Hej!
Jak tam po świętach? :) Jak widać, my znalazłyśmy trochę czasu pomiędzy tymi spotkaniami, przygotowaniami, sprzątaniem itd.... No i mamy tą dziewiątkę. ;)
Liczymy na wasze opinie !
Lady in red- masz tego Harrego ;* Oby ci się spodobał. <3
I dziękujemy za prawie 2 tysiące wejść ! I za to, że pod ostatnim postem było więcej komentarzy! Normalnie codziennie to czytamy i mamy zaciesz :D Kochamy was!!
Już przechodzimy do rozdziału. Miłego (mamy nadzieję..) czytania!
Harry
Podszedłem do przyglądającym się scenie innych chłopaków i zapytałem o co chodzi. Kiedy mi odpowiedzieli, miałem wrażenie, że zaraz mnie zbierać z podłogi będą musieli. Ja myślałem, że ta dziewczyna to taka cicha, spokojna, trochę może nie lubiana i dobrze się uczy. A ona podskakiwała do dwa razy większych od siebie chłopaków. Żeby tego było mało to kopnęła jednego w czułe miejsce. ''Współczuję stary.'' Ale i tak najgłupszy był powód jej złości. Wkurzyła się, ponieważ jeden z chłopaków zajrzał jej do szafki. ''Ona chyba ma problem z agresją.''
Nie chciałem się już wtrącać, więc zacząłem się powoli wycofywać. Stwierdziłem, że moja paplanina i tak by nic nie dała.
Gdy kątem oka zobaczyłem jej szafkę, gwałtownie się zatrzymałem. Mógłbym przysiąc, że moje oczy powiększyły się wtedy ze trzy razy. Nogi jakby przywarły mi do podłogi i nie chciały się ruszyć, a ja się cały czas tylko gapiłem z otwartą buzią na szafkę.
W środku znajdowało się pełno serduszek z... MOIMI zdjęciami. Było parę zdjęć chłopaków, ale moje były po prostu wszędzie. Oblepione brokatem i różowym papierem. Kiedy zobaczyłem jedno zdjęcie, małego chłopczyka, kąpiącego się w wannie, załamałem się. ''Skąd ona ma takie zdjęcia?!''
Gdy kątem oka zobaczyłem jej szafkę, gwałtownie się zatrzymałem. Mógłbym przysiąc, że moje oczy powiększyły się wtedy ze trzy razy. Nogi jakby przywarły mi do podłogi i nie chciały się ruszyć, a ja się cały czas tylko gapiłem z otwartą buzią na szafkę.
W środku znajdowało się pełno serduszek z... MOIMI zdjęciami. Było parę zdjęć chłopaków, ale moje były po prostu wszędzie. Oblepione brokatem i różowym papierem. Kiedy zobaczyłem jedno zdjęcie, małego chłopczyka, kąpiącego się w wannie, załamałem się. ''Skąd ona ma takie zdjęcia?!''
W pewnym momencie otrzeźwiałem. Wolałem dłużej nie zwlekać i jak najszybciej stamtąd uciec. Gdy już się odwracałem, aby odejść, dziewczyna nagle na mnie spojrzała. Szybko naciągnąłem na głowę kaptur, przyspieszając kroku. Co dwie minuty sprawdzałem czy za mną nie szła, lecz ona wciąż stała w miejscu i przyglądała mi się.
Gdy się odwróciłem po raz kolejny, szła w moją stronę. Przerażony zacząłem biec truchtem. Skręcając w kolejny korytarz, spojrzałem za siebie. Kiedy doszło do mnie, że była cholernie blisko, zacząłem uciekać. Dosłownie biegłem na złamanie karku. ''Dziękuję Boże za tak długie nogi.''
Gdy się odwróciłem po raz kolejny, szła w moją stronę. Przerażony zacząłem biec truchtem. Skręcając w kolejny korytarz, spojrzałem za siebie. Kiedy doszło do mnie, że była cholernie blisko, zacząłem uciekać. Dosłownie biegłem na złamanie karku. ''Dziękuję Boże za tak długie nogi.''
