Jesteśmy z nowym rozdziałem! Mamy wrażenie, że nie jest jakiś najgorszy. Soo.. Mamy nadzieję, że wam się spodoba :)
A i powiedzcie, czy te gify wam się podobają? Może waszym zadaniem są zbędne? :)
Dzisiaj nie mamy chyba nic więcej do dodania ;)
No to... Do następnego.
Liam
Jeszcze raz sprawdziłem, czy aby
wszystko ze sobą zabrałem. Niby zazwyczaj wszystko było, ale ja zawsze o czymś
zapominałem. Tylko, że tym razem musiało być idealnie. Po prostu musiało. ''Czemu ci
tak zależy?'' ''W sumie to sam nie wiem...''
Jakąś godzinę siedziałem przed tym
durnym lustrem i zastanawiałem się co założyć. Chyba gorzej niż dziewczyna.
Tylko, że one nie powinny mieć z tym większego problemu. Przecież jeśli to
chłopak zaprosił ją na randkę to nie ma większego znaczenia, to co na
siebie założy. Jeśli mu się podoba, to we wszystkim dla niego będzie piękna.
Ale za to jak już chłopak się ubierze ma znaczenie. To pierwsze co zazwyczaj
widzi dziewczyna. Po tym stwierdza, czy masz styl, czy nie. A jak nie masz już
tracisz punkty. ''Boże zaczynam gadać jak Zayn.''W skrócie założyłem te czarne rurki, czarną koszulkę, przewiesiłem sobie przez pas koszulę w kratę i do tego wcisnąłem się w białe conversy.
Spojrzałem jeszcze raz na zegarek. ''Będę
punktualnie.'' Zamknąłem drzwi i sprawdziłem, czy na
pewno są zamknięte. Byłem przezorny. Jak zawsze.
Odpaliłem
samochód, od razu ruszając w stronę domu Danielle. W pewnym momencie w radiu zaczęła
lecieć piosenka Eda.
Ale kiedy się obudzę i twój makijaż jest na moim ramieniu
I powiedz mi, jeśli się położę, czy
zostaniesz?
Pozwól mi cię trzymać, ohh *
Zacząłem
sobie podśpiewywać razem z przyjacielem.
Ale jeśli cię pocałuję, czy twoje usta
odczytają tę prawdę
Kochanie, jak bardzo za tobą tęsknię,
usta smakują jak truskawki
I to nie jest jeszcze kompletne, nie
musimy moczyć naszych stóp
Ponieważ to prowadzi do żalu, za wczesne
zanurzanie się
I wszystko ci zawdzięczam, oh, moja mała
ptaszyno
Wtedy zatrzymałem się przed domem Dan. Szybko stanąłem na podjeździe, zaciągając ręczny. Wysiadłem z samochodu i wręcz podbiegłem pod drzwi. Nawet nie zdążyłem podnieść ręki, aby zapukać. Drzwi otworzyły się przede mną. ''Czemu zrobiło mi się jakoś tak nie naturalnie gorąco?'' Stałem oniemiały przed Danielle, patrząc się na nią. Wyglądała... ''Gorąco? Seksownie?'' Po raz pierwszy zgodzę się ze swoim zboczonym ja. Próbowałem jakoś się ogarnąć, ale ta bluzka odsłaniająca jej brzuch wcale mi kurwa nie pomagała.
- Liam...- szturchnęła mnie.
- Tak?- zapytałem jakby nie swoim głosem.
- Wszystko dobrze?- zapytała rumieniąc się.
I wtedy spojrzałem na jej twarz. Oczy miała tak bardzo brązowe i piękne, że miałem wrażenie, że jeszcze chwila i mógłbym w nich utonąć. Z racji tego zjechałem wzrokiem na jej usta. A kiedy przejechała po nich delikatnie językiem... ''Rób tak dalej, a na pewno stanie mi serce'' ''Albo coś innego...''
- Liam, zrobiłeś się blady...- dotknęła mojego ramienia i lekko mną potrząsnęła.
- To nic...- odkaszlnąłem- Jedziemy?- podniosłem wzrok tak, aby tylko nie patrzeć na jej usta.
