ANKIETA! PO BOKU! --------------------------------------------------------------->
PROSIMY JEŚLI CZYTACIE, A NIE KOMENTUJECIE ZAGŁOSUJCIE!
Heeeeeeeeeeeeey!
Jak po świętach? Jakieś prezenty? ;) Piszcie, chętnie poczytamy!
Jak pewnie może już zauważyliście (znów) nie jest to kolejny rozdział. Jest to dodatek, tym razem z okazji świąt! :)
Więc tak jak poprzednio...
''To nie jest przyszłość bloga. To takie odciągnięcie od historii. Bohaterowie są ci sami, jednak mogą zachowywać się inaczej, niż normalnie w opowiadaniu. Przykładowo tutaj Louis i Cassie są normalną parą, która się kocha, a w opowiadaniu nie przepadają szczególnie za sobą. Także nie porównujcie za bardzo tego dodatku do opowiadania. Imiona i wygląd bohaterów tak, ale nie wszystkie uczucia i zachowania.''
No to... miłego czytania kochani! :)
No to... miłego czytania kochani! :)
Liam
-Liam, o boże! Zobacz ten sweterek! Myślisz, że Lou by się spodobał?-
Dan zaczęła wymachiwać mi przed nosem swetrem z reniferem, który miał wielki
czerwony nos.
-Ja osobiście bym go nie założył- wzruszyłem ramionami zmęczony już
zakupami.
-Faceci- prychnęła. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się pod nosem
widząc jak mi się przygląda- Jak jesteś zmęczony...
-Nie- pokręciłem szybko głową.
-Ale przecież widzę, jak chcesz to możemy...
-Obiecałem ci, że dzisiaj to załatwimy, więc dotrzymam słowa- uśmiechnąłem
się co dziewczyna szybko odwzajemniła- Ale nie pogardzę tamtą ławeczką-
skinąłem w kierunku kawiarni.
-Dan! Liam!
Oboje odwróciliśmy się i zobaczyliśmy jak w naszą stronę zmierza Alex,
a zaraz za nią Horan. Zaśmiałem się cicho widząc jak przyjaciel taszczy ze
dwadzieścia toreb ze sobą.
-O wilku mowa- mruknąłem pod nosem.
-Cześć!- uśmiechnęła się moja dziewczyna i rzuciła Morgan na
przywitanie.
-Hey- wyszczerzyłem się do Nialla, który z jęknięciem ukucnął obok
mojej nogi- Nóżki odmawiają posłuszeństwa?- szturchnąłem go kolanem.
-Nie mów mi, że ty nie wysiadasz- prychnął i spojrzał na mnie z dołu.
-Właśnie zamierzaliśmy sobie usiąść w kawiarni- uśmiechnąłem się-
Chcecie iść z nami?- spojrzałem na dziewczyny, które zawzięcie przeglądały
wieszaki i śmiały się z czegoś- Dziewczyny?
-Co?- ich głosy zlały się w jedność.
-Idziemy sobie usiąść-odezwał się blondyn- Idziecie z nami?
-Przed chwilą siedzieliśmy- uśmiechnęła się Alex.
-To było godzinę temu!- jęknął Horan, na co wszyscy głośno się
zaśmialiśmy.
-To idźcie razem, a my sobie pochodzimy- uśmiechnęła się Dan.
-Okey, to zdzwonimy się- uśmiechnął się Niall i pociągnął mnie za sobą.
Wyszliśmy na zewnątrz i od razu uderzyło we mnie zimne powietrze. Które
w porównaniu z ciepłem panującym w sklepie było jak na biegunie północnym.
Szybko poprawiłem szalik na szyi, chowając w nim część twarzy.
-Może najpierw zaniesiemy to do samochodu? Mój stoi niedaleko-
zaproponował blondyn a ja zgodziłem się z nim.
Pomaszerowałem za Horanem rozglądając się dookoła. Dziękowałem Bogu, że
ludzie byli zbyt zajęci przedświątecznymi zakupami, aby zwrócić na nas uwagę.
No bo kto w tym pośpiechu spojrzy na dwójkę chłopaków z milionem toreb na
rękach? W tym momencie nie różniliśmy się w zasadzie niczym od tych wszystkich
nieszczęśników przemierzających właśnie Oxfort Street. Zacząłem przyglądać się
temu wszystkiemu. Na witrynie każdego sklepu widniała informacja o świątecznych
przecenach, a wystawy były świątecznie przystrojone, zresztą jak sama ulica. Na
latarniach świeciły kolorowe światełka w kształcie gwiazd, na drzewach
pozawieszane zostały białe lampki, a po ulicy kręciło się paru mężczyzn
przebranych za świętych mikołajów. Wszystko to sprawiało, że człowiek czuł ten
świąteczny klimat. Uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem w swoją lewą stronę,
na Nialla. Blond włosy schowane były pod czarną czapeczką, a pół twarzy schował
w szalik. Zaśmiałem się, co spowodowało, że spojrzał na mnie.
-Co cię tak śmieszy?
-Nie, nic- wzruszyłem ramionami tłumiąc śmiech.
-Eh- jęknął- Już jesteśmy.
Zatrzymałem się przed samochodem przyjaciela. Kiedy otworzył bagażnik
wrzuciłem do niego torby. Moje ręce od razu poczuły ulgę. Wsunąłem dłonie do
kieszeni, odnajdując szybko rękawiczki i nakładając je na zamarznięte palce.
Poczekałem chwilę zanim Niall powrzucał zakupy do samochodu i zamknął go
kluczykami.
-To gdzie idziemy?- wyszczerzył się.
-Nagle ci humor wrócił?- zaśmiałem się.
-Pozbyłem się kilogramów prezentów, ubrań, pary butów i chuj wie
jeszcze czego. Więc tak. Humor mi wrócił.
-Myślisz, że ja mam inaczej?- uniosłem brew do góry i ruszyłem przed
siebie.
-Obstawiam, że nie. Ale nie widzę, żebyś bardzo był zmęczony- wzruszył
ramionami.
-Obiecałem Danielle, że pojadę z nią na te zakupy dzisiaj. Więc chcę
dotrzymać obietnicy- uśmiechnąłem się- A skoro jej to sprawia taką zabawę, to
nie będę psuł jej humoru narzekaniem.
-Oh- objął mnie ramionami i położył głowę na moim ramieniu- Jakie to
słodkie kochanie.
Zaśmiałem się widząc minę jednej starszej pani, która nam się
przyglądała.
-Zostaw mnie- próbowałem go zepchnąć- Ludzie się gapią.
-Ich problem. Mnie jest cieplej.
-Zamieniasz się w Louisa?- położyłem dłoń na jego plecach. ''Teraz to
już całkiem jak geje.''
-Odwal się- prychnął.
-To ty lepisz się do mojego boku jełopie, więc nie mogę się odwalić.
-To twój problem- wzruszył ramionami- A dzwoniłeś już do Tomlinsona? Bo
próbowałem wcześniej, ale nie odbierał.
-Tak, mówił, że pomaga dzisiaj ubierać choinkę Malikowi...
Zayn
Siedziałem na kanapie. Jak na tą chwilę byłem spokojny, ale wiedziałem, że zaraz będzie kłótnia o byle gówno. Zapewne Darcy znowu wymyśli jakąś pierdołę do zrobienia, która niby zajmie mi dużo czasu, bo przecież ja jak zwykle nic nie robię.
Wywróciłem oczami i głęboko westchnąłem. No bo czym ona się tak przejmuje? Biega po domu szybciej niż struś pędziwiatr, a przecież będą tutaj tylko nasi znajomi. Umówiliśmy się, że do naszych rodzin pojedziemy w kolejnych dniach. Najpierw do Darcy, a później do mnie. Ale nie ona musi robić wszystko jak najdokładniej i wkurzać wszystkich dookoła. Pieprzona perfekcjonistka. Założę się, że coś zepsuje. Musi coś zepsuć, bo nazwę ją maszyną lub robotem. Idę o zakład, że spierdzieli barszcz. Tego jestem niemal pewny. Przez ostatnie dwa lata zrobiła za słony a jeszcze rok wcześniej przez przypadek wzięła cynamon zamiast pieprzu. Na szczęście nie jadłem dużo. Gorzej było z Niallem…
-ZAYN! Rusz się do cholery, tylko ja tu cały czas robię!
-Zachowujesz się jak moja matka. Chociaż nie… Ty jesteś gorsza i właśnie przypalasz coś na kuchence- dziewczyna szybko sprawdzała wszystkie potrawy i kiedy zorientowała się, że to był żart posłała mi mordercze spojrzenie. Ale żeby to był pierwszy raz dzisiaj...
Przytuliłem ją aby się trochę uspokoiła. Po paru chwilach odsunąłem się i spojrzałem jej w oczy. Tak nagle zalała mnie fala przemyśleń, na temat naszej relacji. Bo w sumie to jesteśmy przyjaciółmi i mieszkamy ze sobą. Nie jesteśmy parą, a każdy nas tak postrzega. Darcy jest naprawdę ładna i bystra i w sumie…
- Zayn...- uśmiechnąłem się do siebie i zbliżyłem się do niej- Czy...- podszedłem jeszcze bliżej- Czy przywiozłeś choinkę?- wyszeptała prosto w moje usta i zaczęła się śmiać.
Widać to był jej odzew. Nienawidzę tej kobiety, ale jestem pewny, że możemy zostać tylko przyjaciółmi. Z resztą to by było dziwne u nas. Być parą? Niee, nie nie. O głupie krzesło umiemy się pokłócić to co by było wtedy? Dom byśmy roznieśli. Pokręciłem głową i już się nie odzywałem tylko wyszedłem z domu. Jeszcze by mnie opieprzyła że nawet tego nie zrobiłem, a to najważniejszy symbol świąt bla bla bla.
