ANKIETA! PO BOKU! --------------------------------------------------------------->
PROSIMY JEŚLI CZYTACIE, A NIE KOMENTUJECIE ZAGŁOSUJCIE!
HEY!
OMFG! TO JUŻ DWUDZIESTY ROZDZIAŁ! :)
Cóż rozdziału dawnooo nie było za co bardzo przepraszamy :c Brak czasu i weny. Nic na to nie poradzimy.
Ostrzegamy również, że kolejny rozdział szybko się nie pojawi. Obje nie będziemy miały dostępu do laptopów w najbliższym czasie :c (Wiemy, że czytacie coś takiego w co drugim blogu, uwierzcie nie jesteśmy inne, ale naprawdę wypadła taka beznadziejna sytuacja!)
Także mamy nadzieję, że nie jesteście źli :) Kooochamy was!
Miłego czytania, oby wam się spodobało ;3
ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZANY-MOGĄ POJAWIĆ SIĘ BŁĘDY PISOWNI I ORTOGRAFICZNE.
NO I MAMY HARREGO, DARCY I NIALLA !!!!! :3
Darcy
Okay.. tylko spokojne. Nie mogę się denerwować, bo wtedy nie myślę
trzeźwo. Musze sobie wszystko poukładać.
Wdech i wydech. Mama wraca za.. Za ile ona wraca? Kurde nie pamiętam. Musze
sporządzić listę. Wdech i wydech.
1. Zadzwonić do mamyi spytać się o powrót. Udawać, że wszystko jest w
porządku.
2. Oddychać. Myśleć trzeźwo. Jak ja będę chodzić do szkoły? Jezus,
przecież nie mogę z nim tak łazić. Co teraz? Okay, zachowaj spokój Darcy,
wszystko będzie w porządku. Wdech i wydech. A może już dzisiaj nas wypuszczą?
Boże jaka jestem głupia! Przecież zaraz może nas rozkuć, co nie? Musi mieć
zapasowy kluczyk!!
- Może nas pan rozkuć?- spytałam, mając nadzieję na lepsze godziny
mojego życia. Sekundy teraz trwają dłużej, czy mi tylko tak się zdaje?
- A niby czym?- człowieku, ogarnij dupe, skup się i normalnie odpowiedz
na moje pytania. Takimi wypowiedziami daleko nie zajdziesz.
- Kluczykami? To chyba nie jest tak trudne do zrozumienia? Myślałam, że
plotki o niezdanych testach egzaminacyjnych przez policjantów to nie prawda.
Widocznie się myliłam.- wdech i wydech.
- Młoda damo uważaj na swój język..
- Wiem że młoda, co wyglądam na 40-stke?- jeszcze obraża. Co z niego,
za oficer?!
- Powiedziałem coś takiego?- a co głuchy jesteś? ADHD ci się włączyło?
Jakieś zaburzenia pamięci? Słuchaj tumanie co sam mówisz!
- A nie?
- Dobra, spokój- przerwał Zayn- Wielki pogromca, pogrążających się
strażników swojego pączka. Hahahha, to było dobre. Ciekawe czy to tylko brzmi
tak w mojej głowie..
- Kluczyki, o które m-ł-o-d-a pani pytała, były przyczepione do
tamtych- jego głupota powala na kilometry.
- No dobra a co z innymi? Przecież to nie jedyna para kajdanek
- Każde kajdanki mają inne kluczyki, nie jesteśmy głupcami- tylko pan
tak uważa.
- A więc co teraz mamy zrobić- spytał się pogromca.
- Cóż, ja mogę powiedzieć..- z takim orzeszkiem w głowie zamiast mózgu,
to zgaduje że nie wiele.- Proszę podać swoje numery. Zgłoszę tę sprawę i
niedługo powinienem się z państwem skontaktować. Myślę że to nie powinno trwać
dłużej niż do 2 tygodni- DO JASNEJ, ŚWIECĄCEJ DUPY ORANGUTANA, ŻE CO?! ILE?!
- Słucham! Czy pana…
- Do widzenia! Miłego dnia- Zayn złapał mnie w pasie i biegiem ruszył ze
mną do samochodu.
- Jego do reszty popierdoliło!
- Spokojnie..
4. Głęboko oddychać. Muszę się uspokoić
Cały czas chodziłam w kółko, co oznaczało, że Zayn łaził za mną.
Najwidoczniej mu się to nie spodobało, bo po dwóch minutach sobie usiadł.
Niestety był za ciężki, dlatego targałam tylko jego rękę. Mimo wszystko nawet jego ręka była
ciężka. Ale nie mogłam przestać chodzić.
Musiałam to robić, bo miałam wrażenie, że jak tego nie zrobię to zwariuje.
Okay… Więc musze ustalić z Zaynem co dalej zrobimy. Gdzie będziemy
spać? Dobra to oczywiste, że u mnie. Nie chce umrzeć, w smrodzie jego
skarpet. A tak w ogóle, to co powiemy
jego rodzinie? Czy już wyjechali? Błagam żeby tak, nie chce się tłumaczyć..
Pff, nawet nie wiedziałabym jak! Ja nie chce żeby to ktokolwiek zobaczył! O
boże, prasa! Oni nie mogą nas zobaczyć. Jeszcze wymyślą, bóg jeden wie co. Wtedy
miałabym przechlapane. Niee, nie może do
tego dojść..
