niedziela, 6 kwietnia 2014

7.

Hej! Wstawiłyśmy rozdział dzień wcześniej. Poprzedni był dzień później, więc ten jest dzień wcześniej!
Jeśli ktoś zauważył ostatnio dużo siedziałyśmy nad blogiem. Stworzyłyśmy nowy szablon i zwiastun! Jesteśmy ciekawe czy komuś się one spodobały!
No i do pani lady in red! Rozdział postarałyśmy się, aby był dłuższy ;) I mamy nadzieję i że tym razem poznamy twoją opinię!
Tak jak każdego! Komentarze dają naprawdę ogromną motywację! Prawdopodobnie gdyby nie ostatnie komentarze lady in red ten rozdział tak szybko by nie powstał.. Więc prosimy bardzo komentujcie!! A jeśli nie macie ochoty chociaż zaznaczcie to w ankiecie. Świadomość, że jednak ktoś to czyta jest wspaniała ! <3
Już nie zanudzamy i miłego czytania...

Alex


Weszłam za furtkę, od razu puszczając Buddyego ze smyczy. Odwróciłam się i zobaczyłam jak blondyn wchodzi za drzwi, parę domów dalej. Po chwili zrobiłam to samo. Oparłam się plecami o drewniane, mocne drzwi i zsunęłam na zimne płytki. "Kurwa to takie dziwne". Zakryłam twarz dłońmi.

Przed oczami miałam tylko jego. To się zmienił, od naszego ostatniego spotkania... Włosy mniej pomalowane na blond. Bardziej wydoroślał na twarzy. Jest stanowczo wyższy. Do tego te jego cholernie białe zęby i kurwa, one są proste. "Dobra moje teraz też, ale mniejsza o to..." Chyba tylko oczy mu się nie zmieniły, chociaż wyglądały na takie zmęczone.

Nigdy nie umiałam o nim zapomnieć. Ale teraz to nawet nie miało znaczenia. To nie był ten Niall co kiedyś. Chociaż skąd mogłam to wiedzieć? Nie znałam go teraz. Nie wiedziałam jaki był. Mogłam sobie tylko nad tym rozmyślać. Może nadal był normalny jak wszyscy, albo odbiła mu sława do łba. Czasem zastanawiałam się co by było, gdyby nie poszedł do XFactor i został tutaj. "Czy coś by to zmieniło?"

- Alex dziecko, co ty robisz na tej zimnej podłodze? Zaraz będziesz chora!- usłyszałam zatroskany głos matki.
- Mamo, spokojnie...- podparłam się dłońmi i wstałam.
- Zjesz coś?- uśmiechnęła się, a ja pokiwałam głową i skierowałam się do kuchni- A wiesz słyszałam, że Niall jest tu teraz...
- Wiem, widziałam się z nim- powiedziałam obojętnie, szukając czegoś dobrego do zjedzenia w lodówce.
- I jak było?
- A jak miało być?- spojrzałam na nią.
- No myślałam, że może coś sobie wyjaśniliście...
- Mamo- westchnęłam ciężko- On ma swoje nowe życie, a ja swoje. To koniec.
- Ale ja myślałam, że ci na nim zależało. Zresztą odkąd wyjechałaś nie miałaś żadnego chłopaka i zaczynam się o ciebie martwić- puściła do mnie oczko. "Tak mamo, dobrze widzisz, besztam cię."- Dobra, dobra już przestań tak patrzeć. A jak szukasz czegoś dobrego, to ojciec ostatnio zbiera zapasy czekolady w barku.
- Kocham cię- uśmiechnęłam się szeroko i pomaszerowałam w stronę salonu.

Gdy podeszłam pod szafę, otworzyłam wskazaną półkę. Jednak nie znalazłam tam nic dobrego. Były czekolady, ale tylko gorzkie. ''A takiej to nigdy do ust nie włożę.''