- Tak- westchnęła i wyszła z domu.
Odwróciła się do mnie tyłem, aby zamknąć drzwi. A mój wzrok automatycznie poleciał na jej... część poniżej pleców. Jak ona może oddychać w tych spodniach? ''Tak obcisłe jeansy powinny być zabronione. Oczywiście dla zdrowia. Głównie to mojego.''
Kiedy
zamknęła dom, otworzyłem jej drzwi od samochodu. ''I wcale nie patrzyłeś się
perfidnie na jej tyłek.'' Chyba przydałby mi się zimny prysznic. Wskoczyłem na
miejsce kierowcy i odpaliłem auto.
***
- No, ale dlaczego nie?- zapytałem, zerkając na kolejkę górską.
- Nie przesadzaj... No chodź.- uśmiechnąłem się szeroko.
- Czemu akurat tam?- jęknęła.- Zobacz ile tu jest fajnych innych rzeczy- wskazała dłońmi na otaczającą nas przestrzeń wesołego miasteczka.
- Jeśli się boisz...
- Ja? Boję? Nie. Ja chcę po prostu żyć- wzruszyła ramionami.
- Boisz się- stwierdziłem, patrząc na nią rozbawiony.
- Nie!- zaprotestowała głośno.
- Tak. Mała Danielle się boi- zrobiłem słodką minkę.
- Nie! I ci to udowodnię!
Złapała mnie mocno za dłoń i pociągnęła do kolejki. Spojrzałem na nią kpiarsko.
- Jeśli umrę, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina- warknęła do mnie, a ja wybuchłem śmiechem.
Wtedy kolejka przed nami ruszyła się i mogliśmy wejść do wagonika. Widziałem niepewność w jej oczach, ale mimo to weszła do środka i zapięła pas bezpieczeństwa. Usiadłem obok i zrobiłem to samo. Po pięciu minutach powoli zaczęliśmy ruszać. I kiedy poczułem jak jej palce niepewnie ściskają moją dłoń, poczułem się jak bym nobla dostał. ''I całkiem bezinteresownie zaciągnąłem ją na tą kolejkę''
***
Od tej przejażdżki nie odezwała się do mnie słowem. Nie wiem czy to dlatego, że jest zła. Czy może dlatego, że w pewnym momencie schowała twarz w mojej koszulce i złapała się jej jak ostatniej deski ratunku. ''Choć mi się to całkiem podobało...''
Żeby zapełnić tą krępującą ciszę włączyłem radio. Po chwili w samochodzie znów zabrzmiał głos Eda Sheerana.
Ustatkuj się ze mną
Okryj mnie
Przytul mnie
Połóż się ze mną
I trzymaj mnie w swoich ramionach **
Ukradkiem spojrzałem na Danielle. Uśmiechała się.
-Ja też- odwzajemniłem uśmiech.
Odwróciłem się w stronę ulicy. Nagle usłyszałem cichy śpiew Dan.
Twoje serce na przeciw mojej piersi
Twoje usta przyciśnięte do mojej szyi
Zakochuję się w twoich oczach, ale jeszcze
mnie nie znają
I z uczuciem zapomnę, jestem teraz
zakochany
Uśmiechnąłem się szerzej i zacząłem
śpiewać razem z nią.
Chciała być kochana
Chciała być kochana
Wydaje mi się, że się zakochujemy
Zakochujemy się
Zakochujemy się w sobie...
*Ed Sheeran- Little Bird
**Ed Sheeran- Kiss Me
Zayn
Leżałem obok Darcy, zastanawiając się czemu mnie tak
nienawidziła. Kobiety są tak trudne do
zrozumienia. Między nami a nimi, to jak między młotem a kowadłem. Nie jesteśmy w niczym podobni, a jednak
lecimy do siebie jak muchy do gówna. Głównie to faceci, ale to dziewczyny są
wszystkiemu winne. Najpierw uwodzą, czasami nawet o tym nie wiedząc, bo po prostu idą sobie
po chodniku, kręcąc tyłkiem.