- Darcy
6. Upewnić się o pozostaniu u mnie w domu.
7. Dowiedzieć się kiedy wyjeżdża rodzina Malików
8. Ukrywać się przed prasą. Znowu szkoła! I znowu jak ja będę tam
chodzić? Może będę mogła wziąć wolne? Patrząc na moją dotychczasową frekwencję,
to mam marne szanse. To oznacza, że będziemy musieli chodzić tam.. będziemy musieli
tam chodzić… chodzić tam.. Ra..razem. O boże ja tego nie wytrzymam…
-Daarcy.
9. Załatwić wszystko w szkole. Ukrywać się przed wszystkimi. Matko, ja
się martwię co mam zrobić, a tak naprawdę to powinnam sobie zadać pytanie, jak
ja mam z nim żyć! Wdech i wydech
-Darcy!!!- coś mną potrząsnęło i sprawiło, że upadłam na ziemię. Nie
powiem żeby to było miłe. Jak się okazało tym czymś, był chłopak, mający drugą
połówkę kajdanek na swojej ręce.
- Czego? Ja tu myślę, jak mamy sobie z tym- wskazałam na kajdanki-
poradzić.
- Ty już lepiej, za dużo nie myśl. Musimy zapłacić za rzeczy, które zepsuła…-
on już nie żyje- ..zepsuliśmy.- poprawił się- I musimy zabrać twoje zakupy. I
uciekać za paparazzi, właśnie tutaj jadącymi. Biegnij!
Biegliśmy, jakby nas miś gryzzli gonił. Wpadając do sklepu, od razu
skierowaliśmy się do kas. Załatwiliśmy wszystkie sprawy i wyszliśmy tylnym
wyjściem. Tam podstawiono nam samochód. Czasami zazdroszczę gwiazdom takiej
swobody. Mogą bardzo wiele rzeczy, chociaż
zabrano też im dużo. Ale nie powiem nagrodę mają za to wielką i
opłacalną.
Bałam się z nim jechać. Tym bardziej, że byliśmy skuci. Starałam się
rozluźnić, opanować buzujące we mnie emocje. Nie dawałam sobie za bardzo z tym
rady. To było gorsze nić matematyka. Ale małymi kroczkami, minuta po minucie…
mój plan rozpieprzył się w sekundę. Bowiem Trafiliśmy w kosz na śmieci. Nie
tracąc czasu chłopak uciekł z miejsca zdarzenia. Miałam taki natłok myśli, że
zaczęłam się śmiać. Za dużo wrażeń na jeden dzień i coś mi się zdaje, że to
dopiero połowa.
Podjeżdżając pod mój dom, zastanawiałam się nad tym jak my wysiądziemy.
Bo w sumie to jak my wsiedliśmy? Ja pierdziele, jak my tu weszliśmy. Przecież
się nie rozłączyliśmy na 5 sekund. Nie to nie możliwe. Dla upewnienia
pociągnęłam kilka razy za metal. Ani drgnął. Nadzieja umiera ostatnia. Mulat,
patrzył się na mnie jakbym była kosmitką. Chociaż, może nią jestem? Kto wie,
może się ukrywam pod postacią człowieka? A może mam skrzydła? Ta… hahah i
frytki na głowie do tego. Moje własne myśli doprowadzają mnie do szału.
Siedziałam tak 5 minut, tępo wpatrując się przed siebie. I nagle BUM!
Znalazłam się na dworze. Teraz się skapnęłam, że wyniósł mnie na rękach. Byłam pewna że będę miała guza na czoło.
Zdawało mi się ze samochód się rusza, ale myślałam, że mam jakieś omamy. Ale
jednak się nie myliłam, najwidoczniej musiałam biodrem ruszyć sprzęgło. Dlatego
to miejsce mnie tak bolało Zawsze spoko. Niech sobie teraz biegnie sam.
Chwila.. teraz jak on się rusza to ja też. Czyli że jak on biegnie to ..
Kurwa!! Moje nogi nie wytrzymają dzisiejszego dnia. Na szczęście Zayn szybko
dopadł samochód i go zatrzymał. Pomińmy to, że biegłam obok schylając się na
jego kolanach żeby mógł ruszyć ręką.
Po jakże ciężkim wysiłku, ze spokojem mogłam odetchnąć. Niby to był
krótki odcinek, ale zmęczyłam się bardziej niż w całym moim życiu. Nie miałam
siły już na nic, więc po prostu klapnęłam sobie na krawężniku. Miałam nadzieję, że
urwałam rękę Zaynowi, przynajmniej łatwiej było by mi chodzić. Niestety miał niewymiarowe ręce, jakby się rozciągały jak sprężynki.
Zayn, nie bardzo wiedział co miał zrobić, więc po prostu przysiadł się
do mnie.
- To co teraz zrobimy?- spytał się mnie
- A co ja córka Einsteina jestem?- spojrzał się na mnie z ukosa- No
dobra.. Ale jestem dzisiaj nie w humorze. Raz na ruski rok mogę być-
odpowiedziałam oburzona.
- Jeśli według ciebie masz zły humor raz na ruski rok to ja jestem
kretem w sutannie.