Westchnęłam i skierowałam się do pokoju. Kiedy wchodziłam po schodach, usłyszałam informację z radia, które grało w kuchni. 'One Direction nadal zajmują pierwsze...' Dalej nie usłyszałam, bo z hukiem zamknęłam drzwi od pokoju.

- Boże nie ma cię trochę w domu, a kiedy wracasz tu taki rozpierdol. Ktoś tu mieszka pod moją nieobecność?!- warknęłam sama do siebie, zirytowana.

***

Kiedy wreszcie skończyłam ogarniać to wszystko, rzuciłam się na miękkie łóżko i złapałam telefon do ręki. Ktoś musiał mieć podobne myśli do mnie, bo akurat dostałam wiadomość.

"Alex wiesz, że za trzy tygodnie mamy zawody, a Van nie ma żadnego pomysłu na układ. Pomocy! Lucy ;*"

''Kurwa znowu?'' Jak Vanessa została wybrana na prowadzącą to powinna mieć o tym jakieś pojęcie. 

- A przepraszam zapomniałam, że chłopaki ją wybrali, bo ma super tyłek- mruknęłam. "Czujecie ten sarkazm?"

I znowu cała odpowiedzialność spadła na mnie.

Wystukałam wiadomość do Lucy, z pytaniem do czego tańczymy i rzuciłam telefon na łóżko. Cudem uniknął nieprzyjemnego spotkania z twardą podłogą. Powędrowałam do łazienki, po czym związałam włosy w wysoką kitkę, założyłam dresy i t-shirt.

Długo na odpowiedź czekać nie musiałam, bo po chwili usłyszałam sygnał nowej wiadomości.

Ed Sheeran "Lego House", Shannon Saunders ''Atlas'' , albo One Direction "Little White Lies" Wybierz jaką chcesz, ale daj znać, którą ;) "

Oni zaczynali mnie prześladować. Musiałam przestać zwracać na to uwagę. Złapałam szybko telefon i napisałam do koleżanki.

"Atlas nieźle się zapowiada”

***

Dawno mnie nogi tak nie napierdalały. Wszystko było by łatwiejsze, gdyby ten pokój nie był tak mały. Zaczynałam tęsknić za drewnianymi panelami i wielkimi lustrami w studiu. Nie miałam nawet siły zejść na dół po coś do picia. Myślałam nad paroma wyjściami, aby dostać wodę nie wychodząc z pokoju. Krzyk odpadł, sms do mamy z prośbą o wodę też raczej mogłam wykluczyć.

Zebrałam w końcu tyłek i mozolnie zeszłam na dół. Rodzice siedzieli w salonie oglądając jakiś film. Nalałam sobie wody, a wtedy mój brzuch zaburczał.

- Zjecie coś?- krzyknęłam w stronę salonu.
- Budyń!- odpowiedziała mi rodzicielka.
- Tato, a ty?
- Też trochę!

Westchnęłam i zaczęłam grzebać we wszystkich szafkach. 

- Budyń ale czekoladowy- mruknęłam, przeglądając kolejne opakowania.

Było milion opakowań budyniów waniliowych, śmietankowych, wiśniowych a nawet truskawkowych, ale ani jednego czekoladowego. Stwierdziłam, że sama zrobię czekoladowy. 

- Serio?! Kurwa kakao też nie ma?! No to są jakieś żarty!- jęknęłam.

Zignorowałam uwagę mamy co do mojego słownictwa i chwyciłam opakowanie o smaku truskawkowym.

***

Postawiłam wszystkie miseczki na tacce i powędrowałam w stronę salonu. Ostrożnie stawiałam kroki, aby tylko się nie wywalić.

- A właśnie, kochanie mam prośbę. Właściwie to pani Maura ma. Pytała czy jutro byś nie popilnowała Theo i Nialla.

Kiedy to usłyszałam nogą walnęłam o fotel a z rąk wypuściłam tackę.  Miseczki ocalały, ale budyń truskawkowy wylądował na białym dywanie mamy. "No to zapowiada się ciekawy wieczór..."