- HAAAALOOOOOOO!- usłyszałem ryk, przy uchu.
- Co się dzieje?- westchnąłem, spoglądając na Darcy.
- Gadam do ciebie od pięciu minut, a ty
leżysz jak słup soli. Jakbyś zamiast tylko włosów to wyżelował całego siebie- zaśmiała się.
- Dobra skończ już, wiem o co ci chodzi- wywróciłem oczami. Wstałem z
trawnika, otrzepując się z trawy i... W sumie nie wiedziałem co miałbym zrobić dalej, więc po prostu patrzyłem się na Smith.
- Nie gap się tak, bo ci jeszcze oczy na
orbitę wyskoczą- czyli wracamy do punktu wyjścia. ''Dlaczego ona mnie tak
nienawidzi?''
- Martwisz się o mnie? Jak słodko.
- Chciałbyś- prychnęła.
- No pewnie, że bym chciał- uśmiechnąłem się, czym zdezorientowałem dziewczynę. ''Jeden- zero dla mnie, kochanie.''
Darcy szybko wstała, odwracając się do mnie tyłem i ruszyła przed siebie.
- Gdzie tak pędzisz? Zapomniałaś o
umowie?- podbiegłem, dorównując jej kroku.
- Niestety, ale twój zbyt niski iloraz
inteligencji oraz niezdolność do zadawania konkretnych pytań zniechęca mnie do
prowadzenia konwersacji z tobą.
- Zajechało wiochą- zaśmiałem się.
- Jeśli masz coś mądrego do powiedzenia to mów. Ale jak nie, to zamilknij.
- Ja pierdolę- westchnąłem.
- To lepiej nie pierdol, bo ci się
rodzina powiększy.
''Dobra koniec tego biadolenia do cholery.'' Złapałem ją za nadgarstek i mimo jej oporów jakoś zaciągnąłem do samochodu.
''Dobra koniec tego biadolenia do cholery.'' Złapałem ją za nadgarstek i mimo jej oporów jakoś zaciągnąłem do samochodu.
- Wsiadaj- otworzyłem drzwi od strony pasażera.
- Nie- ''Nie denerwuj mnie dziewczyno!''
- Tak- syknąłem.
- Umyj sobie uszy, bo chyba niedosłyszysz. Nigdzie nie jadę- wywróciłem oczami.
- Zachowujesz się gorzej niż dziecko
półtora letnie- oparłem się o blachę.
- I tak to jest nic w porównaniu do
ciebie- prychnęła.
- Maruda.
- Paskuda.
- Jełop.
- Idiotka.
- Ćwok.
- Wariatka.
- Patafian.
- Krowa.
Wtedy zauważyłem, że zaczęła myśleć nad odpowiedzią. Szybko podniosłem ją do góry i wsadziłem do samochodu, wykorzystując jej zdezorientowanie. Biegiem okrążyłem auto, siadając na miejscu kierowcy. Zablokowałem zamki od środka.
- Zatkało kakao?- parsknąłem, wkładając kluczyki do stacyjki.
Wtedy zauważyłem, że zaczęła myśleć nad odpowiedzią. Szybko podniosłem ją do góry i wsadziłem do samochodu, wykorzystując jej zdezorientowanie. Biegiem okrążyłem auto, siadając na miejscu kierowcy. Zablokowałem zamki od środka.
- Zatkało kakao?- parsknąłem, wkładając kluczyki do stacyjki.
- Nie. Przed chwilą głowa mnie zaczęła
boleć od twojej głupoty- odpowiedziała, rzucając torbę na tylne siedzenia.
Nie odezwałem się już, odpalając samochód i usiłując wycofać z zatłoczonego parkingu. Miałem zamiar zabrać ją daleko, tak dla ubezpieczenia, żeby mi nie zwiała.
***
Nie odezwałem się już, odpalając samochód i usiłując wycofać z zatłoczonego parkingu. Miałem zamiar zabrać ją daleko, tak dla ubezpieczenia, żeby mi nie zwiała.