Po drodze zapaliłem lampki na dworze. Męczyłem się z nimi z cztery bite godziny, ale jestem zadowolony z efektu końcowego. Wejście było przyozdobione łańcuchem i jakimiś bombkami które wymyśliła wiadomo kto. Drzewka przy płocie były obwieszone białymi i żółtymi lampkami tak samo jak na drugim piętrze. Ogólnie wyglądało to na bardzo ciepłą i świąteczną atmosferę szkoda tylko, że nie było tak między domownikami w środku.
Jak najszybciej wskoczyłem do samochodu i ruszyłem po choinkę. Miałem tylko nadzieję, że jeszcze będą, bo inaczej Darcy mi klejnoty utnie.
Byłem w dwóch miejscach, ale zostały same brzydkie drzewka, dlatego wybrałem się w miejsce bardziej na odludziu. Było tam ich dużo więcej. Zadzwoniłem do dziewczyny czy ma jakieś specjalne życzenia na choinkę i oczywiście można by zapisać cały papier kancelaryjny. Gdy skończyła starałem sobie przypomnieć wszystko o co prosiła ale marnie mi szło. Chodziłem między stosami drzew, aż jedna przykuła mój wzrok. Wypytałem się sprzedawcy chyba o wszystko co było możliwe. Miałem nadzieję, że jej się spodoba. Inaczej samo sobie będzie jechać po inną i będzie ją taszczyć do domu, bo samochodu nawet nie dam jej ruszyć. Ostatnio rozbiła mi przednią maskę, bo w hydrant wjechała. Ja nie wiem kim trzeba być żeby aż tak beznadziejnie prowadzić.
Z pomocą mężczyzny zamocowałem choinkę na samochodzie i ruszyłem do domu. Miałem lekki problem z ściągnięciem jej z pojazdu ale jakoś dałem radę. Wszedłem do domu i poprosiłem Darcy aby ją obejrzała. Ubrała się i wyszła z domu. Oczywiście nie obyło się bez tego, że choinka jest owinięta siatką i nie ma jak jej zobaczyć. Więc z nerwami na wodzy zdjąłem siatkę i jej pokazałem. Uśmiechnęła się i pocałowała mnie w policzek.
-Wreszcie zrobiłeś coś porządnie- myślałem że padnę. Bo co? Bo przystrajanie domu to już było nie ładnie?!
-Doba, dobra pomóż mi ją wnieść do domu.
-Tak się zastanawiam..
-Ty już nic lepiej nie myśl bo to ci nie wychodzi.- mruknąłem
-TAK SIĘ ZASTANAWIAM- powiedziała z naciskiem- Czy ona nie będzie za duża? No bo zobacz jaka jest wysoka, jeszcze sufit nam ubrudzi.
-Nie będzie za wysoka jest w sam raz- wzruszyłem ramionami.
-A ja uważam inaczej. Nie widzisz tego, że jest za duża. Zobacz jakie jest wejście a jaka jest choinka- wskazała na drzwi.
-Wejście jest mniejsze, a sufit w salonie jest wyżej.
-Ale i tak jest za wysoka.
-Nie jest.
-JEST.
-NIE JEST KURWA. Znasz się? Nie. Więc już nic nie mów tylko pomóż mi ją wnieść.
-JEST! A jak ją wniesiemy okaże się za duża to nie będziesz jej obcianał w salonie bo jest posprzątane!- krzyknęła. Ja pierdole jak ona potrafi zirytować człowieka.
-Nie jest za duża!
-Dobra, ale zobaczymy kto ma rację! Zobaczysz, że mam rację!
Podnieśliśmy choinkę i zaczęliśmy ją nieść do domu. Był mały problem przy drzwiach.
-Uważaj żeby się nie połamała!- dziewczyna się wydarła i to zdecydowanie za głośno. Tym rykiem by pół miasta obudziła.
-Ja tak będziesz nią targać to na pewno się połamie.
-Jasne zganiaj na mnie.
-Bo to twoja wina sama kazałaś zdjąć siatkę, no to teraz masz!
-Prosiłeś abym ją obejrzała, a jak miałam to zrobić kiedy była owinięta?!
-Normalnie tak jak ja to zrobiłem!
-Jasne!- oboje się wkurzyliśmy i pchnęliśmy choinką do środka.
I muszę przyznać, że w tym się zgraliśmy. Drzewko ani się nie połamało ani nawet igły nie spadły. Pięknie leżało na korytarzu. Szybko pociągnąłem je do salonu. Darcy po chwili dołączyła do mnie z pudłami w ręku. Położyła je na podłodze i poszła zapewne po kolejne. Ja w tym czasie stawiałem choinkę w pionie. Po skończonym zadaniu odszedłem kawałek aby zobaczyć jak wygląda z daleka. Było idealnie. Wysokość też była dobra, a to znaczyło, że miałem rację!
-Widzisz miałem rację co do wysokości!- powiedziałem do Smith gdy tylko skończyła przynosić pudła i spojrzała na drzewko.
-To dobrze, w końcu po to jesteś. Aby zajmować się takimi rzeczami- prychnęła i wróciła do kuchni.
Wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się zwycięsko. Darcy zostawiła mnie z ubieraniem samego. Nie chciało mi się tego robić jak cholera i zapewne zaraz będzie miała jakieś wąty. Z tego powodu zadzwoniłem do Louisa. Miałem nadzieję, że będzie miał czas, inaczej dzwoniłbym po wszystkich możliwych osobach prosząc o pomoc. Na szczęście chłopak się zgodził i oznajmił, że zaraz przyjedzie.
Po pół godzinie usłyszałem dzwonek do drzwi.
-Nie rozumiem twojej prośby- westchnął Tommo wchodząc do środka.
-Nie pytaj o szczegóły. Po prostu musisz mi pomóc przy ubieraniu choinki- tym razem ja westchnąłem.
-Okey. Przynajmniej dzięki tobie urwałem się z domu. Wszystkie dostały pierdolca z przygotowaniami- zdjął buty i kurtkę.
-Oooch, coś o tym wiem. I niestety cały czas mam opieprz.
-I zadzwoniłeś po pomoc?- uniósł brwi z tym swoim durnowatym uśmieszkiem.
-Tak- odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru się przed nim płaszczyć, wystarczy, że przed Darcy musiałem.
-Facetem jesteś, postaw się- wzruszył ramionami i ruszył do salonu. Przekląłem go pod nosem i zacząłem iść za nim- Darcy, kochanie!- kiedy wszedłem do pomieszczenia zobaczyłem Louisa duszącego dziewczynę.
-Taa, jestem ciekawy czy ty się postawiłeś swojej dziewczynie- mruknąłem tak. żeby tylko Louis usłyszał. I udało mi się, bo posłał mi mordercze spojrzenie- Dobra udusisz ją. Chociaż nie byłoby to takie złe.. Ale nie, najpierw nich skończy robić jedzenie- Odsunąłem Louisa od Darcy i do dostałem od niej ścierką w głowę. Zaśmiałem się tylko i ruszyłem z Tomlinsonem do drzewka.
-Większej to kurwa nie było?- usłyszałem głos przyjaciela.
-Zobacz ile pierdół tu leży, wtedy pogadamy- wskazałem na kartony.
-A Darcy nie chce jej ubrać?- schylił się po jedno pudełko- Cassie to nie dała mi nic dotknąć, tylko podawałem.
-Skoro tu jesteś, to rozumiem, że mu pomożesz, tak?- nagle wtargnęła do nas Smith- Nie mam zamiaru siedzieć i ubierać, kiedy on tylko grzeje dupsko. Uwierz chętnie bym to zrobiła i nawet nie mógłby mi niczego podać, ale cóż mam inne zajęcia. Jak to spierdzielicie to wiedzcie, że będziecie spać na wycieraczce. Ty Louis też się w to wkopałeś- uśmiechnęła się uroczo do Tommo- Więc macie to zrobić żeby było na czasie, przestronnie, ładnie i żeby nie było tego za dużo. Jesteście artystami, więc chyba macie jakąś wyobraźnie- powiedziała rzeczowym tonem jak jakaś adwokatka.
-Jeszcze jakieś życzenia? Weź idź sprawdź czy nie ma cię przypadkiem w kuchni- zirytowałem się.
-Jesteście gorsi niż wieloletnie małżeństwo. A nawet nie jesteście razem- zaśmiał się Tomlinson.
-Zajmij się Cassie, Tomlinson- powiedziałem posyłając mu mordercze spojrzenie.
-Widzisz Zaynuś- zaczął grzebać w bombkach- Ja zrobiłem to już dawno temu. Może teraz twoja kolei?- spojrzał na mnie.
-Sratatata, nie wytrzymałbym chyba. Ugh, jeszcze.. NIE. Stanowczo nie, bardziej jest moją przyjaciółką- mówiłem to do czego doszedłem wcześniej. Zacząłem szukać jednakowych bombek, co nie było łatwe kiedy były porozrzucane po wszystkich pudłach.
-Boże, ale wy jesteście ślepi- pokręcił głową i zaczął rozplątywać lampki- Ciągnie was do siebie jak cholera, ale to wy to utrudniacie.
-Tak, tak jasne- wywróciłem oczami- Odnalazł się amorek jeden
-A żebyś wiedział- dostałem czymś w głowę i po chwili usłyszałem trzask szklanej bombki. Podniosłem wzrok i zobaczyłem szczerzącego się Lou- Może to ci rozjaśni umysł- puścił do mnie oczko i odwrócił się podłączając lampki do gniazdka.