Darcy

''Kiedy on wreszcie sobie pójdzie?!'' Próbowałam wszystkiego, żeby go spławić. Specjalnie udawałam najpierw, że ktoś do mnie dzwoni, potem, że żelazka nie wyłączyłam i różne takie, ale oczywiście on twierdził, że poczeka. ''Głupek jeden.''

W końcu skończyły mi się pomysły, a telefon się rozładował. Wymówki o podłączeniu telefonu nie mogłam wykorzystać, bo nie wiedziałam, gdzie miałam ładowarkę. ''Czasami mam wrażenie, że wszystkie rzeczy elektroniczne po prostu ode mnie uciekają.''

Cały czas piłam herbatę, żeby tylko z nim nie rozmawiać. Do czasu, kiedy nie kończyła mi się, działało. Ale gdy ujrzałam dno szklanki, a chłopak otwierał usta, aby coś powiedzieć, przeraziłam się. 


- Ja…- zaczął, ale nie chciałam dać mu skończyć.
- Otworzę okno, okay?- nie czekałam nawet na odpowiedź, tylko szybko podeszłam i je otworzyłam.

Nie rozumiałam swojego zachowania. W końcu wcześniej z nim normalnie rozmawiałam, a teraz nagle nie mogłam się odezwać. Musiałam przyznać, że był ładny. Cholernie ładny, ale przecież to gwiazda. Pewnie myślał tylko o sobie. ''Ja pierdolę, czemu zawsze to ja muszę mieć przerąbane?'' 

- Idę do łazienki- mruknęłam, Zayn tylko westchnął. 

''Już nawet nie można iść załatwić swoich potrzeb fizjologicznych?'' Zirytowana podreptałam do wybranego miejsca.

Kiedy załatwiłam to co miałam, wróciłam do kuchni. Wstawiłam wodę i po pięciu minutach nasze kubki znów były pełne. Nie wiedziała właściwie po co to zrobiła, skoro po tym napoju tylko sikałam. Jednego byłam jednak pewna- nie chciałam z nim gadać. 

Postawiłam przed nim jego herbatę, po czym usiadłam na swoim miejscu.

- Okay, to...- znów mu przerwałam.
- Ładna dzisiaj pogoda, nie?
- Tak, masz rację. A tak w ogóle to jak masz na imię?- spojrzał na mnie dziwnie, a ja miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Siedział tu pół dnia, rozmawiał ze mną, a mojego imienia nie znał.

- Darcy, Darcy Smith.

Kiedy zrozumiałam jak to zabrzmiało wybuchnęłam głośnym śmiechem. ''Przedstawienie się jak James Bond.'' Śmiałam się bardzo długo, a z twarzy mojego towarzysza można było wyczytać, że był zirytowany. Zauważyłam, że był jak otwarta księga. Gdy tylko z na niego spojrzałam, od razu widziałam, że był zirytowany, a to mnie jeszcze bardziej rozśmieszało. Za każdym razem, myśląc, że już się uspokoiłam, chciałam się napić herbaty, a on powtarzał to co robię jak papuga. Za piątym razem rozśmieszyło mnie to tak bardzo, że prawie udławiłam się piciem. Zayna najwidoczniej to bardzo rozbawiło, bo zaczął się śmiać jak opętany. Co z kolei znów rozśmieszyło mnie. 

I tak ciągle. Jedno rozśmieszało drugie. Byliśmy jak w błędnym kole.