***
Po jakiejś godzinie dojechaliśmy na plac, gdzie już
rozkładali się ludzie. Było to pole na biwak. Zaplanowałem piknik. Mogłem być
pewny, że będzie niezadowolona, że zaraz mi dogryzie, że wymyśli jakąś wymówkę
aby wrócić do domu, ale ja miałem to gdzieś. Było to zaplanowane, więc musiała to przeżyć.
Wiedziałem, że w pewnym stopniu będę cierpieć, ale nie mogłem dać się pokonać.
Wyszedłem z samochodu, obchodząc samochód. Podszedłem do
jej drzwi, aby je otworzyć. Niestety, jak w parodii zmierzchu 'Bella' trzepnęła
drzwiami 'Jackoba'. Nie powiem, bolało. I to jak cholera. Głowa mi trochę
pulsowała, ale zacisnąłem zęby i wyjąłem koszyk z bagażnika.
Zerknąłem na Darcy. I szczerze się zdziwiłem. Nie było po niej widać żadnych odznak, że była znudzona czy niezadowolona. Zauważyłem tylko zachwyt tym miejscem i szeroki uśmiech.
Swoją drogą to miała piękny uśmiech. Chyba powinienem być z siebie dumny. W końcu pierwszy raz sprawiłem, że szczerze się przy mnie uśmiechała. Chociaż śmiała się jeszcze wtedy, kiedy wylała na mnie herbatę. Nie było to przyjemne
doznanie.
- Chodź tam, do cienia-skinąłem głową-
Nie chcę żebyś się spaliła na słońcu. Chociaż chętnie bym cię zobaczył w
kostiumie.
Nie zwróciła uwagi na moją zaczepkę. Zaśmiała się tylko cicho, idąc za mną. ''Powinienem się bać?''
Nie zwróciła uwagi na moją zaczepkę. Zaśmiała się tylko cicho, idąc za mną. ''Powinienem się bać?''
Westchnąwszy, podszedłem do drzewa. Rozwinąłem koc i położyłem na ziemi. Smith zaczęła grzebać w swojej dziurze nieskończoności. ''Bo chyba mogę tak nazwać, te wszystkie torebki dziewczyn?'' Mieści się tam milion rzeczy i nigdy nie można nic znaleźć. Głupota. Mi wystarczała moja kieszeń od spodni lub bluzy. W końcu nie potrzebne mi jakieś pierdoły typu kosmetyki, chusteczki i nie wiem co jeszcze. Mi starczył telefon, portfel i klucze. Same konkrety.
Zacząłem rozkładać jedzenie na kocu, a Darcy
cały czas szukała. Zauważyłem jak powoli się irytowała, mrucząc coś pod nosem. Po
wyłożeniu wszystkiego usiadłem, opierając się o drzewo. Przyglądałem się
poczynaniom dziewczyny, zżerając porzeczki. W
pewnym momencie Smith krzyknęła tak głośno, że podskoczyłem do góry. Zadowolona z siebie, wstała i ruszyła w stronę jeziora. Szybko popędziłem za nią,
będąc ciekawym, co miała zamiar zrobić i dowiedzieć się czego tak bardzo szukała.
Nagle stanęła, przez co prawie na nią wpadłem, ale nie wzruszona, olała to. Cały czas ją
obserwowałem. Podniosła rękę, w której trzymała aparat i zaczęła coś w nim
ustawiać. ''To tego tak bardzo szukała.'' Chodziło tylko o aparat. Wydawała się być
podekscytowana tym co zaraz zrobi. Parę zdjęć tak bardzo ją ucieszyło, ja tyle czasu starałem się jej zaimponować. ''Jako przyjaciel.''
Odwróciła się do mnie przodem i pstryknęła mi zdjęcie z zaskoczenia. Uśmiechnęła się szeroko, oglądając zdjęcie. Chciałem je zobaczyć, dlatego zbliżyłem się, ale nie dała mi go zobaczyć. Westchnąłem, poddając się.
