostu niektórzy muszą dorosnąć żeby to zrozumieć-prychnąłem.
-Och, więc jestem dzieckiem?- usłyszałem w jej głosie rozbawienie.
-Tego nie powiedziałem.
-Ale pomyślałeś- dźgnęła mnie swoim kościstym palcem w klatkę.
-Ech, dobra zacznijmy od początku. Jestem Harry- wystawiłem rękę i posłałem jej piękny uśmiech. Odwzajemniła mój gest.
-Louise- również się uśmiechnęła. Zdjąłem moją przepaskę na oko. Dziewczyna tak samo postąpiła ze swoją maską dzięki czemu mogłem zobaczyć jak jej rude włosy opadają kaskadami na ramiona.

Alex

Impreza trwała w najlepsze. W życiu nie sądziłam, że dom Louisa może pomieścić tylu ludzi. Na początku to miała być impreza tylko dla przyjaciół. Ale potem zadzwonił Josh, wpadł ze swoimi przyjaciółmi, oni przyprowadzili innych, później jeszcze przyszli inni znajomi chłopaków i w sumie nie znałam tu już prawie nikogo. A nie pomagało mi to, że każdy był za coś przebrany. Wydawało mi się, że każdy ma inny strój. Widziałam czarownicę, wilka, wróżkę, ducha, striptizerkę i wiele innych. Przedzierałam się przed ludzi, którzy tańczyli w salonie Tomlinsonów, aż w końcu wpadłam na znajomą twarz.

-Dzięki Bogu, że na ciebie wpadłam- uśmiechnęłam się patrząc na Darcy.
-O, hej!- uśmiechnęła się.
-Myślałam, że raczej znajdę cie z Zaynem- zaśmiałam się.
-Weź, mi nawet o tym dupku nie wspominaj! Ty wiesz co on mi powiedział jak tutaj weszliśmy?- uniosła brwi do góry.
-Tak, chyba każdy to słyszał- powiedziałam, starając się nie wybuchnąć śmiechem.
-Dzięki, ty jesteś taka wspaniała w pocieszaniu. Mówił ci to już ktoś? Nie? To dobrze, bo to nie prawda- prychnęła.
-Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś bardzo wyrozumiała? Nie? To dobrze, bo to nie prawda- starałam się naśladować jej ton.
-Oh, jaka ty jesteś dojrzała.
-Jaka ty jesteś dojrzała- powtórzyłam po niej.
-Oh, teraz będziesz tak cały czas?
-Teraz tak będziesz cały czas?- uśmiechnęłam się.
-Kocham Nialla!
-Kocham Nia...CO?!
-Pstro!- zaśmiała się- NIALL SŁYSZAŁEŚ TO!? Założę się, że nie mówisz tego często*- uśmiechnęła się zwycięsko.
-Nie, nie prawda...- prychnęłam.
-No gdzieżby tam, w ogóle.. A może spytam się Nialla?
-Nie zrobisz tego- spojrzałam jej w oczy i przymrużyłam powieki.
-Wątpisz we mnie?- uśmiechnęła się złowieszczo.
-Nawet nie próbuj- założyłam przed sobą ręce.
-Och, ty dobrze wiesz, że spróbuje- przybrała taką postawę jak ja.
-Przecież nie powiedziałam, że go kocham.
-Teraz powiedziałaś- zrobiła dziwną minę.
-Wcale nie!- wyrzuciłam ręce do góry.
-Ale on tego nie wie!- krzyknęła i pobiegła przed siebie.

Przeklnęłam pod nosem i pobiegłam za nią. Przebijałam się przez wszystkich ludzi, aż w końcu znalazłam się w kuchni. Zauważyłam jak Harry gada z jakąś dziewczyną. ''Sorry, Styles''

-Harry!- krzyknęłam i podbiegłam do nich- Widziałeś Nialla?!
-NIALL!- ja pierdole jak ona się wydarła! On to może usłyszeć! Nie!
-Eee, chyba był na balkonie- Harry wzruszył ramionami.
-Dzięki- odpowiedziałam szybko i skierowałam się tam- A i Harry!- odwrócił się w moją stronę, tak samo jak jego rudowłosa towarzyszka- Ładną masz przyjaciółkę!- uśmiechnęłam się szeroko, co Styles odwzajemnił.
-No przecież wiem!- krzyknął, a dziewczyna się zarumieniła. ''Słodko.''