- Kurwa, gdzie są te jebane drzwi?!- warknąłem do siebie.
Naprawdę ta szkoła była jeszcze bardziej popieprzona niż zapamiętałem. Skręciłem w prawo, sala chemiczna. Skręciłem w lewo, sala matematyczna, znowu w prawo, to pokój nauczycielski. ''Zaraz!''
Nagle dostałem olśnienia. Pokręciłem się jeszcze ze trzy minuty i już byłem przy drzwiach na zewnątrz. Szybko przez nie wybiegłem, kierując się prosto do parku.
Naprawdę ta szkoła była jeszcze bardziej popieprzona niż zapamiętałem. Skręciłem w prawo, sala chemiczna. Skręciłem w lewo, sala matematyczna, znowu w prawo, to pokój nauczycielski. ''Zaraz!''
Nagle dostałem olśnienia. Pokręciłem się jeszcze ze trzy minuty i już byłem przy drzwiach na zewnątrz. Szybko przez nie wybiegłem, kierując się prosto do parku.
Odwracałem się po kilkanaście razy, sprawdzając czy aby na pewno ta dziewczyna za mną nie szła. Wyglądało na to, że ją zgubiłem ''Ja bym na twoim miejscu nie był tego taki pewien.'' Trochę spokojniejszy ruszyłem w stronę domu.
***
Zmordowany do granic możliwości, wszedłem do domu. Od razu zsunąłem buty i odwiesiłem kurtkę.
- Harry? To ty?- usłyszałem głos mamy. Po chwili stała naprzeciw mnie w przedpokoju.
- Tak, to ja! A co ty tutaj robisz tak wcześnie?- zapytałem zdziwiony. Zazwyczaj o tej godzinie była jeszcze w pracy.
- A bo tak rzadko nas odwiedzasz, więc postanowiłam skończyć dzisiaj wcześniej- uśmiechnęła się smutno, a w jej oczach zobaczyłem błysk łez.
- Och, mamoo- podszedłem do niej i ją przytuliłem.
Serce mi się krajało na każdą myśl o tym, że prze ze mnie mogła płakać. Nienawidziłem, gdy kobieta płakała, bo jest to najgorszy widok dla prawdziwego mężczyzny. Rozumiałem mamę doskonale. Jedno dziecko wyjechało, a drugie spełnia swe marzenia po całym świecie. ''Jej ból musiał być nie wyobrażalny.'' Wyobrażałem sobie tą tęsknotę, ale i tak byłem pewny, że to nie to samo.
- Proszę cię nie płacz. Wiesz, że cię bardzo kocham, i że zawsze jestem z tobą, prawda?- ''Zaraz się popłaczę.''
- Wiem kochanie, ja to wszystko wiem- pociągnęła nosem- Nawet nie wyobrażasz sobie, jaka duma mnie rozpiera, widząc wszystko co osiągnąłeś- pogłaskała mnie po włosach- Ale przysięgam, że więcej nie usiądziesz, na tym twoim tyłku, jeśli nie będziesz do mnie dzwonił- ''Nagle ją na żarty wzięło… ale przynajmniej nie płacze.'' Zacząłem się śmiać i zupełnie nie wiem z czego.
- To znaczy że do mnie przyjedziesz?- uśmiechnąłem się, nadal trzymając ją w objęciach na środku korytarza- Znajdziesz mnie?
- Wątpisz w umiejętności swojej matki?- zakpiła- Kochanie, ja cię wszędzie znajdę- zaśmiała się- A poza tym, ty jesteś gwiazdą, wystarczy, że wejdę w internet- rozbawiona machnęła ręką.
- To ty obsługujesz komputer?- udałem zdziwionego.