Gdy Darcy skończyła fotografować, ruszyliśmy coś zjeść. Na pierwszy ogień poszła sałatka, o nazwie gyros. Uwielbiałem ją. "Ta sałatka jest zdecydowanie moją ulubioną." Później zjedliśmy szaszłyki owocowe. Miałem przy tym niezwykły ubaw, bo przy każdym ugryzieniu pomarańczy lub czegokolwiek soczystego, sok pryskał w dziewczynę. A ona sfrustrowana, nie nadążała wycierać twarzy. W pewnym momencie, nie wytrzymała i zaczęła się śmiać, przykuwając uwagę wszystkich dookoła.
Pełni, położyliśmy się na kocu, aby odsapnąć. Resztę pożywienia schowałem do koszyka, aby móc zjeść to później.
Godzinę zeszło na samym śmianiu się z samych siebie. Obserwowaliśmy chmury, a właściwie obrazki, w które się układały. Nasza wyobraźnia działała bez zarzutów. Według nas jedna z nich była podobna do Hitlera, który goni za kotem w samych bokserkach. Nie mogliśmy zapomnieć o tym widoku.
Zadowolony z siebie, usiadłem i wyjąłem torcik oraz talerzyki ze sztućcami. Podzieliłem go na dwie części i podałem jedną z nich Darcy. Gdy wzięła pierwszy gryz, umazała się czekoladą na nosie. Udając, że chce jej to zmyć, wziąłem mój kawałek ciasta i wysmarowałem nim jej twarz. Zaskoczona na początku nie wiedziała co się stało. Śmiałem się jak opętany. Na szczęście w porę zauważyłem, że się do mnie zbliża i uchroniłem się przed plackiem na mojej twarzy. Niestety z moją koszulką nie było tak dobrze.
Zacząłem uciekać do jakiegoś basenu. Nie zważałem na to, że nie jest mój, i że jezioro było blisko. "Przecież basen jest fajniejszy." Wpadłem do niego, mając nadzieję, że uchronię się przed Darcy. Gdy wyłoniłem się z wody, nigdzie nie mogłem jej znaleźć.
Powoli wyszedłem z basenu i ruszyłem w stronę samochodu, aby wziąć suche ubrania. Trochę się przeliczyłem, ze spokojnego powrotu do samochodu, ponieważ dziewczyna wyskoczyła nagle i zaczęła lać mnie z pistoletu na wodę. Szybko podbiegłem do stolika, na którym leżało ich pełno i odwdzięczyłem się jej tym samym. Po całej naszej plątaninie dróg, oblaliśmy chyba wszystkich dlatego i oni dołączyli do naszej zabawy. Dawno się tak nie bawiłem, nie licząc wygłupów z chłopakami. Zdecydowanie potrzebowałem takiej chwili, gdzie nikt nie zwracał uwagi na to, że byłem sławny.
Kończąc naszą grę, poszliśmy do ogniska, aby się wysuszyć. Zauważyłem dwie drużyny zbierające się do grania w piłkę nożną, więc założyłem się ze Smith, że przegra już po pierwszych dwudziestu minutach. Ona przyjmując zakład od razu poszła dołączyć do drużyny.
Tej gry nie można było nazwać piłką nożną. Cały czas zostawały zmieniane zasady na jakieś wymyślone na poczekaniu. "Strzelisz gola nogą to przegrywasz, trzeba łokciem." Każdy co chwila się wywalał i śmiał. Nikt nie zwracał uwagi na to kto wygra. Liczył się ubaw.
Zmęczony tym wszystkim zawołałem Darcy. Podeszliśmy do naszego miejsca na trawie, aby usiąść i odpocząć. Wyjąłem jeszcze dwa koce, jeden położyłem na ziemi, na którym się ułożyliśmy a drugim nas przykryłem. Znowu patrzyliśmy w niebo tylko, że tym razem widzieliśmy gwiazdy.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś- wyszeptała i pokazała mi moje zdjęcie.
Uśmiechnąłem się do niej, po chwili wracając do obserwowania gwiazd. Dziewczyna po chwili zrobiła to samo.
Pełni, położyliśmy się na kocu, aby odsapnąć. Resztę pożywienia schowałem do koszyka, aby móc zjeść to później.