Szybko przedarłam się przez ludzi, którzy tańczyli, pili, a niektórzy lizali sobie twarze, aż w końcu trafiłam na balkon. Jak się okazało był tam Zayn razem z Niallem. Oboje stali do mnie tyłem, opierając się o barierkę. Odwróciłam się i zaraz za mną stała Darcy.

-Niall!- obie wydarłyśmy się w jednym momencie.

Jeden jak i drugi odwrócili się w naszą stronę. Szybko odwróciłam się do niej i usiłowałam zatkać jej buzię.

-Ofia clje kljuhka!- udało się jej wybełkotać.
-Co?- Niall zmarszczył brwi.
-Nic, ona po prostu za dużo wypiła- uśmiechnęłam się.
-Darcy, wszystko okey?- zapytał Malik.
-ALES DO KULY NEDZY!!!-odepchnęła moją dłoń.
-Darcy, oplułaś mi rękę!- jęknęłam.
-Co wam się dzieje?- zaśmiał się Malik.
-To po co mi ją do buzi przystawiałaś?! Nic się nie dzieje a co ma się dziać- zbyła go wymownie na mnie spoglądając.
-Kurwa nie mogłaś mi tego od razu powiedzieć?!- spojrzałam na nią spod byka. Nagle obie usłyszałyśmy śmiechy. Spojrzałam zdezorientowana na chłopaków- Co was tak bawi?- uniosłam brwi do góry.
-Bo jesteś taka mała i jeszcze jesteś jako aniołek i ''kurwa'' nie pasuje tu do ciebie- wydusił Malik.
-Rzeczywiście- Darcy do nich dołączyła.
-Kocica się odezwała- prychnęłam. Spojrzałam jeszcze raz po wszystkich i wywróciłam oczami- Boże, widzisz i nie grzmisz- westchnęłam.

Darcy

-Zwracasz się do swojego pana?- zaśmiałam się- Po tym jak zgrzeszyłaś, nie wstyd ci?- każdy ponownie wybuchł śmiechem.
-Co ja takiego zrobiłam, że spotkała mnie taka kara- jęknął aniołek.
-Zgrzeszyłaś- odezwał się Niall, a Alex zgromiła go wzrokiem i odeszła. Oczywiście Nialler poszedł za nią.

Patrzyłam się przez chwilę na Zayna i nie wiedziałam co powiedzieć. Zapadła grobowa cisza. W sumie on chyba też nie wiedział jak się odezwać. W tej sytuacji wróciłam do bawiących się ludzi. Było mi trochę zimno, pogoda na dworze nas nie oszczędzała, więc postanowiłam się rozgrzać. Nie miałam nic wierzchniego, dlatego poszłam po drinka. Bo w końcu jak nie z zewnątrz to z wewnątrz, co nie? Gdy dostałam moje picie, wypiłam je jednym łykiem i popiłam wodą. Oooh, od razu cieplej. Nie ważne w jaki sposób się ogrzałam, ważne, że działa. Zamówiłam drugiego i odwróciłam się w stronę ''tancerzy''. 

Przyglądałam się pomieszczeniu. Wszystkie meble były poprzesuwane lub w ogóle ich tu nie było, bo nie mogłam znaleźć telewizora, kanapy, ani foteli. Najwidoczniej Cassie i Lou nie chcieli stracić niczego cennego. Na zasłonach były porozwieszane pająki i pajęczyny. To samo na suficie. W oknach stały sztuczne koty i jedna dynia. Na prawo były schody prowadzące na górę. One również były przyozdobione kolorowymi lampkami. Na półkach zamiast zdjęć i wazonów stały miski z cukierkami. A wszystko było przykryte białymi prześcieradłami? ''No tak, po co tracić kasę na jakieś narzuty, hah." W korytarzu stał manekin-frankenstein, który witał gości i pełnił rolę wieszaka. Biedny, nie chciałabym być na jego miejscu. Siedziałam jeszcze tak chwile, aż zjawił się Zayn.

-Co tak siedzisz sama?
-A co nie mogę?
-Możesz, ale tracisz okazję do zabawy- uśmiechnął się
-Na przykład co?
-Chodź to ci pokaże.- łoo, jaki tajemniczy. Już się boję. Jezus ale dziecinada, no ale niech mu będzie.