- Może nazwiemy tą herbatę 'herbatą śmiechu'?- wreszcie, któreś z nas się odezwało.
- Dobre, nazwijmy tak tą herbatę- przytaknęłam mu, łapiąc się za brzuch, który zaczynał mnie już boleć.
- Boże, jak to możliwe, że ta herbata jest jeszcze gorąca?- zapytał, patrząc na mnie.
- Bo zalałam ją wrzątkiem, nie dolewając zimniej wody?- spojrzałam na niego jak na idiotę i znów zaczęłam się śmiać, a po chwili chłopak dołączył do mnie.
- Okay, możemy się wreszcie opanować?- zaproponował, usiłując się uspokoić.
- Ja nie wiem czy potrafię- wydusiłam, kręcąc głową.



Pokazałam mu na migi, że wyjdę się uspokoić. Ale ja oczywiście jako niezdara musiałam zahaczyć ręką o kubek chłopaka, a herbata rozlała się na jego nogi.

Później nie rozumiałam za bardzo co się działo. Chłopak wstał z krzykiem z krzesła i zaczął skakać jak jakaś żaba. Potem latał po całym korytarzu, wyglądając przy tym jak pingwin, który próbował polecieć. Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Chichrałam się jak opętana.

Kiedy już zaczęłam się uspokajać, poczułam na sobie wzrok Zayna. Gdyby mógł to by mnie zabił tym spojrzeniem. Znów miałam ochotę się śmiać, ale aby nie wyjść na ostatnią kretynkę, szybko się odwróciłam i pobiegłam po jakiś ręcznik, lód oraz bandaże. ''Bo w końcu nie wiem jak bardzo się oparzył, a jak sam powiedział herbata była gorąca.''

-Nie wiem na co mu się to wylało, ale jak na krocze to sam będzie musiał sobie poradzić- mruknęłam sama do siebie, wracając do chłopaka.

Kazałam mu usiąść w salonie na kanapie i dalej nie wiedziałam co miałabym zrobić. ''Jak się za to zabrać?'' Oblał się na udach, ale jak na złość miał rurki i nie mógł ich podwinąć.

- Chyba... Musisz je zdjąć- wymamrotałam, wskazując na jego spodnie.

Dopiero po chwili załapał o co mi chodzi, bo uśmiechnął się szatańsko i uwodzicielsko. ''O nie kochany, to na mnie nie działa... no może trochę.''

- Jaa.. IDĘ PO JAKIEŚ DRESY!- krzyknęłam, wybiegając z pomieszczenia z prędkością światła.

Przeszłam do garderoby i znalazłam jakieś dresy, które swoją drogą były męskie. ''Boję się co moja matka tutaj wyprawiała.'' Nie chciałam nawet o tym myśleć, więc jak najwolniej się dało, zeszłam na dół.

Kiedy weszłam do salonu, głośno przełknęłam ślinę. Udawałam, że to, iż stoi tutaj w samych bokserkach i koszulce, w ogóle mnie nie rusza. Szłam z poniesioną głową, żeby tylko się na niego nie patrzeć.

- Khmn…- odkaszlnęłam- Masz tu dresy, chyba będą pasować- na ślepo wystawiłam do niego rękę z dresami.
- Jestem tutaj, może tak spojrzysz?- zapytał. Odetchnęłam głęboko i spojrzałam się na niego. Cały czas patrzyłam się tylko w jego oczy. Powtarzałam jak mantrę, żeby nie spojrzeć niżej. Podałam mu spodnie i natychmiast odwróciłam wzrok.
- Pomożesz mi? W końcu ty mi to zrobiłaś.
- Jestem pewna, że sobie sam poradzisz- machnęłam dłonią.
- Ja bym tego taki pewien nie był- ''Jak ty mnie człowieku wkurzasz!''
- A niby jak mam ci pomóc?- zapytałam, a on wybuchł śmiechem. Spojrzałam na niego groźnie. Już miałam mu coś powiedzieć, ale nagle usłyszałam telefon domowy. Pewnie mama dzwoniła, bo chyba nikt już nie ma telefonów stacjonarnych. ''ZARAZ! Ale to znaczy, że...'' - Wybacz, musisz sobie radzić sam- rzuciłam.

Ignorując jego groźne spojrzenie, udałam się w stronę telefonu.