-Louis, daj już spokój- miałem tego tematu serdecznie dość. Czemu nikt nie może zrozumieć że jesteśmy dobrymi przyjaciółmi?- W życiu nie związałbym się z taką starą krową- specjalnie głośniej powiedziałem.
-"Pieprz się Zayn!"
-Bez ciebie będzie mu ciężko!- dorzucił swoje trzy grosze Louis, za co dostał bombką w łeb i niestety kolejna się rozbiła.. i tak była brzydka.
-Dobrze ci tak, idioto. Daj te lampki i sprawdzaj kolejne czy działają.
Po sprawdzeniu wszystkich światełek, zaczęliśmy je przywieszać. Na początku ustaliliśmy kolejność i gdzie mają być, ale i tak nic z tego nie wyszło. Na szczęście wyglądało to ładnie, i zdaje mi się że było jeszcze ładniej niż wymyśliliśmy. Później poszły w ruch bombki. Co chwila jeden z nas jakąś tłuk, na co Darcy wybuchła i wtedy każdą traktowaliśmy jak jajko. Przez to że zbiliśmy większość ozdób i nie było do pary, choinka była.. bardzo kreatywna i kolorowa. Żeby więcej już nie zepsuć powiesiliśmy łańcuchy kolorystycznie. Na górze był żółty, niżej pomarańczowy a na samym dole czerwony. Po pięciu minutach przyglądaniu się jak to wygląda, nadepnąłem na niebieskie koraliki więc uśmiechnięty gorzej niżbym miał banana w buzi zacząłem je przywieszać. Odszedłem parę kroków i przybiłem sobie piątkę z Louisem. Gdy myślałem, że to koniec dziewczyna przyniosła nam jeszcze cukierki abyśmy je powiesili. Jednak jak to zawsze bywa zjedliśmy większość i zostało po dwa dla każdego gościa, choć i tak pewnie wszystkie wpierdzieli Horan.
-Nie tutaj! Tu będzie brzydko! Daj po tej stronie, bardziej tu będzie pasować- kłóciła się Smith.
-KOBIETO! DAJ MI ŚWIĘTY SPOKÓJ!- jęknął Lou opadając na kanapę- Jak takaś mądra to, to już sama załóż- wystawił w jej stronę szpic choinki.
-Daj to ciamajdo, bo nawet tego założyć nie umiesz- stanęła na palcach i próbowała dostać do czubka. Zacząłem się z Lou z niej śmiać. Przyniosła krzesło i stanęła na nim, ale nadal nie mogła dosięgnąć, przez co musiałem aż kucnąć bo mnie brzuch zaczął boleć od śmiechu
-Zayn. Kurwa. Nie. Śmiej. Się. Ze mnie. Bo te twoje zęby koloru tego żółtego szpicu zraz wylądują na podłodze- warknęła.
-Może cię podsadzić?- spytał się Tommo.
-Wreszcie na to wpadliście, brawo- zaklaskała w dłonie.
-Zayn, mnie plecy bolą i wyższy jesteś- zabije go kiedyś.
-Może zadzwonię po Stylesa, jest jeszcze wyższy- mruknąłem w połowie żartując.
-Ha, ha, ha. Dasz radę chyba nie jesteś takim mięczakiem.- westchnąłem i wziąłem ją na barki. Była lekka jak piórko- Matko kobieto ileś ty zjadła, koń by tego nie uwiózł.- ale co zaszkodzi jej podogryzać? Za to dostałem kopniaka w klatkę piersiową- Zaraz cie zrzucę.- ostrzegłem, a dziewczyna mocniej się przytrzymała. Louis śmiał się w najlepsze i robił nam zdjęcia. Wystawiłem język w jego stronę. I robiłem różne głupie rzeczy ale to nie ważne. Kiedy Darcy zawiesiła szpic, zsunąłem ją na moje ręce i odstawiłem na podłogę.
-Jest dziwnie.. ale ładnie. Tak inaczej, po za tym gardło mnie już boli od tego darcia się- westchnęła.
Serio? Zdziwiłbym się gdyby cię nie bolało.
Posiedziałem jeszcze z chłopakiem chwilę i w końcu wyszedł, bo Cassie do niego zadzwoniła, tłumacząc się że jest jej bardzo potrzebny,ale ja wiedziałem o co jej chodziło.
Gdy wybiła godzina 16 pomagałem przygotować stół, a później poszedłem się przyszykować. Wszyscy mieli się zebrać na 18 więc miałem jeszcze sporo czasu, lecz wolałem zająć sobie łazienkę wcześniej, bo później bym już nie wszedł nawet za potrzebą.
Niall
''No znowu...?'' Westchnąłem kucając przed pudełkiem. Złapałem dwa
końce wstążki i nieudolnie próbowałem wreszcie zawiązać tą durną kokardę. Kiedy
mi się udało zadowolony z siebie zacząłem przyglądać się temu arcydziełu.
''Piękna...'' W tym momencie usłyszałem jak coś spada ze schodów.
Szybko
podniosłem się z kanapy i podbiegłem do nich. W ostatniej chwili schyliłem
głowę i uchroniłem się przed dostaniem czymś w głowę. Otworzyłem oczy i przed
moimi nogami leżała piłka, a jak podniosłem wzrok ujrzałem Alex obładowaną
pudełkami z prezentami.
-Przepraszam- posłała mi przepraszający uśmiech.
-Nie mogłaś mnie zawołać?- zaśmiałem się zabierając parę paczek z rąk
dziewczyny.
-Myślałam, że uda mi się to znieść- wzruszyła ramionami.
Pokręciłem z uśmiechem głową i ruszyłem za brunetką do salonu. Wszystko
ułożyliśmy na podłodze i zaczęliśmy pakowanie. Dłonie całe mi się lepiły od
kleju, a na bluzce miałem poprzylepiane kawałki taśmy klejącej, ale jakoś nie
bardzo mi to przeszkadzało, kiedy patrzyłem na dziewczynę obok.
Wyglądała
zabawnie, gdy w skupieniu usiłowała zapakować kolejny prezent. Zwłaszcza, że
ubrana była w mój, za duży na nią, sweter i szare dresy. Od ciepła panującego w
domu zarumieniły się jej policzki, które próbowały ukryć się za długimi
włosami. ''I to wszystko tylko moje...''
Uśmiechnąłem się i przysunąłem do
dziewczyny. Usiadłem za nią i objąłem w pasie ramionami, tym samym przyciągając
ją do siebie bliżej.
-Niall...- mruknęła.
-Co?- zapytałem całując delikatnie jej szyję.
-Muszę to skończyć...
-I co w związku z tym?- odgarnąłem jej włosy i przeniosłem na drugie
ramię.
-Rozpraszasz mnie- warknęła. Zaśmiałem się cicho przywierając ustami do
skóry dziewczyny- Zaraz cię walnę!
-Nie zrobisz tego, oboje o tym wiemy- mruknąłem wjeżdżając jedną dłonią
pod sweter i dotykając jej brzucha.
-Weź, ręce ci się lepią!- pisnęła łapiąc za mój nadgarstek.
Wyzwoliłem dłoń z jej uścisku i splotłem razem nasze palce. ''Jej dłoń
jest taka mała...''
-Proszę, naprawdę chcę to skończyć- odwróciła głowę w moją stronę.
Mój wzrok od razu powędrował do różowych warg. Uśmiechnąłem się i
pocałowałem szybko dziewczynę.
-Chcesz herbaty?- zapytałem patrząc w duże, zielone oczy.
-Kakao- uśmiechnęła się i pocałowała mój policzek.
-Okey- wstałem i powędrowałem do kuchni.
Otworzyłem lodówkę w poszukiwaniu mleka. Kiedy je znalazłem, złapałem
karton i postawiłem na blacie. Otworzyłem kolejną szafkę i wyjąłem garnek.
Postawiłem go na kuchence, wcześniej wlewając do niego mleko i włączyłem
podgrzewanie. Wyjąłem nasze ulubione kubki i nasypałem do nich po trzy łyżeczki
czekoladowego proszku po czym zalałem je ciepłym mlekiem. Umyłem ręce z kleju,
po czym złapałem za uchwyty i ruszyłem do salonu.
Alex nadal męczyła się z
pakunkami. Odłożyłem kubki na stolik i podszedłem do dziewczyny.
-A teraz przerwa- uśmiechnąłem się.
-Jeszcze tylko ten jeden...
Westchnąłem i zabrałem jej paczkę. Dziewczyna mruknęła coś pod nosem i
ruszyła na kanapę.
-Nie mogłaś tak od razu?- zapytałem siadając obok niej.
-Nie- wystawiła mi język i złapała swój kubek.
Pokręciłem głową z dezaprobatą i złapałem ją w pasie. Delikatnie
przyciągnąłem tak, że usiadła na moich kolanach.
-Już nie mogę się doczekać jutra- uśmiechnęła się, opierając głowę na
moim ramieniu.
-Ja też- odgarnąłem jej z oczu kosmyk włosów.
Alex podniosła się i odłożyła kubek na stolik. Po chwili jednak wróciła
na swoje miejsce, czyli moje kolana. Odwróciła się do mnie przodem i zbliżyła
twarz do mojej, dotykając wargami moich ust. Uśmiechnęła się delikatnie, zanim
złączyła nas w pocałunku. Ułożyłem dłonie w dole jej pleców, przyciągając bliżej,
a jej dłonie spoczęły na moich policzkach gładząc je delikatnie. Nawet nie
zwróciliśmy uwagi na to, że ktoś zapukał do drzwi. Oboje nie mieliśmy zamiaru
oderwać się od siebie. Po chwili drzwi się otworzyły, a my usłyszeliśmy głos
nieproszonego gościa. ''Zabiję go...''