Widząc jej minę, zacząłem uciekać do salonu. Nie przemyślałem tego, bowiem nie miałem się gdzie ukryć, dlatego dostałem poduszką w łeb oraz zostałem ostrzeżony przed spaniem z pająkami w piwnicy. Na początku się z tego śmiałem, ale gdy zobaczyłem jej poważny wyraz twarzy od razu przestałem. Mimo że wiedziałem iż nie będę tam spał, to i tak się wystraszyłem. Na samą myśl o pająkach mam dreszcze. Natomiast moja rodzicielka, która zabijała mnie wzrokiem, teraz była w kuchni i śmiała się w najlepsze. Wszedłem tam i nawet nie zdążyłem dobrze usiąść, a już miałem podstawiony obiad.
Była to zupa. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby nie to, że gdy się spytałem co to jest takiego czarnego, to mama powiedziała, że to pająk. Przez to zbrzydł mi cały obiad, a ona się tylko ze mnie nabijała i kazała jeść. A okazało się, że to po prostu były kulki pieprzu i jeszcze inne przyprawy.
***
Wieczorem, nie mając lepszego zajęcia, wyszedłem na podwórko. Ostrożnie usiadłem na dużej, drewnianej huśtawce. Odpychałem się lekko dogami od ziemi, wsłuchując się w panującą ciszę.
- Harry uważaj koło ciebie jest pająk!- usłyszałem rozbawiony głos mamy.
- Ha, ha, ha! Bardzo śmieszne!- wywróciłem oczami.
Mimo że wiedziałem, iż żartowała i tak obejrzałem się dookoła siebie.
Zacząłem się huśtać, rozmyślając nad życiem. Później zeszło na zespół i na zbliżającą się trasę. Potem zastanawiałem się co mogli teraz robić chłopaki.
Moje rozmyślania przerwał trzask gałęzi. Zacząłem rozglądać się wokół siebie, ale nic nie zobaczyłem. Wzruszyłem ramionami, opierając się o drewno.
Po jakiś piętnastu minutach wstałem z huśtawki i ruszyłem prosto do mojego pokoju. Przez cały czas miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale za każdym razem, gdy się odwracałem nikogo nie widziałem. Zrezygnowany postanowiłem się tym nie przejmować. ''To pewnie moja perfidna podświadomość się ze mnie nabija.'' Nagle zobaczyłem cień, który się do mnie zbliżał powolnym krokiem. Odwróciłem się i omal nie dostałem zawału.
Zacząłem się huśtać, rozmyślając nad życiem. Później zeszło na zespół i na zbliżającą się trasę. Potem zastanawiałem się co mogli teraz robić chłopaki.
Moje rozmyślania przerwał trzask gałęzi. Zacząłem rozglądać się wokół siebie, ale nic nie zobaczyłem. Wzruszyłem ramionami, opierając się o drewno.
Po jakiś piętnastu minutach wstałem z huśtawki i ruszyłem prosto do mojego pokoju. Przez cały czas miałem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, ale za każdym razem, gdy się odwracałem nikogo nie widziałem. Zrezygnowany postanowiłem się tym nie przejmować. ''To pewnie moja perfidna podświadomość się ze mnie nabija.'' Nagle zobaczyłem cień, który się do mnie zbliżał powolnym krokiem. Odwróciłem się i omal nie dostałem zawału.
Niall
Stałem w drzwiach i nie wiedziałem co
powiedzieć. Jej obecność tak mnie zaskoczyła, że kompletnie nie miałem pojęcia co robić. Wpatrywałem się w nią tępo, a po chwili zdradził mnie mój własny bratanek.
Powiedział niewyraźnie moje imię i zaczął się uśmiechać, a Alex podążyła za jego radosnym spojrzeniem. ''Ogarnij się człowieku...''
- Cześć...- powiedziałem cicho, przenosząc dłoń na kark.
- Cześć...- powiedziałem cicho, przenosząc dłoń na kark.
- Cześć- odpowiedziała szybko, odwracając się tyłem i ułożyła Theo na kanapie.
Niepewnie podszedłem do sofy, opierając się dłońmi o jej podparcie.
- Więc...- odkaszlnąłem- Co tu robisz?