- Odpierdziel się ode mnie
Zaczął wiać wiatr a ja siedziałam na betonie, który był cholernie
zimny. Wolałam nie mieć powtórki z rozrywki i mieć chory pęcherz. Ugh, sikać co
pięć minut to jest piekło. Poprosiłam chłopaka abyśmy wstali i poszli do domu.
Otrzepałam spodnie, przez co jego ręka otarła się o moje dżinsy. Chciałam
ruszyć do siebie, ale Malik mną szarpnął. Wtedy zaczęła się kolejna kłótnia-
nie liczę, która to już dzisiaj z kolei- o to do, którego domu idziemy. Padałam
na twarz dlatego mu odpuściłam i wynegocjowałam tylko że teraz pomieszkamy
trochę u niego a potem u mnie. Na szczęście się zgodził, inaczej położyłabym się
na asfalcie i musiałby mnie siłą stamtąd zabierać. Chociaż toby było za łatwe.
Przywiązałabym się do znaku, wtedy musiałby przystać na moje warunki.
Z niechęcią ruszyłam swój zacny tyłek i weszliśmy do jego domu. Zdjęłam
buty.. i resztę w sumie nie miałam jak zdjąć więc.. ''O kurwa jak ja teraz będę
się przebierać ?'' Musiałam to z nim później obgadać.
Weszliśmy do salonu i od razu klapnęliśmy na kanapę. Biorąc przykład z
Malika, rozsiadłam się wygodnie. Zamknęłam na chwile oczy rozkoszując się
chwilą ciszy. Słyszałam jak zegar tyka, a pralka chodzi na górze. Słyszałam też jak
miarowo oddychamy. Było tak spokojnie. Nie zdawałam sobie sprawy ile miałam
przez ostatnie parę dni na głowie. Spojrzałam się na Zayna. Spał.
Ilekroć sama próbowałam się zdrzemnąć, coś mi przeszkadzało. Jak
wcześniej upajałam się tą chwilą ciszy tak teraz chce żeby ją szlak trafił. Nie
wiedziałam czym się zająć. Chciałam pooglądać telewizję ale bym go obudziła,
gdybym słuchała muzyki też bym przeszkodziła. Moje oczy skupiły się na jednym
punkcie. A mianowicie na szafce. Oglądałam co jest na niej poustawiane. Parę
książek, zdjęcia w ramkach. Jakiś figurki, które mi przypominały tylko jakieś
kamienie. Były również albumy i płyty.
Z braku laku postanowiłam wziąć album. Moje kończyny wcale mi nie
pomagały. Szafka była trochę daleko. ''Ale może gdyby wziąć nogą?'' Trochę się
powyginałam i już dosięgałam dużym palcem u nogi. Dzięki temu zsunęłam album,
spadł na podłogę. Odwróciłam głowę by sprawdzić czy chłopak nadal spał. Na
szczęście tylko chrapnął.
Wzięłam album do rąk i otworzyłam go na byle jakiej stronie.
Przyjrzałam się zdjęciom i miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Niestety musiałam
się powstrzymać. Nie mogę dopuścić do tego aby zabronił mi go oglądać. Musze
się dowiedzieć jakie jeszcze ma żenujące zdjęcia. Domyślam się że na tym zdjęciu
był na jakiejś imprezie.
Niall
-Alex?
Tyle czasu o niej myślałem. Tyle razy wyłączałem się, myśląc co właśnie
robi. Często zastanawiałem się czy też myśli o mnie, tak jak ja o niej.
Wyobrażałem sobie jej uśmiech, oczy, włosy… Tak wiele razy. W sumie dlaczego
nie zadzwoniłem, prawda? Ale cóż, oboje jesteśmy tak mądrzy, że nie wzięliśmy
od siebie numerów.
-Co ty tutaj robisz?- usłyszałem jej głos. Uśmiechnąłem się i
podniosłem dłoń, w której trzymałem piwo- Oh, no tak- mruknęła i widziałem jak
jej blade policzki robią się lekko czerwone.
-Tobie widzę potrzebne większe zapotrzebowanie- skinąłem głową na jej
koszyk wypchany po brzegi.
-Pusta lodówka- wzruszyła ramionami- A i dziękuję- wskazała na
opakowanie żelek.
-Nie ma za co mikrusie- zaśmiałem się pod nosem.
-Nie jestem mikrusem- warknęła i złapała swój koszyk.
-Powiedz to swojemu metr sześćdziesiąt- prychnąłem.
-Metr sześćdziesiąt pięć!- spojrzała na mnie, a pomiędzy jej brwiami
pojawiła się zmarszczka. Już podnosiłem dłoń, aby dotknąć jej palcem i
wygładzić, ale powstrzymałem się w ostatniej chwili.
-Idziesz do kasy?- odkaszlnąłem, kiedy usłyszałem swój głos.
-Tak, chodźmy- westchnęła i ruszyła w stronę kas.
***
Szliśmy ramię w ramię, w zupełnej ciszy. W sumie nie wiedziałem co
miałbym powiedzieć. Bo: Wiesz, że odkąd wyleciałem z Mullingar to cały czas o
tobie myślę? raczej nie wchodziło w grę. Chyba po raz pierwszy w życiu, w
towarzystwie Morgan nie wiedziałem co powiedzieć. I chyba ona też miała ten
problem.