-Jeśli wy też robicie sobie potomstwo to macie trzy sekundy, zanim
zdejmę buty i kurtkę, aby się ubrać!- krzyknął Harry.
Moja dziewczyna odsunęła się powoli i z uśmiechem ułożyła na mnie.
Objąłem jej drobne ciało ramionami i pocałowałem w czubek głowy. Dosłownie
sekundę później Styles siadał już naprzeciw nas na fotelu.
-Nie masz co robić?- uniosłem brwi do góry.
-Nie. Nudziło mi się- wyszczerzył się, ukazując wszystkie zęby.
-I dlaczego znów padło na nas?- zaśmiała się Alex.
-Tomlinsonów nie ma w domu- wzruszył ramionami.
-A Zayn?- zapytałem wjeżdżając dłonią pod sweter dziewczyny i gładząc
jej plecy, na co ta uśmiechnęła się do mnie pięknie.
-Wojna domowa z Darcy. A Payne robi sobie dzidziusia z Danielle-
nachylił się i wziął moje kakao.
-Tak, jasne, wejdź bez zaproszenia i wypij moje kakao- prychnąłem.
-Zawsze i wszędzie bracie- puścił mi oczko.
Louis
-Nie założę tego- zaprzeczyłem stojąc półnagi na środku sypialni i
trzymając w dłoniach ten ohydny zielony sweter.
-Ale on jest ładny- westchnęła blondynka, patrząc na mnie w odbiciu
lustra- Nie rozumiem co ci w nim nie pasuje.
-Może to, że jest wielki, gruby i zielony?- rzuciłem ubranie na łóżko-
I materiał jest drapiący.
-Oh, zapomniałam jaką ty masz delikatną skórę- uśmiechnęła się sztucznie
i wróciła do swojego makijażu- To załóż chociaż tą czerwoną koszulę.
Mruknąłem pod nosem i zacząłem grzebać w szafie. Kiedy wypatrzyłem
koszulę, szybko ściągnąłem ją z wieszaka i nałożyłem na ramiona. Zacząłem
zapinać guziki patrząc na moją dziewczynę, która skupiona nakładała sobie coś
na twarz.
-Po co ci to?- zmarszczyłem brwi.
-Żeby ładnie wyglądać- mruknęła nawet na mnie nie patrząc.
-Bez tego wyglądasz ładnie- stanąłem za nią.
-Dziękuję- uśmiechnęła się delikatnie- Ale ja tak nie uważam.
-A powinnaś- wyszczerzyłem się i pocałowałem ją w czubek głowy.
-DEBILU, MAM UŁOŻONE WŁOSY!- pisnęła nagle, co wywołało u mnie śmiech.
-Też cię kocham- posłałem jej piękny uśmiech i skończyłem zapinać
guziki.
-Wpuść ją w spodnie- poinstruowała jakbym miał pięć lat. ''Nie ma
mowy.''
-Nie maluj się- wzruszyłem ramionami.
-Tommo- posłała mi groźne spojrzenie. ''Przyjmuję wyzwanie.''
-Cas- założyłem dłonie przed sobą.
-Słońce...
-Kotku...
-Sweetie...
-Honey...
-Sweetheart...- posłała mi smutną minkę. Taką, że aż mnie za serce
ścisnęło.
-Okey- westchnąłem. ''Znów przegrałeś cieniasie.''
Szybko wcisnąłem czerwony materiał pod czarne jeasny. Zabrałem telefon
z łóżka i ruszyłem na dół. Na szczęście wszystkie prezenty i jedzenie już były
ładnie ułożone w samochodzie i nie musiałem nic zanosić, więc zadowolony
klapnąłem sobie na kanapę. Z radia w kuchni leciało 'Mistletoe and Wine', w
rogu świeciła sobie, ładnie ozdobiona przez Cassie, choinka, a za oknem leniwie
sypał śnieg. Dzięki temu jeszcze bardziej czułem tą świąteczną atmosferę.
Uśmiechnąłem się szeroko na myśl, że za jakąś godzinę będziemy wszyscy razem śmiać się ze wszystkiego, zmuszać się do jedzenia przygotowanego przez Darcy, które swoją drogą jest coraz lepsze i będziemy otwierać prezenty, które czasem były naprawdę
przerażające. ''Zwłaszcza te od Stylesa.'' Usłyszałem kroki na schodach, więc
obróciłem głowę w ich stronę. Uśmiechnąłem się, gdy zobaczyłem jak Cassie idzie
w moją stronę. Stanęła naprzeciw i uśmiechnęła się uroczo.
-Jedziemy?
Skinąłem i podniosłem. Położyłem dłonie na jej talii, przyciągając do
siebie i delikatnie całując w usta.
-Jedziemy.
***
Po prawie dwugodzinnej jeździe wreszcie udało nam się dotrzeć pod dom
Zayna. Musieliśmy się w połowie drogi wracać do domu, bo Cas zapomniała
jakiegoś prezentu, a potem przez pół godziny staliśmy w korku. Wysiedliśmy z
samochodu i zaczęliśmy zabierać te wszystkie pakunki. Kiedy byłem już
obładowany tak, że ledwo mogłem się ruszyć, powoli ruszyłem w stronę drzwi.
Łokciem walnąłem parę razy w drewnianą płytę, a w tym czasie dołączyła do mnie
blondynka. Która na marginesie prawie nic ze sobą nie miała. ''Pierdzielone
równouprawnienie.'' Po chwili w drzwiach pojawiła się czarna czupryna Malika.
-Zayn!- wydarłem się wesoło.
-Louis!- krzyknął, próbując udawać mój głos, co marnie mu wyszło- I
moja pani- gestem dłoni zaprosił i przepuścił Cassie w drzwiach. Chciałem wejść
za nią, ale mnie zatrzymał- Ty psie na wycieraczce, jeszcze mi coś zabrudzisz-
powiedział szturchając mnie palcem w ramię. Usłyszałem śmiech Cas i posłałem
mordercze spojrzenie Malikowi. ''Debil.''
-Wpuść go. Obiecuje, że będzie grzeczny- zaśmiała się- No chodź piesku-
uśmiechnęła się szeroko i wystawiła do mnie dłoń.
Westchnąłem i przechodząc obok Zayna walnąłem go łokciem w bok. Jego
cichy syk dostarczył mi wystarczającej satysfakcji. Jakimś cudem udało mi się
zsunąć buty, po czym wszedłem do salonu. Mój wzrok powędrował prosto do tej
ogromnej choinki. Która była odjebana w kosmos. ''Geniusze.'' Uśmiechnąłem się
dumny i podreptałem do niej. Ukucnąłem pod nią i powoli zacząłem odstawiać
wszystkie prezenty. Kiedy wreszcie pozbyłem się wszystkiego, zdjąłem kurtkę z
szalikiem i odwiesiłem je w przedpokoju. W salonie usiadłem obok Cassie przy
stole. Było na nim od cholery jedzenia.
-Jesteśmy pierwsi?- zapytałem patrząc na Zayna.
-Nie, Horan jest w kiblu- wzruszył ramionami, a ja zacząłem się śmiać.
''Bardziej bezpośrednio się nie dało.''
-Po tym jedzeniu to na pewno będzie potrzebował iść do łazienki-
rzuciłem, kiedy się opanowałem, a Malik starał się nie wybuchnąć śmiechem.
-Jesteście obrzydliwi- usłyszałem głos Cassie, więc odwróciłem się do
niej. I przypomniała mi się nasza mała bitwa w sypialni dwie godziny temu.
-Ty też kochanie, mogłaś się nie malować- puściłem jej oczko. Nie
odpowiedziała tylko walnęła mnie mocno w ramię. ''Auć...'' Usłyszałem głośny
śmiech Malika i posłałem mu mordercze spojrzenie. Wtedy weszła Darcy i Alex.
-Co tak rżysz Malik? W konia się zamieniasz?- upomniała go Darcy na co ten
przestał się śmiać i uniósł dłoń, pokazując jej odpowiedni palec.
-Tego palca to se w dupe wsadź- usłyszałem głos Alex. Zaśmiałem się
głośno z Darcy, a dziewczyny przybiły sobie piątkę.
-Uważaj żeby tobie ktoś czegoś nie wsadził- warknął na co wszyscy wybuchli
jeszcze głośniejszym śmiechem. Oczywiście oprócz Alex i Malika, którzy toczyli
walkę na wzrok.
-A co wam tak wesoło?- nagle doszedł do nas Niall, który od razu
uśmiechnięty stanął obok swojej dziewczyny.
-Zayn ostrzega Alex żeby ktoś jej czegoś do dupy nie wsadził-
wzruszyłem ramionami, na co dostałem kolejny raz w ramię od Cassie. ''Auć...
Znowu.''
-Co!?- pisnął Horan i spojrzał na Alex, co wywołało grupowy śmiech.
Właśnie wtedy wpadł nikt inny jak Harry Edward Styles we własnej osobie.
-SIEMANKO WY MOJE MAŁE MORDY!- ryknął na cały dom i wyszczerzył się do
nas. Spojrzał na każdego i zmarszczył brwi- Zaczęliście beze mnie? Nie
poczekaliście z tym alkoholem? Wy alkoholiki jedne. Nie będę was odwoził!-
pogroził palcem i przysiadł się do stołu.
-Zapomniałeś deklu, że zostajecie wszyscy na noc- odezwał się Zayn.