Godzinę zeszło na samym śmianiu się z samych siebie. Obserwowaliśmy chmury, a właściwie obrazki, w które się układały. Nasza wyobraźnia działała bez zarzutów. Według nas jedna z nich była podobna do Hitlera, który goni za kotem w samych bokserkach. Nie mogliśmy zapomnieć o tym widoku.
Zadowolony z siebie, usiadłem i wyjąłem torcik oraz talerzyki ze sztućcami. Podzieliłem go na dwie części i podałem jedną z nich Darcy. Gdy wzięła pierwszy gryz, umazała się czekoladą na nosie. Udając, że chce jej to zmyć, wziąłem mój kawałek ciasta i wysmarowałem nim jej twarz. Zaskoczona na początku nie wiedziała co się stało. Śmiałem się jak opętany. Na szczęście w porę zauważyłem, że się do mnie zbliża i uchroniłem się przed plackiem na mojej twarzy. Niestety z moją koszulką nie było tak dobrze.
Zacząłem uciekać do jakiegoś basenu. Nie zważałem na to, że nie jest mój, i że jezioro było blisko. "Przecież basen jest fajniejszy." Wpadłem do niego, mając nadzieję, że uchronię się przed Darcy. Gdy wyłoniłem się z wody, nigdzie nie mogłem jej znaleźć.
Powoli wyszedłem z basenu i ruszyłem w stronę samochodu, aby wziąć suche ubrania. Trochę się przeliczyłem, ze spokojnego powrotu do samochodu, ponieważ dziewczyna wyskoczyła nagle i zaczęła lać mnie z pistoletu na wodę. Szybko podbiegłem do stolika, na którym leżało ich pełno i odwdzięczyłem się jej tym samym. Po całej naszej plątaninie dróg, oblaliśmy chyba wszystkich dlatego i oni dołączyli do naszej zabawy. Dawno się tak nie bawiłem, nie licząc wygłupów z chłopakami. Zdecydowanie potrzebowałem takiej chwili, gdzie nikt nie zwracał uwagi na to, że byłem sławny.
Kończąc naszą grę, poszliśmy do ogniska, aby się wysuszyć. Zauważyłem dwie drużyny zbierające się do grania w piłkę nożną, więc założyłem się ze Smith, że przegra już po pierwszych dwudziestu minutach. Ona przyjmując zakład od razu poszła dołączyć do drużyny.
Tej gry nie można było nazwać piłką nożną. Cały czas zostawały zmieniane zasady na jakieś wymyślone na poczekaniu. "Strzelisz gola nogą to przegrywasz, trzeba łokciem." Każdy co chwila się wywalał i śmiał. Nikt nie zwracał uwagi na to kto wygra. Liczył się ubaw.
Zmęczony tym wszystkim zawołałem Darcy. Podeszliśmy do naszego miejsca na trawie, aby usiąść i odpocząć. Wyjąłem jeszcze dwa koce, jeden położyłem na ziemi, na którym się ułożyliśmy a drugim nas przykryłem. Znowu patrzyliśmy w niebo tylko, że tym razem widzieliśmy gwiazdy.
- Dziękuję, że mnie tu zabrałeś- wyszeptała i pokazała mi moje zdjęcie.
Uśmiechnąłem się do niej, po chwili wracając do obserwowania gwiazd. Dziewczyna po chwili zrobiła to samo.
Niall
- Alex! Poczekaj! Jeszcze ta!- krzyknęła
Denise.
- Ale jest ich już z dziesięć!- chciała
zaprotestować Alex, kiedy kolejna sukienka została położona na jej ramionach.
Jej zrezygnowana mina wywołała u mnie śmiech. Za co oczywiście dziewczyna
chciała mnie zabić wzrokiem.- Poczekaj jeszcze!- krzyknąłem ze śmiechem i podbiegłem do niej z jakąś beżową sukienką, którą sekundę temu zwinąłem z przypadkowego wieszaka.
- Zabiję cię kiedyś Horan- warknęła i zniknęła w przebieralni.