- Twoja mama poprosiła mnie, żebym
zaopiekowała się Theo- odpowiedziała obojętnie, wzruszając ramionami- I jakoś nigdy nie umiałam jej odmówić, więc tutaj
jestem...
***
***
Nie rozmawialiśmy od jakiś trzech godzin.
Cały czas próbowałem jakoś zacząć rozmowę, czy choćby zwrócić jakoś jej uwagę na mnie, ale dziewczyna unikała mnie jak ognia. Usiadłem w salonie, poszła do kuchni. Poszedłem do kuchni, wróciła do salonu. Usiadłem obok niej, odsunęła się. Spojrzałem na nią, odwróciła wzrok. W przejściu mijała mnie szerokim łukiem, a kiedy zadałem jej pytanie, nie odpowiadała mi. "Ile do cholery można?!"
Kiedy poszła do kuchni, szybko wstałem i przystanąłem w przejściu. Gdy wychodziła, stanąłem jej na drodze. Zrobiła krok w bok, a ja zaraz za nią. Cofnęła się, więc zrobiłem krok do przodu. W odpowiedzi usłyszałem jej poirytowane westchnięcie.
- Pogadać- założyłem dłonie przed sobą.
- Rozmawiamy. Możesz mnie już puścić?
- Nie- odpowiedziałem szybko.
- Czemu?- oparła się o ścianę.
- A czemu ty przez cały wieczór robisz
wszystko, żeby tylko nie mieć ze mną kontaktu?- uniosłem brwi do góry.
Widziałem jak ściągnęła brwi i
zmarszczyła czoło.
- Możesz do cholery wreszcie na mnie
spojrzeć?!- podniosłem głos. ''To jest wkurwiające.''
- Nie mam ochoty na ciebie patrzeć-
powiedziała ciszej.
- Nie możesz ze
mną normalnie pogadać?
- A ty nie możesz dać mi wreszcie
spokoju?!- podniosła ton głosu i spojrzała na mnie. Widziałem jak złość zaczynała brać nad nią górę.
- Nie! Nigdy nie dam ci spokoju, kiedy to
do ciebie dotrze?!
- Wiesz jakieś cztery lata temu nie
miałeś z tym większego problemu!- wyrzuciła ręce w górę.
- Dobrze wiesz, że to nie prawda! Nigdy
nie chciałem cię zostawić!
- Ale zrobiłeś to!- zaczęła krzyczeć.-
Zostawiłeś mnie! Samą! Przez ten cały czas myślałam o tobie, ale kiedy już tu
przede mną stoisz, nie mam ochoty cię widzieć, rozumiesz?!
- To po cholerę tutaj przyszłaś?!- prychnąłem.
- Błagam cię ty nawet sobą nie umiesz się
zająć, a co dopiero dzieckiem.
- Ty wiesz najlep...- zaciąłem się, widząc, że dziewczyna nie patrzy na mnie- Kurwa możesz na
mnie spojrzeć?!- patrzyłem na nią lekko z góry. Byłem od niej o głowę
wyższy.
- Nie ma Theo- wyszeptała.
-Co ty pierdolisz...- odwróciłem się i
rzeczywiście na dywanie nie było śladu po małym. Wbiegłem do salonu, w panice rozglądając się za nim.
- To wszystko twoja wina!- osądziła mnie
dziewczyna. "Tak, najlepiej zrzucić
wszystko na mnie!"
- To ty miałaś się nim zajmować!
- A ty mi w tym przeszkodziłeś!
- Zajebista z ciebie opiekunka-
prychnąłem.
- A z ciebie wujek- spojrzała na mnie-
Może rusz dupę i zacznij go szukać?!
Tym razem musiałem się z nią zgodzić, więc zamiast jej odpowiedzieć, ogarnąłem się i szybko pobiegłem do łazienki. Niestety tam też nie było śladu po małym.
-Łazienka pusta!- krzyknąłem do Alex.
-Kuchnia też!- odkrzyknęła.