- Słucham?
- Cześć córciu!- usłyszałam głos rodzicielki.
- Cześć mamo, jak tam?- oparłam się o ścianę.
- Wszystko dobrze, a jak pierwszy dzień na studiach?
- Jakich studiach, przecież jesz...- zatrzymałam się- O KURWA!- zaczęłam się zastanawiać, czy
przypadkiem nie mam alzheimera. 
-Boże, ale z ciebie ciamajda, jak mogłaś zapomnieć o szkole?! Mogłam cię jednak nie zostawiać samej...- pewnie mówiłaby dłużej gdybym jej nie przerwała, a ja miałam dość przygód na dzisiaj. Sama chciałam się zabić na myśl o tym, że zapomniałam o pierwszym dniu studiów.
- Musze kończyć- już chciałam odłożyć słuchawkę, lecz usłyszałam jej głos.
- Tylko jutro masz już iść do szkoły, jasne!
- Tak mamo, pa- zakończyłam rozmowę.

Od razu przeszłam do salonu, siadając na kanapę. Po pięciu minutach krzyczenia w poduszkę, uspokoiłam się, ogarnęłam, poprawiłam włosy i usiadłam jak normalny człowiek. Zayn, patrzył na mnie z rozbawieniem, zakładając dresy. Gdy zauważyłam, że nie był jeszcze ubrany, szybko odwróciłam wzrok w przeciwną stronę.

- Jezuuu, ale jesteś wstydliwa- stwierdził rozbawiony.
- Jakoś nie mam ochoty oglądać cię w samych majtkach- odpysknęłam mu.
- Żałuj- zaśmiał się, a moja twarz pewnie przybrała kolor pomidora. To było żałosne- Co jutro robisz?
- Idę na zajęcia- wzruszyłam ramionami.
- Aha, to cię odwiozę- powiedział, jak gdyby nigdy nic. Jakbyśmy się znali co najmniej trzy lata.
- A czy ja cie o to proszę?
- Nie, ale jestem miły. I jesteś mi coś winna za to poparzenie. Więc cię zawiozę i przyjadę po ciebie- "Czy on się walnął w głowę, gdzieś po drodze?
- I co jeszcze?!- zbulwersowałam się.
- Później pojedziemy do restauracji na obiad- uśmiechnął się- A teraz idę do domu, bo mama będzie mi coś gadać, że się zasiedziałem i mi się spodobałaś - jeszcze bardziej się zaczerwieniłam. "Idź sobie już!"- Do zobaczenia!- krzyknął wychodząc z domu, na co nic nie odpowiedziałam.

Zamknęłam za nim drzwi i poszłam sprawdzić swój plan zajęć na internecie, abym mogła się spakować.


Louis

Siedziałem na ławce i patrzyłem się jak te dwie wesoło śmiały się, siedząc na huśtawkach. Za cholerę nie wiedziałem, jak udało im się mnie przekonać, żeby tu przyjść. Miałem wielką ochotę spotkać się z moim łóżkiem i spędzić z nim całą noc. "Wcale bez podtekstowo." Ale oczywiście Phoebe zachciało się placu zabaw. Na szczęście nie byłem już tak bardzo potrzebny jak kiedyś, więc moja dupa mogła odpocząć.

- Louis, pohuśtaj mnie!- krzyknęła Daisy. "A jednak tyłek nie odpocznie."

- Już- jęknąłem i leniwie wstałem z ławki.


Oparłem się o drewniany bal, który był elementem konstrukcji i chwyciłem łańcuch huśtawki małej. Monotonnie pchałem ją to do przodu, to do tyłu. ''Jak to w ogóle mogło być fajne?'' Do przodu, do tyłu, i znowu do przodu, do tyłu. Przecież to bezsensu. I w ogóle na przykład takie zjeżdżalnie. Kurde zjedziesz sobie raz, potem musisz znowu na nią wchodzić i zjeżdżasz, wchodzisz, zjeżdżasz, wchodzisz, zjeżdżasz. Gdzie tu sens? Albo taka piaskownica. Siedzisz sobie w niej i tylko uwalasz się cały w piachu. Chociaż ja bym się w takim piachu pobawił. I zjechał ze zjeżdżalni. I pohuśtał na huśtawce. "Na kacu jesteś gorszy niż na trzeźwo."