-Fajnie, że powiedzieliście mi o tym- Styles spojrzał na niego
gniewnie.
-Louis miał wszystkim przekazać- Malik wzruszył ramionami i zniknął w
kuchni razem z Darcy. A wzrok Harrego przeniósł się na mnie. ''Upsss...''
Alex
Od godziny siedzieliśmy wszyscy razem przy stole. Liam i Dani przyszli
niedługo po Harrym. Opowiadaliśmy sobie różne dziwne historie, śmialiśmy się z
nich, rozmawialiśmy... Po prostu byliśmy razem. ''I lepszych świąt nie mogłam
sobie wymarzyć.'' Miałam obok wszystkich moich przyjaciół i chłopaka, którego
kochałam. ''Czego chcieć więcej?'' Uśmiechnęłam się przyglądając Danielle,
która opowiadała Darcy i Cassie o jakiejś wyprzedaży, na którą się ostatnio
załapała. O ile ta pierwsza prawie usypiała, tak druga chłonęła każde słowo jak
gąbka. Niall i Louis próbowali dorwać się do prezentów pod choinką. Brali każdy
w łapy i potrząsali, zgadując co jest w środku. Zayn i Liam poszli ''dotlenić
płuca''. I brakowało tylko Harrego, który zniknął mi z zasięgu wzroku.
Wzięłam
do ręki telefon, który znów zaczął wibrować w torebce. Szybko odblokowałam
ekran i zobaczyłam kolejnego smsa z życzeniami. Nie żeby coś, ale takie same
dostałam już trzy razy. Nawet raz ktoś zapomniał zmienić podpis. ''Ludzie są
czasem niemożliwi...'' Odpisałam z podziękowaniem i wrzuciłam go do torebki.
-Aleeeeeeeeeex.
Podniosłam wzrok i ujrzałam Horana, który machał do mnie.
-Co?- uśmiechnęłam się patrząc na niego.
-Chodź na chwilę- wyszczerzył się.
Zeskoczyłam ze stołka i podeszłam do niego. Kiedy byłam już naprzeciw
niego, pochylił się nade mną i pocałował delikatnie w kącik ust.
-I nie mogłeś do mnie podejść?- zaśmiałam się, przytulając do niego.
-Nie, bo tam nie ma jemioły.
Zdezorientowana uniosłam głowę w stronę sufitu. I rzeczywiście nad nami
wisiała jemioła. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta. Chłopak z uśmiechem
odwzajemnił go i objął mnie. Staliśmy chwilę wtuleni w siebie, ale zaraz Louis
zawołał mojego chłopaka, więc byłam zmuszona wrócić na swoje miejsce przy
stole. Zdążyłam tylko usiąść, a znów usłyszałam swoje imię.
-Alex, może donieść tego placka?- podniosłam wzrok na Darcy.
-Co?- zmarszczyłam brwi.
-Chyba trzeba donieść tego placka, co nie?- posłała mi błagające
spojrzenie. ''O to chodzi...'' Uśmiechnęłam się i skinęłam.
-Tak, pomogę ci.
Obie wstałyśmy i ruszyłyśmy do kuchni. Po drodze mijałyśmy Louisa i
Nialla, więc uśmiechnęłam się do chłopaków. Nagle poczułam jakby
materiał sukienki o coś się zaczepił. Zanim jednak zdążyłam zareagować
usłyszałam walnięcie i śmiech Tomlinsona. Odwróciłam się do nich i zobaczyłam
jak Louis dostaje od Horana po łbie.
-Mojej dziewczynie zaglądasz pod sukienkę dupku?!
-Ma ładne majteczki-wzruszył ramionami i spojrzał na mnie.
Moje
policzki były już pewnie czerwone jak ogień, co spowodowało kolejny śmiech ze
strony Lou. Szybko się odwróciłam i podreptałam do kuchni. Kiedy byłam już w
przejściu wpadłam na Darcy, która niosła pokrojone ciasto.
-Spoko, poradziłam sobie- uśmiechnęła się i wyminęła mnie, idąc w
stronę stołu.
Poszłam za nią i usiadłam na swoim miejscu, a po chwili obok
zmaterializował się Styles.
-Co tam sweetie?- usiadł na krześle obok, które było jego miejscem.
-Siedzę- sięgnęłam po ciastko- A ty gdzie byłeś?
-Kontrola rodzicielska- westchnął- Moja mama potrafi gadać godzinami.
-Wiem, ale jest kochana- uśmiechnęłam się, a chłopak spojrzał na mnie.
Zaczął mi się uważnie przyglądać- Mam coś na twarzy?- zmarszczyłam brwi.
-Nie, ale zobacz...- wskazał kierunek za mną. Odwróciłam się i zanim
się zorientowałam moje ciastko zostało mi wyrwane.
-Ej!- walnęłam go w ramię- Nie mogłeś sobie wziąć swojego?
-Kradzione lepsze- puścił mi oczko i wchłonął całe ciastko.
Chciałam mu ładną wiązankę puścić. No bo kto mi zabiera jedzenie?!
NIKT. Już nawet zaczęłam ją sobie w głowie układać, ale uprzedził mnie wesoły
głos Louisa.
-Otwórzmy prezenty!- uśmiechnął się szeroko i zatarł dłonie. ''Wieczne
dziecko.''- Od kogo mam otworzyć pierwszy?
-Zacznijmy od moich!- krzyknął Styles. Już się boje. Jak on coś wymyśli
to aż strach się bać.
-Okey- mruknął Lou i zaczął szukać w stercie pakunków swojego.
Kiedy
znalazł niewielkie pudełko, trochę się zdziwił. Byłam strasznie ciekawa co
chłopak wymyślił na prezent. Tommo pomału otwierał pakunek jakby bał się, że go
zniszczy, ale każdy wiedział, że bał się tego co jest w środku. Kiedy już
otworzył, jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Spojrzał na Harrego i
puknął się w czoło.
-Ty to jesteś naprawdę pierdolnięty- nadal nikt nie wiedział poza nimi
dwoma co dostał brunet- Co ja mam z tym zrobić?
-Wykorzystać, pomyślałem, że ci się przyda- puścił mu oczko.
-No co dostałeś?- nie wytrzymałam i musiałam sie spytać.
Tomlinson tylko westchnął i pokazał książkę. Każdy czytał tytuł, a po
chwili w domu rozległy się śmiechy. W końcu zażenowany Louis też zaczął się
śmiać i rzucił poduszką w stronę lokowatego. Na książce widniał napis "Kamasutra".
Nie wiem skąd on to wytrzasnął, ale wole się nie dowiadywać.
-Alex, teraz ty!- wyszczerzył się Styles.
-Ale...- spojrzałam po wszystkich. Nikt nie śpieszył się, aby podejść
do prezentów- Okey- westchnęłam i wstałam.
Niepewnie podeszłam do choinki i zaczęłam szukać swojego prezentu.
Kiedy wreszcie znalazłam, usiadłam na podłodze i położyłam go sobie na
kolanach. Powoli otworzyłam prezent i ukazało mi się duże, płaskie pudło. Byłam
zdezorientowana. Spojrzałam na Stylesa, a on jedynie skinął na prezent.
Najzwyczajniej w świecie bałam się go otworzyć. Powoli podniosłam wieko pudełka
i zaniemówiłam.
-Boże- jęknęłam, gdy ujrzałam koronkową, różową bieliznę. ''Co dzisiaj wszyscy mają do moich
majtek?!''
Mogłam spokojnie stwierdzić nie widząc siebie, że byłam dojrzałym
burakiem na twarzy. Szybko zamknęłam pudełko i rzuciłam je na stół.
-Zabije cię kiedyś Harry, pamiętaj o tym.- każdy dorwał sie do prezentu
i jak poprzednio nikt nie ukrywał się ze śmiechem.
Zażenowana podeszłam do Nialla, chcąc się za nim schować, ale ten debil
musiał mnie posadzić sobie na kolanach. Uniosłam wzrok na Stylesa, a on
znacząco poruszył brwiami i wskazał na blondyna. ''Boże, czy nie dość się dzisiaj wycierpiałam?''
Każdy dostawał różne prezenty typu naszyjniki, pierścionki, apaszki,
okulary, zegarki, bransoletki, kolczyki, lakiery do paznokci, ubrania i garczki-
to akurat od Zayna dla Darcy żeby nauczyła się gotować. Cóż... Przynajmniej on
tak twierdzi.
Jednak te najlepsze prezenty były od Harrego. Darcy dostała "50
twarzy Greya", dla Liama i Danielle przeznaczony był chyba roczny zapas
prezerwatyw, Cassie-opaska na oczy, a Niall dostał czekoladowego... ''Domyślcie
się co...'' I kawałek placka o nazwie "cycki murzynki".
Niektóre prezenty były zabawne, inne urocze a kolejne po prostu miłe
lub fajne.
Po godzinie został tylko prezent Nialla od Darcy. Chłopak uśmiechnięty
od ucha do ucha otworzył duże pudło i ujrzał wielkiego misia, co spowodowało
tylko jeszcze większy wyszczerz na jego twarzy.
-Stwierdziłam, że skoro uwielbisz przytulać ludzi to teraz będziesz
mógł to robić nawet jeśli nie będzie kogoś z nas- Smith się uśmiechnęła, a
Niall podszedł do niej i ją przytulił. ''Jakie to słodkieeeee.''
-Dzięki, to jest wspaniały prezent. Ale i tak nic nie zastąpi Alex-
powiedział wesoło Niall, a ja ponownie się zarumieniłam. ''Moja twarz się
dzisiaj chyba zapali.''