Jak najszybciej umiałem wspiąłem się na schody i przeczesałem wszystkie pomieszczenia. Tutaj też nigdzie nie było go widać. Zbiegłem po schodach wpadając na brunetkę. Lekko się zachwiała i przewróciłaby się, gdyby nie komoda za nią.
- Na górze nic- jęknąłem, przeczesując włosy dłonią.
- Sprawdziłam cały dół i też go nie ma-
westchnęła ciężko.
- Trzeba szukać dalej. Theo!- wydarłem
się i ruszyłem do salonu.
Zacząłem ponownie sprawdzać wszystko po kolei. Alex tym razem pobiegła na górę. Ja wszystko mogłem zrozumieć. Gubiłem naprawdę wiele, wiele, wiele rzeczy, ale kurwa, zgubiłem dziecko. To przerosło wszystko.
Zacząłem ponownie sprawdzać wszystko po kolei. Alex tym razem pobiegła na górę. Ja wszystko mogłem zrozumieć. Gubiłem naprawdę wiele, wiele, wiele rzeczy, ale kurwa, zgubiłem dziecko. To przerosło wszystko.
Spotkaliśmy się po dziesięciu minutach w salonie. Wymieniliśmy zrezygnowane spojrzenia i zaczęliśmy myśleć. Usiadłem na oparciu fotela, a Alex krążyła po pomieszczeniu. Nagle naszą uwagę przykuły otwarte drzwi do ogrodu. Spojrzeliśmy po sobie i szybko ruszyliśmy w ich kierunku.
-Theo! Gdzie jesteś?!-
zawołała dziewczyna.
Gdy znaleźliśmy się na tarasie, zaczęliśmy się rozglądać, ale nigdzie go
nie zauważyliśmy. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i już miała wracać, ale
nagle usłyszałem cichy śmiech. Złapałem ją za nadgarstek i zatrzymałem.
Spojrzała na mnie zdziwiona, a ja znów usłyszałem ten śmiech i dałbym sobie obie ręce uciąć, że krzak przy błocie się poruszył.
Powoli ruszyłem w jego stronę, a Theo wyskoczył zza niego mając nadzieję, że mnie przestraszył. "Kurwa rzeczywiście zaraz bym umarł, ale raczej z ręki Denis, Grega albo jednego i drugiego." Odetchnąłem z ulgą i wziąłem go na ręce. Usiadłem na jednym ze schodków i starałem się unormować mój oddech i bicie serca. Już dawno tak się nie bałem. Po chwili poczułem jak dziewczyna siada obok. Nasze ramiona stykały się ze sobą. Słyszałem jak ciężko oddychała i starała się to opanować. Theo cały czas się chichrał, kiedy my próbowaliśmy się uspokoić. Po chwili zaczął się wiercić, usiłując zejść z moich kolan. Zsunął się i pobiegł do domu.
Powoli ruszyłem w jego stronę, a Theo wyskoczył zza niego mając nadzieję, że mnie przestraszył. "Kurwa rzeczywiście zaraz bym umarł, ale raczej z ręki Denis, Grega albo jednego i drugiego." Odetchnąłem z ulgą i wziąłem go na ręce. Usiadłem na jednym ze schodków i starałem się unormować mój oddech i bicie serca. Już dawno tak się nie bałem. Po chwili poczułem jak dziewczyna siada obok. Nasze ramiona stykały się ze sobą. Słyszałem jak ciężko oddychała i starała się to opanować. Theo cały czas się chichrał, kiedy my próbowaliśmy się uspokoić. Po chwili zaczął się wiercić, usiłując zejść z moich kolan. Zsunął się i pobiegł do domu.
-Przepraszam- usłyszałem cichy szept.
Spojrzałem w bok, na jej twarz. Głowę miała spuszczoną, a twarz przykrywały jej
długie pasma włosów. Bawiła się swoimi palcami, przygryzając dolną wargę.
-Ja też- odpowiedziałem z lekkim uśmiechem
- Chodźmy, jest zimno.
Wstałem, delikatnie ściskając jej ramię. Szybko pojawiła się obok mnie i razem weszliśmy do środka. Szarpnąłem parę razy drzwi, upewniając się czy aby na pewno są zamknięte.