- Louis, Louis!- wyrwało mnie z rozmyślań szturchanie.
- Co?- westchnąłem patrząc na Phoebe.
- A ja?- zrobiła minkę zbitego psa. Niestety kto by tej jebanej miny nie zrobił, ja zawsze ulegam.

***

W domu rzuciłem się od razu na łóżko. Łapiąc się za, nadal bolący, łeb, dłonią zacząłem szukać butelki wody, która jeszcze rano tu stała. Kiedy w końcu ją znalazłem odkręciłem korek i przyłożyłem butelkę do ust. Niestety nie poczułem żadnej cieczy wlewającej się do mojego zbolałego gardła. "Oczywiście, pusta.''

Zebrałem tyłek i wstałem. Zacząłem myśleć o tym moim dziwnym śnie. W ogóle go nie ogarniałem. ''Nie żeby to była dla mnie jakaś nowość, bo ja dużo rzeczy nie ogarniam.'' Dziewczyn na przykład. Jednego dnia mówią ci, że cię kochają, a drugiego chcą ci wydrapać oczy. 

Kiedy przychodziłem obok pokoju Charlie, drzwi gwałtownie się otworzyły. a mój nos spotkał się z drewnianą powierzchnią.

- KURWA CHARLIE!- wydarłem się na cały dom i złapałem za swój nos.
- LOUIS!- krzyknęła na mnie mama, która stała zaraz za moimi plecami. Łeb teraz napierdalał mnie niemiłosiernie.
- Co?!- odwróciłem się, mocno wkurzony.
- Pohamuj swoją mowę, dziecko- spojrzała na mnie, ale zaraz zaczęła się śmiać, patrząc na moją twarz.
- O co ci chodzi?- zapytałem zdezorientowany. Charlie pociągnęła mnie do łazienki i poprowadziła do lustra.
- O CHOLERA!- krzyknąłem znowu. Mój cały nos był fioletowy- Ja pierdolę!
- Louis mówiłam coś do ciebie...- warknęła mama.
- Zabiję ci.- spojrzałem na siostrę, a ona od razu pobladła na twarzy. Nie dziwiłem jej się. W końcu zabijałem ją wzrokiem- Weź mi daj chociaż lód...-jęknąłem zmęczony już dzisiejszym dniem.

***

Po paru minutach leżałem już w swoim łóżku, przykładając zimną torebkę mrożonek do nosa. "Ty to masz szczęście Tomlinson.

Podniosłem klapkę laptopa i od razu pojawiło mi się nieodebrane połączenie ze Skype. ''Co? Niall, się stęsknił? To takie słodkie.'' Zaśmiałem się cicho, naciskając zieloną słuchawkę, przy imieniu blondyna. Po chwili na ekranie pojawiła mi się urocza buźka przyjaciela.

- Hej Tomlin...- zaciął się- Kto ci wpierdolił?- zaczął się śmiać.
- Twoją mordę też miło zobaczyć Horan- warknąłem.
- Przepraszam, ale to tak wygląda... Ale serio co ci się stało?- przygryzł wargę, aby się już nie śmiać. Chociaż widziałem, że tak go korciło...

- Miałem bliskie spotkanie z drzwiami- jedyne co usłyszałem w odpowiedzi to jego głośny śmiech. Niestety był on tak zaraźliwy, że i ja musiałem się zaśmiać.