Harry
Wigilia trwała w najlepsze, każdy zajął się rozmowami i oglądaniem
prezentów. Jestem pewien, że nikt się nie spodziewał takich jakie ja im dałem.
Powinni mi dziękować, że nie kupiłem im dennych breloczków ze stacji
benzynowej. Ba! Oni nogi mi powinni całować! Odszedłem na chwile od stołu, aby
wyjść na balkon.
Każdy miał swoją drugą połówkę-no prawie każdy- a ja
siedziałem jak to brzydkie kaczątko. Nikt mnie nie chciał. Gdzie nie spojrzałem
były uśmiechy, śmiechy, całowanie… kłótnie. Ja nawet kłócić się nie miałem z
kim. No ale co ja poradzę, że każda na mnie leci i nie wiem, którą wybrać? ''Haha,
tak Harry, tak się pocieszaj.'' Nawet te rude są fajne, a niektórzy mówią, że
wredne- w każdym bądź razie nie dla mnie. Bo przy mnie każdej kolana miękną.
Siedziałem na wiklinowym krześle, na marginesie mówiąc, pokrytym
śniegiem, marznąc i rozmyślając nad głupotami jak na przykład: 'Jak to możliwe,
że gwiazdy tak mocno świecą, a są takie małe?'. Gdy palce zdrętwiały mi już
tak, że ruszać nimi nie mogłem, wróciłem do domu.
Powietrze owiało całe moje
ciało, co było przyczyną dreszczy. Dłonie i stopy zaczęły mnie szczypać-chyba zaczęły odmarzać. Usiadłem na fotelu i dyskretnie zacząłem przysuwać się do kominka. Lecz
dyskretnie mi się nie udało, bo jak to zawsze bywa przesuwałem siedzenie, kiedy
nastąpiła nadzwyczajna cisza. Jak zwykle. Pocierałem rękoma o siebie i o
spodnie na zmianę, żeby tylko było mi cieplej.
-Hej!- krzyknęła Darcy- Trochę nie w porę, ale nie podzieliliśmy się
jeszcze opłatkiem, więc chciałabym to teraz zrobić- zdezorientowany spojrzałem
w jej stronę. Nie wiedziałem o co chodzi.
-Emm, o co chodzi?- spytałem się
-JA WIEM! JAA!- Louis zaczął machać rękami.
-No mów- zachęciła Alex. Jej mina wyrażała, że wie o co chodzi, ale
udawała, że nie. Tak, niedługo Sherlockiem zostanę.
-Bo chodzi o to...- zaczął jak dziecko z przedszkola- że...- no dawaj
Tommo wyduś to z siebie. Ten spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Wiedział, że
jestem ciekawski i długo nie wytrzymam. Debil. Specjalnie to robi- bo mój
dziadek mi to mówił...- zaraz padnę. Zanim on to powie to już nowy rok minie- że
chodzi o to...- wywróciłem oczami i usiadłem przed kominkiem ponownie się
ogrzewając- ON MNIE NIE SŁUCHA! Ej, a później będzie się pytał wszystkich!-
miałem ochotę go zabić. Odwróciłem się i wymusiłem uśmiech. Zadowolony Lou
zaczął kontynuować.- więc chodzi o to, że...- każdy westchnął. Nie jestem
jedyny co ma tego dość! Nowość!- no dobra chamy, chodzi o to ze mówimy sobie
życzenia łamiąc się opłatkiem...- powiedział jak zirytowane dziecko, któremu
nie dało się pobawić wystarczająco długo jego ulubioną zabawką.
-No wreszcie!- krzyknęły Alex i Darcy, na co każdy się roześmiał.
-Ja też wiem o co chodzi- odezwał się Zayn- Jak byłem mały musiałem
poznać wszystkie religie i takie tam- tłumaczył.
-Ja też wiem- potwierdził Niall- Fanka kiedyś mi coś o tym napisała na
twitterze i nie wiedziałem o co chodzi, dlatego wpisałem w google- ''Wychodzi
na to, że tylko ja o tym nie wiem?''
-Ja tego nie kojarzę jakoś- stwierdziłem. Liam zgodził się ze mną
skinieniem głowy. Uśmiechnąłem się i przybiliśmy sobie piątki. Danielle i
Cassie stwierdziły, że słyszały o tym ale nie wiedziały o co dokładnie chodzi.
Chcąc nie chcąc- choć zgaduje, że każdy chciał- wszyscy wstali i
podeszli do osoby stojącej obok. Rozejrzałem się i oczywiście byłem sam.
Westchnąłem i oparłem się o ścianę czekając, aż ktoś skończy. Obok mnie stali
Alex i Niall. Zacząłem się im przysłuchiwać. Może załapię o co chodzi.
-Żeby ci woda sodowa nigdy nie uderzyła do tej ślicznej główki, żebyś
wreszcie przestał wyjadać moje budynie z lodówki, mógłbyś raz nie malować włosów, bo chciałabym choć raz zobaczyć cię w całych brązowych, abyś zaczął po sobie sprzątać
brudne ska...
-Aleeeeex- jęknął blondyn na co zaśmiałem się pod nosem.
-I żebyś zawsze był takim kochanym chłopakiem- uśmiechnęła się i
wspięła na place przytulając Nialla.
Boże aż mnie mdli na ich widok. Są przesłodcy. Będę musiał im chyba coś
opowiedzieć żeby przypadkiem cukrzycy nie dostali. Rozejrzałem się i już
kończyli, więc podszedłem bliżej, ale oczywiście każdy zmienił się tak, że
znowu zostałem sam. Czy ja jestem niewidzialny?! Jak tak dalej pójdzie to w tym
tempie nowy rok mnie zastanie.
Zniecierpliwiony zbuntowałem się i stanąłem na samym środku. Może wtedy
mnie zauważą.
Po dość długim czekaniu wreszcie mogłem złożyć komuś życzenia. Trafiło
na Louisa.
-No więc..- próbowałem zacząć- No więc zacznij. Robię to pierwszy raz-
chłopak wybuchł śmiechem, ale zdołał się opanować i zaczął.
-A więc Haroldzie- trzepnąłem go w ramię- Życzę ci wszystkiego co
najlepsze, żebyś znalazł swoją wybrankę życia, abyś spełnił te swoje marzenia, które
masz ukryte w tej kapuście zamiast mózgu…- zgromiłem go wzrokiem ale i tak się
uśmiechnąłem. Louis składał mi dalej życzenia, jedne mniej normalne drugie
bardziej, a ja za każdym razem łamałem sobie kawałeczek opłatka. Gdy przyszła
na mnie kolej, życzyłem mu prawie tego samego. Bo co można powiedzieć takiemu
kochanemu idiocie? Dodałem tylko, że
chce zostać chrzestnym nie długo.
Podchodziłem do każdej osoby i składaliśmy sobie nawzajem wszystkiego
najlepszego. Kiedy dodałem tylko coś zboczonego dziewczyny mnie beształy a
chłopaki kręcili głowami. Nie zapomnę ich min na takie życzenie jak na przykład ''niech coś się stanie tej nocy u ciebie, bo jakoś tak tu nudnawo będzie''. Wtedy
mina Danielle była bezcenna. Ale i tak się śmiała.
Na koniec została mi Darcy, ale składała sobie życzenia z Zaynem.
Podszedłem więc bliżej, aby później nie musieć jej szukać. Nawet nie chciałem
im się przysłuchiwać, no ale przecież to nie moja wina, że tak głośno mówią.
-Darcy, kochana przyjaciółko ty moja, życzę ci abyś przestała być taką
niedorajdą, abyś przestała mi rozbijać samochód, a najlepiej w ogóle nie
wsiadała za kółko żadnego samochodu, aby cię czasami piorun strzelił, być może
wtedy zmądrzejesz. Żebyś tej tapety nie waliła tonę, bo ci pryszcze wyskoczą,
abyś jadła coś wreszcie bo wyglądasz ja patyczak- tylko ja mam wrażenie, że on
się o nią martwi, tylko dodaje coś od siebie aby nie wyszedł na jakiegoś
desperata?- Abyś nie ścinała więcej włosów, bo w krótkich wyglądasz jak
bezdomny spod monopolowego i takie duperele o spełnieniu marzeń, zdrowiu i tak
dalej- uśmiechnął się do niej szeroko.
-Zaynuś, mój kochany przyjacielu, życzę ci abyś wreszcie znalazł sobie
dziewczynę, bo jesteś gorszy niż moja babcia, abyś wreszcie wyrósł z okresu
pięciolatka, abyś się nadal śmiał, bo będziesz miał zmarszczki i będziesz
młodym dziadkiem, abyś robił obiady i ręce sobie uciął, abyś nie prał swoich
skarpet, to może wtedy wreszcie zdechniesz, abyś nie używał mojego lakieru do
włosów, bo ci to i tak nic nie da, abyś nosił czapki, bo wyglądasz jak ten
facet co mieszka pod mostem, wielkiego domu, żebyś się w nim zgubił i tam czego
jeszcze sobie życzysz- i pozwolę sobie dopowiedzieć jeszcze: żebyś został moim
chłopakiem. Tak to by było genialne, ale i bez tego ich życzenia z pewnością
były najlepsze, bo każdy ich słuchał z uśmiechami na twarzy.
Przytulili się- moim zdaniem dość długo jak na przyjaciół- i odeszli.
Wtedy podszedłem do dziewczyny i zacząłem składać jej życzenia. Nie pominąłem
oczywiście tego żeby zeszła się z Zaynem, a wręcz przeciwnie ponieważ dałem jej
to do zrozumienia z pięć razy, aż w końcu miała mnie dość.