Kiedy się odwróciłem wpadłem na Alex. Chciałem ją przeprosić, ale ona oplotła mnie swoimi rękami i mocno przylgnęła do mnie swoim ciałem. Odwzajemniłem jej gest i wtuliłem twarz w zagłębienie między jej ramieniem a szyją, obejmując ją.
Po chwili poczułem jak coś moczy moją koszulkę. A raczej
ramie. Odsunąłem się delikatnie i zobaczyłem jej zapłakaną twarz. Ostrożnie
starłem łzy, które spływały po jej policzkach. Od razu poczułem jak uderzyło we
mnie poczucie winy. "Ona płacze
przez ciebie."
Louis
Nie żebym narzekał, ale jakoś nie miałem ochoty obierać warzyw. Ale przecież nikt poza mną w tym domu nie opierdalał się i ciężko pracował. Więc robienie obiadu przypadło mi. "Jak nie będą chcieli tego jeść to nie ręczę
za siebie." Nie byłem mistrzem kuchni, zazwyczaj to chłopaki coś
kombinowali do jedzenia, albo szliśmy na miasto, więc zadzwoniłem do mojej
ukochanej rodzicielki, a ona poinstruowała mnie jak zrobić łatwo jakąś zupę. W
sumie wystarczyło obrać i pokroić warzywa, a potem wrzucić je do wody i
doprawić. Niby nie wiele pracy, ale jednak to był jakiś wysiłek. A ja na dzisiaj
miałem takie piękne plany. Miałem leżeć cały dzień przed telewizorem i psuć
sobie wzrok, popijając piwo. Ale wszystko mi zepsuli.
- Czy ty chcesz żebyśmy to
zjedli?! Nie jesteśmy królikami!- usłyszałem oburzony głos Lottie. Nawet nie zauważyłem, kiedy weszła do kuchni.
- Mama kazała mi to zrobić-
jęknąłem, odkładając obraną marchewkę do miski. "Zjadłbym tą
marchewkę..."
- To widać jak wysoko stawia ci
poprzeczkę- zadrwiła.
- Jak masz lepszy pomysł to
proszę- spojrzałem na nią z uniesionymi brwiami.
- Pizza- uśmiechnęła się.
- Mama nas zabije.
- Mama nas zabije.
- Nas? Ciebie nawet nie ruszy.
Ręczę za to- posłałem jej pytające spojrzenie- Jesteś jej ukochanym, idealnym
synkiem. A zresztą, kiedy przyjeżdżasz to jest tak wniebowzięta, że
wszystko uchodzi nam na sucho. Więc nie bój się kochany, bierz telefon i dzwoń,
żeby nam normalne jedzenie przywieźli.
- Od kiedy ty taka wyszczekana?-
uśmiechnąłem się, próbując sobie przypomnieć, gdzie zostawiłem telefon.
- Od kiedy zaczęłam brać z
ciebie przykład.
- Słusznie- zaśmiałem się.
Odkładając wszystkie obrane
warzywa do lodówki, oczywiście złapałem tą piękną marchewkę i wgryzłem się w
nią. "Może
mamy jednak w sobie coś z królików?"
Z tą myślą przeszedłem do salonu. To chyba gdzieś tutaj widziałem ostatnio mój telefon. Na stoliku go nie było, kanapa pusta, pod kanapą pudło, na dywanie też nic. Bez sensu też było wywalanie tych wszystkich poduszek, bo tam również nie znalazłem! "Kurwa gdzie on jest?!"
Wszystko stało się jasne, kiedy usłyszałem śmiech dziewczyn z góry. Szybko zacząłem iść w kierunku śmiechów, a gdy stanąłem w drzwiach od pokoju Charlie nagle ucichły. Siostry spojrzały na mnie przerażone.
- Gadać, która go ma to obejdzie
się bez bólu- warknąłem, a bliźniaczki wybiegły z piskiem z pokoju. "Charlotte."