- Naprawdę umiałabyś mnie tak po prostu zabić?- zaśmiałem się, opierając plecami o ścianę obok.
- Nie no coś ty! Niall..- powiedziała to tak słodko, że po prostu już słodziej się chyba nie dało- Najpierw bym cię trochę wykorzystała...
- W łóżku? Nie pogardzę...- zaśmiałem się.
- Nie zboczeńcu! Boże z kim ja żyję...- westchnęła.
- No pokaż się!- zawołała wesoło moja mama, a za nią przybyła zaraz Denise i mama Alex.
Wszystkie usiadły na kanapie obok mnie i patrzyły na kotarę, za którą stała dziewczyna. Po chwili wyszła w jakiejś mocno czerwonej sukience i jak na mój gust dość za długiej.
- Poważnie?- jęknęła.
- No, ale zobacz jaki ładny krój!- zawołała Denise.
Alex spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Zmierzyłem ją jeszcze raz od góry do dołu i pokazałem kciuk do dołu. Ona szybko zniknęła znów za kotarą.
- Ale przecież ta sukienka tak ładnie leży- nadal broniła się moja bratowa.
- Moim zdaniem trochę za mocny kolor...- dodała swoje trzy grosze pani Morgan.
- No i za długa- stwierdziła moja rodzicielka. ''No wiedziałem!'' Uśmiechnąłem się, dumny z siebie.
Wtedy wyszła Alex. Teraz miała na sobie jakąś różową, połyskującą sukienkę.
- Wyglądasz jak barbie!- wybuchłem śmiechem. Nawet nie dała nic powiedzieć naszym znawczyniom mody. Po prostu szybko zniknęła w przebieralni. Moja mama spojrzała na mnie z dezaprobatą- No przecież prawdę powiedziałem- wydusiłem pomiędzy kolejną salwą śmiechu.
- A ta?- usłyszałem cichy głos Alex. Spojrzałem na sukienkę. Od góry była taka zwykła, ale ledwo zakrywała jej...
- Nie- stwierdziła pani Morgan.
- No ale czemu?- postanowiłem szybko zainterweniować- Przecież ma taki ładny kolor i w ogóle tak ładnie leży...
- Proszę cię! Ledwo jej tyłek zakrywa.
- Boże...- jęknęła Alex i wręcz wbiegła spowrotem za kotarę.
Potem była kolejna, kolejna i kolejna. Myślałem, że tam umrę. Cały czas albo 'nie, brzydki kolor' albo 'no zobacz jak ona w tym wygląda'.
Naprawdę miałem już dość. I do tego byłem sam. A zdradził mnie mój własny brat.
''To jest rodzina?!''
Chyba bardziej wolałem, jak Paul się na nas wkurwiał i kazał po pięć godzin zapierdzielać z choreografem. Nadal się dziwię jak on z nami wytrzymywał. Zwłaszcza kiedy coś zepsujemy, co zdarza się non stop. Ostatnio Louis kłócił się z Harrym i rozpierdolili łóżko w hotelu. Do dzisiaj nie wiemy jak to się stało. Hazz twierdzi, że tak po prostu chciał zabić Lou i rzucił się na niego. A to nie ich wina, że łóżko było za mało wytrzymałe. Albo jak rozwaliłem krzesło w kuchni. Tak, to był wyczyn. No ale skąd miałem wiedzieć, że ono się wywali jak na nim stanę? A chciałem tylko sięgnąć po żelki, które zostały perfidnie przede mną schowane na najwyższej półce, przez Liama.
Chyba bardziej wolałem, jak Paul się na nas wkurwiał i kazał po pięć godzin zapierdzielać z choreografem. Nadal się dziwię jak on z nami wytrzymywał. Zwłaszcza kiedy coś zepsujemy, co zdarza się non stop. Ostatnio Louis kłócił się z Harrym i rozpierdolili łóżko w hotelu. Do dzisiaj nie wiemy jak to się stało. Hazz twierdzi, że tak po prostu chciał zabić Lou i rzucił się na niego. A to nie ich wina, że łóżko było za mało wytrzymałe. Albo jak rozwaliłem krzesło w kuchni. Tak, to był wyczyn. No ale skąd miałem wiedzieć, że ono się wywali jak na nim stanę? A chciałem tylko sięgnąć po żelki, które zostały perfidnie przede mną schowane na najwyższej półce, przez Liama.