Wyprowadził mnie za dom, na podwórko. Louis jest naprawdę idiotą, ale nie mogę zaprzeczyć, że nieźle tą imprezę zorganizował. Były tu prowadzone roże konkurencje. Na przykład łowienie jabłek z wody, tworzenie strasznych dyń, najstraszniejszy pisk. Fajnie. Jednak przy żadnym się nie zatrzymaliśmy. Chłopak prowadził mnie dalej. Nagle stanęłam jak wryta. No w to już uwierzyć nie mogę. DOM STRACHÓW?! Ja pierdziu, najlepsza domówka na jakiej byłam.

-Co cykora masz?- oh, jakiś ty cwaniak. Zobaczymy jak zachowasz się w środku
-Haha, dobre. Po prostu jestem zaskoczona czymś takim w domu.-powiedziałam- Współczuję mu sprzątania.- dodałam bez sensu. Właściwie niewiem dlaczego to mówiłam.
-Haha, jeśli przejdziesz przez to bez pisków to ci postawie kilogram nutelli- oo, ty wiesz co ja kocham najmocniej na świecie- A jak się przestraszysz to powiem Lou, żeby się wynajął jako sprzątaczkę, w celu dobroczynnym. Czyli za darmo jakbyś nie wiedziała tłumoku- zaraz ten twój uśmieszek zejdzie ci z tej mordki.
-Wiem o co ci chodzi idioto. Wchodzimy- oznajmiłam. Nie byłam przestraszona, ja była podekscytowana! Kocham takie rzeczy. Taka adrenalina.
-No to chodźmy- no i się tak śmiejesz jak głupi do sera?

Weszliśmy do środka. Było tam ciemno jak w dupie u murzyna. Szkoda że nie mam żadnej latarki, a telefon zostawiłam w domu. W końcu to zabawa! No ale trudno raz się żyje.

Nagle światła się zaświeciły. Trochę się zlękłam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Musze wygrać tą nutelle! Szłam dalej. Byłam ciekawa co oni mogli tu wymyślić. Jak zwykle było tu porozwieszane pełno tradycyjnych dekoracji. Popatrzyłam na nie przez chwile i czekałam czy coś się stanie czy nie. Serce biło mi szybko z oczekiwania. Chciałam, żeby wreszcie się coś stało. Ruszyłam prosto i nagle były trzy wejścia. Wybrałam prawe, bo było najbliżej. Mój krok stał się niepewny, nie było tu żadnej lampki, nawet najmniejszej. Starałam się nie potknąć. Niespodziewanie wybuchła muzyczka śpiewająca przez dzieci. To mnie przestraszyło, ale na szczęście nie pisnęłam. Nie przegra tego. W końcu to jest głupi dom strachów, mało co się dzieje i na dodatek to jest w domu więc wiadomo, że lipa. Podniesiona na duchu, własnymi myślami, wyprostowałam się i żwawym krokiem szłam dalej. Nagle muzyka była tak głośna, że musiałam zatkać uszy. To było jakby mi ktoś młotem pneumatycznym stukał po głowie. Muzyczka stawała się coraz bardziej dziwna. Piszczące coś, stawało się bardziej skrzeczące. Po paru krokach, zatrzymałam się. Stanęłam w jakieś robactwo. O.MÓJ BOŻE. To mogą być pająki!! Albo glizdy, lub cokolwiek innego!! Pobiegłam dalej. Muzyczka przerodziła się w krzyk. Brzmiał on jakby dziecko obdzierało ze skóry. Serce biło mi strasznie szybko. Czułam je bez dotykania. Puls na szyi się wzmocnił. Nagle biegłam i spadło na mnie stado jakichś rzeczy. Pierwsza myśl PAJĄKI. Po przyjrzeniu się, to rzeczywiście były one, ale sztuczne. Przysięgam, że bym zemdlałam, wiedząc, że są prawdziwe. Moje ciśnienie podskoczyło. Dopiero teraz zorientowałam się, że nie ma ze mną Zayna. Boidudek. Pff, a na mnie mówił, że się boję. Szłam dalej i natrafiłam na ścianę. Myślałam że trzeba zawrócić, ale światło się zapaliło i musiałam skręcić w prawo. Zrobiłam jak kazano. Mój umysł był już nadwyrężony. I znowu ta przerażająca muzyczka śpiewających dzieci. Jednak było coś jeszcze. Coś jakby się osuwało. Przystanęłam na chwile, wsłuchując się co to takiego jest. Nagle wszystko ucichło. Później znowu słyszałam jakieś szmery. Tym razem się już nimi nie przejęłam. Chciałam stąd po prostu wyjść. To było nudne i w ogóle. Nie wiem dlaczego, ale nagle odczułam strach. Coś było nie tak. Muzyczka nie przestawała grać. I znowu było słychać te szmery. Odwracałam się i szukałam źródła dźwięku ale nic nie znalazłam. Może coś się zepsuło? Nie raczej nie.  Moja podświadomość mówiła mi że coś jest nie tak. Wiedziałam to. Czułam to. Moje przerażenie powiększało się z sekundy na sekundę. Marsz zamienił się na trucht. I nagle coś runęło z sufitu. Trup. Manekin. Na mnie. Z wykrzywioną twarzą. Miałam ochotę krzyczeć ale nie mogłam. Zaczęłam biec.