Gdy już wszyscy się podzieliliśmy, usiedliśmy ponownie do stołu aby
zjeść gorące danie.
Darcy
Wszyscy usiedzieli na swoich miejscach, a ja poszłam do kuchni po
garnuszek z barszczem. Był indyk, pierogi i wszystko inne, ale jedliśmy to wcześniej.
Miałam nadzieję, że będzie im smakować, bo zawsze każdy wahał się dotknąć
barszczu. Szczególnie Niall... Ale to nie moja wina, że wtedy tak wyszło...
Westchnęłam i chciałam podnieść naczynie, ale okazało się dość ciężkie.
A znając mnie pewnie zaraz bym się z tym wypierdoliła...
-ZAYN!- krzyknęłam.
-CZEGO?!- usłyszałam głos chłopaka.
-POMÓŻ MI Z TYM BARSZCZEM!
-JESTEM ZAJĘTY!
-WEŹ RUSZ TU DUPĘ!
-ALE.JESTEM.ZAJĘTY!
Przeklęłam go pod nosem i zmieniłam głos na stanowczo milszy i uroczy.
''Czyli taki, który nie jest dla Zayna.''
-Louis! Pomożesz mi?
Westchnęłam i ponowiłam próbę podniesienia tego diabelstwa. Ale z marnym
skutkiem. Po chwili obok mnie stanął szatyn.
-Do usług kochana- uśmiechnął się słodko.
-Weź to, bo jest ciężkie- wskazałam na naczynie.
Chłopak pokiwał głową i chwycił garnuszek. Uśmiechnięta złapałam
jeszcze talerzyk z chlebem. Już miałam się kierować do salonu, kiedy usłyszałam
głośny huk. Szybko pobiegłam do pomieszczenia i pierwsze co zobaczyłam wielka,
brązowa kałuża. Parę centymetrów dalej leżał mój ukochany garnuszek. A obok
niego czerwony jak pomidor Louis.
-TAK! DZIĘKUJĘ BOŻE!- usłyszałam krzyk i podniosłam wzrok. Okazało się,
że tym, kto raczył to powiedzieć, był Zayn. ''Jasne, jakżeby inaczej.''
Uśmiechnięty od ucha do ucha patrzył na tą katastrofę.
-I z czego się śmiejesz?! Leć po ścierkę i sprzątaj to! Co ty sobie
wyobrażasz?!- krzyknęłam.
Zayn nie chcąc mi wchodzić w drogę poszedł po ścierkę
jak potulny, pijany ze śmiechu, baranek. Spojrzałam się po wszystkich i
wiedziałam, że każdy powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem. Spojrzałam na
Louisa, który stał ze spuszczoną głową i podrygiwał. W końcu i ja nie
wytrzymałam. Usiadłam na krześle, oparłam głowę o stół i zaczęłam sie śmiać. W
moje ślady poszła cała reszta. Ta wigilia zapowiadała się na istną katastrofę,
a była po raz pierwszy ze wszystkimi. Zawsze kogoś brakowała, raz Harrego, raz
Liama. W te święta wszystkim się udało przybyć... ale nie udał się posiłek.
Zayn przyszedł ze stosem ścierek i zaczął sprzątać po wypadku.
-Na szczęście zamroziłam trochę tego, więc każdy coś jeszcze zje-
westchnęłam- Pomoże mi ktoś?- zapytałam i wstałam od stołu. Wszystkie dziewczyny
poszły za mną do kuchni, a chłopcy zostali ogarniać pokój.
Kiedy wreszcie barszcz się zagotował podałyśmy każdemu do stołu. Jednak
nikt nie palił się do tego, aby zacząć jeść. Spróbowałam sama, aby zachęcić
innych i mocno się zdziwiłam, bo był naprawdę dobry. Wyszedł mi. O MÓJ BOŻE ON
JEDT DOBRY! To mój cud wigilijny. W końcu każdy spróbował i KAŻDEMU smakowało.
''Ja pierdolę, trzeba to zapisać!''
- Zayn czy ty przypadkiem nie podmieniłeś tego?- spytał się Niall i
wskazał na talerz.
- Nie- spojrzałam na chłopaka, a może faktycznie podmienił? Jeśli tak,
to jutra nie doczeka. Ja już sobie z nim pogadam.
Wszyscy chętnie jedli co było na stole. Uwielbiałam pączki, mogłabym je
wszystkie zjeść, ale nie chciałam przytyć. Tylko one mnie tak przyciągają, że
musiałam wziąć kolejnego. Kiedy już wyciągałam rękę, aby jednego zabrać,
odezwała się Danielle.
-Pośpiewamy?- uśmiechnęła się szeroko, a reszta jej przytaknęła.
Wszyscy zaczęli wstawać i siadać mniej więcej w kółku wokół kominka.
Spojrzałam tęsknie na paterę z pączkami i ruszyłam za nimi. Usiadłam obok Cas i
Liama. W tym czasie Horan zdążył skombinować sobie gitarę i usiąść centralnie
przed kominkiem.
-Co chcecie?- wyszczerzył się dumny.
-Santa Clauds Is Coming To Town- rzucił Louis, biorąc Cassie na kolana.
''Aw... Chce chłopaka...''
Po paru sprzeciwach oraz
dyskusjach i tak w końcu została ta piosenka. Oczywiście śpiewać zaczęli
chłopcy. Doszła do nich Dani i Cas. Już nawet zamierzałam się dołączyć, ale
poczułam szturchnięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam Alex.
-Masz kamerkę?- uśmiechnęła się.
-Nie możesz telefonem?- zapytałam wstając i podchodząc do komody.
-Mogę, ale wolę kamerką- wzruszyła ramionami. Pogrzebałam chwilę w
szafce, aż w końcu wygrzebałam urządzenie. Podałam je Morgan, a ta posłała mi
piękny uśmiech.
-Dziękuję- szybko ją chwyciła i wróciła na swoje miejsce obok Nialla.
''Oni są tacy słodcy razem...'' Jezu, chyba naprawdę brakuje mi chłopaka...
Potrząsnęłam głową i też wróciłam na swoje miejsce.
Po paru minutach wszyscy już śpiewaliśmy na cały głos, śmiejąc się na
zmianę. A Alex wszystko to upamiętniała na filmiku. W pewnym momencie poczułam
coś jakby się paliło. Rozejrzałam się wokoło ale nic nie widziałam. Podniosłam
tyłek z podłogi i poszłam do kuchni sprawdzić czy czegoś zapomniałam wyłączyć. Kiedy
nic nie znalazłam, wyszłam nawet na dwór zobaczyć czy lampki się spaliły albo
coś. Jednak też nic nie znalazłam, więc weszłam do domu i ruszyłam do salonu.
Podniosłam wzrok i zastałam widok palącego się Nialla. Przerażona nie
wiedziałam czy się śmiać z tego idioty czy płakać, bo może mu się coś stało.
Chłopaki, oprócz Liama, leżeli na podłodze i śmiali się, a dziewczyny i Liam, a
zwłaszcza Alex, zaczęli panikować. Nie myśląc wiele poleciałam po jakąś miskę,
napełniłam ją wodą i pobiegłam do salonu. Pech sobie ze mnie dzisiaj drwił,
więc potknęłam się o Louisa brehtającego się na podłodze i oblałam wszystkich
stojących wokoło Horana. Przynajmniej się już nie palił… tak jak drewno w
kominku. Z bezsilności po prostu leżałam na mokrej podłodze. Te święta na pewno
każdy zapamięta. Nie miałam siły wstawać. Każdy się śmiał jakby od roku nie
mogli tego zrobić. Totalna porażka. Następnym razem nie pozwolę żeby u nas były
święta, bo nam dom wysadzimy.
Wszyscy mokrzy poszli do łazienki aby się osuszyć, a reszta znowu
ścierała i sprzątała w salonie. Prawie sucha zeszłam na dół i żeby choć trochę
uspokoić innych włączyłam piosenki na telewizorze i zaczęłam ogarniać podłogę z
resztą. W końcu reszta też zeszła i zaczęliśmy śpiewać razem z artystami z
telewizora.
Gdy już każdy dał odpocząć swoim gardłom usiedliśmy na kanapie. Nie
była ona za duża, dlatego dziewczyny usiadły na kolanach chłopaków. Zostało
jedno miejsce. Szybko podeszłam, aby usiąść ale jebany Malik mnie wyprzedził.
-Paniom się ustępuje- starałam się spokojnie mówić.
-Przecież możesz siąść- poklepał swoje kolana. Prychnęłam i założyłam
przed sobą dłonie.
-Nie będę u ciebie siedzieć.
-No to siedź na podłodze. Z pewnością twoja tłusta dupa się tam usadowi-
wzruszył ramionami, a każdy znowu zaczął
się śmiać. Dzisiaj to chyba rekord pobijemy.
-No Darcy przecież to tylko twój PRZYJACIEL- zaznaczył Liam. Zmrużyłam
na niego oczy.
-Właśnie to mój przyjaciel i nie mam zamiaru na nim siedzieć- przeszłam
do drugiego pokoju, aby przynieść sobie stołek. Po chwili wróciłam z mebelkiem
do przyjaciół.
-Serio będziesz siedzieć na tym krześle?- spytała się Dan- Chyba już
jego kolana były by wygodniejsze.
-Ja tak nie uważam. Zobacz jakie ma patyki. Same kości i skóra. Prędzej
miałbym odbicia na pośladach- usiadłam na stołku.
-Nieee są bardzo wygodne- zaprzeczył Harry. HARRY, boże zapomniałam
przecież on nie ma pary!