- Louis ty jak coś odpierdolisz. Boże, biedne drzwi- pokręcił głową.
- A tak w ogóle to czemu pragnąłeś się ze mną skontaktować? Znaczy wiem, że jestem zajebisty i w ogóle, ale wy nigdy nie jesteście bezinteresowni.
- Tak Lou, masz rację. Mam problem...
- Gadaj- ogarnąłem się i spoważniałem. O ile to możliwe w moim stanie.
- Spotkałem dzisiaj Alex...-nerwowo przeczesał dłonią włosy.
- Do puenty Horan- poprawiłem torbę na nosie.
- Bo to takie dziwne...- westchnął- Nie umieliśmy dzisiaj ze sobą rozmawiać.
- Idioto, zobaczyła cię po raz pierwszy od ponad trzech lat i co miałeś nadzieję, że ci się w ramiona rzuci?- zauważyłem, że już otwierał usta- Nie odpowiadaj. To było pytanie retoryczne ciołku- westchnąłem- Zmieniłeś się. Poszedłeś do przodu. Ona też. Macie swoje życia. Ona cię teraz może inaczej postrzega, pomyślałeś? Daj jej czas, siedzisz tam jeszcze jakieś dwa tygodnie, pogadaj z nią. Pokaż, że właściwie to nadal jesteś takim samym Niallem jak wcześniej. Zresztą ona może się zmieniła?
- Co bym zrobił bez naszego psychologa?- zaśmiał się.
- Tak wiem, że zawsze wam dupę ratuje, nie ma za co- uniosłem dumnie głowę.
- Naprawdę dziękuję.- uśmiechnął się, a ja zaraz za nim.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć...
- Dzięki. Dobranoc!
- Dobranoc Nialler- rozłączył się, a ja opadłem na łóżko.

Opuściłem klapkę urządzenia i odłożyłem je na półkę. Leniwie pokierowałem swoje ciało do łazienki. Spojrzałem żałośnie na swój biedny nos w lustrze. "Szybko to nie zniknie". Zrzuciłem z siebie wszystko i stanąłem pod prysznicem. Wraz z ciepłą wodą spływało ze mnie choć trochę zmęczenie. Stałem tak parę minut. Kiedy usłyszałem jak Fizzy dobija się do drzwi, zatęskniłem za moją łazienką i świętym spokojem w Londynie. Szybko wyszedłem spod prysznica i owinąłem sobie ręcznik wokół pasa.

- Wolne!- krzyknąłem do siostry.
- Mógłbyś się ubrać?- zapytała żałośnie Fizzy.
- Mam prawo nosić co chcę, tak samo jak mam prawo nie nosić niczego- uśmiechnąłem się dumnie, a ona wywróciła oczami i zniknęła za drzwiami łazienki.

***

Ostatnie co pamiętam z tego dnia, to jak upadłem na moje łóżko i zamknąłem oczy.

Siedziałem na krzesełku w jakimś gabinecie. Zacząłem się rozglądać. Na biurku przede mną leżały stosy jakiś papierów, a dookoła stały półki z przeróżnymi książkami i segregatorami.

- Louis!- odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętego, wysokiego mężczyznę ubranego w garniak.
- Dzień dobry...
- Myślałeś o tej naszej ostatniej rozmowie?
- Tak właściwie to o czym rozmawialiśmy?
- Zabawny jesteś. No to wszystko przedstawia się w...- wtedy zza niego wyłoniła się niska brunetka. Obstawiam, że jego asystentka. Pociągająca asystentka... "Louis spokojnie."
- To papiery o które pan prosi.- podała mu chyba cztery kolorowe teczki.
- Tak, dziękuję. I Carly, przynieś nam kawę.- uśmiechnął się, a brunetka wyszła.


Odprowadziłem ją wzrokiem, a w tym czasie facet usiadł na swoim skórzanym fotelu. Już miałem się odezwać gdy nagle do pokoju wpadła ta blondynka z korytarza. Zmierzyłem ją wzrokiem. Trochę niższa ode mnie, długie blond włosy, jasna cera, usta w wyraźnym grymasie, brązowe, ciemne oczy. Była... Ładna.