Zayn


Z dala było słychać ciężkie, szybkie kroki. Jakby ziemia się osuwała. Jestem ciekawy jak to przyjęła. Wydawała się taka odważa i szczęśliwa. Co prawda nie słyszałem żadnego krzyku ani nic, ale zawsze mogła zaniemówić, co nie? Ale nie powiem twarda z niej babka. Hahahaha, chyba jednak będę musiał kupić ten słoik nutelli.

Nagle poczułem porażający ból na klatce piersiowej i upadłem na ziemię. Coś mnie przygniotło. No dobra nie przygniotło, bo było lekkie jak piórko, ale coś niewątpliwie na mnie leżało. ''Darcy. To Darcy na mnie leżała.'' Hahahahah, nieźle. Przytuliła się do mnie.. Zaraz co?! ''Ona się do mnie przytuliła?!'' Nie wiem czy dobrze się czuje, nie wiem czy czegoś się przestraszyła, nie wiem czy wie, że to ja. Ale muszą ją częściej straszyć  żeby takich momentów było więcej.  Powoli wstałem do siadu, trzymając dziewczynę. Wstałem i przytuliłem ją jeszcze mocniej. Cała drżała. ''Fajnie by było wiedzieć, że to z mojego powodu.'' Ale jestem samolubny.

-Nareszcie jakiś człowiek.- mruknęła i się ode mnie odczepiła. ''A mogło być tak pięknie.'' Niestety nic nie trwa wiecznie.
-No przecież nie ufoludek- starałem się rozluźnić atmosferę
-Biorąc pod uwagę, że to ty, to ufoludek- wystawiła mi język. ''Jak dziecko.''- To co, czemu nie wszedłeś, taki z ciebie cienias?
-Ja już tu byłem.. dwa razy- po części prawda po części nie. Owszem byłem tu dwa razy, ale akurat nie w tym tunelu. Nie chciało mi się i podobno był najstraszniejszy. Ale Darcy pewnie nawet nie widziała tabliczek obok nich- Idziemy do pozostałych?
-Jakoś ci nie wierze co do tego, że tu byłeś. No ale niech ci będzie, jak coś to będziesz żył ze świadomością, że dziewczyna była w domu strachów a ty się za bardzo bałeś i nie poszedłeś- nie dała mi nawet szansy na odpowiedź, tylko ruszyła dalej.

Złapałem ją za nadgarstek, ale się wyrwała. Lecz gdy weszliśmy i zapadła egipska ciemność, złapała mnie pod rękę. Rozśmieszyła mnie ta sytuacja, ale starałem się zachować spokój. Trafiliśmy na ścianę i pokazało się światło, aby skręcić w lewo. Skręciliśmy i w ostatnim momencie uniknęliśmy spotkania z wielką kulą, która zwisała z sufitu na grubym sznurze. Nie było to jakąś dla mnie największą atrakcją, gdyż widziałem już to, ale najwidoczniej na dziewczynę podziałało. Mocniej ścisnęła moje ramię i głośno przełknęła ślinę. Mimo to jej mimika twarzy wyrażała spokój. Dobra jest.

-Idziemy do następnego, czy wracamy? Tam są same rzeczy porozstawiane na półkach- oznajmiłem.
-Chodźmy, co nam szkodzi.