Czasem, gdy dotknęła mnie niechcący, oczywiście przez materiał swojej
bluzy, mojej kurtki, a potem jeszcze koszulki, przechodził mnie dziwny dreszcz.
Który tłumaczyłem sobie nie najcieplejszą temperaturą.
Podniosłem głowę i rozejrzałem się dookoła. Było już dość ciemno. Ulice
były oświetlone przez lampy. Niewielu ludzi kręciło się wokół nas. Widziałem
tylko kobietę z wózkiem, chłopaka na spacerze z psem, dwie nastolatki, które
sądząc po ich ubiorze zmierzały na imprezę, starszą parę i bezdomnego kota,
który krążył sam po ulicy. Na niebie nie było żadnej chmury, więc widać było
wszystkie gwiazdy.
Co jakiś czas patrzyłem kątem oka na Alex. Jej policzki i nos zrobiły
się już całe czerwone. Włosy, które były rozpuszczone, żyły własnym życiem,
rozwiewane przez wiatr. Widziałem też jak naciąga rękawy bluzy i pociera o
siebie dłonie.
-Zimno ci?- zapytałem szturchając ją delikatnie.
-Może trochę- westchnęła oplatając się dłońmi.
Szybko wyciągnąłem jedną rękę z rękawa, przełożyłem torbę do drugiej
dłoni i wyciągnąłem drugą rękę, tym samym zdejmując z siebie kurtkę. Przeszedł
mnie nieprzyjemny dreszcz, kiedy zimne
powietrze zetknęło się z moimi gołymi ramionami. Zignorowałem to jednak i
nałożyłem kurtkę na ramiona dziewczyny, po czym zabrałem jej torbę z zakupami,
a kiedy poczułem jak ciężka ona jest, walnąłem się w myślach otwartą dłonią w
czoło za to, że wcześniej nie wziąłem jej od Alex.
-Ale tobie jest teraz zimno- spojrzałem na Morgan, która właśnie
zdejmowała kurtkę.
-Nie, zostaw- szybko zabrałem jej dłonie i spowrotem nałożyłem materiał
na jej ramiona- Mi nie jest zimno- uśmiechnąłem się.
-Okey, dziękuję- uśmiechnęła się i przytuliła do mojego boku.
-Nie ma za co- wolną dłonią objąłem ją w talii i przyciągnąłem do
siebie. Przyszła mi do głowy myśl, że Clarie nigdy nie pozwalała mi tak robić.
''Tylko dlaczego porównałem Alex do Clarie?'' Potrząsnąłem głową, chcą wyrzucić
to z myśli i wróciłem wzrokiem do brunetki, która właśnie szła ze mną.
-Cieplej?- zapytałem jeżdżąc dłonią po jej boku. W odpowiedzi uzyskałem
ciche mruknięcie i poczułem jak jej dłonie mocniej zaciskają się na materiale
mojej koszulki. I wreszcie, po raz pierwszy od dawna, poczułem uczucie ulgi.
Jakby kamień spadł mi z serca.
Szliśmy tak, obok siebie, nadal zupełnie nic nie mówiąc. Dla ludzi
mogliśmy wyglądać jak para, która wracała właśnie ze wspaniałej randki. Ale nic
bardziej mylnego. Bo byliśmy przyjaciółmi, którzy przypadkiem spotkali się w
supermarkecie. Żadne z nas nie czuło do
drugiego nic więcej niż przyjaźń, która trwała przez prawie całe nasze życie,
prawda? Bo Alex zawsze była moją przyjaciółką. Gdy byliśmy mali, zawsze wolałem
wyjść z nią, niż iść na boisko z chłopakami. Oczywiście czasem zostawałem
zmuszony grać w piłkę przez Alex, która mówiła, że nie mogę zadawać się tylko z
nią. Przez całą podstawówkę na każdej przerwie biegałem do niej. Co się nie
zmieniło w szkole średniej. Nawet kiedy ona była dwie klasy niżej, w innej
szkole. Zawsze byliśmy razem. Nawet w pewnym momencie ludzie mówili, że
jesteśmy razem. Ale nigdy nie byliśmy. W sumie miałem kilka dziewczyn, moje
życie było bardziej towarzyskie niż Alex. Ona wolała zostać w domu i obejrzeć
film, niż iść na jakąś domówkę. Kiedyś próbowałem ją przekonać do moich
znajomych, ale nigdy mi się to nie udało. Była miła, ale nie lubiła ich
towarzystwa. Nigdy w sumie mi tego nie powiedziała, ale ja to wiedziałem. Mimo
różnicy wieku, zawsze doskonale się rozumieliśmy.
-To tutaj- usłyszałem, po czym poczułem zimno, gdzie przed chwilą
czułem ciepło Alex.
Spojrzałem na dziewczynę, która właśnie weszła na pierwszy schodek i
mimo to, nadal była ode mnie trochę niższa.
-Dziękuję, że mnie odprowadziłeś- uśmiechnęła się delikatnie.
-Nie ma za co- odwzajemniłem uśmiech.
Staliśmy w ciszy. Kolejny raz oboje nie wiedzieliśmy co powiedzieć.