7 komentarzy:

  1. Więc tak... Po pierwsze brakowało mi tu Harry'ego... Wiadomo, czytać bym nie czytała, ale poprzedni rozdział skończył się tak, że chciałoby się wiedzieć co dalej w tym temacie :). Ale rozumiem, wiele perspektyw, nie można wiecznie o jednym i tym samym :).
    Alex... No to się biedactwu trafiło... Niańczenie Nialla :). Jestem naprawdę ciekawa jak to wypadnie :). Mam nadzieję, że szybko się pogodzą. Nie mogą być pokłóceni, no. Smutny Niall powoduje, że mi jest smutno. Trzeba go jakoś rozweselić :)
    Darcy... Czytając to, miałam wrażenie, że zagłębiam się w kolejny rozdział Psychotic, ale z perspektywy jakiegoś odrębnego pacjenta... Ta dziewczyna jest nieźle rozchwiana :). Tu się wkurza, tu nieśmiała, tu się chachra :). Boże, weź tu nadążaj za nią człowieku... Podziwiam Zayna, że to wytrzymał, naprawdę ;).
    Louis... Matko, jaki słodki Louis... :). Jak on się zajmuje tymi siostrami... Urocze :). Tylko kim były dziewczyny z jego snu...? Czekam na rozwiązanie tej zagadki :).
    No to ten... To by było na tyle :). Liczę na szybkie pojawienie się rozdziału :).
    Buziaki xx.

    http://remember-me-harry.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie Harry będzie w następnym rozdziale dodanym, Malikowa się postara o to ;) Co to Nialla i Alex Tusiak ma nadzieję, że sprosta twoim oczekiwaniom ;) Hahaha tak Darcy jest zakręcona, ale naszym zdaniem to sprawia, że jest taka wyjątkowa :) Właściwie to sam Louis nie wie jeszcze kim były te dziewczyny. ;p I dziękujemy na komentarz! Jesteś strasznie kochana i miła, i wogóle samo to, że to czytasz motywuje nas, żeby pisać ;) Naprawdę dziękujemy! / Tusiak i Malikowa

      Usuń
  2. No to ja już czekam na kolejny rozdział :). Nie ma się co guzdrać, możecie go już dodawać :). Ja się naprawdę nie obrażę :).
    Tak, Darcy jest zdecydowanie wyjątkowa. Może nawet aż za bardzo... :) Ale wiadomo, nie każdego od razu trzeba kochać. Muszę się jakoś do niej przekonać :)
    A Louis musi się szybko dowiedzieć co to za panny. Podejrzewam, że to nie był przypadek :).
    A co do czytania, mam jedna dygresję... Im więcej dodajecie, tym więcej czytam. Możecie wyczytywać w tym aluzje :).
    Buziaki xx.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha nawet nie wiesz ile nam motywacji dajesz, serio ;) Napewno się do niej przekonasz, jest świetna. (Naszym skromnym zdaniem oczywiście ;p ) A co do Louisa... Dużo się już stało a rozdziałów jest jeszcze niewiele, ale jak na złość (wybacz (heart) ) nie które rzeczy lubię przedłużać :* Albo nie... /Tusiak i Malikowa

      Usuń
    2. Wiem o czym mówicie, komentarze dodają fantastycznej energii. Wyłudzam je więc od każdego, od kogo mogę :). Polecam takie rozwiązanie :).
      A co do przedłużania... Znam sprawę. Też tak często robię, co chyba widać po Piekarni :). Niepewność w historii jest cudowną sprawą, ale zdecydowanie nie, gdy się ją czyta :). Także ten... Im szybciej pojawi się rozdział, tym lepiej :)

      Usuń
    3. Nie chcę być niegrzeczna, ale gdzie jest ósemka...? :)

      Usuń