-Harruś, wiesz, że cię lubię, prawda?- zrobiłam oczka kota ze smreka i
wystawiłam dolną wargę. Szybko wstałam i stanęłam przed nim- Plosse, będziesz
tak miły i..- uwiesiłam się mu na szyi.
-Nie ma mowy, nie siądę mu na kolanach- Styles pokręcił głową.
-To Zayn usią..
-Nie ma mowy- od razu wtrącił się mulat.
-Ygh! Jesteście chamscy- jęknęłam.
-Przecież zaproponował ci gdzie możesz usiąść- zaapelowała Cassie
-Wole ten stołek- podeszłam do niego i usiadłam jak naburmuszone
dziecko.- No co się tak patrzycie? Zobaczcie czy jest jakiś film- warknęłam
bardzo zła i zirytowana.
Ten stołek nie był za wygodny. Na dodatek co chwila się na mnie każdy
gapił, a jak nie na mnie to znacząco na Zayna. Idioci myślą, że jestem ślepa. W
końcu zabrałam pilota, bo leciały nudne reklamy. Skakałam po wszystkich
kanałach ale nic mi nie odpowiadało. Każdy był już znudzony dlatego dla
świętego spokoju wróciłam się od tyłu po kanałach i zatrzymałam się na losowym
programie. Przeczytałam tytuł ''Kevin sam w domu''. Jak ja mogłam to przeoczyć!
Klasnęłam w dłonie i starałam się wygodnie usadzić na ty pieprzonym krześle.
Każdy znowu się na mnie spojrzał, a ja tylko na nich machnęłam ręką aby się
odwrócili.
Każdy oglądał w skupieniu, jedynie ktoś co chwila dawał komentarz co
się za chwile stanie. Było to do przewidzenia, bo w końcu kto nie oglądał tego
filmu? Przecież to tradycja chyba każdego. Co trochę wybuchałam śmiechem
wiedząc, że zaraz coś się stanie. To był film wszech czasów i najlepsza komedia
świąteczna jaką kiedykolwiek oglądałam.
W końcu odezwała się typowa telewizja i włączyli półgodzinne reklamy.
Liam wstał zapewne do łazienki. Ja również wstałam z zamiarem przyniesienia każdemu czegoś do picia i
jedzenia. Wyjęłam dziewięć czystych szklanek i nalałam do nich kompotu babci.
Na paterę wyłożyłam ciasta i wyjęłam do tego talerzyki. Wszystko ustawiłam na
tacy i pomału zaniosłam do salonu gdzie wszyscy siedzieli. Nie chciałam
kolejnej katastrofy. Rozłożyłam wszystko i nałożyłam sobie kawałek ciasta.
Każdy wziął sobie coś do przegryzienia i też zaczął jeść. Rozmowa jakoś się
toczyła i z cierpliwością czekaliśmy aż reklama minie.
W końcu doszedł do nas Payne. Miałam nadzieję, że w spokoju usiądzie.
Lecz to jest przecież chłopak z syndromem Piotrusia Pana, jak każdy tutaj mężczyzna
siedzący. Wystraszył Danielle, złapał w pasie i podniósł okręcając w około
własnej osi. Pomału się cofali, a ja wręczy wyczuwałam kłopoty. Odłożyłam
wszystko co miałam w ręce i wstałam. Chciałam do nich podejść, ale zatrzymała
mnie ręka Zayna przez co upadłam mu na kolana.
-Daj im się zabawić- szepnął. I w tej chwili coś się stłukło. Szybko
podniosłam głowę. Jedna bombka. Uff, na szczęści tylko tyle. Już chciałam
odetchnąć, ale niestety się przeliczyłam. Choinka zaczęła się groźnie chybotać.
I nim zdążyłam zareagować, drzewko leżało na podłodze. Liam z dziewczyną na
rękach stali przestraszeni tym co się im właśnie stało przed twarzą.
-Niech tylko ktoś piśnie choć słówko a ich własnoręcznie zabije-
warknęłam. Nie zamierzałam tego sprzątać. Skoro drzewko chciało leżeć, to niech
se poleży. Ja mam tego już serdecznie dość. Zaczerwieniona para usiadła na
swoim miejscu skupiając się na lecącym już filmie, nie zaszczycając nikogo
swoim spojrzeniem. Byli zawstydzeni... I dobrze, niech wiedzą że zawinili.
Nogi Zayna nie były aż tak niewygodne jak myślałam. Wręcz przeciwnie,
były jak miękka poduszeczka. Wtuliłam się w niego, a on bawił się moimi włosami.
Trochę to było dziwne. W życiu bym się na takie coś nie zgodziła, a tu taki
przypadek i proszę, przytulam się do niego. Ale to nadal jest tylko mój
przyjaciel, nic więcej. Każdy miał głupi uśmieszek na twarzy. ''Co oni się nas
tak uczepili?'' Niech się cieszą tym, bo więcej zapewne się to nie powtórzy.
Po skończonym filmie wstałam, przeciągając się i usiadłam do stołu.
Zgłodniałam dlatego nałożyłam sobie sałatki. Każdy poszedł w moje ślady.
Doniosłam jeszcze pierogów i moich pączków. Każdy brał co chciał. Miałam
nadzieję, że im smakowało, bo jak nie to wypad.
Najedzona na maksa zebrałam naczynia i poszłam je wstawić do zmywarki.
Po co się mam męczyć ręcznie? Najwyżej mogę wyjąć świeże i już. Sprawa
rozwiązana. Wróciłam do stołu, ale każdy tańczył na środku salonu. Westchnęłam
i uśmiechnęłam się pod nosem. Tak słodko wszyscy wyglądali.. No może poza
Zaynem i Harrym, którzy tańczyli tango do całkiem innej muzyki. Zabrałam aparat
leżący na fotelu i zaczęłam robić zdjęcia. Gdy nikt nie patrzył pstryknęłam
sobie selfie, ale nie muszą o tym widzieć. Po chwili przedmiot został brutalnie
mi zabrany przez Stylesa. Zaczął robić zdjęcia i popchnął mnie do stołu.
Wystawiłam mu język i poszłam się napić.
Stałam sobie spokojnie oparta o ścianę, nikomu nie zawadzając. Nagle
poczułam jak coś ciężkiego na mnie upada. Zabolało. Okazał się to wielki facet
o długich, czarnych włosach. Zgaduje, że go ktoś popchnął, bo był tak samo
zdezorientowany jak ja. Spojrzałam mu przez ramię i od razu wiedziałam, że to
Cassie, bo tylko ona się uśmiechała w ten zwycięski sposób. Przez to zdarzenie
Zayn zgasił światło. Westchnęłam i zaczęłam szukać włącznika. Nagle poczułam,
że coś mnie szarpie za rękę. Domyśliłam się, że to Malik. A potwierdziło się
to, kiedy szliśmy na ślepo po schodach na górę, a on chyba się uderzył, bo
usłyszałam ciche przekleństwo z jego ust. Ciągle szliśmy go góry. Nawet nie
widziałam, że aż tyle stopni tutaj jest. Nie to żebym liczyła. Gdy doszliśmy na
samą górę zatkało mnie. ''To tutaj jest coś takiego?!''. Jak ja mogłam o tym
nie wiedzieć? Zgaduję, że nikt nie wiedział gdzie jesteśmy.
-Chciałem z tobą obgadać parę spraw- uśmiechnął się w moją stronę.
-Jakich spraw?- uniosłam brwi.
-Noo..- zaczął nie pewnie- No, bo ten... No wiesz...- zacinał się, co
było całkiem zabawne.
-No nie wiem- zaśmiałam się lekko.
-O nas. Kim my dla siebie jesteśmy?- spytał odważnie patrząc mi w oczy.
''Co on w 10 sekund nabrał pewności siebie?''
-No..- teraz ja się zawahałam.
Kiedy nie odpowiadałam dłuższą chwilę, pociągnął mnie to barierki. W
sumie to był jakiś taras ukryty w dachu? Nie wiem co to jest, ani gdzie to jest
no ale nie ważne. Ważniejszy jest widok na całe miasto. Wszędzie były
poubierane domy kolorowymi lampkami. Było ciemno, dlatego wszystko ładnie
wyglądało-Pięknie tu...- nie wiedziałam co mogłam więcej powiedzieć. Tego nie
dało się określić słowami.
-To może inaczej...- westchnął- Kim chciałabyś, żebyśmy byli?- zapytał.
Onieśmielał mnie teraz. To nie fair, mnie nigdy nikt nie onieśmiela.
-A ty czego byś chciał...?- zadałam pytanie
-Odpowiedz najpierw na moje pytanie- zaśmiał się cicho.
-Ale ja nie wiem..- westchnęłam- Jesteś dla mnie ważny. Co mam jeszcze
powiedzieć? Że nie chce cię stracić? Że się boje? Co mam powiedzieć?-
spojrzałam na niego niepewnie.
-Ty też jesteś dla mnie ważna- uśmiechnął się delikatnie i mnie
przytulił.
Te słowa złamały chyba moją powłokę przed chłopakami, którą budowałam
od urodzenia.
Podsumowując barszcz został wylany, choinka się przewaliła, dostaliśmy
zajebiste prezenty, a Niall się zapalił. Może nie w tej kolejności, ale
mniejsza o to. Wydawałoby się, że wszystko jest do dupy, ale tak nie było. To
właśnie byliśmy my.
Ale końcówka była według mnie najlepsza.
Edit:
LadyInRed. Jeśli to teraz przeczytałaś, masz to skomentować. Teraz. Męczyłam się dzisiaj z tym pół dnia dla ciebie. Dziękuję ;* ~Tusiak