Alex chyba zaczęło to przeszkadzać, bo spuściła głowę i wpatrywała się w swoje
buty. Przejechałem dłonią po włosach, ciągnąc za nie. ''Odezwij się idioto!
Powiedz cokolwiek!'' Już otwierałem usta, kiedy usłyszeliśmy damki głos. Może
krzyk?
-Alex! Alex kochana!- dziewczyna, która wołała ciemnowłosą stała za
nią, więc Morgan musiała się odwrócić. Westchnąłem zrezygnowany.- Zapomniałam
kluczy! Masz swoje, prawda?!
-Tak, mam- odpowiedziała Alex i odwróciła się spowrotem do mnie- Wybacz,
ale…
-Nie szkodzi. Rozumiem- wymusiłem uśmiech, mając nadzieję, że nie
wygląda on sztucznie.
-Dobranoc Niall- uśmiechnęła się i ruszyła w stronę koleżanki.
Patrząc jak wchodzi za bramę i kieruje się do klatki, przypomniałem
sobie, że mam jej zakupy. ''Moja niezawodna pamięć…'' Nie chciałem krzyczeć,
więc po prostu ruszyłem w stronę dziewczyn. Kiedy byłem już obok nich położyłem
rękę na ramieniu koleżanki Alex.
-Zapo…- zacząłem, ale przerwał mi krzyk dziewczyny.
-ZOSTAW MNIE ZBOCZEŃCU!
Odwróciła się gwałtownie i nawet na mnie chyba do końca nie spojrzała,
bo nagle poczułem piekący ból w okolicach oka. ''Czy ona mi przywaliła?!''
-Lucy!- usłyszałem krzyk Alex.
-O kurwa. Przepraszam!- zaczęła blondynka.
-Boże, Niall, nic ci nie jest?- Morgan podeszła do mnie i spojrzała na
moją twarz. Szepnęła pod nosem jakieś przekleństwo- Leci ci krew- westchnęła i
odwróciła się do koleżanki- CZY TY JESTEŚ NORMALNA?!- krzyknęła.
Dziewczyny przez chwile sprzeczały się. Dotknąłem miejsca gdzie pięść
tej… Lucy. Gdzie pięść Lucy spotkała się z moją twarzą. Jednak jak szybko
przyłożyłem palce do skóry, tak szybko je zabrałem. Spojrzałem na nie i
rzeczywiście, leciała mi krew. ''Ma dziewczyna siłę…''
-Dobra, pogadamy o tym później- jęknęła Alex i odwróciła się do mnie-
Chodź, opatrzymy ci to- wzięła moją rękę i pociągnęła za sobą, w górę schodów.
Kiedy doszliśmy na trzecie piętro, Morgan zatrzymała się i szybko
otworzyła drzwi. Nie zdążyłem nawet zobaczyć jaki mają numer, bo zostałem
wciągnięty do środka. Alex zabrała ode mnie torby i położyła je szybko na
ziemi.
-Idź do mojego pokoju, a ja wezmę apteczkę. Drzwi na prawo.
Rzuciła i poszła w nieznanym mi kierunku. Zsunąłem buty ze stóp, po
czym ruszyłem do pokoju dziewczyny. Pchnąłem delikatnie drzwi i wszedłem do
środka, zapalając światło. Pokój był zwyczajny. Normalne łóżko z paroma
poduszkami i pluszakiem, komoda, szafa, biurko, tablica korkowa z kolorowymi
karteczkami, fotel, trochę książek i ramki ze zdjęciami. Podszedłem bliżej i
przyjrzałem się im. Na większości byli zapewne jej przyjaciele, a na paru byli
jej rodzice. Jednak jedno zdjęcie przykuło moją uwagę trochę bardziej.
Wyszczerzyłem się, mimo że oko bolało mnie niemiłosiernie. Nagle poczułem tak
wielką radość. Bo jedna ramka zawierała zdjęcie inne niż wszystkie inne. To
było piękne zdjęcie. ''Nasze zdjęcie…'' Miałem wtedy piętnaście lat, a Alex
trzynaście. I to były jej urodziny. Całą noc oglądaliśmy głupie filmy,
śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Spojrzałem jeszcze raz na zdjęcie i podszedłem
do komody. Stały na niej różne medale i statuetki za wygrane w konkursach
tanecznych. Pamiętam jak zawsze mówiła mi, że zostanie najsłynniejszą tancerką
na świecie. Wierzyła w to z całego serca.
-Co robisz?- usłyszałem za sobą głos Alex, więc szybko się odwróciłem.
-Oglądam- uśmiechnąłem się- Udało ci się.
-Co mi się udało?- uniosła brwi do góry- Usiądź na łóżku.
Skinąłem i ruszyłem w stronę łóżka. Usiadłem i obserwowałem poczynania
dziewczyny. Wzięła do ręki wacik, który namoczyła wodą utlenioną, po czym
stanęła przede mną. Przymierzała się do mnie parę razy. Nachyliła się, potem
usiadła obok, potem znów nachyliła, aż w końcu westchnęła zrezygnowana.
Zaśmiałem się i pociągnąłem ją za rękę tak, że usiadła okrakiem na moich
kolanach.