- Co?- spojrzałem na nią.
- Eee... Zasuniesz mi suwak...?- zapytała rumieniąc się.
Teraz dopiero zauważyłem, że siedziałem tu już sam. Więc nie mogła poprosić o to kogoś innego. ''A tobie wcale się to nie podoba, wcale''.
-Jasne- odpowiedziałem z uśmiechem i wstałem.
Podszedłem do niej, a ona odwróciła się do mnie plecami. Odgarnąłem jej włosy i zasunąłem sukienkę.
- Dzięki- powiedziała chyba jeszcze bardziej zarumieniona.
- Weź tą- powiedziałem, patrząc na jej odbicie w lustrze. W tej beżowej sukience wyglądała tak... Ładnie? ''Gorąco?''
- Niall odsłoń ją- usłyszałem głos Denise za sobą.
Odsunąłem się a wśród kobiet rozległ się zachwyt. Zaraz... Przecież to ta sukienka, którą wziąłem ja. Mam zadatki na stylistę. Jeszcze kiedy zadecydowane zostało, że biorą tą sukienkę, taka duma mnie ogarnęła... ''Muszę poważnie pogadać z naszą stylistką.''
***
Kiedy wreszcie usadowiłem się w
samochodzie, z moich ust wydobył się jęk ulgi. Zauważyłem, że Alex podobnie jak
ja miała już dość zakupów.
- Musicie wziąć te pudełka do środka, bo
w bagażniku nie ma miejsca- szybko powiedziała Denise i walnęła wszystko na
moje kolana.- Poważnie?! To co jest w tym bagażniku!?
- No zakupy... A i zapomniałam wyjąć wózek Theo...- uśmiechnęła się niewinnie- No przesuńcie się...
- Nie mamy już miejsca...- jęknąłem usiłując się wcisnąć jeszcze głębiej. Ale te ważące tonę pudełka i torby wcale mi nie pomagały. Wolałbym mieć Alex na kolanach. ''Chociaż chwilę...''
- Denise weź to- podałem jej te całe pudła. Parę wepchnąłem sobie jeszcze między nogi. Szybko złapałem Alex za rękę, a kiedy wypadła na mnie, posadziłem ją sobie na kolana.
- Boże ty w ogóle coś ważysz?- zapytałem, patrząc na jej zaczerwienioną twarz.
- Niall, mówiłam ci, że kobiet nie pyta się o wagę- zaśmiała się moja mama.
Denise walnęła obok wszystkie torby i sama weszła do środka.
- Jesteś pewny, że ci wygodnie...?-zapytała niepewnie, odwracając się do mnie.
- Tak i przestań się czerwienić- wyszeptałem, na co szybko się odwróciła.
***
Pomogłem Alex i jej mamie zabrać się z zakupami do ich domu, kiedy moja mama i Denise poszły zagonić Grega do noszenia. ''Dobrze, że jest jeszcze sprawiedliwość na tym świecie.''
- Dzięki, wezmę to już sama- Alex uśmiechnęła się i wzięła ode mnie torbę.
- Nie sądziłem, że można tyle kupić jednego dnia- zaśmiałem się.
- Wątpiłeś w nasze matki?- też się zaśmiała
- Tak, masz rację.- uśmiechnąłem się szeroko.
Alex odwzajemniła uśmiech i już chciała się odwrócić, ale potknęła się. I gdyby nie moja szybka koordynacja ruchowa, teraz leżałaby na betonie.
Pewnie ciekawie wyglądaliśmy. Patrzyłem się w te duże, zielone oczy przez chwilę, a następnie mój wzrok przykuły usta. Dolna warga była delikatnie przygryzana białymi ząbkami. I aż błagała żeby ją uwolnić...
- Niall?- usłyszałem za plecami.
Szybko się odwróciłem. I zamarłem.
- Clarie?