- O co ci chodzi?- uniosła brwi.
- Oddawaj telefon-wystawiłem dłoń.
- Nie wiem o czym ty mó...- ucichła, kiedy usłyszeliśmy dzwonek mojego telefonu.
Spojrzeliśmy po sobie. Zacząłem szybko iść w jej kierunku, a ta nagle przeszła pomiędzy moimi nogami i
uciekła. "Cholera!"
Ganiałem ją po całym domu. Cudem uniknąłem ponownego spotkania z drzwiami, kiedy
Daisy wychodziła ze swojego pokoju. Mój nos nadal był fioletowy.
- Boże numer Emmy Watson!-
zaśmiała się, omijając kanapę.
- Charlie oddawaj do cholery!- przeskoczyłem nad krzesłem.
- Kochana Emmo, twoje oczy...- uciszyłem ją, trafiając ją poduszką w głowę- Ał! Kurwa!
- Czekaj! Coś ty powiedziała?!- zaśmiałem się.
- Spadaj!- wystawiła mi język.-
O cholera Rihanna!
- Lottie!- krzyknąłem, stając na kanapie.
- AAAAAAAAA ROBERT PATTISON!
W tym momencie rzuciłem się na nią, czego skutkiem było, że razem upadliśmy na ziemię.
Telefon poleciał jakieś cztery metry dalej. Spojrzeliśmy po sobie i zaczęliśmy
się przepychać między sobą. Oczywiście byłem silniejszy i większy, więc
złapałem jej dłonie, przytrzymując je jedną ręką, a drugą wziąłem telefon.
- Jesteś okropna! Jak mog...-
przerwał mi dźwięk nowej wiadomości.
Szybko odblokowałem telefon i przeczytałem smsa od ... Emmy Watson.
"Louis jesteś uroczy, ale
... ja mam chłopaka. Wybacz
myślałam, że wiesz :* "
Zrozumiałem dopiero gdy
przeczytałem "moją" wiadomość o jej pięknych oczach i
cudownym uśmiechu i głosie, które śnią mi się każdej nocy.
- Jak mogłaś coś takiego
napisać?!- spojrzałem oskarżycielsko na siostrę.
- Normalnie?- zaśmiała się.
- Dobra teraz ja się pobawię-
uśmiechnąłem się szeroko i pobiegłem z prędkością błyskawicy do jej pokoju.
- LOUIS! STÓJ!- krzyknęła za mną
zdruzgotana siostrzyczka, a po chwili słyszałem jak już za mną biegnie.
Szybko wbiegłem do pokoju i zacząłem szukać telefonu Charlie. Wiedziałem, że mam mało czasu. Już słyszałem jej kroki. Gdy zobaczyłem go na biurku, rzuciłem się na niego. Złapałem go akurat, kiedy w drzwiach stanęła przerażona dziewczyna. Uśmiechnąłem się kpiarsko i zacząłem wystukiwać wiadomość.
- Tom, tak bardzo tęsknię za
twoimi cudownymi oczami...
- Louis! Nie!- rzuciła się na
mnie, ale była stanowczo za niska, aby zabrać mi telefon.
- Twój uśmiech sprawia, że
miękną mi kolana...- mówiłem dalej, nie zwracając uwagi na jej słowa.
- Przestań! Idioto! Nie!-
zaczęła mnie bić, więc wyszedłem z pokoju i biegłem truchtem ciągle pisząc. Lottie w tym czasie biła mnie, rzucając we mnie wyzwiskami.
- Tak bardzo chciałabym zobaczyć
cię w samej kosz..- nagle nie zauważyłem, że zaczynają się schody. Noga poleciała mi
do przodu, a za nią cała reszta. Telefon wyleciał mi gdzieś po drodze. Całe
ciało obijało się o schody. Kiedy myślałem, ze już koniec przywaliłem w coś
głową, a potem czułem tylko jak oczy mi się zamykają i zdawało mi się, że
słyszę krzyk Charlie. "Weź tu kurwa wracaj
do domu."