-No więc…- odkaszlnęła- Co mi się udało?- podniosła powoli rękę z wacikiem
i dotknęła rozciętej skóry, na co jęknąłem- Przepraszam- posłała mi delikatny
uśmiech i dalej czyściła moją twarz.
-Jesteś świetną tancerką- przymknąłem oczy.
-Nie widziałeś jak tańczę.
-Ale te nagrody mówią same za siebie- uśmiechnąłem się.
Skupiłem się na tym jak delikatnie dotykała mojej twarzy. Jedną dłonią
oczyszczała ranę, a drugą przytrzymywała mój policzek. ''Jej dłonie są takie
miłe…’’
-Tobie też się udało- usłyszałem i otworzyłem oczy- Jesteś jednym z
najsłynniejszych piosenkarzy i zostałeś bożyszczem nastolatek- uśmiechnęła się
delikatnie.
-Nad tym drugim bym podyskutował.
-Oh, błagam cię- prychnęła- Która nastolatka na tym świecie nie leci na
wasze śliczne buźki?
-Mam ładną buźkę?- wyszczerzyłem się. Spojrzałem na jej twarz, która
zaczęła się robić trochę czerwona.
-Znaczy… Nie to…- zacinała się- Ugh!
-Dobra, nie odpowiadaj- zaśmiałem się.
-Dzięki- mruknęła.
Ostatni raz przejechała wacikiem po mojej twarzy i odłożyła go na bok.
Wzięła z apteczki plaster, po czym przykleiła mi go na ranę. Już chciała zejść
z moich kolan, ale objąłem ją w talii ramionami.
-Co ty robisz?- zapytała unosząc brwi do góry.
-Nie pocałowałaś- powiedziałem szczerząc się, jednak ona dalej patrzyła
na mnie jak na idiotę- Zawsze jak byliśmy mali, a ja coś sobie zrobiłem, to
kiedy ty mnie opatrywałaś, na koniec całowałaś mnie w ranę.
-Niall, masz dwadzieścia jeden lat- jęknęła.
-Jak chcesz, mi tu wygodnie- przyciągnąłem ją trochę bliżej.
Spojrzała na mnie i wywróciła oczami. Po chwili jednak nachyliła się i
delikatnie pocałowała miejsce, gdzie przyklejony był plaster. Poczułem się jak
kiedyś. Jakbyśmy nigdy się nie rozstawali. ''Jakby cały czas była przy mnie…''
Poczułem jak dziewczyna chce zejść, lecz szybko zacisnąłem ramiona i
przyciągnąłem ją do siebie.
-Niall, wszystko okey?- zapytała z troską w głosie.
Nie odpowiedziałem przez chwile. Zamiast tego rozluźniłem uścisk i
wtuliłem się w nią. Przez chwilę chyba się wahała, lecz w końcu objęła mnie
swoimi drobnymi ramionami i przytuliła mnie. Zaraz po tym trzy słowa opuściły
moje usta.
-Tęskniłem za tobą...
Harry
Lot był do bani. Nie mieli ani dobrej wody ani pieprzonych orzeszków
ziemnych. A to, to jest chyba wszędzie! Zdenerwowany wyszedłem z samolotu i
natychmiast skierowałem się do tylnego wejścia. Tam odebrałem swoje bagaże.
Sprawdziłem dokładnie czy wszystko mam i podziękowałem pracownikom za pomoc w
przedostaniu się bez zbędnych dziennikarzy.
Podszedłem do samochodu o który prosiłem aby mi podstawili i wsadziłem
do niego wszystkie walizki. Obszedłem go dookoła i wsiadłem od strony kierowcy.
Bogu dzięki że mam prawo jazdy. Nie zniósł bym kierowcy. Kiedy sam prowadzę
jestem pewniejszy. No chyba że jeżdżę z chłopakami. Ale to jest całkiem inna sytuacja.
Włączyłem GPS w telefonie i wpisałem najbliższy hotel znajdujący się
tutaj. Po chwili już miałem drogę prowadzącą do wyznaczonego miejsca. Z tego co
tutaj pisze dotrę tam za jakieś pół godziny.
Jaa, już zapomniałem jakie tu jest życie. Gdyby rozmyślać to jest szaro
i ponuro. Każdy ma swoje sprawy do załatwienia i idzie w wyznaczonym kierunku.
Ale gdy się patrzy na to z innej strony to, to miasto tętni życiem. Wszędzie
pełno ludzi. Wesołe miasteczka. Wszystko zapełnione. Fajnie jest być w zaciszu i
odpocząć ale ja czasami potrzebuje się wyszaleć. Przecież jeszcze młody jestem.
Głos wydobywający się z urządzenia kierującego mnie do hotelu
powiedział że mam skręcić w lewo na następnych światłach i już będę na miejscu.
Nie mylił się, już stąd widziałem ten wieżowiec.
Zaparkowałem samochód i otworzyłem bagażnik. Wyciągnąłem wszystkie
bagaże i wcisnąłem guzik zamykający pojazd. Wziąłem moje rzeczy w ręce i
poszedłem się zameldować. Otrzymałem kartę i wsiadłem do windy wiozącej mnie na
7 piętro.