Spacerowaliśmy po całym tunelu, nie było tu nic strasznego. Każde z nas oglądało porozstawiane rzeczy. Jak się tak teraz zastanawiam to powinniśmy zacząć od tego miejsca, a Darcy zaczęła od ostatniego. ''Ona jest naprawdę dziwna.'' Wpadłem na pomysł alby coś na nią wysypać. Chciałem, żeby się przestraszyła i przegrała zakład. Niestety nic nie mogłem znaleźć niczego sypkiego, ale za to była jakaś niebieska maź. Odkręciłem słoik i podszedłem do Smith od tyłu. Starając się nie zrobić szumu, przechyliłem dzbanek, a ona się odwróciła.  Tym sposobem dostała w twarz.

-Ty idioto!!!- krzyknęła. No tego to się przestraszyłem. Nic mną nie wstrząsnęło w tym miejscu tak bardzo jak jej krzyk. Masakra.

Dziewczyna wzięła drugi słoik, odkręciła go i prawie wyślizgnął się z jej dłoni, ale utrzymała równowagę i szybko mnie tym czymś oblała. Nie rozumiałem za bardzo co się dzieje, ale dziewczyna zaczęła się śmiać. Tym sposobem siedzieliśmy tam i śmialiśmy się ze wszystkiego.

Po jakichś 10 minutach wyszliśmy i ruszyliśmy w stronę łazienek, aby to z siebie zmyć. Starałem się unikać wszystkich znajomych, aby nie zobaczyli mnie w takim stanie, co mi się udało.

Po dotarciu do łazienki, przez chwilę kłóciliśmy się kto ma wejść i padło na to, że weszliśmy oboje. Zamknąłem za nami drzwi na klucz. Podszedłem do umywalki i zacząłem obmywać się ciepłą wodą.

-Zayn to się nie chce zmyć. Co to jest?- zaczęłam marudzić. ''Jezus, dziewczyny…''
-Spokojnie, zmyje się- szorowałem i szorowałem te ręce i rzeczywiście nie chciały się zmyć. ''O kurwa. To mamy problem.''
-Przecież nie jestem głupia, ani ślepa.- ''Mógłbym na ten temat trochę podyskutować…''- Widzę, że to się nie chce zmyć. Nawet kostium jest brudny i nie da się go wyczyścić!
-No to jedziemy po nowe- zaproponowałem. Coś trzeba zrobić, co nie?
-Tak po prostu pojedziemy po nowe?- ''Co zdziwko? Ja przynajmniej coś robię.''
-Tak. Idziesz?- zapytałem.

Po chwili razem wymsknęliśmy się po cichu z domu i ruszyliśmy do mojego samochodu. Jednak ja jestem tak mądry, że zapomniałem kluczy, więc musiałem się wracać. Po trzech minutach wróciłem i od razu schowaliśmy się w pojeździe. Wyglądaliśmy okropnie. A akurat o północy na imprezie jest najfajniej, dlatego nie mogliśmy stąd tak po prostu wrócić do domu.

Ruszyłem w kierunku najbliższego sklepu z kostiumami. Szybko zaparkowałem samochód i pobiegliśmy do środka. Na szczęście było jeszcze otwarte. Niestety nie zostało za wiele kostiumów, a rozmiary były same dziecinne.

Pół godziny siedzieliśmy i szukaliśmy ubioru.

-MAM! Znalazłam coś pasującego dla nas!- krzyknęła Darcy. Szybko odwróciłem się w jej stronę.
-Co?- zapytałem z ciekawości
-Smerfy!- odpowiedziała podnosząc kostium.
-No błagam cię... Co ja mam pięć lat?- jęknąłem.-Nie odpowiadaj!
-Nic innego nie ma a i tak jesteśmy niebiescy.- ''To jest katastrofa. Ale będzie śmiesznie.''
- No dobra, dawaj to.

Poszedłem zapłacić za rzeczy i wróciłem aby od razu się tutaj przebrać. Wyglądaliśmy jak para niedorozwojów, ale mieliśmy to głęboko i szeroko w dupie.

Odpaliłem samochód i wróciliśmy do domu Louisa. Przed drzwiami stał Niall z Alex. Rozmawiali… i właśnie się pocałowali, taaa.