- Louis! To nie są żarty, zaraz
wychodzicie!- usłyszałem czyjeś wołanie.
Otworzyłem powoli oczy i
okazało się, że jestem w jakiejś garderobie. Dookoła były wieszaki i szafy z
milionem różnych ubrań. Leżałem na czarnej, skórzanej sofie. Podniosłem się
do pozycji siedzącej, a do pomieszczenia wpadła Lou.
- Boże tu jesteś! Szukamy cię od
dwudziestu minut idioto!- westchnęła z ulgą.
- Przepraszam?- wstałem i
przeczesałem dłonią włosy.
- Nie wyglądasz najgorzej,
zresztą nie mamy czasu. Cassie już na ciebie czeka!- pociągnęła mnie za rękę.
- Kto na mnie czeka?- zapytałem, nie kojarząc żadnej znajomej dziewczyny o takim imieniu.
- Serio zachciało ci się żartów
Louis? Jeśli tak to wybacz, nie mam humoru- warknęła.
- Ale ja tylko...- zaczynałem
się tłumaczyć, ale przerwał mi dziewczyński głos.
- Wreszcie jesteś! Następnym
razem chociaż powiadom nas łaskawie, że gdzieś idziesz debilu!- podniosłem
wzrok i ujrzałem ją.
Dziewczynę o długich, blond włosach, które akurat były związane w warkocz. Jej niebieskie oczy wyrażały tylko złość i wkurzenie. Usta miała ułożone w wąską linijkę. "O co tu do cholery chodzi?!"
- Dobra dajmy mu spokój. Idźcie
już.
- Zaraz, gdzie niby idziemy?-
spojrzałem na Lou.
- Ja pierdole...- westchnęła
blondynka.
- Louis, kochanie. Idziesz z
Cassie- wskazała na dziewczynę obok mnie- Na spotkanie. Nie zwal tego, dobrze?-
uśmiechnęła się słabo Lou.
- Dobrze, ale ...
- Zamknij się już Tomlinson-
dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła w bliżej nie znanym mi kierunku.
Szliśmy w ciszy. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, o ile
mogłem w ogóle coś powiedzieć, więc zacząłem się jej przyglądać. Miała na sobie
różową bluzkę z jakimś nadrukiem, krótkie spodenki w kwiatki, które swoją drogą
ładnie wyglądały od tyłu. "Idealnie opinają jej tyłek."
- Louis?- otrząsnąłem się.
- Tak?- odpowiedziałem podnosząc wzrok na tył jej głowy.
- Możesz przestać patrzeć się na mój tyłek?- westchnęła, a ja
się zaśmiałem.
Nawet nie zauważyłem kiedy znaleźliśmy się pod drzwiami na zewnątrz. Cassie zatrzymała się i złapała moją dłoń. Splotła swoje palce z moimi, po czym mocno pchnęła drzwi. Na dworze czekało ponad trzydziestu dziennikarzy i fotografów. Zaczęli krzyczeć, zadawać dziwne pytania, robić zdjęcia i filmować. Nagle jakaś kobieta krzyknęła.
- Udowodnijcie światu, że na prawdę się kochacie!
Chciałem jej coś odpowiedzieć, ale blondynka zatrzymała
się. Odwróciła na pięcie i szybko mnie pocałowała. Flesze zaczęły szaleć, a
krzyki były coraz głośniejsze.
- Louis... Louis, obudź się...- poczułem szturchanie i powoli otworzyłem oczy. Nade mną stało moje całe rodzeństwo.
- Co... Co się stało?- jęknąłem.
- Spadłeś ze schodów, przywaliłeś głową w komodę i straciłeś
przytomność...- wyjaśniła mi Fizzy.
Usiadłem na kanapie i złapałem się za łeb. Pod palcami
poczułem ból.
- Wstań, musimy zobaczyć czy nic sobie nie złamałeś-
powiedziała Charlie i podała mi rękę.
Chwyciłem ją i wstałem. ''Na szczęście byłem w jednym kawałku...''