Wszedłem do mojego pokoju w którym będę przebywał prawdopodobnie gdzieś
około 2 tygodni. Pomieszczenie było bardzo ładnie urządzone. Panowały tu
stonowane kolory, ale żeby nie było melancholijnie dodatki były w żywych
kolorach jak pomarańcz i granat. Posiadałem jedną łazienkę, mini kuchnie w
której był blat zapewne służący również jako stół. Ale i tak pewnie będę jadł
przed telewizorem w salonie. Ogólnie to wszystko było w dobrym stanie więc nie
miałem na co narzekać.
Skoro nie miałem za bardzo co robić postanowiłem się rozpakować. Znaczy
wyjąć najważniejsze rzeczy jak na przykład sprzęty elektryczne typu laptop. No
i wyjąłem jeszcze bieliznę żeby później jej nie szukać. Reszty nawet nie
opłacało się mi wyjmować. Dłużej by mi to zajęło a pewnie pakowanie jeszcze dłużej.
Gdy już skończyłem poszedłem się umyć. Nie czułem się dobrze taki
spocony i zmęczony po locie. Ale chyba nie jestem pierwszą taką osobą.
***
Nie chciało mi się siedzieć w pokoju skoro tu jest ciepło i aż żal tego
nie wykorzystać. Chodziłem uliczkami, zwiedzając okolice. Stwierdziłem że nie
będę tracił paliwa, tym bardziej że nie będę chodził daleko.
Rozglądałem się w około, i gdy trafiłem przed restauracją mój
wygłodniały brzuch dał mi o sobie znać. Nie tracąc czasu wszedłem do środka i
usiadłem przy najbliższym wolnym stoliku. Kelner przyniósł mi menu które od
razu zacząłem przeglądać. ''Zupa z ryżem, sałatka rybna, makaron z
pulpecikami..'' Chyba nie mam na takie coś ochoty. Zastanawiałem się czy to tak
ładnie wyjść od razu. Chyba nie.. Ale co mnie to w sumie obchodzi? Nie no dobra trochę poudaję że się interesuję
tymi daniami. Przeglądałem kartę w ciszy i nagle ktoś zaczął bić sztućcem w
kieliszek. O będzie ciekawie. Facet, około dwudziestki zaczął przemawiać. Mówił
na temat swojego związku z dziewczyną. W pewnym momencie przerwał na chwile,
stanął przed sympatią- jestem samotny- i klęknął na kolano. Wyjął pudełeczko,
zgaduje że z pierścionkiem zaręczynowym i wypowiedział trzy słowa: Wyjdziesz za
mnie? Każdy będący w tym pomieszczeniu bił brawa. Reakcja dziewczyny była
natychmiastowa, a mianowicie popłakała się. Jak słodko. Przytulili się a ona
powiedziała mu coś na ucho. Następnie pokręciła głową, na nie.. Zaraz co? Nie
zgodziła się? Ale jak to? Chłopak był załamany, pojedyncza łza mu pociekła po
policzku. Współczuję, nie chciałbym być na jego miejscu. Chłopak jeszcze tylko
powiedział „Pragę tylko żebyś była szczęśliwa”. I dziewczyna wpadła mu w
ramiona a następnie odeszła od niego. Teraz było mi smutno, ja nie lubię takich
scen. Wolę szczęśliwe zakończenia.
Wyszedłem stamtąd i zacząłem szukać jakiegoś fastfooda lub
pizzerii. Idąc szybkim krokiem trafiłem
na „Franco Manca”. Nie miałem bladego pojęcia co to jest, ale wszedłem tam,
dłużej już nie wytrzymam głodny.
Usiadłem byle gdzie, i od razu zamówiłem pizze. Nawet nie wiedziałem
jaką, poprosiłem kelnera żeby dał mi jakąś najbardziej dobrze ocenianą. Taką
którą będzie się dało zjeść.
***
Po zjedzonym posiłku ruszyłem w stronę hotelu. Tym razem jednak
wybrałem te boczne uliczki. Mało ludzi między nimi chodziło i dzięki temu
różniły się od tych wszystkich zapchanych ulic. Mógłbym teraz powiedzieć jakie
to one są piękne, nowoczesne i zadbane, że mają swój urok. Ale nie. Bo kurwa
jakaś babka mnie potrąciła, dziecko się do mnie nie uśmiechnęło i wlazłem w
kałużę. W końcu dotarłem pod swój hotel. Już miałem przejść przez drzwi, kiedy
poczułem szarpnięcie. Odwróciłem się i zobaczyłem chłopaka mniej więcej w moim
wieku.
- Wow, coś ty sobie zrobił z włosami?- koleś spojrzał na moje włosy.
- Znamy się?- kim on do cholery jest? Niby go kojarzę, ale nie nadal
sobie nie mogę przypomnieć.
- Ja pierdole, masz ty coś tam?- tknął moje czoło palcem- Fajnie, tak
pamiętasz o kumplach?
- O ja cię nie mogę, Jason?- jak ja mogłem go zapomnieć! Przecież z nim
były najlepsze imprezy pod słońcem
- Ale ty jesteś tępy- zaśmiał się- Co robisz w LA?
- Dobrze że ty nie jesteś-
odgryzłem mu się- A przyjechałem sobie odpocząć. Parę dni wolnego to czemu nie
skorzystać?
- Racja, jednak masz mózg. Tylko częściej go używaj- klepnął mnie w
ramię.