-Oooo, patrz jacy oni są słodcy. I jak się dopasowali kostiumami. Są przeciwieństwami i pokazują, że mimo to da się żyć razem- ale ona to wszystko tłumaczy filozoficznie
-Albo po prostu, ona się ubrała jak anioł, bo lubi sukienki i chciała doczepić sobie skrzydła, a Niall za diabła, bo od zawsze chciał mieć trójząb.. no i można dodać ze ostatni myśli tylko o jednym związanym z Alex. Grzesznik.- zaśmiałem się. No ale nie prościej tak powiedzieć? ''Przynajmniej więcej osób zrozumie.''
-Ty to potrafisz popsuć wszystko- prychnęła, na co wywróciłem oczami.

Wyszliśmy z samochodu i ruszyliśmy w kierunku wejścia.

-To co, będziesz moją smerfetką?- zapytałem, wystawiając dłoń do dziewczyny, którą po chwili przyjęła.
-Nie mam innego wyboru- westchnęła Darcy. ''A ja się z tego bardzo cieszę.''


Liam

Usiadłem na kanapie i chwyciłem swój kubek z piwem. Wziąłem łyka, po czym zacząłem przyglądać się ludziom. Mimo dość późnej godziny dużo osób trzymało się na nogach. Zacząłem szukać moich przyjaciół. 

Pierwszy w oczy rzucił mi się Harry, który nadal zawzięcie dyskutował z rudowłosą. Kiedy podszedłem do nich wcześniej, powiedziała, że nazywa się Louise i wydała mi się miła. Akurat któreś musiało powiedzieć coś zabawnego, bo oboje wybuchli śmiechem. 

Następnie w oczy rzuciła mi się Darcy, która właśnie piła kolejkę z Zaynem. ''Chyba nieźle ich wzięło.'' Zabawnie wyglądali przebrani razem za smerfy. Jak spytałem się, dlaczego zmienili stroje, dziewczyna jedynie zgromiła Malika spojrzeniem i w końcu niczego się nie dowiedziałem. 

Przeniosłem wzrok na ludzi, którzy tańczyli. Tam znalazłem Alex i Nialla. Nadal nie mogłem się nadziwić jak idealnie dobrali swoje przebrania. Strój anioła świetnie odzwierciedlał Morgan, a diabeł to wcielony Horan. I kiedy wokół nich wszyscy tańczyli jakby byli pojebani, albo chciałoby im się do toalety, oni przytuleni do siebie wolno kołysali się na boki. 

Niedaleko nich zauważyłem Cassie i Lou. Rozmawiali, popijając jakieś kolorowe drinki. Oni też wyglądali świetnie. Cas jako księżniczka i Lou przebrany za supermana. Razem wyglądali naprawdę fajnie. 

Nagle zrozumiałem, że chyba jako jedyny siedzę bez swojej pary. Szybko podniosłem tyłek do góry i ruszyłem na poszukiwania Danielle. Przebiłem się przez 'parkiet', następnie przeszedłem obok barku, potem zajrzałem do kuchni, na balkon, pokonałem cały parter, a następnie piętro. Jednak nigdzie jej nie było. 

Westchnąłem i wyszedłem na podwórko. Tutaj było znacznie mniej ludzi. I w końcu zobaczyłem na schodach moją dziewczynę. Uśmiechnąłem się i usiadłem obok niej.

-Czemu siedzisz tutaj sama?- zapytałem, obejmując ją i przyciągając do swojego boku.
-Nie mogłam cię znaleźć, a w środku było bardzo gorąco- wzruszyła ramionami i wtuliła się we mnie.
-A nie zimno ci?- znowu zapytałem, łapiąc ją w talii i przeciągając na swoje kolana.
-Nie- mruknęła, przytulając się do mnie.

Skinąłem i zacząłem jeździć ręką po jej ramieniu. Po chwili dziewczyna ziewnęła, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Zaśmiałem się cicho i pocałowałem jej skroń.

-Jesteś śpiąca- szepnąłem do jej ucha.
-Trochę- uśmiechnęła się delikatnie.
-Chodź, jedziemy do domu- pocałowałem ją w czoło.

Dziewczyna skinęła i wstała z moich kolan. Również stanąłem na nogi i złapałem jej dłoń. Razem ruszyliśmy do wyjścia.

Podoba ci się? Skomentuj !