- Tak, tak brawo dla ciebie, jeszcze krzyknij "eureka!" i
będzie idealnie- wywróciłem oczami- a co ty tutaj robisz?
- Mieszkam?- spojrzał na mnie dziwnie- A właśnie idę do mojej
dziewczyny, bo wieczorem idziemy na imprezkę.
- Matko to ciebie jeszcze jakaś chciała?- zaśmiałem się
- Ha, ha, ha! Normalnie jakie to śmieszne! Harry ale z ciebie
kawalarz!- idiota. Tylko tak go można nazwać.- A nie sory ty się w ogóle nie
znasz na kawałach.
- Moje kawały są dla inteligentnych ludzi, więc sory ale nie zaliczasz
się do tej partii
- Tak sobie tłumacz Haroldzie- jak ja nienawidzę kiedy ktoś używa
mojego pełnego imienia.- A tak przypadkiem może znalazł byś czas dla starego
kumpla i wybrał się z nim pobalować? I tak przy okazji poznałbyś moją
dziewczynę- Hmm, kusząca propozycja. Lepsze to niż siedzenie na dupie przed
telewizorem
- Jasne, to o której?
- Wiesz co chciałbym sobie jeszcze z tobą trochę pogadać, więc jakbyś
mógł się ruszyć teraz i się przebrać to by było dobrze.- wywróciłem oczami.
Zgodnie z prośbą przyjaciela, ruszyłem się odświeżyć i od razu zszedłem
do niego na dół. Zamówiliśmy taksówkę i pojechaliśmy do jego domu. Skoro chciał
pogadać to lepiej w domu przy piwku niż w klubie gdzie będzie tłoczno i głośno.
Ale nie mieliśmy się co martwić to klubu też pójdziemy.
Godzinę później byliśmy już „przygotowani” to imprezowania, dlatego
pojechaliśmy po jego dziewczynę i ruszyliśmy na podbój miasta. Nie powiem to
miasto nocą jest jeszcze fajniejsze. Już zapomniałem jak to jest tutaj żyć.
Wieczne imprezy, spotkania, plaża, odpoczynek. ale też fanki paparazzi,
bilbordy i gazety ze swoją podobizną, większość ludzi mnie kojarzy. No ale
skupiajmy się na tych dobrych rzeczach. Zajechaliśmy pod wyznaczone miejsce i
zapłacimy za podwózkę. Przy wejściu stała duża kolejka, ale czym by była moja
sława gdybym nie mógł wejść bez czekania? No właśnie..
W środku było przestronnie, nowocześnie, tłoczno i co najważniejsze w
chuj ciemno. O swoje własne nogi można było się potknąć. Przeciskając się przez
ludzi doszliśmy do baru. Każdy z nas zamówił swojego drinka. Nie bardzo
wiedziałam co wybrać- nie pierwszy raz dzisiaj- na szczęście z pomocą przyszedł
mi Jason. Ale spokojnie, jeszcze parę dni i przebije wszystkich ludzi tutaj
będących. Zabierając swoje trunki
poszliśmy do loży i zasiedliśmy na niej. Zapoznałem się z wybranką Jasona.
Miała na imię Luna. Ładnie. Zresztą ona też była ładna, nie moje klimaty ale
dla niego w sam raz. Cieszę się że kogoś znalazł i z tego że jest jego godna a
on niej. I znowu wychodzi na to że jestem sam. Zapijałem swoje smutki w
alkoholu. Po paru drinkach zaczęło mi się kręcić w głowie. Dochodzili do nas
znajomi, w pewnym momencie nie wiedziałem z kim rozmawiam. To był moment w
którym musiałem sobie powiedzieć stop.
Wyszedłem do łazienki aby się trochę orzeźwić. Szedłem po ścianie, aby
nie upaść ani nie zgubić drogi. Było ciężko, biorąc pod uwagę wszędzie
miziające się pary. Starałem się wszystkich omijać i uważać na wszystko.
Niestety nic nie poradzę że światła nie były zaświecone. Potknąłem się i
runąłem jak długi na ziemię. Leżałem przez chwilę w tej pozycji- najpewniej wyglądałem jak ryba na lądzie- i w
końcu się podniosłem, nie chciałem aby ktoś jeszcze po mnie deptał. Sprawdziłem
mniej więcej czy wszystko mam. Jak się okazało telefon wypadł mi z kieszeni.
Więc uklęknąłem i na czworakach począłem go szukać. Macałem podłogę praktycznie
wszędzie gdzie była możliwość aby mi spadł. Równie dobrze mogłem sobie jeszcze
wziąć ścierkę i robić za sprzątaczkę. Przynajmniej bym się do czegoś
przysłużył. Nagle natknąłem się na coś o kształcie kwadratu. Nie był to mój
telefon. Było to za grube i się chyba dało otworzyć. Hmm, widocznie ktoś też
coś zgubił. Szukałem dalej, i wreszcie znalazłem mój sprzęt. Szybko wstałem,
otrzepałem kolana i spokojnie poszedłem do łazienki. Tym razem wszystko
trzymałem w rękach, włącznie z tym otwieranym czymś. ''Idioto, to może być
książka, albo jakiś zeszyt! Nigdy więcej nie pije alkoholu..''